Problemy daltonizmu

avatar użytkownika FreeYourMind

Dawno, dawno temu, kiedy człowiek chodził jeszcze na jakieś zajęcia na studiach, to jeden z wykładowców mówił tak: jak ktoś nie chce zająć jakiegoś wyraźnego stanowiska w danej sprawie, to powinien zacząć od słów: "to zależy..." Czyli na przykład: uważasz, że komunizm to zbrodniczy ustrój? To zależy... Albo: jesteś za rozliczeniem zbrodni komunistycznych? To zależy... Czy stan wojenny był działaniem przestępczym wobec Polaków? To zależy... I tak dalej.

Oczywiście, rzecz wydaje się warta śmiechu i myśmy też się śmiali na konwersatorium z takiego sformułowania-wytrychu, problem jednak w tym, że taka optyka daltonizmu jest jakimś "niezbędnikiem intelektualisty" i to nie tylko takiego pisującego w komunistycznej "Polityce" (i czytującego się potem w niej), ale przede wszystkim różowego. Daltonista widzi tylko rozmaite odcienie szarości, co skłania go do twierdzenia, że świat jest tak skomplikowanie pocieniowany, iż złudzeniem jest mówienie o jakichkolwiek barwach, czyli, dajmy na to, wskazywanie np. katów i ofiar.

Reprezentatywnym przykładem daltonisty intelektualnego jest S. Chwin, o którym już raz miałem nieprzyjemność pisać, ale który znowu odezwał się niczym Zeus z niebios i gromami posypał na antykomunistów z papierowych wyżyn "Rzeczpospolitej". Te gromy udało mu się wykrzesać właśnie z postawy "to zależy", którą tak znakomicie zbeletryzował wcielając się w skórę Jaruzela w swoim słynnym eseju na łamach "GW". To wcielenie dostarczyło mu takich niezapomnianych przeżyć metafizycznych, że z rozpędu, jak pamiętamy, zaczął zakładać skórę Jaruzela na każdego z nas.     

No ale nie o tamtym eseju teraz piszę, tylko o nowym, stanowiącym gromiącą polemikę z R. Ziemkiewiczem. Ktoś powie: a coś się, cepie, czepił tej formuły "to zależy"? Nie wolno se takiego sformułowania fundamentem życiowym ustanowić? Ależ wolno, oczywiście, że wolno i daj Panie Boże zdrowie wszystkim relatywistom. Zadziwiające jednak jest wyłącznie to, że stojąc na gruncie "to zależy", wyznawca takiej filozofii nie odczuwa najmniejszego oporu przed odsądzaniem od czci i wiary poglądów, nazwijmy to, nieco twardszych. I tak Chwin twierdzi, że wobec jaruzelszczyzny należy się postawa "to zależy", ale już wobec R. Ziemkiewicza, wcale nie. Nie ma bowiem Chwin żadnych wątpliwości, iż RAZ wypisuje banialuki nt. Jaruzela oraz braku sowieckiego zagrożenia dla Polski, że stoi na gruncie jaskiniowego antykomunizmu, który w istocie jest (zdaniem Chwina) komunizmem a rebours - co też skłania tegoż Chwina do nazywania Ziemkiewicza "Rycerzem Prawdy", a nawet nieco z leninowska, "Pawką Korczaginem prawicy", albo tak po staromarksistowsku, "towarzyszem Rafałem":

"Jego twarde, antykomunistyczne tyrady swoją retoryczną barwą przypominają do złudzenia nader skuteczne teksty stalinowskich publicystów z lat 50. ubiegłego wieku, którzy – podobnie jak on – wiedzieli w stu procentach, gdzie jest – że posłużę się cytatem z jego wypowiedzi – „jedna obiektywna prawda”, a dobro i zło można bez żadnego trudu odróżnić jak kurę od koguta. Pawka Korczagin polskiej prawicy jednym cięciem oddziela światło od ciemności, tępiąc wszelkich „zamazywaczy” i „salonowców”, do których on sam – o to możemy być spokojni – z pewnością nie należy. Prawdziwy antykomunista w paru punktach zwykle jest dość mocno podobny do prawdziwego komunisty."

Takie buty. Wygląda więc na to, że postawa "to zależy" implikuje olbrzymią spolegliwość wobec działań komunistów, natomiast wyklucza jakąkolwiek spolegliwość wobec antykomunistów. A to feler, westchnął Scheler. Czyli z tym relatywizmem to chyba nie do końca jest tak, jak sami jego głosiciele twierdzą. Czy Chwin nie powinien był sobie odpowiedzieć na pytanie: czy Ziemkiewicz ma rację - formułą "to zależy"? Tak nakazywałaby żelazna konsekwencja relatywizmu. Tymczasem Chwin nie ma najmniejszych kłopotów ze stwierdzeniem, że publicystyka Ziemkiewicza nie mieści się w odcieniach szarości, zaś postać autora "Michnikowszczyzny" mocno się odcina od szarego tła.

"Charakterystyczną cechą myślenia Rafała Ziemkiewicza jest myślenie przy pomocy siekiery wedle klasycznego wzorca: „nie ma co tam komplikować, jedna prawda obiektywna jest prosta jak drut, a ja poznałem ją na wylot”. Krzepiąca wiara w to, że świat jest w stu procentach prosty, jasny, wyraźny i przejrzysty, jest jego herbem i dewizą.

Ja zaś żadnej „jednej prawdy obiektywnej” dotąd na wylot jeszcze nie poznałem, więc wolę stawiać pytania, niż dawać proste jak drut odpowiedzi."

Można by więc podejrzewać, że ów programowy daltonizm, z którym, jak dotąd sądziliśmy, niektórzy się rodzą i umierają, ujawnia się wyłącznie w jednych obszarach życia, w innych natomiast wzrok daltonisty wyjątkowo się wyostrza, co powoduje widzenie wielobrawnych szczegółów i to bez żadnego odcienia szarości. Kiz dziadzi?, jakby spytał Witkacy.

"Mnie sie wydaji", że może być tak, iż daltonizm jest jakimś schorzeniem nabytym (np. środowiskowym) albo nawet udawanym, aczkolwiek bez względu na przyczyny tego schorzenia (prawdziwego lub urojonego), należy powiedzieć, że daltonista nie jest w sytuacji beznadziejnej. Problem podstawowy daltonizmu polega przecież na tym, że cholernie ciężko wynaleźć formułę, która by była dostatecznie uniwersalna - tak uniwersalna, by zamykała wszystkim usta. Daltonista może wszak powiedzieć "po troszę każdy ma rację" (czyli rację ma Jaruzelski, Michnik, Chwin, Siwak, Gomułka, Ciosek itd.), no ale w ten sposób mogłoby wyjść na to, że jakąś rację należałoby przyznać także jakiemuś antykomuniście, czyli np. Ziemkiewiczowi - a do tego daltonista nie chce dopuścić i nie może. Z kolei, gdyby powiedział, że tak naprawdę, to nikt nie ma racji (więc Ziemkiewicz znakomicie by tu pasował) - któż z nas nie pobłądził w sądzeniu na temat świata - to by mogło wyjść, że racji też nie ma np. Jaruzelski, Michnik i Chwin! I tak źle, i tak niedobrze. Wobec tego, nieco po omacku łażąc tak od ściany do ściany, daltonista w końcu decyduje się stwierdzić tak: "po troszę każdy ma rację, choć być może nikt nie ma racji, ale na pewno rację mam ja, a nie Ziemkiewicz".

Taka konkluzja stanowi zatem wyraz odzyskiwania wzroku, co przypomina słynną scenę w Ewangelii, kiedy jakiś ślepiec mówi w pewnym momencie "widzę ludzi, jakby drzewa". No więc, daltonista przyznaje, że jednak nie wszystko jest takie szare, jak mu się wydawało, ponieważ antykomunistów to on wyjątkowo dokładnie dostrzega. Znaczy to, że nie wszystkie poglądy mają charakter "to zależy". Szkopuł jednak w tym, że o ile antykomunistę taki daltonista dobrze widzi, to już jak przeniesie spojrzenie na np. komunistów, to ich widzi znowu w wielu odcieniach szarości. Ki diabeł, mocium panie? Jaki to jest mechanizm nerwowy, że patrząc w prawą stronę komuś się poprawia wzrok, a jak popatrzy na lewicę, to już temu delikwentowi nie tylko zamazują się barwy, ale i dioptrie zaczynają lecieć, jak indeksy giełdowe w czasie bessy?

Ja se tak na buca rozum myślę, że samo z siebie takie zjawisko nie zachodzi. Kiedyś podobny mechanizm zaburzeń wzrokowych opisał J. Ch. Andersen w formie baśniowej, gdzie, jak pamiętamy, nowe szaty króla stanowiły okazję do wielu ciamknięć pełnych zachwytu.

"Mnie sie wydaji", że jak się daltoniści tak zbiorą do kupy, to im się podobna przypadłość ujawnia - są wyjątkowo zgodni w tym, czego nie widać i znakomicie się uzupełniają w opisie tego, co doskonale widzą. No tak, ale skąd oni wiedzą, co i kiedy widzą, skoro z osobna żaden daltonista niewiele jest w stanie dostrzec, bo mu aparat intelektualno-wzrokowy na to nie pozwala? Skoro bowiem ich daltonizm ujawnia się wyjątkowo wtedy, gdy się do kupy zejdą? Wot, musi być jakiś arcymistrz daltonizmu, który głosem nieznoszącym sprzeciwu wskazuje, gdzie rzeczywistość z szarości się wydobywa i na barwy rozmaite rozpryskuje.

Czy mistrzowi daltonizmu można w odpowiedzi rzec: "to zależy"? To zależy, bowiem daltonista nie ośmieli się mistrza nauki podważać, skoro terminowanie u mistrza przekłada się na wielki splendor, nagrody, bywanie, zakąszanie etc. Z kolei, jak antykomunista powie (mistrzowi daltonizmu) "to zależy", to zaraz daltoniści chcą kamienować, co też w eseju Chwina polemizującego z Ziemkiewiczem widać, jak na dłoni:

"gdyby wódz niesuwerennej Polski pojałtańskiej nazywał się Kowalski, Malinowski czy Ziemkiewicz, to i tak sytuacja byłaby taka sama. I coś trzeba by było w tej polskiej sytuacji zrobić. Tylko co? I na to pytanie chętnie bym usłyszał odpowiedź Rycerza Prawdy.

Chyba jednak takiej odpowiedzi się nie doczekamy od kogoś, komu od kilku już lat nienawiść do łże-elit i Adama Michnika tak odbiera rozum, że gotów sygnować swym nazwiskiem najoczywistsze absurdy i zanurzony w kłamstwie mnoży frazesy mające zagłuszyć fakty, niekiedy zupełnie nie licząc się z własną śmiesznością."

Jak widać kwestia leczenia daltonizmu pozostaje wciąż otwarta. Ziemkiewicz usiłował w swoim tekście dać Chwinowi do zrozumienia, że coś z jego aparaturą wzrokowo-intelektualną jest nie tak, ale zastosował chyba niewłaściwą terapię. Być może Chwin powinien zostać poddany eksperymentowi przeniesienia w czasie i zajęcia miejsca generała Wrony, by zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Taki eksperyment jednak nawet dla imperium Agory mógłby być zbyt kosztowny. 


http://www.rp.pl/artykul/61991,212716_Towarzysz_Rafal__ma_glos_.html

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika rabor

1. Chwin fauluje w inny jeszcze sposób

Bezczelnie zrównuje sytuację i odpowiedzialność Jaruzela z sytuacją i odpowiedzialnością poborowych. Jakby nie wiedział, jaka jest różnica między pionkiem, któremu grozi kulka w leb za niewykonanie rozkazu a dowódcą całej armii - i sytuacji i odpowiedzialności. Metoda jest gnojkarska - "dyskusja" innego i nieporównywalnego przypadku, zamiast tematu głównego i udawanie, że się mówiło na temat. To, obok inwektyw, najbardziej mnie wkurzyło.