ROSJA PRZEDE WSZYSTKIM (Aleksander Ścios )
Lektura dokumentów dyplomatycznych ujawnionych przez Wikileaks, pozwala ocenić stosunek rządu Donalda Tuska wobec Rosji oraz sposób, w jaki grupa rządząca traktowała zagrożenie rosyjskie. Mimo że zdawano sobie sprawę z wagi takich zagrożeń, a po napadzie Rosji na Gruzję uważano je za całkiem realnie – nic nie wskazuje, by polscy dyplomaci i negocjatorzy próbowali zdecydowanie zabiegać o gwarancje bezpieczeństwa lub potrafili wykorzystać zaistniałą sytuację dla zwiększenia takich gwarancji.
Przeciwnie. Informacje zawarte w depeszach wskazują na bardzo powściągliwy, a w wielu dziedzinach wręcz kapitulancki sposób prowadzenia rozmów z Amerykanami. Można odnieść wrażenie, że rząd Tuska nie miał wypracowanej żadnej koncepcji działań, a negocjacje służyły raczej względom wizerunkowym, niż wynikały ze strategicznej potrzeby wzmocnienia naszego bezpieczeństwa. Prowadzono je bez przekonania i bez własnej inicjatywy. Poza kilkoma werbalnymi deklaracjami, widoczny jest brak konsekwencji i świadomości celów. Zachowanie to można łatwiej zrozumieć z dzisiejszej perspektywy, gdy po tragedii smoleńskiej nastąpił gwałtowny lecz przecież nie zaskakujący zwrot ku Moskwie.
Ówczesną postawę grupy rządzącej doskonale obrazuje treść depeszy ambasady USA w Warszawie z 12 grudnia 2008 r., którą warto przytoczyć nie ze względu na zawarte w niej oceny, lecz z powodu późniejszego dementi ministra Sikorskiego. Na tej podstawie, można byłoby nawet przypuszczać, że dyplomaci amerykańscy błędnie rozumieli intencje rządu polskiego i sami wymyślili rzekomą „doktrynę Sikorskiego”.
Po napaści Rosji na Gruzję ambasador Victor Ashe oceniał, że „Polska jest naturalnym sojusznikiem Ameryki na wschodzie, a jej polityka ma na celu powstrzymywanie Rosji.” Z treści depeszy wynika, iż minister Sikorski miał powiedzieć przedstawicielom USA: "Polski rząd uważał kiedyś, iż Rosja mogłaby być zagrożeniem w ciągu 10-15 lat, ale po kryzysie w Gruzji może być to jedynie 10-15 miesięcy". Z depeszy dowiemy się, że "Sikorski skarżył się, że NATO zamieniło się w bezzębny klub polityczny i ostrzegł, że Polska nie będzie mogła ignorować powtórzenia się gruzińskiego scenariusza na Ukrainie".
Gdy przed kilkoma dniami zapytano Sikorskiego o te właśnie słowa, wyjaśnił, że „10-15 lat to jest taki horyzont planowania, to nie oznacza, że coś będzie zagrożeniem, tylko że przez 10-15 lat właśnie zagrożenia nie będzie i że można w perspektywie tego okresu budować system obronny".
Okazje się zatem, że intencja wypowiedzi ministra nie polegała na wskazaniu realnego zagrożenia rosyjskiego w perspektywie 10-15 miesięcy, a przeciwnie – chodziło o wytłumaczenie Amerykanom, że po ataku na Gruzję Polska może być bezpieczna przez następne 10-15 lat i nie ma potrzeby spieszyć się z budową systemu obronnego. Nowatorską logikę ministra spraw zagranicznych uzupełnia uwaga na temat zapisów ujawnionej depeszy. Sikorski stwierdził, że „trzeba z ostrożnością podchodzić do tych materiałów, (ponieważ) tylko dlatego, że coś jest tajne nie znaczy, że jest w 100 proc. prawdziwe, czy wierne". Jego zdaniem, amerykański protokolant "albo źle zrozumiał, albo źle zapisał".
Nie wiemy, czy w podobny sposób można będzie skomentować treść innej depeszy ambasadora Victora Ashe z 7 maja 2009 roku, w której zawarto wypowiedzi kilku czołowych polityków grupy rządzącej. Był to czas, gdy delegacja Kongresu USA omawiała w Polsce koncepcje rozmieszczenia na naszym terytorium rakiet Patriot. Ambasador cytuje m.in. słowa Sławomira Nowaka z PO: „Pytany, czy Polska będzie uspokojona obecnością baterii Patriot tytułem rekompensaty za tarczę antyrakietową Nowak powiedział Levinowi, że bez względu na los tarczy rząd Polski oczekuje, że rząd amerykański będzie "honorował swoje zobowiązania" w sprawie Patriotów. Polska chce zbudować całościowy system obrony przeciwlotniczej i uważa Patrioty za "najważniejszy element" swoich wysiłków modernizacyjnych. Nowak powiedział, że Polska "nie ucierpi", jeżeli USA wycofają się z tarczy antyrakietowej, ale powtórzył, że rząd Polski „liczy na Patrioty”. W pewnym momencie Nowak poprawił nawet swojego tłumacza, który błędnie powiedział, że Polacy "chcieliby Patriotów". "Nie, liczymy na nie", podkreślił po angielsku Nowak.”
Czy wobec wyraźnej deklaracji szefa kancelarii premiera, iż „Polska "nie ucierpi", jeżeli USA wycofają się z tarczy antyrakietowej”może jeszcze dziwić decyzja Obamy z 17 września 2009 roku, przekreślająca projekt budowy tarczy?
Na uwagę zasługuje również ten fragment depeszy, w którym cytuje się wystąpienie Bronisława Komorowskiego. To wprost modelowy przykład myślenia o bezpieczeństwie Polski w kategoriach uwzględnienia interesów rosyjskich. Ambasador Ashe zanotował:
„Marszałek Komorowski i Nowak zgodnie wskazywali na to, że zgadzając się na lokalizację tarczy antyrakietowej Polska zapłaciła „wysoką cenę” – szczególnie w relacjach z innymi członkami UE i Rosją. Komorowski wyraził obawę, że po dwunastu latach poprawy relacji Polska ponownie staje się rosyjskim celem – wysocy rangą rosyjscy politycy grozili wymierzeniem w Polskę głowic nuklearnych, podgrzewane są antypolskie nastroje wśród Rosjan i podejmowane działania przeciwko polskim interesom na Ukrainie.”
Z dalszego przebiegu rozmów można wnioskować, że podstawowa troska polskich polityków dotyczyła „przełamania rosyjskich obiekcji w sprawie tarczy antyrakietowej”. Obawa przed reakcją Rosji zdaje się dominować nad myśleniem w tej kwestii, a sprzeciw Moskwy chciano zmniejszyć w drodze dwustronnych uzgodnień amerykańsko-rosyjskich. W tym zakresie strona polska świadomie zrezygnowała z roli samodzielnego podmiotu politycznego i zdała się efekt rozmów Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Widoczne jest również przekonanie strony polskiej, jakoby instalacja tarczy leżała przede wszystkim w interesie USA.
W depeszy napisano: „Nowak podkreślił silne zaangażowanie rządu polskiego w znalezienie pozytywnego rozwiązania, ale przypomniał, że amerykańscy negocjatorzy obiecali, iż rząd amerykański przełamie rosyjskie obiekcje w sprawie tarczy antyrakietowej. „Tarcza antyrakietowa jest bazą amerykańską. Ciężar osiągnięcia porozumienia z Rosjanami spoczywa na stronie amerykańskiej”, powiedział. Pomimo to, powiedział Nowak, Polska zaakceptowała rozwiązania zmierzające do zbudowania zaufania w stosunkach z Rosją i również pracuje nad przekonaniem Moskwy, że tarcza nie jest zagrożeniem dla rosyjskiego arsenału nuklearnego. Jednak bez względu na to Rosji trudno będzie zaakceptować jakąkolwiek „namacalną manifestację” obecności NATO w Polsce lub Czechach.”
Podobną ocenę tego dokumentu przedstawił hiszpański dziennik "El Pais", pisząc, iż „noty z ambasady amerykańskiej w Warszawie wskazują, że przez cały rok 2009 obawa przed Rosją zajmowała centralne miejsce w polityce zagranicznej Polski i była dużo wyraźniejsza niż przyznawali publicznie polscy przywódcy".
W tej oportunistycznej postawie uwidacznia się koncepcja, jaką rok wcześniej wyjawił minister obrony Klich, twierdząc, iż „instalacja amerykańska na terenie Rzeczypospolitej Polskiej naraża nasz kraj na dodatkowe zagrożenia i dodatkowe niebezpieczeństwa. W związku z tym musimy wspólnie z Amerykanami wypracować takie zwiększenie korzyści, które pozwoli korzyści i koszty zbilansować." Choć w roku 2008 wypowiedź ta była połączona z zapewnieniami Klicha, że „rząd Polski nie boi się Rosji i chce z nią prowadzić otwarty dialog” – jedynym „bilansem” tej postawy była rezygnacja z instalacji tarczy antyrakietowej i brak trwałych gwarancji naszego bezpieczeństwa.
Nie można również nie dostrzec, że grupa rządząca nawet w tak istotnej sprawie kierowała się głównie względami propagandowymi i wizerunkowymi, przedkładając je nad realne osiągnięcia. Świadczy o tym treść depeszy ambasady USA z dn.22 lutego 2010 roku, w której zrelacjonowano spotkanie ambasadora Lee Feinsteina z ministrem Klichem:
„Nacisk, jaki Klich kładł na nadzieję przyjazdu pierwszej baterii Patriotów w kwietniu jest zgodny z innymi deklaracjami rządowymi i przeciekami prasowymi, które sygnalizują, że czas pierwszego rozmieszczenia jest ważniejszy od innych aspektów. Pod tym względem Klich nie powtórzył apeli rządu, by rotacja Patriotów została zintegrowana z polskim systemem obrony przeciwlotniczej i obejmowała „żywe” pociski, tak jak to zrobił w poprzednim tygodniu na spotkaniu z podsekretarzem Tauscherem. Nacisk na czas pierwszego rozmieszczenia koresponduje z rozwojem kampanii prezydenckiej, w które minister spraw zagranicznych Sikorski aktywnie stara się o nominację Platformy Obywatelskiej.”
Oznacza to, że rząd Tuska gotów był przyjąć nawet nieuzbrojone Patrioty, byle tylko ich przyjazd nastąpił w kwietniu i mógł zostać wykorzystany jako element propagandowy w kampanii prezydenckiej.
„Z depeszy wynika, że nasi urzędnicy bardzo energicznie zabiegali o nasze interesy” – przekonywał przed kilkoma dniami minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, podkreślając, że Polska zabiegała o wszystkie trzy elementy amerykańskiego uzbrojenia: obecność myśliwców F-16, rotacyjną obecność samolotów C-130 Herkules oraz przeniesienie jednostki sił specjalnych amerykańskiej marynarki ze Stuttgartu do Gdańska lub Gdyni. Nie jest to jednak prawdą, skoro o ostatecznym kształcie amerykańskiej decyzji Polacy dowiedzieli się dopiero po spotkaniu prezydenta Komorowskiego z Barackiem Obamą w Waszyngtonie. W tej, podobnie jak w wielu innych kwestiach nasz kraj był traktowany jako bierny przedmiot rozgrywek wielkich mocarstw.
W notach dyplomatycznych dotyczących spraw polskich pojawiają się również wypowiedzi ówczesnego zastępcy szefa BBN przy prezydencie Lechu Kaczyńskim - Witolda Waszczykowskiego. Warto zwrócić na nie uwagę, bo pokazują diametralnie inny stosunek do kwestii naszego bezpieczeństwa, niż reprezentowany przez ludzi z grupy rządzącej. O postawie prezydenckiego ministra świadczy treść cytowanej już depeszy ambasady USA w Warszawie z 7 maja 2009 roku, w której przedstawiono rozmowy delegacji Kongresu z polskimi politykami.
W rozdziale „Dialog z Rosją” ambasador Victor Ashe zapisał: „Prezydencki doradca Waszczykowski zareagował bardziej emocjonalnie. Waszyngton ma prawo prowadzić rozmowy z Rosją, współpracować w celu znalezienia rozwiązania dla zagrożenia irańskiego i podjąć autonomiczną decyzję w sprawie tarczy, ale USA powinny uważać, by nie osłabić bezpieczeństwa Polski. Potem zastanawiał się głośno: „Ile czasu zajmie wam zrozumienie, że nic się nie zmieni jeżeli chodzi o Iran i Rosję?”. Waszczykowski podkreślił, że Moskwa próbuje odbudować swoją sferę wpływów i zwrócił uwagę na kluczowe znaczenie zwiększenia obecności USA lub NATO dla bezpieczeństwa Polski. Dodał, że Rosja nadal zaprzecza swoim historycznym przewinom wobec Polski, nakłada sankcje ekonomiczne wymierzone w Polskę i często zawiesza dostawy ropy i gazu.”
Próżno tego rodzaju stanowiska szukać w wypowiedziach polityków Platformy. Choć Victor Ashe nazywa reakcję prezydenckiego ministra „emocjonalną”, Amerykanie doskonale zdawali sobie sprawę z rozbieżności w ocenie rosyjskiego zagrożenia istniejących między rządem Tuska, a Prezydentem Kaczyńskim i trafnie upatrywali w nich podstawowy problem w osiągnięciu przez Polskę celów strategicznych. W depeszy z 12 grudnia 2008 roku Ashe zawarł kilka interesujących spostrzeżeń:
„Urzędnicy MSZ rozumieją, że polska polityka wschodnia może wywołać ostrą reakcję Rosji, ale uważają, że większym niebezpieczeństwem jest bezczynność, ponieważ sądzą, że odradzająca się, agresywna Rosja jest elementem stałym. Polska stara się ograniczać ryzyko agresywnej reakcji utrzymując bliski dialog z Moskwą i naciskając na wspólny front USA-UE wobec Rosji w drażliwych sprawach energetycznych i bezpieczeństwa. Prezydent Lech Kaczyński, główny polityczny rywal premiera, przyjmuje bardziej konfrontacyjne stanowisko wobec Rosji; często odwiedza Gruzję i wygłasza deklaracje bez porozumienia z rządem. Do pewnego stopnia polityka wschodnia Kaczyńskiego zdejmuje presję z rządu Tuska, który nie musi być publicznie tak ostry w stosunkach z Rosją, ale zróżnicowane podejścia tych dwóch przywódców mogą osłabić ich zdolność do osiągnięcia wspólnego celu, jakim jest rozszerzenie europejskich i transatlantyckich instytucji na wschód.”
Jednocześnie widać, jak bardzo oceny amerykańskiego dyplomaty oparte są o gołosłowne deklaracje polityków z grupy rządzącej (urzędnicy MSZ rozumieją), a przy tym pozbawione głębszej znajomości naszych realiów.
„Polska może być wiarygodnym sojusznikiem, - stwierdzi w tej samej depeszy ambasador Ashe - kiedy będziemy szukać sposobów na rozszerzenie wpływów zachodnich poza wschodnie granice NATO. Groźba rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa, że rozmieści rakiety Iskander w Kaliningradzie w odpowiedzi na program Tarczy Antyrakietowej, wzmocniły determinację Polski, by współpracować z USA i UE w celu wzmocnienia wschodnich sąsiadów jako buforu przeciwko rosyjskiej ekspansji.”
Gdy prawie dwa lata później, w maju 2010 roku Rosja przesunęła taktyczne głowice nuklearne bliżej Polski, do okręgu kaliningradzkiego, jedyna reakcja „zdeterminowanej Polski” polegała na nasileniu dyplomatycznej kampanii ministra Sikorskiego w sprawie otwarcia granicy obwodu kaliningradzkiego i wprowadzenia na tym obszarze ruchu bezwizowego. Zapewniania o „pojednaniu” i „nowym otwarciu” oraz postępująca putinizacja III RP zburzyły zaś jakąkolwiek szansę na utworzenie „buforu przeciwko rosyjskiej ekspansji.” Miast roli państwa „rozszerzającego wpływy zachodnie poza wschodnie granice NATO”, Polska staje się „państwem transmisyjnym”, służąc ekspansji rosyjskich wpływów i interesów.
Nie może zatem dziwić drwina z polskich aspiracji, widoczna wprost w ocenach rosyjskich. Końcowy bilans polskich starań w kwestii bezpieczeństwa celnie przedstawiły "Wriemia Nowostiej" pisząc przed kilkoma dniami, iż „nie spełniły się nadzieje Warszawy na rozmieszczenie na polskim terytorium elementów systemu obrony przeciwrakietowej USA; jako formalność na pokaz można określić okresowe przyjazdy do Polski amerykańskiej baterii przeciwlotniczej Patriot bez głowic bojowych".
Artykuł opublikowany w nr.50/2010 Gazety Polskiej
http://bezdekretu.blogspot.com/2010/12/rosja-przede-wszystkim.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Warto poczytać linkowane teksty. Jesteśmy w lesie za Bułgarami
Warto podkreślić, że Bułgarzy tworzą swoje własne "Wikileaks" i ujawniają dokumenty wskazujące m.in. na gospodarcze powiązania z Rosją:
http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/471368,bulgaria_tez_ma_st...
W przeciwiństwie do nas Bułgarzy zaczynają rozprawiać się z agenturą:
"Ambasador Bułgarii przy Stolicy Apostolskiej znalazł się na liście dyplomatów odwołanych przez tamtejsze MSZ. Premier Bojko Borysow poinformował wczoraj [15.12.2010], że po lustracji bułgarskich dyplomatów okazało się, iż 45 proc. obecnych ambasadorów i konsuli to pracownicy służb specjalnych w czasach komunistycznych.
Komisja historyczna zajmująca się zbadaniem przeszłości 462 dyplomatów przedstawiła rządowi raport, w którym okazało się, że połowę placówek w Unii Europejskiej prowadzą byli agenci Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego (odpowiednika polskiej SB) lub pracownicy wojskowych służb wywiadu i kontrwywiadu. Podobnie jest z placówkami w Moskwie i w Tokio".
A jak byłoby u nas????
http://fronda.pl/news/czytaj/ambasador_przy_stolicy_apostolskiej_bylym_a...
2. Blogmedia,
Szanowni Państwo,
Rząd Donalda Tuska nie miał i nie ma żadnej polityki międzynarodowej. Robimy wszystko pod dyktando ciotki Angeliki Merkel
Gdzie, Ty,Kaja , tam, i, ja, Kajus
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz