„Polski rok liczy 9 miesięcy” - kiedyś, w PRL był taki dowcip. – „Nigdy więcej września! (1939, wszędzie co roku wisiało na plakatach), nie dopuścimy do Października! (1956), sierpień (1944) się nie powtórzy.” Tych miesięcy właściwie ciągle ubywało, bo to i kwietnia miało już nie być (1943, Powstanie w Getcie), i listopad dla Polaków niespokojna pora (Powstanie Listopadowe 1830 – to informacja dla młodzieży szkolonej wg nowego programu pani Hall, z historii przerabiają cztery tematy i nigdy nie wiadomo, które, i styczeń (1863) też powstaniami ciężki.

Ale grudzień ma tu miejsce szczególne. Grudzień to miesiąc zwielokrotniony i smutkiem i radością, właściwie dzień po dniu ważne daty, ważne rocznice. Czwartego grudnia św. Barbary, patronki rzeczy niebezpiecznych i podziemnych, czyli coś dla nas, Polaków. Szóstego grudnia św. Mikołaj płacze nad biednymi dziećmi, szczęściem również je obdarowuje. 10 grudnia już zawsze będzie się nam przypominać „miesięcznica” katastrofy smoleńskiej. 12 grudnia imieniny Kwaśniewskiego.

13 grudnia (1981) rocznica wprowadzenia stanu wojennego, zduszenie wolnej Polski po 16 miesiącach naiwnych marzeń o samostanowieniu.

 14, 15, 16 grudnia (1970) rocznica strzelania do ufających „władzy ludowej” robotników na Wybrzeżu, Janek Wiśniewski padł, a nocą zakopywano w torbach foliowych zwłoki zastrzelonych. 17 grudnia (1981) do dziś nieosądzone strzały pod kopalnią „Wujek”, 9 zabitych.

Nareszcie coś radosnego. Święta Bożego Narodzenia! Już od połowy grudnia śledziki w instytucjach, w czasach dzisiejszej obfitości (tak, tak...) zamieniające się w jedno pasmo „wigilii” czyli obżarstwa. Nowocześni księża przepraszają tych z obecnych, którzy mogliby poczuć się urażeni opłatkiem i wspomnieniem Dzieciątka. Potem prawdziwa Wigilia, tradycja, miłość rodzinna (96 proc. rodzin jest w Polsce całkowicie normalnych), wspomnienie pustym nakryciem o drogich nieobecnych, bo zmarłych albo za oceanem; opłatek, choinka, prezenty, dary Boże, zwierzątka mówią ludzkim głosem, a potem pasterka, śnieżne i radosne spacery, sanny, kuligi, wizyty u rodziny i przyjaciół, indyk, piernik, makowce, przybyło dwa kilo. I wreszcie – Sylwester, szaleństwo, trzy dni głodówki i suknie balowe, fraki, koafiury, brokaty, perfumy, bransolety, pantofelki, tańce, hulanki, swawola. Bang, bang, bang, bang, bang, bang, bang, bang, bang, bang, bang, bang...I kończy się zły grudzień. Nowy Rok 2011! Może będzie lepszy.

Bardzo na niego czekamy.

*

Dwa miesiące temu, w sześć miesięcy od katastrofy smoleńskiej czytaliśmy doniesienia, że w Marszu Pamięci w Warszawie po mszy w Katedrze szło paręset osób. Po awanturach wzrosło to nawet do 4 tysięcy. Jak Państwo pamiętają, w kilka osób obliczyliśmy metodą AK-owską, że szło ich co najmniej 8 tysięcy. 

Niestety, "Rzeczpospolita" napisała w ostatnim numerze (11-12 grudnia 2010) na s. 4 notkę pt. „Jachranka. 300 osób zebrało się na konferencji poświęconej Lechowi Kaczyńskiemu”. Autor notki Antoni Trzmiel – jakiś nowy, niedoświadczony w pisaniu prawdy, a może pseudonim? Ja rozumiem wielostronność, pluralizm i równowaga. Rozumiem, że jak się rozmawia z Kaczyńskim, to trzeba i z Oleksym. Ale jedno powinno się na pewno – nie kłamać. I tego oczekuję od „Rzeczpospolitej”. Do tego oczekuję sprostowania i przeproszenia tysiąca paruset dzielnych ludzi z całej Polski, którzy mimo wichrów i śniegów przyjechali na zjazd do Jachranki, by dać wyraz swej trosce o ojczyznę. O coś, co – zdawałoby się – redaktorzy „Rzepy” rozumieją.

A zaraz spotkamy się na Ikara. VVV! (Victoria! - to informacja dla młodzieży szkolonej wg nowego programu pani Hall; z historii przerabiają tylko cztery tematy i nigdy nie wiadomo, które).

 

http://tbochwic.salon24.pl/258975,polskie-grudnie