Stocznia w ręce Rosjan - tekst z jutrzejszego wydania GP

avatar użytkownika Anita_C

 Polityka ministra Grada w sprawie polskich stoczni może doprowadzić do przejęcia ich przez Rosjan. Właścicielem Stoczni Gdańsk jest ukraińska grupa ISD Donbas. Stara się ona też o kupno Stoczni Gdynia. Minister Grad przyznał publicznie, że plany restrukturyzacji wysłane do Unii zostały przygotowane przez potencjalnych inwestorów, czyli Donbas i Norwegów, którzy chcą kupić Stocznię Szczecin. Od lipca Donbas prowadzi rozmowy o połączeniu z rosyjskim koncernem stalowym Romana Abramowicza.

 
27 lipca br. PAP podał, powołując się na rosyjski dziennik „Kommiersant”, że rosyjski koncern stalowy Jewraz (Evraz Group), w którym większość udziałów ma Roman Abramowicz, oraz Związek Przemysłowy Donbasu (ISD) prowadzą rozmowy o połączeniu.
 
Przypomnijmy: w dotyczącym stoczni sporze polskich władz z Komisją Europejską chodzi o to, że rząd twierdzi, iż dostarczył Komisji plan ratowania stoczni, tymczasem w rzeczywistości jest to plan ich sprzedaży, opracowany przez obcych inwestorów, którzy są zainteresowani kupnem stoczni. KE chce, by nie sprzedawano polskich stoczni, lecz je restrukturyzowano, tak by stały się rentowne. Dlatego domaga się od rządu wyjaśnień, na co wydatkowano 8 mld zł pomocy publicznej, które miały uratować stocznie przed bankructwem.
 
Pomoc publiczna jest zgodna z zasadami UE tylko wtedy, gdy towarzyszy jej szczegółowy plan restrukturyzacji, a nie prywatyzacji. Polska zignorowała to zarządzenie. Doszło do sytuacji bez precedensu – 23 października br. Komisja Europejska wydała komunikat, iż los polskich stoczni zależy od tego, czy polski rząd zechce współpracować z Komisją w tej sprawie.
 
Wychodzi więc na to, że Unia Europejska broni w sprawie stoczni polskiego interesu, polskiej racji stanu. Natomiast polscy ministrowie lobbują na rzecz obcych inwestorów. To ewenement w świecie. Przedstawiając plany przygotowane przez potencjalnych inwestorów, rząd daje Unii do zrozumienia: nieważne, co postanowi KE, my stocznie sprywatyzujemy. Czyli podatnicy spłacą 8 miliardów długów pomocy publicznej, a stocznie przejmie Donbas i norweski Ulstein.
 
Rząd przekonywał, że jeśli zostanie przeprowadzona prywatyzacja, unikniemy zwrotu pomocy publicznej. W takim razie dlaczego KE podtrzymuje stanowisko w sprawie zwrotu pomocy Stoczni Gdańsk, mimo że została sprywatyzowana?
 
W sprawie zaniechania restrukturyzacji, dopuszczenia obcych inwestorów i lobbowania na ich rzecz odpowiedzialni są nie tylko ministrowie skarbu państwa, gospodarki i finansów PO, ale także PiS, a na początkowym etapie także SLD.
 
> Upadną stocznie, zaniknie gospodarka
 
Zastanawiające, że do końca ukrywano uczestnictwo Donbasu w programie prywatyzacyjnym stoczni. Społeczeństwu przekazywano nieprawdziwą informację, że konieczna jest prywatyzacja, bo tego żąda UE. Prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Paweł Brzezicki i Ministerstwo Skarbu Państwa twierdzili, że w prywatyzacji będą uczestniczyły tylko polskie podmioty. ISD Polska w myśl rozumienia naszych przepisów prawnych jest podmiotem polskim, bo utworzonym w Polsce, ale jej właścicielem jest ukraiński Donbas. Według fachowców, ISD nie stać na przejęcie polskiego przemysłu stoczniowego, ponieważ nie posiada własnej bazy surowcowej, koniecznej do utrzymania ciągu technologicznego – musi sprowadzać rudę z Rosji.
 
Sytuacja jest poważna, gdyż stocznie były motorem napędowym polskiej gospodarki. Jeśli zostaną zamknięte, a wielu fachowców twierdzi, że po sprzedaży jest to nieuniknione, część polskiej gospodarki zacznie zanikać. Istnieje bowiem pewien ciąg powiązań produkcyjnych. Przykładowo, od losu Stoczni Szczecin zależy funkcjonowanie całego regionu, ponieważ gospodarka w tej części Polski jest zorientowana na stocznię – wielkie zakłady przemysłowe w znacznej mierze prosperowały dzięki kooperacji z nią. Jeśli zostanie zamknięta, zakłady te upadną. Specjaliści od geopolityki uważają nawet, że stracimy region, który może zdominować obca gospodarka. Program restrukturyzacji dla Stoczni Szczecińskiej polega na tym, że podzielono ją na pięć spółek, czyli praktycznie ulega likwidacji.
 
Mieliśmy prężny przemysł stoczniowy, teraz, jeśli rząd się nie opamięta, przejmie ten rynek obcy, być może nieprzychylny nam kapitał. Już dziś wykwalifikowane kadry odchodzą z branży. Nasi inżynierowie pracują dla Niemców, którzy podkreślają, że nie mieliby takich wyników w przemyśle stoczniowym, gdyby nie polscy inżynierowie.
 
Sytuacja ta jest nienormalna o tyle, że wszędzie na świecie stocznie są rentowne, czeka się na statki po kilka lat, ponieważ są kolejki – tylko w Polsce ten przemysł nagle zaczął przynosić straty. Przed wojną siła polskiej gospodarki opierała się na portach, budował je Eugeniusz Kwiatkowski. Jeśli zlikwidowano by stocznie, z czasem zanikłaby rola portów. Z kolei porty są niezbędnym elementem bezpieczeństwa energetycznego państwa. Kiedyś planowano dywersyfikację dostaw rudy – budowano rudoport, by w razie zakłócenia dostaw przywozić rudę statkami. Chodzi również o alternatywne dostarczanie ropy do Polski.
 
> Nie chcieli, ale przejęli
 
– Podczas przejmowania Stoczni Gdańsk przez ISD Donbas złamano wszystkie procedury, przede wszystkim pominięto ustawę o komercjalizacji i prywatyzacji. Minister skarbu państwa powinien ogłosić przetarg, ale tego nie zrobił. Paweł Brzezicki, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu, wytypował ISD Donbas i sprzedał stocznię Ukraińcom. Tymczasem ARP nie jest uprawniona do przeprowadzania prywatyzacji. Ministerstwu Skarbu Państwa nie wolno cedować swoich uprawnień i obowiązków w tym zakresie na inny podmiot – mówią specjaliści od gospodarki. Przeniesienie akcji spółek z Ministerstwa Skarbu Państwa do ARP staje się wytrychem do, delikatnie mówiąc, nieuczciwych prywatyzacji. Prezesi ARP nieraz wypowiadali się, że ich nie obowiązuje ustawa o komercjalizacji i prywatyzacji, mogą więc dowolnie sprzedawać akcje, komu chcą. Robi się to nagminnie (tak np. został sprywatyzowany PZL Mielec).
 
W sprawie prywatyzacji Stoczni Gdańsk prezes ARP Paweł Brzezicki powiedział w Radiu Maryja, że nie będzie obcych inwestorów w stoczni. Jakim inwestorem jest więc Donbas? Brzezicki, jak podał ostatnio „Newsweek”, jest obecnie doradcą Donbasu.
 
W listopadzie 2006 r. ISD Donbas podpisał list intencyjny ze Stocznią Gdańsk. Była to promesa objęcia 5 proc. w kapitale zakładowym. Nie było żadnego przetargu, a jednak do państwowej firmy wszedł prywatny, obcy inwestor. W oficjalnym komunikacie Ministerstwo Skarbu stwierdziło: „Do poszukiwania oficjalnego inwestora został upoważniony zarząd spółki. W wyniku podjętych przez zarząd prac, na jednego z inwestorów został wskazany i zaakceptowany przez akcjonariuszy Donbas, który w grudniu 2006 w drodze emisji nowych akcji objął 5 proc. w kapitale zakładowym Stoczni Gdańsk”.
 
Zrobiło się małe zamieszanie w mediach, dziennikarze pytali, czy Donbas zamierza kupić więcej akcji stoczni, przecież należąca do ISD Huta Częstochowa jest głównym dostawcą stali dla stoczni Gdańsk i Gdynia. Konstanty Litwinow, prezes ISD Polska, wypowiedział się wówczas w prasie, że ograniczą się do 5 proc., bo nie znają się na budowie statków. Tymczasem już dwa miesiące później, w styczniu 2007 r., Litwinow stwierdził, że ich priorytetem jest wejście do Stoczni Gdańsk. W biuletynie „Solidarności” stoczniowców ukazała się wówczas mała wzmianka, że stocznia ma nowego akcjonariusza, który kupił 4 proc. akcji za niespełna 5 mln zł. De facto było to podwyższenie kapitału. Pieniądze te nie trafiły do skarbu państwa – właściciela stoczni, tylko pozostały w spółce. Kwota 5 mln zł za 4 proc. akcji nie jest kwotą zbyt wygórowaną, biorąc pod uwagę majątek stoczni, chociażby grunty.
 
> Pośpiech prezesa Brzezickiego
 
W połowie 2007 r. KE napisała do polskiego rządu, że mimo monitów nie otrzymała żadnych wyjaśnień dotyczących pomocy publicznej, domaga się więc pilnie konkretnej odpowiedzi, na co te środki zostały wydane. A jeżeli takich wyjaśnień nie otrzyma, uzna, że pomoc ta zaburzyła konkurencję, i będzie się domagała zredukowania mocy produkcyjnych stoczni.
 
W tym samym czasie ISD Donbas uaktywnił się jako potencjalny inwestor dla stoczni. W połowie 2007 r. zostało podpisane porozumienie między akcjonariuszami Stoczni Gdańsk, które określało, w jaki sposób stocznia będzie prywatyzowana. Donbas był już więc stroną porozumienia, które decydowało, jak będzie prowadzona prywatyzacja.
 
Nagle w połowie 2007 r. w Stoczni Gdynia zabrakło pieniędzy na wypłaty. Wtedy zgłosił się Donbas, że chętnie wyłoży na to pieniądze, a w zamian wykupi od Stoczni Gdynia 13 proc. akcji Stoczni Gdańsk, które posiadała. Donbas miał zapłacić za akcje 13,5 mln zł. Ale na konto Stoczni Gdynia trafiło tylko 8 mln, dlatego że Stocznia Gdynia była winna Hucie Częstochowa 5 mln zł za dostawy stali. Było to działanie na niekorzyść innych wierzycieli stoczni, ponieważ w pierwszej kolejności trzeba spłacać długi skarbu państwa – ZUS, urzędu skarbowego. O bezprawnym potrąceniu wiedział minister skarbu Wojciech Jasiński, było to opisywane w prasie. Dlaczego na to zezwolił?
 
W połowie 2007 r. Donbas miał już 18 proc. akcji Stoczni Gdańsk, ale nadal nazywano go potencjalnym inwestorem, choć kapitałowo był właścicielem jednej piątej stoczni.
 
W październiku 2007 r. ARP pod kierownictwem Pawła Brzezickiego podjęła decyzję o przeprowadzeniu prywatyzacji Stoczni Gdańsk. W czwartek 20 września 2007 r. na zielonych stronach „Rzeczpospolitej” ukazało się ogłoszenie, że ARP zaprasza do rokowań w sprawie zakupu praw poboru akcji spółki Stocznia Gdańsk. Miało to być dowodem, że każdy mógł zainwestować w stocznię. W ogłoszeniu podano warunek dla potencjalnego inwestora, że ma wpłacić 400 mln zł w ciągu tygodnia – do godziny szesnastej 28 września. W ciągu tygodnia żaden rozsądny przedsiębiorca nie podejmie decyzji o wydatkowaniu 400 mln zł w niewiadomy biznes, bez badania spółki, bez znajomości jej kondycji itp. Zgłosił się inwestor: stocznia Maritime Shipyard, ale poprosił o więcej czasu, by zbadać sytuację spółki. Prezes stoczni Andrzej Jaworski nie zgodził się, więc inwestor zrezygnował, a termin minął.
 
Donbas nie wpłacił 400 mln zł, a mimo to podjął negocjacje ze Stocznią Gdańsk. 30 października 2007 r. zarząd stoczni podjął uchwałę, zgodnie z którą wpłata kapitału na nowe akcje Stoczni Gdańsk została rozłożona na raty. Wystarczy do 29 listopada wpłacić 25 proc., a resztę w przyszłym, 2008 r. Uchwała była nie tylko nieuczciwością w stosunku do alternatywnego inwestora, ale i działaniem na niekorzyść spółki.
 
Donbas zawarł umowę ze stocznią – wpłacił około 75 mln, resztę miał uregulować za rok. Ale z chwilą podpisania tego porozumienia ISD Donbas stał się już właścicielem wartych 400 mln zł 80 proc. akcji, bo weszło ono w życie z chwilą podpisania. Teraz, mając większość, Donbas może dowolnie zmienić zarząd spółki i zmienić porozumienie… Dotąd nie wiadomo, ile gotówki naprawdę Donbas wpłacił do stoczni. Skarb państwa nie dostał nawet złotówki, ale Donbas jest już właścicielem. Dlaczego ministrowie skarbu państwa, gospodarki i finansów dopuścili do takiej sytuacji?
 
> Trybunał Stanu i prokuratura
 
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Donbas nabrał chęci na Stocznię Gdynia. „Gazeta Wyborcza” ujawniła śledztwa, jakie prowadzone są w sprawie Donbasu, m.in. umieszczenia w programie restrukturyzacyjnym, który został przekazany KE, sprawy pochylni Stoczni Gdynia. W październiku 2007 r. członkowie zarządu Stoczni Gdynia podpisali umowę z ISD, która gwarantuje, że jeśli Stoczni Gdynia stanie się właścicielem pochylni, to sprzeda je ISD za 32 mln zł. Tymczasem w wysłanym do Brukseli planie restrukturyzacyjnym ISD wycenia te pochylnie już na 190 mln zł.
 
Być może pośpiech z prywatyzacją Stoczni Gdańsk wynikał z przekonania, że skoro stocznia będzie już własnością Donbasu, to KE przestanie się nią interesować. Tak się nie stało, ponieważ Komisja Europejska nigdy nie domagała się prywatyzacji, a postępowanie Komisji ma wyjaśnić, gdzie podziały się pieniądze z pomocy publicznej, które miały być przeznaczone na restrukturyzację. A łącznie ze wszystkimi poręczeniami i gwarancjami przeznaczono na trzy polskie stocznie 8 mld zł. Na co zostały wydatkowane, nikt do dzisiaj ani KE, ani polskiej opinii publicznej nie odpowiedział.
 
Donbas jako właściciel Huty Częstochowa dostarczał do Stoczni Gdańsk stal, mógł regulować jej cenę. Sprzedawał ją stoczniom Gdańsk i Gdynia, zyski transferował do Huty Częstochowa, a stamtąd na Ukrainę. A nasze stocznie ledwie wiązały koniec z końcem. Mówi się oficjalnie, że do każdego statku wyprodukowanego w polskich stoczniach trzeba dopłacać 10–15 proc.
 
Do strategicznego sektora polskiej gospodarki dopuszczono obcego inwestora, w dodatku ułatwiano mu zawłaszczanie coraz większej liczby akcji, zamiast z wykorzystaniem polskiego kapitału restrukturyzować przemysł stoczniowy. Tymczasem żadnego planu restrukturyzacji nie ma, a pieniądze z pomocy publicznej są przejadane.
 
Jaki jest sens prywatyzacji polskich stoczni w okresie światowego kryzysu finansowego, gdy inne kraje europejskie nacjonalizują zakłady kluczowe dla gospodarki? To ostatni dzwonek, by uratować polskie stocznie. Przede wszystkim trzeba rozliczyć prywatyzację Stoczni Gdańsk. Powinna odbyć się z zastosowaniem ustawy o prywatyzacji i komercjalizacji, a tak się nie stało. Jest więc podstawa, by unieważnić całą procedurę, ponieważ czynność mająca na celu obejście prawa jest nieważna. Właściwie nie była to prywatyzacja, lecz oddanie stoczni Donbasowi za niewspółmiernie małe pieniądze. Teraz nie należy myśleć, w jaki sposób oddać Donbasowi kolejną stocznię, ale opracować plan nacjonalizacji i restrukturyzacji dla wszystkich trzech stoczni.
 
Na pewno kilku ministrów, na czele z Aleksandrem Gradem, za postępowanie w sprawie stoczni powinno odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu lub prokuraturą.
 
Leszek Misiak
 
 
Sprawy stoczni zainspirowały kilkudziesięciu działaczy społecznych, głównie z kręgów katolickich i solidarnościowych do założenia Społecznego Komitetu Obrony Stoczni i Gospodarki Polskiej. Przewodniczącym został Ryszard Walczak, prezes Społecznego Ogólnopolskiego Komitetu Pamięci Księdza Jerzego Popiełuszki. W swojej ulotce sygnatariusze Komitetu zwracają się do prezydenta RP, rządu i wszystkich elit politycznych o podjęcie wszelkich możliwych działań dla zachowania strategicznej dla gospodarki gałęzi przemysłu stoczniowego w polskich rękach.

 

Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika Emisariusz IV RP

1. polscy ministrowie lobbują na rzecz obcych inwestorów

To jest standard w III RP niezależnie od rządów. Stocznie powinny zostać w polskich rękach. To przemysł STRATEGICZNY. Zatem spółka skarbu państwa, dobre zarządzanie, powiązania z naszym całym przemysłe, nauką, uczelniami, szkołami. Każdy mądry rząd tak by zrobił, ale jest warunek - to musi być POLSKI rząd, bez żadnych towarzyszy Jasińskich, gradowania itd lodziarzenia. Przyznam że Pani Ania Walentynowicz mnie uświadomiła co do Śniadka i neosolidarności, ciągle nie dociera do mnie co oni robili po 1989 w całokształcie. Pecunia non olet, każdy kręci lody. Oni nie mają wyrzutów sumienia, nie czują winy za upadek stoczni, całego przemysłu stoczniowego, który przecież komuna zbudowała co by o niej złego nie mówić. Po wojnie z niemieckich sztoczni były gruzy, kupa złomu, co lepsze kawałki szabrowali sowieci. Do czasów Rakowskiego przemysł stoczniowy 50 lat KWITŁ. Jak się to skończy? Ano tak jakbyśmy NIGDY NIE MIELI STOCZNI. Nie uratują ci dranie stoczni. Każdy inwestor wyszabruje i je wykończy, to tzw wrogie przejęcie, to nie jest zbyt dochodowy biznes, zwłaszcza w... KRYZYSIE ŚWIATOWYM. Zbudujemy je w IV RP olbrzymie, ultranowoczesne (automatyka, mniej ludzi) stocznie od nowa, w tym okrętów wojennych ery XXI wieku dowolnej wielkości (nawet 400 metrowe lotniskowce, pancerniki nowej ery), stocznie remontowe nawet kolosów takich jak LOTNISKOWCE (tor wodny trzeba mieć odpowiedni, cieśniny też trzymają), może nawet w innych lokalizacjach w szczerym polu, do tej pory nawet teren stoczni wykupią, pobudują coś na ich miejscu, domy mieszkalne, biura itd Stocznie to temat dla sejmowej komisji śledczej w całokształcie od ery Rakowskiego z 1988. Tym samym III RP od ery Rakowskiego spełni rolę WOJNY, bo dla sztoczni nierządy 20 lat były równoznaczne jakby z dywanowymi bombardowaniami stoczni. Te same skutki, ruiny, teraz dobijanie, rozbijanie całości. Każdy rząd bał się wielkich zakładów pracy, bo strajk sztoczni mógł zawsze być wstępem do STRAJKU GENERALNEGO, który czeka Polskę i tak w 2009. Polacy nie darują PO-PSL. PO zimie przyjdzie CZAS ZAPŁATY.
avatar użytkownika Mustrum

2. Co będzie

"PO zimie przyjdzie CZAS ZAPŁATY." Może nawet wcześniej. Cena paliw spadła, i Rosja na tym traci. Musi sobie jakoś odbic, nieprawdaż?
avatar użytkownika Joanna K.

3. Dałby Bóg, żebyśmy

przeżyli zimę 2009 roku. Na razie to czerwona hołota wali w nas jak w kaczy kuper. Czy się odwiniemy? A kto nas skrzyknie do kupy. Jeśli zabiorą stocznie i włos im z gęby nie spadnie - to nie ma wśród nas prawdziwych Polaków.

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika Emisariusz IV RP

4. zabiorą stocznie i włos im z gęby (czy głowy hehe) nie spadnie

To nic że zabiorą, bo gdyby rentownie, gospodarnie produkowały statki jak za PRL, to nawet nie pisnąłbym. Chodzi o zachowanie miejsc pracy i bardzo ważniej BRANZY w morskim przecież kraju. Gdyby było takie zatrudnienie jak wtedy przed erą Rakowskiego, Jaruzelskiego, to hohoho. Twierdzę że do kilku lat w ogóle nie będzie działać ŻADNA STOCZNIA W POLSCE i będzie to wina Tuska z PO-ekipą ZSLudową ze WSI. Mimo wszystko resztki każdej z trzech stoczni JESZCZE działają, nie udało się w 20 lat mimo starań zniszczyć całej branży niczym PGR. Te PGR zniszczono i zdaje się 2 mln ha są ugorami czekającymi na Niemców (bo na kogo?), a ludzie w nędzy, rozpaczy, wieszają się, patologie, przestępstwa, marazm. Będziemy musieli niczym jak za II RP budować nową Gdynię w szczerym polu. Nowe stocznie, choć w warunkach UE taka inwestycja nie jest w ogóle realna, przecież zniszczymy gdzieś przyrodę, nie pozwolą nam "nasze" SOWIECKO-NAZISTOWSKIE organizacje zielonych ZDRAJCÓW POLSKI zbudować nowych stoczni ULTRANOWOCZESNYCH w technologii XXI wieku. Dla tych ekobydlaków opłacanych z zagranicy ważniejsze jest parę kwiatów i sezonowy ptaszek. Nowe stocznie (wojenną i cywilną) wybudujemy za 20 lat po wyjściu z UE. Są potrzebne szybkie, ekonomiczne statki, raczej wielkie. Jest popyt na wycieczkowce, potrzebujemy WIELU, WIELU tankowców, gazowców. Mowa o jednostkach wielkości sporego lotniskowca. Jeżeli mamy kupować węgiel (zgroza) to kupujmy np z RPA, Australii, a nie z Rosji! To oznacza że trzeba nam węglowców i to takich co wezmą np 200 tys ton węgla na raz.
avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

5. Dzięki za syntetyczny obraz

Pięść się sama zaciska ... Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim