Buzek odsyła rodziny smoleńskie do psychiatry

avatar użytkownika Maryla

Unijni prominenci z Jerzym Buzkiem na czele zbagatelizowali wysłuchanie publiczne w sprawie katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek nazwał je "próbą ukojenia bólu rodzin"

To wszystko były kłamstwa! - w ten sposób o rosyjskich przekazach po katastrofie smoleńskiej mówiła w Parlamencie Europejskim w Brukseli Zuzanna Kurtyka, żona prezesa IPN Janusza Kurtyki, który zginął na Siewiernym. Większość błędów leży po stronie rosyjskiej, to Rosja wymyśliła projekt dwóch oddzielnych wizyt - zaznaczyła. Wskazując na kłamstwa, jakimi Moskwa karmiła rodziny smoleńskie, przywołała zapewnienie, jakoby każda z ofiar została poddana badaniu sekcyjnemu. - Jako lekarz mogę z pewnością stwierdzić, że na ciele mojego męża nie było śladów sekcji - mówiła. Wysłuchanie publiczne zorganizowane przez parlamentarzystów Europejskiej Grupy Konserwatystów i Reformatorów (EKR) pt. "Tragedia narodowa pod Smoleńskiem. Przebieg, śledztwo i miejsce zdarzenia - obraz ogólny" miało pozwolić wybrzmieć prawdzie na temat katastrofy i uświadomić unijnej opinii publicznej rzeczywiste jej okoliczności. Dlatego też najważniejszymi gośćmi brukselskiego forum były rodziny ofiar, od początku zaangażowane w wyjątkowo trudne próby wyjaśniania okoliczności śmierci ich bliskich. Rodziny uświadomiły deputowanym i zaproszonym gościom, jak wiele niejasności powstało wokół tej sprawy i jak dużo pytań pozostaje do dziś, niestety, bez odpowiedzi. Córka prezydenta Lecha Kaczyńskiego Marta mówiła o najważniejszych zaniedbaniach, jakie popełniono zarówno w ramach lotu do Smoleńska, jak i w czasie śledztwa. Za wyjątkowo bulwersujący uznała fakt sztucznie wywołanego przez rząd problemu podwójnej wizyty w Katyniu, zgody na oddzielny lot prezydenta i premiera. Kaczyńska podkreśliła też fakt dezinformacji na temat katastrofy już w pierwszych przekazach po niej. Zarówno ze strony rosyjskiej, jak i polskiej. - Cały czas wmawia się nam, że to był lot cywilny. A przecież doskonale wiemy, że było inaczej. Wojskowy samolot, pilotowany przez wojskowych, ląduje na wojskowym lotnisku - to chyba jasno wskazuje, jaki charakter miał ten lot - podkreśliła Kaczyńska. W ten sam ton, jak zauważała, wpisuje się dezinformowanie opinii publicznej o godzinie katastrofy. Najpierw mówiono o 8.56 czasu polskiego, by później wielokrotnie ją zmieniać, aż do ostatniego ustalenia, które mówi o godz. 8.41. Mianem skandalicznego córka pary prezydenckiej określiła sposób zabezpieczenia miejsca katastrofy i samego wraku tupolewa. To samo dotyczy niewyjaśnionych przekazów o obecności osoby trzeciej na wieży kontroli lotów w Smoleńsku, a także ostatniego doniesienia o zmianie zeznań przez kontrolerów lotu. - Jak przy takim stanie rzeczy można w ogóle mówić o rzetelnym śledztwie i próbie wyjaśniania przyczyn tej katastrofy? - pytała Marta Kaczyńska, jednocześnie apelując do władz Unii Europejskiej o pomoc w wyjaśnianiu tej tragedii. - To wszystko były kłamstwa! - mówiła zdecydowanie bardziej dobitnie o dezinformacjach, jakimi opinię publiczną za pośrednictwem mediów karmiła władza, Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie IPN Januszu Kurtyce. W jej opinii, większość błędów leży po stronie rosyjskiej. - To Rosja domagała się przecież dwóch oddzielnych wizyt - przypomniała, dodając, że wizyty osób, które z całej siły zabiegały o odkłamywanie historii Katynia, tak jak to czynił jej mąż, nigdy nie były w Rosji mile widziane. W ten kontekst wpisuje się umniejszanie rangi wizyty prezydenta w Katyniu i wmawianie ludziom, że lot był cywilny. Kurtyka przypomniała także inne kłamstwa, jakich dopuszczono się w trakcie śledztwa, m.in. informowanie o tym, że każda z ofiar katastrofy była poddana badaniu sekcyjnemu. - Jako lekarz mogę z pewnością stwierdzić, że na ciele mojego męża nie było śladów sekcji - mówiła. Jak zauważyła, od czasu katastrofy dochodzi do absurdalnych sytuacji jak ta, w której rzecznik rządu Paweł Graś przepraszał Rosjan za to, że padły wobec nich (uzasadnione i potwierdzone) zarzuty grabienia kosztowności ofiar. - To tak, jakby przepraszać złodzieja za to, że coś nam ukradł - podsumowała tę sytuację. Na fatalny stan śledztwa zwracali uwagę także inni prelegenci. Córka rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego Marta stwierdziła, że to, o czym była mowa wczoraj na forum Parlamentu Europejskiego, nie jest domaganiem się rzeczy niemożliwych, ale postulatem o wdrożenie procedur, które są naturalne we wszystkich cywilizowanych krajach. Tym samym zwróciła się z formalnym wnioskiem do Parlamentu Europejskiego, Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej o stworzenie Polsce możliwości przeprowadzenia rzetelnego śledztwa w sprawie katastrofy. - Chciałabym się zwrócić w ten sposób do instytucji europejskich o uspokojenie rodzin ofiar, że takie śledztwo jest możliwe - zakończyła. Przewodniczący parlamentarnej komisji badającej katastrofę smoleńską poseł Antoni Macierewicz podkreślał, żeby nie rzucać absurdalnych oskarżeń, że o pomoc w śledztwie rodziny zwracają się do zagranicznych podmiotów. - To nie jest apel "zamiast". Tych 330 tysięcy podpisów o międzynarodowe śledztwo zostało złożonych na ręce marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, potem zaś na ręce prezydenta Komorowskiego, ale nie spotkało się to z żadną reakcją - wyjaśniał poseł. Wracając do problemu zaniedbań, Macierewicz przypomniał jeszcze kilka innych kwestii nieznanych międzynarodowej opinii publicznej. I tak, według badań ekspertów, stenogramy, z których wynika, że wieża informowała pilotów rządowego tupolewa, iż są "na kursie i na ścieżce", dowodzą, że kontrolerzy mówili nieprawdę. - Tu-154M o numerze bocznym 101 tuż przed lądowaniem ani przez chwilę nie był na kursie i ścieżce - podkreślał z całą mocą przewodniczący parlamentarnej komisji. Jak zareagowali unijni prominenci na wysłuchanie publiczne w sprawie katastrofy smoleńskiej? Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek nazwał je "próbą ukojenia bólu rodzin". Takie słowa wywołały wzburzenie wśród obecnych na sali europosłów. - To nie jest sesja terapeutyczna, panie przewodniczący, tylko apel o rzetelne śledztwo. Prosiłbym wobec tego o szacunek dla bliskich tych, którzy polegli pod Smoleńskiem - apelował poseł Ryszard Czarnecki. Z kolei Geoffrey Van Orden, Brytyjczyk z grupy EKR, przypomniał podobne katastrofy i zwrócił uwagę, jak istotne w badaniu każdej z nich były nawet najmniejsze szczegóły. Wymienił w tym kontekście m.in. wypadek samolotu w Lockerbie. Przypomniał, że śledztwa w takich sprawach trwają bardzo długo, np. 16 lat tak jak w tym przypadku, więc rzucanie oskarżeń na pilotów zaraz po katastrofie jest całkowicie nieuprawnione. Łukasz Sianożęcki, Bruksela

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101208&typ=po&id=po09.txt

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Akta będą, ale w Moskwie

Polskim prokuratorom nie udało się wynegocjować terminów przekazania wraku samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, oraz rejestratorów, które były na jego pokładzie. Rosyjscy prokuratorzy stwierdzili wręcz, że mogą one trafić do Polski dopiero za kilka lat. Pełnomocnicy rodzin ofiar oceniają, że wizyta Rosjan skończyła się jedynie na deklaracjach. Po spotkaniu delegacji prokuratur obu krajów prokurator generalny Andrzej Seremet poinformował, że nie udało się uzyskać od strony rosyjskiej konkretnych informacji odnośnie do przekazania wraku i czarnych skrzynek. Rosyjski prokurator generalny Jurij Czajka stwierdził, że nie spodziewa się, aby możliwe było przekazanie stronie polskiej czarnych skrzynek i wraku samolotu przed pierwszą rocznicą katastrofy smoleńskiej. Tłumaczył, że te kluczowe w sprawie dowody są nadal w dyspozycji komisji MAK i dopiero po zakończeniu jej dochodzenia mają trafić w ręce rosyjskich prokuratorów. Przeprowadzą oni wówczas własne badania, do których mają być zaproszeni polscy eksperci i śledczy. - Zasadą jest, że dowody zostają przy sprawie do jej zakończenia - podkreślił Czajka. Pytany przez dziennikarzy, ile potrwa dochodzenie rosyjskiej prokuratury, oświadczył, że będzie długie. - Omawialiśmy także międzynarodową praktykę w podobnych sprawach. One są badane i trzy lata, i czasem więcej - podkreślił. Wskazał zarazem, iż w tej sprawie "jak tylko można, przyspieszamy tok śledztwa, wymieniamy informacje, ciągle jesteśmy w kontakcie telefonicznym". - Nasza współpraca z polskimi kolegami nie ma precedensu, nie da się jej porównać z jakąkolwiek inną sprawą. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że odkąd doszło do tej katastrofy - a była to tragedia nie tylko dla Polaków, ale i dla Rosjan - my z własnej inicjatywy dopuściliśmy polskich śledczych do prowadzenia wszystkich czynności. Mamy też konstruktywną wymianę informacji - powiedział rosyjski prokurator generalny. Pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego mecenas Piotr Pszczółkowski powiedział, że po kilku latach polscy prokuratorzy niewiele skorzystają z tych rejestratorów, ponieważ taśmy te ulegną procesowi starzenia. - Od sześciu miesięcy w prokuraturze leży nierozpatrzony mój wniosek o wypożyczenie oryginałów czarnych skrzynek - wskazuje adwokat. - Chodzi o to, żeby nasi specjaliści tu, na miejscu, stwierdzili, że nie było żadnych ingerencji w rejestratory, że są one wiarygodne - mówi mecenas Pszczółkowski. Podczas rozmów prokuratorów uzgodniono natomiast, że polscy prokuratorzy będą mogli bez ograniczeń przeglądać akta rosyjskiego śledztwa. - Będą mogli je osobiście przeglądać w Rosji - wyjaśnił Seremet. - Pytanie, na jakim poziomie będzie ten dostęp, i do jakich akt, czy także do dowodów obiektywnych, jak rozmowy wieży z Moskwą, z innymi samolotami? - zastanawia się Pszczółkowski. - Nas interesuje dostęp do tzw. obiektywnych dowodów, czyli wraku, czarnych skrzynek, dokumentów regulujących status lotniska - mówi mecenas. Zwraca uwagę, że gdy przekazywano akta z Rosji, prokuratura mówiła, że nie wie, co w nich jest, i trzeba czekać, aż zostaną przetłumaczone. Adwokat zastanawia się, w jakim stopniu z takich uzgodnień skorzystają prokuratorzy prowadzący śledztwo. - Ich wyjazd jest bezcelowy, nic nie zrozumieją z tych akt - ocenia. Polscy prokuratorzy poruszyli też kwestię realizacji wniosków o pomoc prawną. Czajka zapewnił, że strona rosyjska stara się maksymalnie szybko "wykonywać międzynarodowe polecenie kierowane przez stronę polską". Rosyjska prokuratura ma się też zająć różnicami między zeznaniami kontrolerów lotów z Siewiernego, które zostały unieważnione, a ich nową wersją, jaką otrzymała strona polska. - Wiem, że są tam pewne różnice, będziemy to teraz badać, zgodziliśmy się na prośbę polskich kolegów - powiedział Jurij Czajka. Dodał, że nie trzeba podejrzewać żadnej ze stron. - Pracujemy bardzo konstruktywnie, w duchu wzajemnego zrozumienia - zaznaczył. - Polscy prokuratorzy prowadzący to śledztwo także zapewnili, że pochylą się jeszcze nad tym problemem prawnym - zapewnił z kolei Seremet. Zenon Baranowski

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101208&typ=po&id=po04.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Nathanel

2. W Polsce potrzebna była gruba kreska

taka jaka uzyto w Rumuni na Ceauceska.

avatar użytkownika Maryla

3. Tuż po katastrofie, w nocy z

Tuż po katastrofie, w nocy z 10 na 11 kwietnia, odbyła się narada polskich i rosyjskich śledczych. Wzięło w niej udział sześć osób ze strony polskiej: dwóch prokuratorów – płk Krzysztof Parulski i Ireneusz Szeląg, Marek Baranowski z Żandarmerii Wojskowej oraz przedstawiciele ABW.

W protokole spisanym po tej naradzie zgodzono się na udział polskich prokuratorów we wszystkich czynnościach.

„W razie wniosku przedstawicieli polskich organów śledczych zorganizować ich udział w prowadzeniu działań śledczych (oględziny, przesłuchania świadków). (Wykonawcy: Guriewicz M.G., Szczukin A.W., Szeląg I., Sułek D.)” – zapisano w punkcie szóstym protokołu.

Jak wynika z tego dokumentu, Rosjanie zakładali szeroką współpracę z Polakami. Czynności śledcze zaplanowano na pięć dni. Jak zapisano w punkcie czwartym protokołu, planowano „zorganizować przeprowadzenie przesłuchań wszystkich możliwych świadków i świadków naocznych zdarzenia, włącznie z pracownikami lotniska”.

http://www.rp.pl/artykul/69745,575484.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Jerzy Buzek to wieloletni agent służb specjalnych Polski i za ich pośrednictwem Moskwy

To służby specjalne Polski Ludowej nadały mu pseudonimy agentów TW."Karol", "Docent" i "Oris".

[...]Jerzy Buzek został zwerbowany przez Wywiad
Wojskowy PRL w roku 1971 przed wyjazdem na
stypendium naukowe do Wielkiej Brytanii
(1971-72r). Informacja na ten temat zawarta jest w
zachowanych aktach [ zał. nr 1]
Pierwszym zadaniem agenta było zdobycie dla Układu
Warszawskiego najnowszych technologii utylizacji
gazów bojowych. Po powrocie do kraju, w końcu 1972
roku, Jerzy Buzek złożył stosowny raport. Wobec
podejrzenia o przewerbowanie agenta przez MI 5
(siostrzane do CIA służby brytyjskie) Wywiad PRL
zrezygnował z użycia agenta "na kierunku państw
kapitalistycznych". W związku z tym przekazano
agenta do dyspozycji Służby Bezpieczeństwa

Użyty przez Służbę Bezpieczeństwa po wydarzeniach
1976 r (protesty na uczelniach) do operacji
rozpracowania Środowisk akademickich m.in. w
ramach sprawy obiektowej "Politechnika". Chodzi o
Politechnikę Gliwickš. Działania te koordynował
przede wszystkim Wydział III KW MO Katowice.
Nagrodzony za efektywną pracę było umożliwienie
przyznania tytułu naukowego docenta (akta
rozpracowania "Docent").
Jerzy Buzek posiadał minimum 3 "teczki" , pierwszą
gdy był rozpracowywany - przymuszany do współpracy
"Docent" (?), drugą założył Wywiad, trzecią Służba
Bezpieczeństwa, nadając kryptonim Tajny
Współpracownik (TW) "Karol". Natomiast w ramach
każdej z wymienionych, występowały m.in. teczka
personalna oraz teczka pracy tzw. operacyjna.

Po strajkach sierpniowych 1980 roku Jerzego Buzka
skierowano do Niezależnego Samorządnego Związku
Zawodowego "Solidarność". Najpoważniejszym
sukcesem agenta TW "Karol" stały się działania
manipulacyjne podczas I-szego Krajowego Zjazdu
Delegatów NSZZ "Solidarność" w Gdańsku, gdzie jako
współprowadzący obrady m.in. doprowadził do
uchwalenia słynnej Odezwy do Narodów Europy
Środkowo-Wschodniej. Celem autorów z
komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych
PRL była prowokacja i uzyskanie bezpośredniej
pomocy (z interwencją zbrojną włącznie) od ZSRR,
zaniepokojonego rozszerzaniem się wolnościowej
"zarazy" na inne kraje socjalistyczne. Agent
otrzymał za to zadanie nagrodę finansową.
[zał. nr 4]
W 1985 podpisał kolejny ważny dokument złożony w
teczce operacyjnej TW "Karol".
Charakterystyczną rolę Jerzy Buzek odgrywa w
aresztowaniu przywódców Śląskiego podziemia
solidarnościowego. Poznaje wyjątkowo lokal, w
którym ukrywa się Tadeusz Jedynak. Wkrótce zostaje
w nim aresztowany tenże lider władz władz
regionalnych i krajowych.. Następnie Jerzy Buzek
poznaje mieszkanie, w którym ukrywa się następny
szef regionalnych struktur "Solidarności"- Jan
Andrzej Górny. Po kilku godzinach lokal okrąża
ogromna liczba samochodów SB oraz cywilnych i
mundurowych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa
PRL. Poszukiwanego przez 7 lat listem gończym
Prokuratury Wojskowej czołowego działacza
podziemnych struktur, w tym Komisji Krajowej NSZZ
"Solidarność" aresztowano... bez rewizji lokalu !
Jerzy Buzek niezauważony, z torbą pełną
związkowych pieniędzy, bez kłopotu opuszcza po
kwadransie "kocioł". Nie znany jest w dziejach
podziemia przypadek (a tym bardziej na "czerwonym"
Śląsku), by przy tak ważnym aresztowaniu Służba
Bezpieczeństwa nie dokonywała gruntownej rewizji i
"zabezpieczenia" lokalu.
Jedynym, który skorzystał na powyższych
aresztowaniach był Jerzy Buzek, który jako
doradca< zaczął "nieformalnie" reprezentować
Górny Śląsk w pracach krajowego kierownictwa (TKK)
"Solidarności". Było to możliwe, gdyż SB nie
dopuściła do wyłonienia kolejnego przywódcy
regionalnej NSZZ "Solidarność".
Dotychczasowa odmowa przesłuchania w procesie
lustracyjnym Tadeusza Jedynaka, przywódcy
podziemnej "S" przez powołanie się na opinię
J.A.Górnego jest kompletnie absurdalne (str. 7
Postanowienia Rzecznika). W tej sprawie nie
oceniamy więzi przyjacielskich czy też jawnych
współpracowników Moskwy (Miller, Oleksy itp.) ale
utajnionych przed nami (działaczami demokratycznej
opozycji) tajnych współpracownikach służb
specjalnych. Perfidia systemu totalitarnego
polegała na tym, że wśród naszych znajomych i
współpracowników umieszczano "przyjaznych" nam
agentów służb specjalnych.
Akta rozpracowania i aresztowania J.A. Górnego
zachowały się i potwierdzają rolę jaką odegrał TW
"Karol"
Za powyższe zasługi oraz przekazanie dokumentów
władz podziemnej "Solidarności" agent TW "Karol"
otrzymał od Służby Bezpieczeństwa 7000 USD
(Równowartość ówczesnych ok. 350 pensji !)

Co najciekawsze, Jerzy Buzek nigdy nie został
aresztowany czy nawet internowany, choć już od
roku 1981 z racji jawnej działalności w legalnej
NSZZ "Solidarność", był doskonale znany Służbie
Bezpieczeństwa. Mało tego, wielokrotnie (10 razy)
wyjeżdżał do krajów kapitalistycznych. Jest to
również wypadek wśród działaczy opozycji bez
precedensu. Tym bardziej, że na Śląsku szalał
największy komunistyczny terror. "Ekstremie"
paszport czasami wręczano, owszem, ale z
pieczątką: bez prawa powrotu do PRL.
TW "Karol" był najwyżej ulokowanym tajnym
współpracownikiem służb specjalnych
komunistycznego aparatu represji we władzach ruchu
"Solidarność". Konfederacja Polski Niepodległej o
istnieniu takiej agentury była informowana. Ocena
infiltracji struktury tzw. gliwickiej części RKW
NSZZ"S", została przekazana kierownictwu
podziemnej "Solidarności" przez osobę informowaną
przez Wydział Operacyjny "Kontrwywiadowczy" KPN
Świadek ujawniony Sądowi zgodnie ze zobowiązaniem
posła Michała Janiszewskiego odn 8]. Kierownictwo
podziemia Świadome było penetracji przez służby
specjalne. Stąd w wolnej Polsce już po zwycięstwie
Przewodniczącego NSZZ "S" Lecha Wałęsy w wyborach
prezydenckich doszło, w 1991 roku, na terenie
Kancelarii głowy państwa do poufnego spotkania z
udziałem członków władz "Solidarności"
Przeglądano materiały operacyjne byłej Służby
Bezpieczeństwa PRL. W tym również teczkę TW
"Karol", "Docent" i "Oris". Zakres podejrzeń
ograniczył się do 2 osób. Już wtedy był wśród nich
Jerzy Buzek, i z tego najprawdopodobniej powodu
nie został on Wojewodą Katowickim. Sprawa wybuchła
ponownie podczas Regionalnego Zjazdu
"Solidarności" Śląsko-Dąbrowskiej, gdzie
Wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Zbigniew
Martynowicz zarzucił publicznie J. Buzkowi
współpracę z SB. Jerzy Buzek następnie "znikł" na
wiele lat z życia politycznego. [...]

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz