Znawcy horrorów wiedzą, że jeśli się jakiegoś krwiożerczego bydlaka nie przebije osinowym kołkiem, nie rozwali mu mózgu, nie przestrzeli złotą kulą lub nie spali, to bydlę znowu będzie siało grozę. Taki błąd popełniliśmy w stosunku do krwiożerczych komunistów.
Zombie kontra szczyle
O tym, że nieprzeprowadzenie dekomunizacji, czyli uprzywilejowanie komunistów w biznesie, w polityce, w systemie emerytalnym, a nawet na rynku mediów - było i jest kardynalnym błędem w budowie "nowej Polski" przekonują nas kolejne lata, w trakcie których odczuwamy, że czerwony kamień młyński uwieszony na naszej szyi ciągnie nas coraz mocniej w dół. Przekonują nas coraz bezczelniejsze postawy i wypowiedzi czerwonych oraz ich umacniające się z roku na rok przekonanie, że stanowią oni nieusuwalną część naszego życia społeczno-polityczno-gospodarczego i mają pełne prawo do dalszego w tym życiu uczestniczenia.
Dochodzi do tego, że nie tylko rozkochana w komunistach "GW" ze swoim zamotanym intelektualnie i moralnie środowiskiem, dokłada wszelkich wysiłków, by utrwalić wizję historii, w której sowieckie bydlaki nie były wcale takie złe (toteż należy im pozwolić spokojnie egzystować dalej), ale i same komunistyczne tyranozaury zaczynają coraz gniewniej tupać nogami na wieść, że ktokolwiek jeszcze ośmiela się ich krwiożerczą działalność osądzać (co by dopiero było gdyby ktoś zaczął osinowym kołkiem grozić? Może wtedy czerwone wampiry wnioskowałyby o wsparcie do jakichś organizacji broniących praw człowieka? Może zaczęliby głodówki protestacyjne robić? Może któryś z nich dokonałby manifestacyjnego samospalenia w proteście przeciwko prześladowaniu czerwonych potworów?).
Mieliśmy ostatnio (opisywane także przeze mnie) znakomite przykłady tej postawy w wielogodzinnym bajaniu "generała" Jaruzelskiego na sali sądowej, kiedy to poczuł się jakby był na kolejnym nadzwyczajnym zjeździe PZPR i jakby mógł wygłaszać kolejne przemówienie dowodzące jego strategicznego geniuszu i dalekowzroczności w planowaniu coraz doskonalszych mechanizmów funkcjonowania "władzy ludowej".
Okazało się jednak, że i tego czerwonym za mało (nie wiem, dlaczego Jaruzelowi pozwolono na odczytywanie swojej książki przed sądem), bo oto z łoża boleści zerwał się poruszony do żywego zombie zwany M. F. Rakowskim i jak ostatni bojownik o wolność i demokrację, jak najwierniejszy (choć przecież posunięty w latach walki) adiutant rzucił się do gryzienia wrogów władzy ludowej:
"Byle szczyl dziennikarski bez skrupułów opluwa, wdeptuje w ziemię, wykpiwa człowieka, który walczył o jedyną Polskę, jaka po II wojnie światowej w ogóle mogła powstać. Dla nich „wieszanie psów” i dowolne opluwanie gen. Jaruzelskiego to działanie politycznie poprawne, oczekiwane, a być może także szczebel w karierze."
Każdy, kto zna filmy o zombies powinien mieć świadomość, że ugryzienie zombiego zamienia danego człowieka w zombie, toteż radzę się strzec dziennikarzom-szczylom, co się ręką co uschnąć powinna, zamierzyli na "generała". To nie są żarty. Zlekceważenie zagrożenia może przynieść bardzo opłakane skutki, czego dowodzi współczesna historia Polski. Jak wspomniałem, niewytępienie czerwonych (tak jak nieprzeprowadzenie deratyzacji w zaszczurzonej dzielnicy) poskutkowało nie tylko powstaniem czerwonej burżuazji i swobodną działalnością polityczną komunistów, ale też właśnie zupełnie nieskrępowaną aktywnością publicystyczno-medialną.
Do dziś niepojęte jest dla mnie to, że istnieje prasa komunistyczna (od "Trybuny" zaczynając, poprzez "NIE", "Fakty i Mity", na "Polityce", "Przeglądzie" czy "dziś" kończąc - by wymienić pierwsze z brzegu tytuły) - jej funkcjonowanie można by zrzucić na karb legendarnych "porozumień z komunistami", ale przecież jej oddziaływanie sprowadza się nie tylko do formowania różowych, lecz i do heglowskiego kąsania niezorientowanej historycznie i intelektualnie młodzieży, która zaczyna myśleć tak jak zombies, niestety. Jak widzę czasami jakichś młodych ludzi zaczytanych w "Polityce", to mam poczucie jakiegoś politowania zmieszanego z zażenowaniem, a jednocześnie zastanawiam się, ile trzeba będzie (lub trzeba by) włożyć dydaktycznego i pedagogicznego wysiłku, by ze śmiertelnej choroby komunizmu takiego młodego człowieka wyleczyć. Chociaż, może niektórzy ludzie chcą zostać zombiakami? Właściwie, kto im broni?
Wróćmy jednak do naszego zombie, którego cytowany wyżej pasus poprzedzony jest następującym słowotokiem:
"Karczując zarosły chwastami kłamstw i przeinaczeń ugór, oświadczam, że odrzucam, i każdy uczciwy historyk postąpi tak samo, wbijaną do głów obecnemu pokoleniu młodych Polaków „prawdę” o okrutnych, ograniczonych, złych, wręcz głupich „komunistach” rządzących Polską, naprzeciw których stały milionowe hufce szlachetnych członków „Solidarności” (dziś urośli już do zdeklarowanych antykomunistów, co warte jest śmiechu).
Usuńmy jeszcze jeden ciężki kamień: zła wola, „krótka pamięć” i mściwa postawa działaczy „S” i historyków-prokuratorów IPN oraz służalcza wobec nich rola zastępów na ogół dobrze opłacanych skrybów."
Pozwoliliśmy z pełną świadomością żyć zombiakom w naszym społeczeństwie, bo ktoś nam tłukł do głowy z "ludzi opozycji", że zombiaki kąsać już nie będą. Teraz już wiemy, że i wśród "ludzi opozycji" sporo pokąsanych jest, bo i było. Pokąsani przekonywali nas więc, że wystarczy pozwolić zombiakom żyć, a one dadzą też żyć innym, czyli nam.
Dziś widzimy, że natura zombie się nie zmienia, gdyż niemożliwa jest taka odmiana. Dziś też świadomość tego, jak wielką głupotą było pozostawienie komunistom nie tylko prawa do istnienia w normalnym państwie, ale prawa do zabierania głosu w jakichkolwiek debatach. Nawet nie tyle głupotą, co po prostu zbrodnią.
Zbrodnią. Nierozliczenie i nieukaranie komunistów, niezamknięcie im ust spowodowało to, że czują się oni tak samo właścicielami III RP, jak byli właścicielami "Ludowej Polski". I kąsają z jeszcze większą furią, wszystkich naokoło. Proszę poczytać sobie skandaliczny tekst zombie Rakowskiego, to się Państwo przekonają. Dla zombie jesteśmy szczylami - szczylami są ludzie, którzy ośmielają się osądzać dziś Jaruzelskiego. Takie rzeczy można przeczytać w polskiej prasie w październiku 2008 r. Tak daleko zaszliśmy w wychodzeniu z peerelu.
Nie wierzą Państwo? To na deser jeszcze skosztujcie tego:
"Odpowiedzcie sobie na pytanie, czy rzeczywiście uważacie pokolenie Jaruzelskiego, moje, a także Kwaśniewskiego za durniów żyjących w szklanej kuli, odizolowanych od realnego życia i sytuacji międzynarodowej? To nas przyjmowali czołowi politycy świata, prowadząc z nami poważny dialog o wspólnej odpowiedzialności za pokój w Europie i bezpieczeństwo naszego kontynentu. A co się tyczy rządzenia Polską przez prawicę, to doradzam skromność. Jaruzelskiego nie trzeba pouczać, co to jest patriotyzm. Jego hartowała syberyjska tajga, a nie uniwersyteckie aule. A już kwestionowanie tego, że działał w imię elementarnych interesów Polski, uważam za szczyt bezczelności."
Miłego dnia, jaskiniowi antykomuniści i inne szczyle :)
PS. W wolnej chwili zaś proponuję poszukać książki "Listy do M. F. Rakowskiego. Listopad, grudzień 1982", Czytelnik, Warszawa 1983. Znakomita, uzupełniająca lektura.
http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=opinie&name=232
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. FYM - przegrywamy, prasa całej bez mała prawicy jest...za trudna