Tak, panie Lisicki, to wypadek
FreeYourMind, pon., 22/11/2010 - 13:53
Nie czytam, jak już sygnalizowałem, od długiego już czasu „Rz” (z tego, co relacjonuje J. Kwieciński w „GP”, widzę, że nic nie tracę), więc o specyficznym wyznaniu wiary red. Pawła Lisickiego (który stopniowo upodabnia się do Czarka Michalskiego, Rafała Smoczyńskiego i tym podobnych intelektualistów, co w końcu „odnaleźli się we mgle”) dowiedziałem się na Niepoprawnych z tekstu Kukiego (http://niepoprawni.pl/blog/110/hipoteza-nie-mit). I pomyślałem sobie, że warto przy tej okazji tym wszystkim światłym osobom „wierzącym postępowo” czy „wierzącym inaczej”, tym wszystkim mędrcom (Lisicki nie jest tu wyjątkiem przecież), którzy „nie dają się ponieść emocjom”, którzy „na chłodno” i „z dystansem” podchodzą do „sprawy Smoleńska” - zwrócić uwagę na jedną podstawową rzecz. Otóż panie i panowie, cała wasza niesamowita, zdystansowana, chłodna, nieemocjonalna, mądra i postępowa wiara w to, że 10 Kwietnia doszło do wypadku, płynie z jednego, tak się niestety składa, akurat rosyjskiego źródła.
Gdyby tych wszystkich światłych i zrównoważonych (w przeciwieństwie do rozdygotanych paranoików smoleńskich zadających nerwowe pytania i grzebiących się nieustannie w jakichś zdjęciach czy migawkach) ludzi zapytać o jedno: skąd – tak, skąd wiedzą, że 10 Kwietnia nie doszło do zamachu – odpowiedź byłaby jedna. Wiedzą to wyłącznie od Rosjan. To Rosjanie przecież ogłosili „wersję wypadkową” już w pierwszych kwadransach, jeśli nie minutach po katastrofie – bez żadnych badań, bez żadnych materiałów dowodowych (typu filmowe zdjęcia przebiegu wypadku), bez żadnego dochodzenia typowego dla takich właśnie katastrof. Ja już o tym pisałem choćby w opublikowanym w październikowym „Nowym Państwie” tekście „„Fakt smoleński” jako produkt dezinformacji” (link poniżej) (ale rzecz jasna, nie oczekuję od Lisickiego, że będzie on śledził moje teksty, skoro ja jego bezcennych refleksji nie śledzę i nie mam zamiaru), więc tylko przypomnę, bo to niezwykle ważne: Rosjanie tak zakwalifikowali całe zdarzenie z tupolewem jako „wypadek lotniczy” (i to spowodowany z głupoty pilotów lub pasażerów), by właśnie w punkcie wyjścia pokierować i sposobem relacjonowania zdarzenia, i sposobem badania przyczyn zdarzenia, jakby doszło do wypadku. Nikt nie miał ani podstaw, ani prawa, by w ciągu pierwszej godziny od zdarzenia mówić o wypadku lotniczym, takie jednak zakwalifikowanie całej sprawy pozwoliło na uruchomienie kampanii dezinformacyjnej o skali i zasięgu przypominającym dokładnie tę kampanię sowiecką z czasów pierwszego Katynia.
O ile jednak do rosyjskich zbrodniarzy nie można mieć pretensji o to, że dezinformują – taki oni już mają po prostu „styl sprawowania władzy”, o tyle w przypadku polskich mediów i ludzi w nich pracujących, którzy niemalże bez zająknięcia się od razu zaczęli rosyjską wersję zdarzeń lansować jako jedyną z możliwych, można mówić o świadomym włączeniu się w wielką neosowiecką kampanię dezinformacyjną, co oczywiście wszystkim tym mediom i tym ludziom mediów zajmujących się taką robotą zostanie zapamiętane i policzone. Jeśli bowiem media danego kraju, kraju, który 10 Kwietnia stracił elitę państwa w tak tragicznych okolicznościach, stanęły w swej większości, w chwili takiej próby, po stronie obcego, agresywnego mocarstwa, a nie pamięci poległych czy choćby po stronie polskich obywateli protestujących na ulicach („Solidarni 2010”) – to znaczy, że nie są one w stanie lub też już nie chcą reprezentować polskiego interesu narodowego. I to właśnie zdarzenie można by potraktować jako wypadek, jako jedną wielką kolizję „środowiska dziennikarskiego” z ponurą rzeczywistością, gdyby to nie była taka potworna moralna i intelektualna katastrofa i tak wielki blamaż tego właśnie środowiska, że aż mnie nawet wstyd o tym pisać. Jeśli więc teraz ci ludzie jeszcze się szczycą swoim „dystansem” do paranoików smoleńskich, to pozostaje im tylko życzyć, by wystawili swoje piersi do ruskich orderów, bo ze strony polskich obywateli na żaden szacunek już sobie nie zasłużą.
http://smolensk-2010.pl/2010-11-10-%E2%80%9Efakt-smolenski%E2%80%9D-jako-produkt-dezinformacji.html
Gdyby tych wszystkich światłych i zrównoważonych (w przeciwieństwie do rozdygotanych paranoików smoleńskich zadających nerwowe pytania i grzebiących się nieustannie w jakichś zdjęciach czy migawkach) ludzi zapytać o jedno: skąd – tak, skąd wiedzą, że 10 Kwietnia nie doszło do zamachu – odpowiedź byłaby jedna. Wiedzą to wyłącznie od Rosjan. To Rosjanie przecież ogłosili „wersję wypadkową” już w pierwszych kwadransach, jeśli nie minutach po katastrofie – bez żadnych badań, bez żadnych materiałów dowodowych (typu filmowe zdjęcia przebiegu wypadku), bez żadnego dochodzenia typowego dla takich właśnie katastrof. Ja już o tym pisałem choćby w opublikowanym w październikowym „Nowym Państwie” tekście „„Fakt smoleński” jako produkt dezinformacji” (link poniżej) (ale rzecz jasna, nie oczekuję od Lisickiego, że będzie on śledził moje teksty, skoro ja jego bezcennych refleksji nie śledzę i nie mam zamiaru), więc tylko przypomnę, bo to niezwykle ważne: Rosjanie tak zakwalifikowali całe zdarzenie z tupolewem jako „wypadek lotniczy” (i to spowodowany z głupoty pilotów lub pasażerów), by właśnie w punkcie wyjścia pokierować i sposobem relacjonowania zdarzenia, i sposobem badania przyczyn zdarzenia, jakby doszło do wypadku. Nikt nie miał ani podstaw, ani prawa, by w ciągu pierwszej godziny od zdarzenia mówić o wypadku lotniczym, takie jednak zakwalifikowanie całej sprawy pozwoliło na uruchomienie kampanii dezinformacyjnej o skali i zasięgu przypominającym dokładnie tę kampanię sowiecką z czasów pierwszego Katynia.
O ile jednak do rosyjskich zbrodniarzy nie można mieć pretensji o to, że dezinformują – taki oni już mają po prostu „styl sprawowania władzy”, o tyle w przypadku polskich mediów i ludzi w nich pracujących, którzy niemalże bez zająknięcia się od razu zaczęli rosyjską wersję zdarzeń lansować jako jedyną z możliwych, można mówić o świadomym włączeniu się w wielką neosowiecką kampanię dezinformacyjną, co oczywiście wszystkim tym mediom i tym ludziom mediów zajmujących się taką robotą zostanie zapamiętane i policzone. Jeśli bowiem media danego kraju, kraju, który 10 Kwietnia stracił elitę państwa w tak tragicznych okolicznościach, stanęły w swej większości, w chwili takiej próby, po stronie obcego, agresywnego mocarstwa, a nie pamięci poległych czy choćby po stronie polskich obywateli protestujących na ulicach („Solidarni 2010”) – to znaczy, że nie są one w stanie lub też już nie chcą reprezentować polskiego interesu narodowego. I to właśnie zdarzenie można by potraktować jako wypadek, jako jedną wielką kolizję „środowiska dziennikarskiego” z ponurą rzeczywistością, gdyby to nie była taka potworna moralna i intelektualna katastrofa i tak wielki blamaż tego właśnie środowiska, że aż mnie nawet wstyd o tym pisać. Jeśli więc teraz ci ludzie jeszcze się szczycą swoim „dystansem” do paranoików smoleńskich, to pozostaje im tylko życzyć, by wystawili swoje piersi do ruskich orderów, bo ze strony polskich obywateli na żaden szacunek już sobie nie zasłużą.
http://smolensk-2010.pl/2010-11-10-%E2%80%9Efakt-smolenski%E2%80%9D-jako-produkt-dezinformacji.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Lisicki wymiękł już za pierwszy widok kija i ugryzł Kaczyńskiego
Osoba z takim doświadzceniem politycznym jak on powinna wiedzieć, że jeśli zapadł wyrok , to egzekucja może być tylko odlożona w czasie. A o żadnej abolicji, niezależnie od umizgów mowy być nie może , bo następca juz koronowany, nie popuści.