Kaczyński sięgną po „model” Iacocci.
Serwis Blogmedia24.pl zamieścił List Jarosława Kaczyńskiego do ludzi z PiS. List, jak się należało tego spodziewać, całkowicie zamilczany przez media, tzw. „głównego nurtu”. Pozwolę sobie wtrącić nieco swoje „trzy grosze”.
Osobiście uważam, że jednym z poważniejszych błędów, które Jarosław Kaczyński popełnia, jest to, że niezwykle rzadko ujawnia i demistyfikuje wszystkie te „manewry”, które są robione wokół partii mające na celu sianie w niej zamętu. Oczywiście ktoś mógłby, rzecz jasna, powiedzieć, że on to robi lecz to się nie „przebija”. Jednak daje się to sfalsyfikować poprzez to, że skoro w samym kierownictwie PiS jest świadomość tego, że (cytuję): … niemal zawsze jesteśmy traktowani przez większość mediów, a zwłaszcza przez te tworzące tzw. główny nurt, z wielkim dystansem i jednostronnym krytycyzmem…, to siłą rzeczy ono liczy się z tym, że głos „z wewnątrz” partii będzie filtrowany. A przecież Jarosław Kaczyński w powyższym liście precyzyjnie zakreśla ramy czasowe, kiedy on, jego brat i partia byli i są (i zapewnie będą dalej) „glanowani” przez media głównego nurtu. W związku z tym, jeśli tak jest, a przy tym dysponuje się ograniczonymi możliwościami „kontr-glanowania”, to tym samym zawsze palącą potrzebą jest to, by właśnie jak najintensywniej komunikować się w formie takich to właśnie listów, jak powyższy. Zaś ta forma była i jest stosowana niezwykle rzadko. Tak rzadko, że prawie wcale. Potwierdza to zresztą sam Jarosław Kaczyński piszący: Postanowiłem powrócić do stosowanego kiedyś w mojej poprzedniej partii – Porozumienie Centrum – obyczaju pisania listów prezesa partii do jej członków. Zarówno wtedy, w latach 90., jak i dziś, chodzi o bezpośredni przekaz pewnych informacji i interpretacji wydarzeń, które albo nie docierają do Koleżanek i Kolegów za pośrednictwem mediów, albo też docierają, ale w formie mocno zniekształconej, niekiedy całkowicie opacznej, przekręconej, i to intencjonalnie. Widać w tej zapowiedzi pewien prognostyk „odświeżenia” i „udrożnienia” kanałów wewnętrznej komunikacji, służących nie tylko samej partii lecz również wyborcom obecnym i przyszłym.
Można się bowiem zastanawiać nad tym, że wśród sympatyków/wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego może istnieć pewna dezorientacja odnośnie do tego, co sam szef partii jak i jej kierownictwo postrzega, jako coś zagrażającego, a na co brak jest jakichś sygnałów zwrotnych. Przyznam się, że nieraz sam odczuwałem w takiej sytuacji pewien niedosyt. Widzę jednak, że prezes PiS’u sięga po „model” Iacocca’i.
Zrobię w tym miejscu pewną odskocznię i wspomnę osobę Lee Iacocca’i, byłego prezesa koncernu Chrysler, który uratował go od niemal pewnego bankructwa. Jeśli sympatyka/wyborcę można potraktować jako potencjalnego klienta danej firmy, to jak to odnieść do wyznania Iacocca’i w swojej „Autobiografii” (str. 221-222), który pisze: Ralph Nader twierdzi, że Iacocca jest takim magikiem marketingu, iż potrafi skłonić ludzi do zakupu samochodów, nawet gdy ich nie potrzebują. Utrzymywał, że gigantyczna „Wielka Trójka”, dzięki swej potędze i zasięgowi oddziaływania, umie ludziom tak prać mózgi, iż kupuje wszystko, co im każemy. Jeśli była to prawda, to gdzie podziała się owa szczególna moc, właśnie wtedy, gdy tak bardzo jej potrzebowałem? Gdzie podział się mój geniusz marketingowy, bo przecież nikt nie kupował naszych samochodów? Jakże przydałyby się takie magiczne sztuczki wówczas, w 1979 r., kiedy miałem potworne trudności ze sprzedaniem czegokolwiek! To zaś można sparafrazować do następującego stwierdzenia, że Jarosław Kaczyński jest takim geniuszem marketingu politycznego, który po 2007 r. posiada problem ze „zbyciem” swojej oferty politycznej, programowej. Dalej, jakże „wypisz, wymaluj”, niniejszy opis wiernie koresponduje z „Listem prezesa”: Z biegiem czasu kłopoty finansowe Chryslera stały się tak poważne, że naszej niepewnej sytuacji nie dało się ukryć. Na domiar złego musieliśmy przeciwdziałać paskudnym plotkom o grożącym nam niechybnie upadku. Kiedy ktoś wykłada osiem czy dziesięć tysięcy dolarów na nowy samochód [Można to powiedzieć inaczej, „Kiedy ktoś decyduje się głosować za nowym programem politycznym.” – przyp. M.F.], a jest to spora inwestycja [Podobnie jest z głosowaniem. – przyp. MF], i usłyszy, że za parę lat firmy może nie być [Sympatyk/wyborca od lat słyszy, że PiS może nie być. – przyp. MF], to z pewnością zastanowi się, gdzie znajdzie serwis i części zamienne [To z pewnością zastanowi się, kto będzie realizował program polityczny, za którym głosuje. – przyp. MF] Jeśli ponadto gazety zapowiadają bez przerwy rychłe bankructwo Chryslera [Jeśli ponadto gazety zapowiadają bez przerwy rychły upadek PiS’u. – przyp. MF], to z pewnością nie śpieszno nikomu kupić u niego nowy samochód [To z pewnością nie śpieszno nikomu na PiS głosować. – przyp. MF] Wkrótce doszło do tego, że Chrysler stał się tematem niewybrednych dowcipów. [Czegoś nam to przypomina? – MF] Najbardziej wzięci satyrycy mieli obfite żniwa. [„Szkło kontaktowe” i cała reszta…. – MF] Itd., itd. W związku z tym warte wydaje się właśnie zaczerpnięcie wiedzy o tym, jak szef Chryslera dał sobie radę z tym wszystkim, i koncern ten odrodził, jak Feniksa z popiołów. Zaś tutaj pojawia się pewna niespodzianka, z której, jak widać, Jarosław Kaczyński skorzystał. Przytoczę pewien opis z niewielkimi skrótami i pewnym komentarzem.
Tutaj dygresja. Rzecz mniej więcej polegała na tym, że Chrysler znajdując się z zapaści finansowej zaczął zwracać się do banków o gwarantowane linie kredytowe jak również do Kongresu o pomoc finansową w celu ratowania koncernu, którego upadek oznaczałby katastrofę w amerykańskim przemyśle samochodowym i wstrząsnął by całą gospodarką. Linia rozumowania polegała na tym, że Chrysler był za duży, by upaść. Oczywiście negocjacje z bankami jak i rokowania oraz przesłuchania w Kongresie były piekielnie trudne tym bardziej, że w prasie bezustannie ukazywały się miażdżące artykuły wskazujące wręcz na rychły upadek koncernu. Dla Iacocci najistotniejsze było, by u Amerykanów podtrzymywać przekonanie, że Chrysler warty jest ratunku. Oddajmy zatem jemu głos. (Podkreślenia moje.)
W tym czasie priorytetową dla nas sprawą było utrzymywanie zaufania nabywców. [Ergo, sympatyków/elektoratu PiS – MF] Przesłuchania ciągnęły się, a nasz zbyt skurczył się dramatycznie. Nikt nie chciał kupować samochodu od spółki, która miała wkrótce wypłynąć brzuchem do góry. [Nikt nie chce głosować na PiS, kiedy ma on wkrótce upaść. – MF] Odsetek tych, którzy byli skłonni choćby tylko wziąć pod uwagę kupno samochodu Chryslera, spadł z dnia na dzień z 30 do 13 proc. [Czegoś nam to nie przypomina? – MF]
W kwestii, jak powinniśmy reagować na ten kryzys, były dwie szkoły myślenia. Na ogół nasi fachowcy od spraw informacji i reklamy byli zdania, że najlepszą polityką jest milczenie. [Czegoś nam to nie przypomina? – MF] „Siedźcie cicho – radzili – To wszystko się unormuje. Ostatnią rzeczą, na jakiej by nam mogło zależeć, jest zwracanie uwagi na naszą marną sytuację.” Jednakże nasza agencja reklamowa… kategorycznie się z tym nie zgadzała. „Sytuacja jest krytyczna – powiedzieli – stoicie wobec wyboru. Możecie umrzeć po cichu albo możecie umrzeć krzycząc. Radzimy, abyście umierali krzycząc – zawsze istnieje szansa, że ktoś was usłyszy.”
Posłuchaliśmy ich rady. Zleciliśmy agencji opracowanie kampanii reklamowej, która przekonałaby opinię publiczną, że mamy jeszcze przyszłość przed sobą. Musieliśmy uświadomić ludziom dwie sprawy: po pierwsze, że nie mamy najmniejszego zamiaru zwinąć interesu; po drugie, że produkujemy takie właśnie samochody, jakich naprawdę potrzebuje Ameryka. [podkr. moje – MF]
Nasze regularnie ukazujące się ogłoszenia, które zawierały zdjęcia nowych modeli i ich opis, zastąpiliśmy seria tekstów przedstawiających nasz punkt widzenia na sprawę gwarantowanych kredytów oraz dalekosiężne plany Chryslera. Zamiast promocją naszych produktów, zajęliśmy się promocją samej firmy i jej przyszłości. Nie mogliśmy się przebić normalnymi kanałami z tym co mieliśmy do powiedzenia – przyszedł więc czas, aby reklamować naszą sprawę – zamiast naszych samochodów.
Ron DeLuca z nowojorskiego biura… przygotował serię całostronicowych ogłoszeń przedstawiających nasze stanowisko. [Aż dziw bierze, że PiS jeszcze na to nie wpadło. – MF] Przed napisaniem każdego z tych tekstów przychodził zwykle do mnie do biura na godzinę lub dwie, by omówić szczegóły. [A gdzie są spin doktorzy, „muzealnicy” PiS’u? – MF] Potem ja poprawiałem jego projekt i doszlifowywaliśmy go wspólnie tak długo, aż obaj byliśmy zadowoleni.
W tych ogłoszeniach, które agencja zaczęła określać mianem „płatnych ogłoszeń”, prostowaliśmy wiele mylnych poglądów. Dementowaliśmy obiegowe opinie o Chryslerze: Nie produkujemy samochodów paliwożernych. Nie prosimy Waszyngtonu o darowiznę. Gwarancje kredytowe dla Chryslera nie stanowią niebezpiecznego precedensu. [Co robią spin doktorzy, „muzealnicy” PiS’u? – MF]
Ogłoszenia były utrzymywane w niezwykle bezpośrednim stylu. Ron przyjął agresywną postawę, która bardzo mi się podobała. [Iluż to chce „ucukrować” PiS aż do mdłości? – MF] Aż za dobrze wiedzieliśmy, co przeciętny Amerykanin myśli o Chryslerze [Aż za dobrze wiadomo, co przeciętny Polak myśli o Kaczyńskim i PiS. – MF], próbowaliśmy więc przyjąć jego punktu widzenia i przewidzieć jego pytania i wątpliwości. [Czy ktokolwiek w PiSie potrafi i chce przyjąć punkt widzenia przeciętnego Polaka o Kaczyńskim i PiS’ie, a tym bardziej przewidywać jego pytania i wątpliwości? – MF] Ignorowanie fatalnej opinii nic nie dawało. Zamiast tego powinniśmy stawić jej czoło i pogłoski zastąpić faktami. [Iluż w PiS’ie jest takich, którzy wyglądają na takich, którzy jakby przepraszali za to, że partia ta istnieje? – MF].
Jedno z tych ogłoszeń miało śmiały tytuł, wyrażający to, co przychodziło już do głowy wielu ludziom: „Czy Ameryce będzie się powodziło lepiej bez Chryslera?” [I tak też można. „Czy Polsce będzie powodziło się lepiej bez PiS’u? – MF] (…)
Ogłoszenia były niezwykłe jeszcze pod innym względem. Postanowiliśmy, że wszystkie będą firmowane moim podpisem. [Fenomenalne. Nie Kurskich, nie Bielanów, nie Kamińskich, nie Kluzik-Rostkowskich, nie Brudzińskich, nie Suskich, nie Karskich, nie Ziobrów, nie Kowali etc. etc., tylko jednym. Jarosława Kaczyńskiego. – MF] Chcieliśmy pokazać potencjalnym klientom, że zaczęła się nowa era. Ostatecznie główny menedżer firmy bliskiej bankructwa ma obowiązek dodać ludziom otuchy. [Ostateczne lider partii bliskiej upadku ma obowiązek dodać sympatykom/wyborcom/członkom otuchy. – MF] Musi oświadczyć: „Jestem tutaj i ponoszę odpowiedzialność za tę firmę. Aby udowodnić, ze traktuję ją poważnie, składam oto swój podpis – tu, na wykropkowanej linii.” [I w ten sposób ucina wszelakie możliwości harcowania wewnątrz różnym takim i owym. – MF]
Nareszcie pojawiła się możliwość pokazania ludziom, że Chrysler jest firmą rzetelną, że można na niej polegać. Umieszczając na tych ogłoszeniach mój podpis, zachęcaliśmy ludzi, by bezpośrednio do mnie kierowali swoje skargi lub zapytania. Obwieszczaliśmy, że na czele tego wielkiego koncernu o skomplikowanej strukturze stoi obecnie człowiek, który kładzie na szalę swe nazwisko i swą reputację. [Jarosław Kaczyński w „Liście” pisze: „…Chcę jednak już tu zapewnić, że wszelkie informacje o mojej „abdykacji” czy dymisji są całkowicie nieprawdziwe.” – MF]
Kampania ogłoszeniowa okazała się zdecydowanym sukcesem. Jestem pewien, że odegrała ona rolę w zbiorowych wysiłkach, mających przekonać Kongres do zaaprobowania gwarancji kredytowych. Zamieszczanie ogłoszeń jest oczywiście frustrujące, bo nigdy nie wiadomo, jaki argument chwycił w bitwie o klienta. [Parafrazując, zamieszczanie ogłoszeń jest oczywiście frustrujące, bo nigdy nie wiadomo, jaki argument chwycił w bitwie o sympatyka/wyborcę. – MF] Opowiadano nam, że w administracji Cartera i Kongresie ludzie biegali z pokoju do pokoju, wymachując gazetami i pokazując te ogłoszenia – ze złością lub z satysfakcją. [Czegoś to nie podpowiada? – MF]
Bez wątpienia ta akcja wywarła istotny wpływ na opinię publiczną. [A PiS się dziwi, że ma złą prasę i jest pokazywane jako obciachowe. – MF] Ludzie rzucali okiem na pierwszą stronę gazety, gdzie donoszono, że wkrótce splajtujemy. Potem zaglądali do środka – i znajdowali tam nasz punkt widzenia.
W związku z tym do kurki wodnej, co robią spin doktorzy, „muzealnicy” itp.? Niechby sobie właśnie przeczytali „Autobiografię” Iacocca’i, to wiedzieli by, jak PiS odrodzić. Ale, z „Listu” Jarosława Kaczyńskiego widać, że jest on tego wszystkiego świadomy, pisząc … wskazane wyżej sprawy stawiają na porządku dziennym zorganizowanie na nowo sposobu komunikowania się kierownictwa PiS i Klubu Parlamentarnego PiS z członkami partii. Zdaję sobie sprawę, że większość z Was nie ma po prostu czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń, nawet tych bezpośrednio związanych z PiS, i siłą rzeczy może się znaleźć pod wpływem przekazów całkowicie lub częściowo zafałszowanych. To mniej więcej odpowiadałoby opisowi Chryslera w listopadzie 1978, kiedy Lee Iacocca został prezesem koncernu.
A może czas najwyższy zacząć traktować Prawo i Sprawiedliwość jak korporację, która wymaga restrukturyzacji i procesów sanacyjnych?
- MoherowyFighter - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz