Krótka lekcja Realpolitik (rewident )
Znaczna grupa wyborców Prawa i Sprawiedliwości z niesmakiem przywitała wykluczenie z partii Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak. Te dwie osoby, obdarzone bez wątpienia pewnym urokiem osobistym, były pozytywnie postrzegane przez krajową opinię publiczną. Warto jednak zastanowić się czy wydarzenie to będzie miało istotny wpływ na wyniki PIS w dłuższym okresie i czy olbrzymie zainteresowanie mediów rozgrywkami personalnymi w głównej partii opozycyjnej znajduje jakieś logiczne uzasadnienie.
Na początek warto przeanalizować obecny kontekst polityczny. Polska znajduje się po wygranych przez przedstawiciela establishmentu wyborach prezydenckich. Zdaniem wykluczonych posłanek i politologa Marka Migalskiego, dobry wynik Jarosława Kaczyńskiego był efektem udanej kampanii wyborczej i znacznego złagodzenia retoryki. Dalej, twierdzą osoby usunięte z PiS, opozycja może przejąć władzę tylko poprzez odwołanie się do tonu koncyliacyjnego oraz języka przyjaźni i współpracy.
Jednak nawet pobieżna analiza wyników wyborów nie potwierdza tez stawianych przez pisowskich outsiderów. Jarosława Kaczyński wygrał w swoich matecznikach czyli na wsi i małych miastach położonych w centralnej i wschodniej Polsce. Bronisław Komorowski z kolei zdystansował swojego oponenta w metropoliach i w województwach zachodnich. Nie nastąpiło jakieś istotne przełamanie historycznych trendów czy zmiana preferencji wyborców. W dużych miastach kandydat PO wygrywał stosunkiem głosów 2 do 1 (w Poznaniu nawet 7 do 3), co oznacza, że kampania wyborcza nie wywarła znaczącego wpływu na decyzje elektoratu. Można w pewnym uproszczeniu powiedzieć, ze każdy pozostał przy swoim.
Twierdzenie, że Jarosław Kaczyński zyskał ponad dwadzieścia procent głosów w wyniku działań jego sztabu wyborczego jest czystym nonsensem. Punktem odniesienia staje się tutaj okres, w którym jedynym kandydatem PiS był Lech Kaczyński, względnie, okres zamieszania bezpośrednio po śmierci prezydenta. Sondaże, które pokazywały kilkunastoprocentowe poparcie dla szefa PiS nie są w żaden sposób miarodajne. Poza tym, odwoływanie się do badań opinii publicznej, po pamiętnej kompromitacji sondażowni w wieczór wyborczy, brzmi dzisiaj już zupełnie kuriozalnie.
Kolejnym argumentem wysuwanym przez rozłamowców jest potrzeba merytorycznej dyskusji na tematy bieżące i mniejsze zainteresowanie katastrofą smoleńską. Nie słyszymy jednak, aby Kluzik i Migalski wypowiadali się na tematy deficytu finansów publicznych, korupcji czy przerostów biurokratycznych. Zamiast tego mamy spektakl zabawnych bon motów, prowokacyjnych wywiadów i blogerskich wpisów. Klasyczny przykład „parcia na szkło” i czysto PR-owskie działania.
Co więcej, po przegranych wyborach prezydenckich, prezes PiS zaproponował Joannie Kluzik-Rostkowskiej stanowisko wiceprezesa partii. Oferta została odrzucona, bo, jak tłumaczyła sama zainteresowana, byłaby jedyna osobą reprezentująca nurt liberalny w kierownictwie partii. Tego typu zachowania nie sposób obronić. Wskazują one tylko na niechęć do współpracy i żądzę władzy połączoną z samouwielbieniem posłanki.
Można zarzucić Jarosławowi Kaczyńskiemu nadmierną otwartość, wręcz ekshibicjonizm w kontaktach z wyborcami. Opowiadanie o przyjmowanych „proszkach” i „ładnych buziach” jest tylko paliwem dla wściekle antypisowskich mediów. Niemniej jednak strategia konfrontacji i ostry kurs wydają się dziś jedyną szansą na powrót Prawa i Sprawiedliwości do władzy. Koncepcja „przymilania” się do elektoratu i pojednawcze wypowiedzi nigdy nie przebiją się przez twardy kordon funkcjonariuszy medialnych, którzy zadbają o odpowiednią „interpretację” słów prezesa. To dlatego właśnie wyborcy wielkomiejscy tak tłumnie zagłosowali na miernego i pozbawionego osobowości kandydata PO.
Dzisiejsza gra na rozłam w PiS i ciągłe poszukiwanie tematów zastępczych wynikają z narastającej w kręgach establishmentu świadomości ekonomicznej klęski rządu Tuska. Niektóre banki inwestycyjne, a wraz z nimi nasi kredytodawcy zauważyli już lawinowe narastanie długu. Polskie finanse publiczne, odwrotnie niż ma to miejsce w innych europejskich krajach, zapadają się w przepaść, czego już w żaden sposób nie można wyjaśnić światowym kryzysem gospodarczym. Okazuje się, że dług publiczny w tym roku wzrośnie o ponad 112 miliardów złotych, o 16 miliardów więcej niż w „kryzysowym” roku 2009.
Bardzo możliwe, ze już w 2012/2013 roku Polska przejdzie pod kuratelę Międzynarodowego Funduszu Walutowego, bo w budżecie i ZUS zabraknie gotówki na bieżące świadczenia. Drakoński program oszczędnościowo zmiecie ze sceny każdą partię, która będzie w jakikolwiek sposób związana z władzą. Prawdopodobieństwo wystąpienia takiego scenariusza wynosi już ponad 50%.
Niestety wielu polityków, działaczy czy sympatyków związanych z PiS nie rozumie tego zagrożenia. Dominuje pogląd, że „jakoś to będzie” i uda nam się przetrwać trudny czas. Stąd próby poszukiwania dróg alternatywnych, jakiegoś face liftingu opozycji. Najwyraźniej pisowcy nie mogą się pogodzić z tym, że – niezależnie od podjętych działań - TVN i GW zawsze będą przedstawiać ich w złym świetle, jako ciemnogród i obciachową opozycję.
Można odczuwać pewną sympatię dla dwóch wyrzuconych posłanek, ale wybory polityczne nie polegają na głosowaniu na skrzypka w orkiestrze. Polsce potrzebna jest dziś zwarta i jednolita opozycja, a nie chór wesołków i uśmiechniętych pajaców. Zrozumienie tej prostej prawdy uchroni wielu obserwatorów od histerycznych wypowiedzi czy bicia na alarm. PiS Kaczyńskiego i Ziobry to jedyna szansa na ozdrowieńczy przełom. Trio Kluzik, Migalski, Jakubiak z kwiatami we włosach i hippisowską gitarą to tylko polityczna efemeryda.
http://rewident.salon24.pl/
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. wpis niechcący został usunięty z portalu
przy czyszczeniu ściągniętych taśmowo wpisów z Salon24 spowodowanych wyłączaniem i włączaniem serwera S24.
Przepraszamy i umieszczamy ponownie.
Redakcja Blogmedia24.pl