O ŹRÓDŁACH „ARGUMENTU”. (IGOROWI JANKE I INNYM) (Aleksander Ścios)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Bełkot zatroskanych „przyjaciół” i przestrogi głupców są dostatecznym dowodem, że Jarosław Kaczyński podjął trafną decyzję wywalając z partii dwie „lewitujące” panie. Trafną, choć mocno spóźnioną, bo przez ostatnie dni zdążyły zabłysnąć inwencją i intelektem w kilku prorządowych ośrodkach propagandy.

Proces oczyszczania PiS-u z różnej maści frustratów - politologów i jednodniowych gwiazdek medialnych należało rozpocząć tuż po wyborach prezydenckich, gdy stało się jasne w jakim kierunku będą zmierzały osoby zawiedzione w swoich politycznych ambicjach. Ponieważ wielu z nich zdaje się marzyć o karierze renegata Sikorskiego, nie ma potrzeby zamykania przed nimi wrót do raju.

Dzisiejsza decyzja o wykluczeniu Rostkowskiej i Jakubiak nie byłaby warta nawet krótkiej notki, gdyby nie fakt, że w jazgocie, jaki podniósł się po jej ogłoszeniu pojawił się jeden, szczególnie groźny i wyjątkowo perfidny argument podnoszony przez rozemocjonowanych publicystów. Argument nienowy i niespecjalnie wyrafinowany, przez co łatwo trafiający do dużej grupy odbiorców. 

Sprowadzić go można do stwierdzenia, że dowodem na błędną „strategię wojenną” Kaczyńskiego mają być wyniki badań opinii publicznej oraz rezultaty wyborów powszechnych. Skoro Kaczyński wyborów nie wygrał, a Polacy nie rezygnują ze wspierania Platformy i nie zrażają się do tej partii – mamy dowód na nieskuteczność polityki prezesa PiS i błędną koncepcję „taktyki wojny”.

Innym słowy: „Partia prowadząca taką politykę nie może odnieść sukcesu, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że społeczeństwo nie chce takiej polityki.”

Po pierwsze: perfidia tego argumentu polega na immanentnym, semantycznym oszustwie, narzuconym odbiorcy w sposób sugerujący, że chodzi o stwierdzenie rzeczy oczywistej, nie podlegającej refleksji. Nikt w sposób rzeczowy i nieodparty nie jest w stanie wykazać, że zachowania prezesa PiS-u to rzekoma „taktyka wojny”, a nie uprawnione, zgodne z regułami demokracji działanie lidera partii opozycyjnej. Wypowiedzi Kaczyńskiego w niczym bowiem nie odbiegają od setek innych wystąpień przywódców opozycji atakujących rząd w najostrzejszych słowach. Taka jest rola opozycji w całym cywilizowanym świecie i tylko czcicielom płk Putina może się wydawać inaczej. Gdybym miał przypomnieć wypowiedzi Donalda Tuska czy Bronisława Komorowskiego z czasów, gdy byli w partii opozycyjnej okazałoby się, że słowa Kaczyńskiego są zaledwie bladym odbiciem retoryki tych postaci. Na czym miałaby polegać szczególna „wojowniczość” Kaczyńskiego i jego „taktyka wojny” żaden mędrek wskazać nie potrafi, co nie przeszkadza im szermować tym terminem bez opamiętania.

Problem byłby wówczas, gdyby Kaczyński stosował ostrą retorykę bezpodstawnie, atakując rząd za niepopełnione winy i niedokonane błędy, czyniąc z niej oręż propagandową, ale czy ktokolwiek z tych publicystów jest w stanie wykazać taką właśnie sytuację? Łatwiej zatem przyjąć jako dogmat tezę, że wszystko co powie Kaczyński i zrobi PiS wynika ze szkodliwej „strategii wojennej”.

Po wtóre: argument odwołuje się do rzekomych ocen opinii publicznej, upatrując w nich niezawodny miernik wartości i skuteczności polityków.  Trudno o większą bzdurę i bardziej kłamliwe kryterium.  Pomijając już walor poznawczy tzw. sondaży, (mieliśmy okazję ocenić je w okresie wyborczym) wskazujących rzekomo na  spadek poparcia PiS-u po każdej, ostrzejszej wypowiedzi Kaczyńskiego, trzeba sobie jasno powiedzieć, że sympatie i wybory polityczne Polaków mają tyle wspólnego z wolnym i świadomym wyborem, ile prawda z „Правда”.

Dzieje się tak na skutek uśmiercenia podstawowego wymogu demokracji, jakim jest prawo obywatela do posiadania pełnej i rzetelnej wiedzy na temat zdarzeń politycznych i osób kandydujących w wyborach powszechnych. W III RP nie obowiązuje zasada, zgodnie z którą obywatele mają prawo znać istotne okoliczności towarzyszące działaniom grupy rządzącej. Polacy nie posiadają podstawowych informacji o mechanizmach decyzji politycznych i ich skutkach, nie mają wiedzy o przeszłość osób  pretendujących do najwyższych stanowisk w państwie, nic nie wiedzą o ludziach nazywanych politykami.

Z tego powodu, ogromna większość Polaków została skazana na dokonywanie przypadkowych i bezrozumnych wyborów, w oparciu o wyselekcjonowaną, ocenzurowaną wiedzę przekazywaną przez ośrodki propagandowe, zależne od różnych grup interesów i politycznych wpływów.

 Winę za ten stan rzeczy ponoszą ci sami publicyści i dziennikarze, którzy tak chętnie sięgają po fałszywy argument i powołują się na „wybór społeczeństwa”.

Trzeba zapytać: jakiego wyboru można się spodziewać, jeśli ukrywa się przed społeczeństwem prawdziwe skutki rządów Donalda Tuska, bezustannie atakuje opozycję i otumania Polaków bełkotem tematów zastępczych? W jaki sposób moi rodacy mają dokonać sprawiedliwej oceny rządów, skoro nie ma w Polsce dziennikarzy gotowych na stawianie władzy niewygodnych pytań, tropienie nadużyć i korupcji, prowadzenie śledztw dziennikarskich? Kto z tych dziennikarzy wyjaśnił Polakom, na czym polegała „afera marszałkowa” i jakie były jej skutki, czym była „afera stoczniowa” i kto na niej zarobił? Kto zadał choćby jedno z pytań skierowanych do Bronisława Komorowskiego i zainteresował się prawdziwym obliczem tego polityka? Czy ktoś z owych mędrków  drążył temat fałszywych zeznań prominentów Platformy w sprawie „afery hazardowej”, prześwietlił bilingi premiera i obecnego marszałka Sejmu, pytał o wspólne interesy z przestępcami?

Kto rozpytywał  tych polityków o wielomiesięczną grę przeciwko polskiemu prezydentowi, prowadzoną wspólnie z przedstawicielami obcego mocarstwa? Czy zadano pytania o przyczyny pośpiechu z jakim Komorowski przejmował Kancelarię Prezydenta, czy pytano o powody ustępliwości wobec Rosjan, gdy ważyły się losy śledztwa w sprawie katastrofy? Może ktoś z nich „dopadł” Waldemara Pawlaka i przepytał go wnikliwie na temat umowy gazowej z Rosją lub poinformował Polaków skutkach zaniechań rządu w sprawie blokady portu w Świnoujściu?

 

Jeśli tych i setek innych pytań nigdy nie postawiono i nie dochowano podstawowych wymogów rzetelnego dziennikarstwa – jakim prawem ludzie mieniący się „czwartą władzą”  powołują się na rozstrzygnięcia demokracji i czynią z niej fałszywego „bożka”? Nie ma demokracji bez wolnego wyboru, a ten nie istnieje bez wolnych mediów i odważnych, sumiennych dziennikarzy.

Jeśli przez lata tchórzliwie uciekano od patrzenia władzy na ręce, od drążenia tematów trudnych, od pytań o rzeczy istotne -  nie można wyborów i sympatii  politycznych Polaków oceniać w kategoriach praw demokracji. Są zaledwie rezultatem kampanii dezinformacji i gier propagandowych oraz tragicznym wskaźnikiem dziennikarskich zaniechań i lęków. 

Argument, jaki stosuje się dziś, by oskarżać prezesa PiS-u i dywagować na temat szkodliwości „taktyki wojennej” jest zatem wyrazem niesłychanego cynizmu i pogardy dla społeczeństwa, sprowadzonego do stada bezrefleksyjnych przeżuwaczy medialnej papki. Stanowi konstrukcję wspartą na fałszu semantycznym i posługuje się żałosną fikcją demokracji, by przykryć nieudolność i nierzetelność dziennikarskiej kasty.

 

 

http://bezdekretu.blogspot.com/2010/11/o-zrodach-argumentu-igorowi-janke-i.html
Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. krótko... (tad9 )

W związku z usunięciem z PiS-u dwóch pań nasłuchałem się dziś masy komentarzy o strategii Kaczyńskiego. Do rzeczy warto będzie odnieść się szerzej, ale pora późna więc krótko: nasi komentatorzy zdają się nie rozumieć, że inicjatywa należy zwykle do silniejszego. A dziś silniejsza jest PO, czy - mówiąc szerzej - postkomunistyczny establishment. Jego nie interesują kompromisy. Chce PiS zniszczyć, lub - przynajmniej - wykastrować. Droga proponowana przez Marka Migalskiego (i Rostkowską) to właśnie kastracja PiS-u. Ile dzięki tej kastracji PiS zyska procent w wyborach? Tyle, by przełamać prezydenckie veto? Wątpię. A po słabej wygranej zaczyna się to, co juz znamy - "bunt establishmentu" (tym razem pod wodzą Komorowskiego z vetem). Rzecz jasna - wszystko w imię "obrony demokracji". Gra nie idzie o zwycięstwo. Gra idzie o przetrwanie. Łukasz Warzecha napisał, że PiS czeka na załamanie społeczne. A ja powtarzam: kto tu ma inicjatywę? A jeśli obóz III RP też liczy się z załamaniem, to co będzie chciał zrobić z PiS nim załamanie nastąpi? Otóż, będzie chciał PiS zneutralizować. Za każdą cenę, w dowolny sposób... Zachowania w stylu "oblężonej twierdzy" są racjonalne - gdy się jest oblężoną twierdzą...

http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/246650,krotko

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

2. Taka jest logika sytuacji

Wczesniej pare madral polecialo. Dzisiaj glupie Cipy. Migalski doktor sam dokonal sepuku/harakiri. Glupi czlowiek, choc moglo sie wydawac, ze madry.
Na ten trudny czas wojenny potrzebni sa ludzie z twarda skora, jak Macierewicz. System nie ma mlito9sci i znisczy wszystko po drodze. A Cipy, jak to Cipy jak te bledne owce...

avatar użytkownika Maryla

3. Kaczyński uniknął

Kaczyński uniknął przyszłorocznego rozpadu PiS

Rozpad PiS przed lub tuż po wyborach był raczej nieunikniony .Romanowski przewidywał rozpad PiS u po przegranych dla niego wyborach. Przewidywał też rozpad Platformy po zwycięskich wyborach . Przed Kaczyńskim i Prawem I Sprawiedliwością stoi klik kluczowych problemów. Jednym jest sukcesja Kaczyńskiego. Kaczyński jest mądrym politykiem i zdaje sobie sprawę ,że wiek jest sprawą relatywną polityce. Inaczej się liczy dla zwycięscy , kiedy można rządzić i kontrolować partię mimo wieku , a inaczej dla przegranego , kiedy najmniejsza oznaka słabości prowokuje młode wilki do rzucenia się do gardła wodzowi. Kaczyński prawdopodobnie szykuje dla siebie rolę patriarchy, który pomimo formalnego odejścia od bezpośredniego rządzenia partia pozostawi sobie ogromny nieformalny wpływ na PiS. Aby jednak dalej mięć wpływ na PiS i na polską politykę musi skutecznie przeprowadzić swoją sukcesję . Media lansują na przyszłego szefa PiS Ziobro . Coraz częściej pokazując go w mediach , atakując go , czym ustawią go w roli niezłomnego , głównego, liczącego się przeciwnika dla Tuska i Platformy . Będą go lansować dlatego właśnie że ni nadaje się na przywódcę , o czym zresztą mówiła sama Staniszkis. Parę dni temu pokazała się ,według mnie bardzo istotna informacja o Mariuszu Kamińskim , byłym szefie CBA. Otóż ma być on przyszłym szefem warszawskiej organizacji PiS. Z informacji wynikało ,ze już jest faktycznym jej szefem, gdyż obsadza swoimi ludźmi listy w wyborach samorządowych. Kontrola nad największą , stołeczną organizacją jest kluczem do kontroli nad całym PiS. Kaczyński pozwalając Kamińskiemu wzrastać w siłę w pewnym sensie namaszcza go na swego sukcesora . Media praktycznie przemilczały tą sprawę , według mnie celowo nie podjęły tego tematu . Co ciekawsze Kaczyński innemu pretendentowi do schedy po nim , Kurskiemu wyczyści cale zaplecze, rozwiązując kontrolowaną przez niego pomorska organizację PIS .

http://mojsiewicz.salon24.pl/246687,kaczynski-uniknal-przyszlorocznego-r...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Redkcja BM24,

Szanowni Państwo,

Jarosław Kaczyński swoją partie przeprowadzi przez wiele kłód, które mu rzucają pod nogi platformiści, prezydent, służby specjalne i media.

Moim zdaniem duży szum w szklance wody

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Jacek Mruk

5. Na bieżąco nalży usuwać piasek z trybów

By maszyna się nie zatarła.
Pozdrawiam