Rząd stąpa po cienkim lodzie deficytu
Rząd stąpa po cienkim lodzie deficytu
Trudno dziś w kraju znaleźć wykwalifikowanego ekonomistę czy publicystę posiadającego podstawową choćby wiedzę ekonomiczną, który nie twierdziłby, że obecna sytuacja finansów naszego państwa jest najdelikatniej mówiąc zła i bez przeprowadzenia dogłębnych reform całego systemu finansowego oraz zmiany przepisów regulujących gospodarkę czeka nas nieunikniona katastrofa. Do niedawna byliśmy zapewniani przez ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego, że według jego wyliczeń i analiz zadłużenie Polski do końca obecnego roku nie wzrośnie o więcej niż 40 miliardów, a ekonomistów mających co do jego wyliczeń spore zastrzeżenia wzywał, aby nie siali zamętu i niepokoju. Kilka miesięcy później ze zdumieniem oglądam tego samego ministra, który z uśmiechem na twarzy przyznaje jakby nigdy nic, że deficyt zbliża się do poziomu 100 miliardów i do końca roku prawdopodobnie przekroczy ten magiczny poziom. Wychodzi na to, że pan minister świadomie bądź nieświadomie wprowadzał polityków w błąd bądź nie ma zielonego pojęcia o sprawach, którymi się zajmuje, albo jedno i drugie. Niestety nie usłyszeliśmy ani przyznania się do błędu ani słowa przepraszam, a w zamian dość niepoważne obwinianie rządu Prawa i Sprawiedliwości, który obniżył składkę rentową oraz stawki podatków, dzięki czemu notabene zwiększyły się wpływy do budżety, zmniejszyła się szara strefa, przybyło miejsc pracy. Jakby nie patrzeć czeka nas bardzo trudny okres, w którym za nieudolność rządu i brak reform zapłacimy wszyscy, a najbardziej odczują to najmniej i średnio zarabiający Polacy.
Jak już niejednokrotnie pisałem, obietnice przedwyborcze Donalda Tuska dotyczące reform finansów publicznych i ułatwienia życia drobnym oraz średnim przedsiębiorcom, były jedynie formą wabika na liberalnie ukierunkowany elektorat. Minęło już ponad trzy lata od objęcia władzy przez Platformę Obywatelską a jedyną zmianę jaką mogliśmy zaobserwować to przekształcenie się tej partii uznawanej za liberalną w partię stricte socjalistyczną. Obserwujemy więc jak systematycznie wzrasta poziom udziału wydatków publicznych w PKB, który wzrósł z 42% do poziomu 48%. Jednak w tych wskaźnikach procentowych nie ujęto wydatków, które zostały ukryte dzięki zastosowaniu sztuczek z zakresu kreatywnej księgowości, dzięki czemu poziom zadłużenia nie wygląda jeszcze bardziej dramatycznie. Kreatywna księgowość ministra Rostowskiego polega na tym, że niejako „wyrzuca” on z budżetu – oczywiście tylko na papierze – wrzucając je do tworzonych funduszy zewnętrznych takich jak Fundusz Ubezpieczeń Społecznych czy Krajowy Fundusz Drogowy. Oczywiście przeniesienie zobowiązań z budżetu do zewnętrznych funduszy nie jest żadnym rozwiązaniem, ale panu ministrowi daje możliwość wykazania opinii publicznej, że poziom wydatków maleje, a wpływy wzrastają, co oczywiście zupełnie nie oddaje rzeczywistości. Zobowiązania przeniesione do zewnętrznych funduszy pozostają wciąż zobowiązaniami państwa polskiego.
W niedawnej debacie sejmowej na temat projektu budżetu państwa na rok 2011 minister Rostowski, który ma spore problemy ze skutecznością własnych prognoz przedstawił plan walki z wciąż rosnącym deficytem państwa, który według jego wyliczeń w przyszłym roku nie wzrośnie o więcej niż 40 miliardów złotych, co już dzisiaj możemy włożyć między inne bajeczki opowiadane przez tego ministra, zwłaszcza biorąc pod uwagę sposób w jaki zamierza on z tym deficytem walczyć. Według słów pana Rostowskiego skuteczną metodą ograniczenia deficytu będzie zastosowanie tzw. reguły, która z grubsza polega na tym, że wzrost wydatków elastycznych państwa musi być niższy od poziomu inflacji powiększonej o jeden procent. Jednak problem w tym, jak słusznie podkreślają ekonomiści, że rząd stosuje tą metodę już bodajże od trzech lat bez oczekiwanych rezultatów. Skąd więc optymizm pana ministra ? Trudno powiedzieć. Pewne natomiast jest to, że nawet jeśli kolejny raz wyliczenia pana ministra okażą się fantastyką, to i tak żadnych konsekwencji nie poniesie, a to bardzo źle wróży sytuacji finansowej Polski.
Ministrowi Rostowskiemu nie sposób odmówić dobrego humoru, zwłaszcza gdy przekonywał z całą powagą, że powinniśmy się cieszyć bo pod rządami PO Polska stała się krajem na tyle wiarygodnym, że finansowe instytucje pożyczają nam pieniądze na lepszych warunkach niż innym państwom unijnym. W przeciwieństwie do pana ministra uważam, że dobry gospodarz nie może sobie pozwolić na to, by utrzymywać się z coraz to nowych kredytów i powiększać swoje zadłużenie do niebezpiecznych granic. A skoro jest tak dobrze jak widzi to minister Rostowski to rodzi się kolejne pytanie do niego i jego zwolenników : jak to możliwe, że pomimo iż obecnie korzystamy z wyjątkowo niskich stóp procentowych same tylko koszty obsługi długu publicznego wzrosły z 32 miliardów do poziomu 42 miliardów i zapewne wzrosną niebawem znacznie, gdyż tak korzystny poziom stóp procentowych raczej się długo nie utrzyma. Czyżby pan minister nie wziął pod uwagę takich czynników w swoich wyliczeniach ?
Na jakiej podstawie pan minister zaplanował tak niski wzrost deficytu budżetowego w przyszłym roku skoro po nowym roku czekają nas podwyżki stawek podatku VAT, co wpłynie bezpośrednio na wzrost cen towarów i usług, uszczupli portfele każdego z nas, wpłynie zapewne również na wzrost szarej strefy i przyczyni się do pogorszenia kondycji wielu drobnych i średnich przedsiębiorstw, trudno mi stwierdzić. Wszystko wskazuje, że jest to zwykła zagrywka z całego arsenału PR –owego jakim dysponuje obecny rząd, gdyż już nie tak głośno minister zapowiada, że gdyby jednak okazało się, że wbrew jego wyliczeniom w przyszłym roku dług publiczny w relacji do PKB przekroczy konstytucyjny próg 55 % to czeka nas likwidacja 50% i 20% kosztów uzyskania przychodów, ulgi internetowej, i tzw. ulgi na dzieci, a także zmniejszenie aż o 70% dotacji z budżetu państwa do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, a oprócz podwyżki stawek podatku VAT czeka nas także obniżka zasiłku pogrzebowego.
W przyszłym roku czekają nas jednak wybory parlamentarne, a więc możemy być pewni, że przynajmniej do zakończenia wyborów obędzie się bez tych drastycznych kroków rządu. Nie znaczy to jednak, że poprawi się sytuacja finansowa Polski, wręcz przeciwnie. Patrząc realnie na poczynania rządu Donalda Tuska można mieć pewność, że sytuacja ta ulegnie znacznemu pogorszeniu. Myśląc już o przyszłorocznych wyborach parlamentarnych rząd postanowił znaleźć jakiś sposób, aby wmówić Polakom, że nie jest aż tak źle i przesunąć w czasie konieczność drastycznych kroków i głębszego sięgania do portfeli Polaków. Polska podjęła intensywne zabiegi w Brukseli mające na celu przeforsowanie pomysłu, aby do Produktu Krajowego Brutto państwa mogły doliczać także szacunkową wartość szarej strefy, czyli m.in. dochody mafii narkotykowych, handlarzy bronią, pań lekkich obyczajów itd. Nie wiem w jaki sposób i kto byłby w stanie oszacować te dochody, ale będzie to doskonały prezent dla nieodpowiedzialnych i nieudolnych polityków, którzy będą windować poziom PKB według własnego uznania, a dzięki temu będą mogli również zwiększać wydatki państwa bez obawy przekroczenia 55% progu ostrożnościowego. Pewnie uda się dzięki taki sztuczkom przesunąć niezbędne reformy na jakiś czas, ale prędzej czy później za tak nieodpowiedzialną politykę finansową obecnego rządu zapłacimy my wszyscy i to dość słono. Zabiegi rządu o możliwość powiększenia poziomu PKB o szacunkowe dochody szarej strefy stały się koniecznością, gdyż poziom naszego zadłużenie wciąż rośnie. Media poinformowały kilka dni temu o tym, że Europejski Bank Inwestycyjny przyznał Polsce kredyt w wysokości 2 miliardów euro.
Zachowanie polskiego rządu przypomina zabawy nieświadomych i beztroskich dzieci na pokrytym bardzo cienką warstwą lodu stawie. I dziś niewiadomą pozostaje nie to czy ten cienki lód pęknie tylko kiedy pęknie. Stosowanie różnych naciąganych sztuczek z arsenału kreatywnej księgowości nie przyniesie realnej poprawy stanu finansów publicznych, a jedynie zaciemni dramatyczną sytuację. Bez względu na poziom kreatywnej księgowości stosowanej przez ministra finansów skutki tej beztroski rządu odczujemy na własnej skórze.
http://prostowoczy.blog.onet.pl/
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Myślę że to granat , a nie lód
A zawleczka od niego dawno się zagubiła i ciekawe jak długo uda się go utrzymać , lub inaczej mówiąc kiedy ręka nie wytrzyma i on wybuchnie?
2. "nietypowe dochody budżetowe"
myślę, że to, czy uda się "naszemu" rządowi przeforsować zależy głównie od reakcji Niemiec na takie propozycje. Jak się wydaje, przdsięwzięte przez Niemcy ostatnimi czasy działania dyscyplinujące ich budżet spowodują, że raczej niechętnie będą patrzeć na tego typu prpopzycje p. Rostwoskiego&Co; to z kolei -wydaje mi się- będzie implikować dość poważne prawdopodobieństwo rozpisania wcześniejszych wyborów parlamentarnych w Polsce, pod warunkiem wszelako, że wcześniej "sprawa się nie rypnie"!
3. pamietajmy także, że Grad "wykonał plan sprzedaży" w tym roku
co oznacza, że budżet w 2011 nie zostanie juz zasilony dywidendami ze spółek SP, ani zmarnotrawionymi zasypywaniem dziury budżetowej miliardami z tegorocznej wyprzedaży.
Min, Fedak oswiadcza sobie, że jak zabraknie kasy na wypłaty emerytur i rent, to nie przeleje naszych składek do OFE.
Wygląda na to, że pożyczka wys. 2 mld EUR zaciągnięta przez Tuska i Vincenta, ma być "rezerwą budżetową" na dotrwanie do jesiennych wyborów. Chyba, że wcześniej marsze głodnych zaleją Warszawę.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. http://www.money.pl/gospodark
http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/deficyt;2010;kwota;rek...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl