Komorowski w krainie kangurów (Jerzy63)
W ciągu ostatnich kilku tygodni wszyscy Polacy zamieszkali w Australii i pobierający rentę inwalidzką (disability support pension) otrzymali z federalnej agencji Centrelink (instytucja łącząca cechy bpolskiego ZUS, biura pracy i opieki społecznej) listy następującej treści:
About foreign pensions
The information you have given to Centrelink about the time you spent in Poland indicates that you may be entitled to receive Invalid/Incapacity Pension from that country.
Under Australian social security law you are required to take action to claim this payment. If you do not begin to take reasonable action your Australian payment may be stopped. In most instances making a successful claim is in your best interest as it will result in an increase your overall income.
In a few days we will send you the application forms you need to make a claim for the foreign pensions, along with complete instructions on how to fill them in. (…) The overseas country will be assessing your claim so the forms may be completed in English or the official language's of the country concerned.
Australia and Poland have a Social Security Agreement we can help you to complete this claim. We can also talk directly to the overseas authorities on your behalf if necessary. (…)
Należy się spodziewać, że niedługo i emeryci pobierający aged pension otrzymają podobne, z tym, że nazwa świadczenia będzie się inaczej nazywać.
Cóż z tego wynika? Ano to, że Australia i Polska podpisały umowę o wzajemnej pomocy społecznej, że osoby które otrzymały listy w/w treści mogą być uprawnione do pobierania renty/emerytury z Polski, że na mocy australijskiego prawa o opiece społecznej muszą się o te polskie świadczenia starać (co będzie na ogół skutkować zmniejszeniem świadczeń australijskich) pod groźbą utraty świadczeń australijskich. Wśród niektórych rencistów wywołało to zgorszenie, gdyż w skrajnych przypadkach otrzymały je osoby, które opuściły Polskę ponad 40 lat temu i pracowały tam zaledwie 3 miesiące. Ich inwalidztwo nie ma nic wspólnego z wcześniejszym pobytem w Polsce. Niestety na mocy polskiego prawa wszystko jest OK: wystarczy miesiąc płacenia składek na ZUS i jest się ubezpieczonym na wypadek inwalidztwa. Ponadto Centrelink obiecuje pomoc w uzyskaniu polskiego świadczenia: gotowy formularz i pośrednictwo w przypadku jakichś kłopotów (a będą, kto trzyma świadectwa pracy sprzed 40 lat w innym kraju i z zakładu, gdzie pracował 3 miesiące?). No i że generalnie łączny dochód się powiększy nieco.
Pytanie brzmi: czy polscy negocjatorzy tej umowy zdawali sobie sprawę, że z mocy australijskiego prawa polscy emeryci i renciści będą zmuszeni o ubieganie się o polskie świadczenia socjalne w pierwszej kolejności?
Dlaczego tak się dzieje? Bo polskie świadczenie wypłacane jest bezwarunkowo: jesteś inwalidą/emerytem przysługuje Ci to świadczenie zawsze o ile nie pracujesz. W Australii nie ma tak dobrze. Nawet obłożnie chory inwalida nie ma żadnego prawa do takich świadczeń socjalnych jeśli partner (formalnie lub de facto a pd 1 lipca ub. roku dotyczy to również par homoseksualnych: kochamy postęp, ale nie zamierzamy do tego dopłacać) zarabia więcej niż $2700 brutto (= polskie „stare” brutto) w ciągu 2 tygodni. Takie pieniądze może zarobić nawet niewykwalifikowany robol, jeśli wybierze „na linii” pracę na nocnej zmianie w pełnym wymiarze godzin w godzinach nocnych. Jeśli zarobi mniej ucinana jest część świadczenia, z grubsza 50 centów za każdy zarobiony dolar (to jest w szczegółach bardziej skomplikowane, przy bardzo niskich zarobkach nic nie jest ucinane). Również emerytura zależy od dochodów partnera, od tego czy nie ma zgromadzonych oszczędności emerytalnych na tzw. „superannuation”, bardzo z grubsza odpowiednik polskiego II filaru. Większość obecnych polskich emerytów nie ma, bo jakkolwiek reformę emerytalną przeprowadzono w Australii na przełomie lat 70-tych i 80-tych to dawniej można było te oszczędności wypłacić celem częściowej spłaty pożyczki hipotecznej na zakup domu (mortgage), co było wśród nowych imigrantów powszechne teraz już tak nie ma, mimo to nadal jest to bardziej elastyczne od II filaru, bo po wejściu w wiek emerytalny można wypłacić bodaj do $20000 np. na „podróż życia” bez względu na to czy na własnym koncie emerytalnym zgromadziło się tylko tyle czy więcej. Jednak z w/w przyczyn prawie 100% polskich emerytów jedzie na „socjalu” czyli zasiłku emerytalnym, który będzie teraz wypłacany po złożeniu wniosku o polską emeryturę w czym Centrelink pomoże.
Ogółem australijski budżet federalny zaoszczędzi na polskich klientach (emerytach i rencistach) ok. 25%. No i wpłyną na tamtejszy rynek realne pieniądze z zagranicy. Co zyska Polska? Prawie nic. Gdyż od jakiegoś czasu (ale nie za komuny) można było uzyskać australijską emeryturę/rentę bez takiej umowy, co prawda w trybie wyjątkowym (raczej nie odmawiano, od jakiegoś czasu) i pod warunkiem, że przemieszkało się w Australii 25 lat, nie miało się innych źródeł utrzymania (lub były niewystarczające wg australijskich standardów, czyli zawsze), teraz ten okres skrócono bodaj do 10 lat (mogę się mylić). Znając Polaków i ich najzwyklejsze w świecie przywiązanie do rodziny/dzieci wrócą jednostki.
Pozostają jeszcze 2 problemy: kwestia podwójnego opodatkowania: renty i emerytury polskie są wypłacane po potrąceniu podatku, gdy tymczasem w australijskim zeznaniu podatkowym jak wół pisze, że trzeba je podać jako dochód. W przypadku rent inwalidzkich to prawie nie ma znaczenia, bo kwota dochodu wolna od podatku wynosi w Australii $6000 rocznie (mało która polska renta inwalidzka będzie wyższa) a „disability supprt pension” jest wyłączona z dochodu podlegającego opodatkowaniu. W przypadku emerytur trzeba będzie zapłacić nieco podwójnego podatku.
Drugim problemem jest (być może?) zwrot nienależnie pobranych świadczeń, gdyż umowa w jednym z punktów mówi, że dotyczy ona także zdarzeń, które miały miejsce w przeszłości i nie wiem jak to rozumieć). Wiele osób mieszkających w Australii na stałe podczas pobytu w Polsce „załatwiło” sobie polskie świadczenia. Fakt ten ukryło przed władzami australijskimi by pobierać australijskie świadczenia. Jest to oczywiście nielegalne i niegodne pochwały, ale mniej się dziwimy naszym rodakom, gdy wiemy, że polska renta ciotki z Australii jest pobierana przez bezrobotną siostrzenicę. Teraz Australijczycy na pewno zapytają ZUS o takie świadczenia. Komu trzeba będzie oddać pieniądze? Na chłopski rozum powinno się zwrócić ZUSowi, w końcu ciotka była w Australii. Niestety ze względu na taką o nie inną konstrukcję i „niekompatybilność” świadczeń trzeba będzie oddać Centrelinkowi: Centrelink się za każdym razem pyta: czy pobierasz jakiekolwiek dochody z zagranicy.? Ciotka kłamała. ZUS takich pytań nie zadaje: ustala tylko czy się ciotce renta/emerytura należy i czy nie pracuje.
Czy polskie władze ustawodawcze przygotowały kraj do takiej umowy? Pal sześć, emerytury. W końcu ci ludzie pracowali w Polsce i nie dziwota, że skoro nabyli prawa do emerytury to czemu im nie płacić? Ale konieczność wypłacania rent inwalidom, którzy od dawna nie mieszkają w Polsce, ich inwalidztwo nie ma nic wspólnego z pobytem w Polsce i nie zmuszeni australijskim prawem nigdy by nie ubiegali się o polską rentę inwalidzką? Czy nie należało zmienić kilka przepisów kłócących się (jak, mam nadzieję widać) ze zdrowym rozsądkiem i z polskim interesem by nie wypłacać pieniędzy inwalidom od 40 lat tu nie mieszkającym w Polsce i nie noszącym się z zamiarem powrotu?
Centrelink pomaga swym klientom kierując się dobrem Australii. 36 lat temu popełniła samobójstwo finansowe moja śp. Mama decydując się jako wdowa w wieku przedemerytalnym na powrót do Polski. Zanim to jednak uczyniła próbowała wyjednać australijską emeryturę i wybrała się i do premiera Australii, który jej grzecznie i stanowczo odpowiedział: nie mamy umowy…. i do pracownika świeżo otwartej ambasady PRL w Canberze, który jej niegrzecznie odpowiedział: „a co Pani myśli? Jakbyśmy zgodzili się na australijskie warunki (wypłata emerytury w dolarach) to robotnik-emeryt z Australii zarabiałby więcej niż polski minister” zagrzmiał chamowaty bojownik o równość klasową i prawa proletariatu na etacie dyplomatołka. Gdyby jednak w tak ordynarny sposób nie pozbył się upierdliwej petentki, która w sprawie dla niej podstawowej przyjechała doń aż z Adelajdy i potraktował ją poważnie mogło by się okazać, że istnieją poważne powody dla których PRL nie może podpisać umowy z Australią a może z Francją. Oczywiście od tego czasu zmieniły się porządki nie tylko w Polsce i w Australii, także te dotyczące wypłat rent i emerytur (w szczególności nie było żadnego „superannuation”), ale kto wie, może było tak że Australia dobrze zadbała o swój PR a nigdy nie zamierzała wypłacać tych emerytur? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Oczywiście moja Mama nigdy żadnej emerytury po Ojcu nie dostała, ale był to dopiero początek czekających ją w PRL i w III RP upokorzeń i rozczarowań…
Opisana wyżej umowa sporządzona została 7 października 2009 roku w imieniu Prezydenta RP z polskiej strony. Lech Kaczyński nigdy tej umowy nie podpisał. Widnieją na niej podpisy Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego jako Marszałka Sejmu, podpisano ją 14 maja 2010 roku, pierwsze efekty już są.
Ogólne jej postanowienia można przeczytać pod linkiem:
http://www.nettax.pl/dzienniki/du/2010/172/poz.1160.htm
http://fronda.pl/jerzy63/blog/komorowski_w_krainie_kangurow
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz