„Konieczność Dziejowa” w zetlałym dominie (rekontra)

avatar użytkownika Maryla
Prawdą jest tylko mój strach
i „ciemne burzliwe niebo
z jasną pręgą na horyzoncie”.
 
„Ustawiamy trzynaście kostek domina, które przewracają się jedna na drugą” pisze Jarosław Kurski, pierwszy zastępca Adama Michnika. Informuje czytelników Gazety, jaka wersja przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem jest aktualnie obowiązującą (w skrócie - wciąż ta sama). Przekonuje się czytelników, że w ostatnim numerze "Świątecznej" zebrano i usystematyzowano całą dostępną wiedzę (sic!).
Jeżeli porówna się treść artykułu, z już „dostępną wiedzą”, widać, na jak grząskim gruncie Wyborcza „stawia swoje kostki domina”. Nie będzie przesadnym stwierdzenie, że nisko ocenia inteligencję odbiorców swojej narracji. 
Jarosław Kurski artykuł „Świątecznej” zatytułowany „Smoleńskie domino” syntetyzuje podając jako przyczyny katastrofy – wiernie cytuję: „słabe wyszkolenie pilotów, niejasny status lotniska, spóźnienie, pośpiech, presja, stare karty lotniska, mgła, polityczne znaczenie wizyty, brak "lidera" na pokładzie, niejasny status lotu, wąwóz, determinacja, by lądować za wszelką cenę...”.
Jakież pójście na łatwiznę. Uważny czytelnik zauważy, że pięć przyczyn można nazwać „uznaniowymi”, które są jednocześnie gołosłownymi: spóźnienie, pośpiech, presja, determinacja by lądować za wszelką cenę oraz polityczne znaczenie wizyty. Gdzież podziewają się przesłanki katastrofy, a gdzież skutek – Kurski zatytułował swój artykuł: „Do tej katastrofy nie mogło nie dojść”.
 
Psycho-analiza
Czy w chcącej uchodzić za poważną Gazecie można tak lekko kwitować przyczyny największej tragedii narodowej od czasów wojny? Pierwszy po Michniku pisze, że to wszystko było poparte lekkomyślnym przekonaniem, że jak się ma na pokładzie głowę państwa, to nic złego stać się nie może. Ale przecież już w czerwcu porównywalny wagą „autorytetu” zastępca redaktora naczelnego Piotr Pacewicz, z wykształcenia psycholog, dokonał psycho-analizy okoliczności katastrofy, w której to analizie znalazło się podobne stwierdzenie. Pacewicz twierdził, że „pasażerowie i załoga mogli ulec złudzeniu, że przecież nic złego nie może się zdarzyć, skoro samolotem leci prezydent i całe dowództwo polskiego wojska”. Dziwi kontynuacja narracji Pacewicza przez Kurskiego?
Redaktor Pacewicz rozsnuwał wówczas teorię o zjawisku „grupowego myślenia”, które doprowadziło już ludzkość do wielu błędów i nieszczęść. Dzielił się doświadczeniem psychologa, że myślenie takie „daje złudne poczucie siły i wiarę w moralną słuszność nawet najgłupszych decyzji”. I puentował, że „do kokpitu docierało myślenie grupowe z pokładu samolotu: zrobić wszystko, by wylądować”.
Czytelnik się dowiedział, że Lech Kaczyński „w swoim tupolewie chciał być prawdziwym dowódcą”. Czy psycholog Piotr Pacewicz dając swojemu artykułowi tytuł: „Nikt nie zawołał: Opamiętajcie się?” pozostawił jakiekolwiek pole do analizy przyczyn katastrofy? Grupowe szaleństwo!
 
Narracja Wyborczej
A jeżeli prześledzimy półroczną „narrację” Gazety Wyborczej, czy artykuły Pacewicza zastępcy Michnika oraz jego pierwszego zastępcy Kurskiego dziwią? Czy razem z opublikowaniem raportu komisji Tatiany Anodiny w Wyborczej ukaże się końcowy artykuł samego naczelnego Adama Michnika?
Jakie cechy wpaja się młodym pilotom? Czy szybciej awansują "kozacy", czy "ostrożni"?  – cytat z artykułu w Gazecie Wyborczej z 12 kwietnia
 
Artykuł Kurskiego ze względu na osobę autora, prezentuje aktualne stanowisko Gazety Wyborczej. Sformułowanie „zbieramy i systematyzujemy” upoważnia mnie do traktowania cyklu artykułów jako logiczną całość, wręcz, jako stanowisko redakcji. Powyższe słowa pierwszego zastępcy redaktora naczelnego świadczą o tym, że nieprzypadkowo takie a nie inne artykuły ukazywały się na łamach Gazety, układają się w kształt „linii redakcyjnej”. Wyjaśniają, dlaczego kładziono akcent na pewne aspekty katastrofy, a także śledztwa, a inne bagatelizowano.
Czy linia została ustalona już pierwszego dnia, gdy do Polski narracja napływała z Moskwy – krążenie samolotu nad lotniskiem, słaba znajomość rosyjskiego, zmienny czas katastrofy, złe wyszkolenie pilotów i była uzupełniona w Warszawie – „presją” i winą Prezydenta?
Czytałem wszystkie teksty, jakie na swoich stronach internetowych zamieściła Gazeta Wyborcza i mogę z całym przekonaniem napisać: zapewne redakcja nie podzieliła się dostępną sobie wiedzą z czytelnikami, gdyż okazałoby się, że dysponuje wiedzą nader ubogą, wyrywkową i mocno nieaktualną. Wystarczy zajrzeć do wydania specjalnego Gazety Polskiej – „Zhańbiona Polska” i porównać ilość i wagę ujawnianych faktów oraz informacji.
Pierwszy „ważny” tekst redakcyjny ukazał się w Gazecie Wyborczej 21 kwietnia autorstwa czworga dziennikarzy i już podzielenie go na cztery części zatytułowane kolejno: „Przed wylotem”, „Opóźniony lot”, „Jak zmieniała się pogoda” oraz część czwarta „Minuty przed katastrofą” wskazywało na punkt widzenia Gazety oraz na konsekwencję, z jaką spogląda się i będzie się spoglądać z ulicy Czerskiej na przyczyny katastrofy. A wcześniej i później?
 
Empatia Czerskiej
Same tytuły artykułów, które ukazywały się na łamach Wyborczej układają się w całość: „Odradzano lądowanie”, „Piloci zdecydowali: Lądujemy!” „Pilota zmylił jar?” „Dlaczego Tu-154 nie wyleciał wcześniej”, „Czy komórki mogły zakłócić lot Tu-154?”
Nie mówiąc już o takich tytułach nadanych przez redakcję: „Do celu za wszelką cenę” „Nikt nie ma prawa wejść do kokpitu” „Incydent gruziński”, "Kommiersant": pilot źle ustawił autopilota, a nawigator spanikował”, a w końcu „Czy załoga prezydenckiego samolotu spanikowała?”.
Jak czuli się członkowie rodziny prezydenta, członkowie rodziny generała Błasika, rodziny pilotów, gdy czytali te tytuły? Pytam, gdyż redaktor Kurski po półrocznej nagonce w mediach – nagonce prowadzonej także na łamach Gazety Wyborczej na śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na pilotów i generała Błasika, apeluje o spojrzenie chłodnym okiem na powody tej katastrofy i uzasadnia swoje wezwanie następująco: „Inaczej nie wyjdziemy z piekła gorszących pomówień, insynuacji i oskarżeń, które najbardziej ranią tych, którzy i tak już są głęboko poranieni - rodziny ofiar”.
„Postanowił na oczach swego prezydenta i swego dowódcy pokazać, co potrafi polski pilot?” - red. Pacewicz o majorze Protasiuku.
 
A gdzie dotychczas podziewała się empatia pierwszego zastępcy Michnika? Gdy wiemy coraz więcej, o skandalicznych zaniechaniach i zaniedbaniach, o stanie lotniska, o tym, co się działo w niby-wieży kontrolnej, gdy otrzymujemy wadliwe kopie czarnych skrzynek, gdy z 54 ton samolotu pozostała garstka, gdy kolejno upadały hipotezy Wyborczej, ta wzywa do „wyjścia z piekła pomówień”? A kto jest pomówionym, czy redaktor Kurski potrafi sprecyzować?
 
Twarz zdrady
W „Wyborczej” ukazywały się kuriozalne informacje - Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz (jako ekspert?) w rozmowie zatytułowanej, „Kto odpowiada za podróż VIP-a samolotem?” wyjaśniał, że za całość jego wizyt odpowiada Kancelaria Senatu - zarówno za program jak i za zabezpieczenia. Mówiąc, że BOR i 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego są jedynie wykonawcami zleceń – to, kogo w ten obarczał winą za katastrofę? Kogo oskarżał?
Inny autorytet Gazety Lech Wałęsa żądał „upublicznienia rozmowy braci Kaczyńskich, gdyż – jak czytałem na łamach GW – „Zdaniem byłego prezydenta rozmowa ta może okazać się kluczowa do wyjaśnienia przyczyn tragedii.” Gdzie wówczas podziewał się Kurski ze swoją empatią dla rodzin ofiar katastrofy?
Pytanie zasadnicze do redaktora Kurskiego. Ile kostek domina trzeba dostawić, by stwierdzić, że winę ponosi Państwo?
Czy pierwszy zastępca Michnika sięgnie po książkę swojego pryncypała „Z dziejów honoru w Polsce”?
Przeczyta: „Jedno wiem wszakże. Dowiedziałem się tego od Zbigniew Herberta, (…) jeśli nie sprostam wezwaniu, nie wolno mi będzie tłumaczyć sobie i innym, że wybrałem Rozsądek i Realizm, że uwierzyłem w Postęp, że zaufałem Koniecznościom Dziejowym. Bo to są fikcje. Prawdą jest tylko „anioł z ognistym mieczem, pająk, sumienie”; „”krew skandująca ciemne tautologie” i najgorsza ze wszystkich – „twarz zdrady”.
Prawdą jest tylko mój strach i „ciemne burzliwe niebo/z jasną pręgą na horyzoncie”.
Ps. Tytułowe „zetlałe domino”, nie ma nic wspólnego z kostkami domina – domino to również płaszcz z kapturem.
 
Tekst ukazał się w Warszawskiej Gazecie nr 41.
http://rekontra.salon24.pl/239312,koniecznosc-dziejowa-w-zetlalym-dominie
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz