Cichociemni, TW i „Gazeta Wyborcza” ( kawka)

avatar użytkownika Maryla

Szeroko reklamowany cykl o cichociemnych w „Gazecie Wyborczej” wzbudził moją nieufność z dwóch powodów”. Po pierwsze „GW od początku swojego istnienia w mniej lub bardziej zawoalowany sposób zwalczała AK, NSZ, patriotyzm i hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Po drugie autorem dwóch pierwszych odcinków ( a może i całego cyklu) jest Roman Daszczyński, z wykształcenia politolog,  za zawodu dziennikarz śledczy, który otrzymał nagrodę Press-u za artykuł „Grzech ukryty w kościele” ( o molestowaniu chłopców przez księdza).

Ale może się czepiam. Może redaktor Daszczyński odkrył w sobie pasję historyczną i się temu poświęcił. No i co mamy?
 
Wczorajszy artykuł dotyczył Macieja Kalenkiewicza ps. Kotwicz. W jego historię są wplecione informacje, że dyrektywy AK mówiły o tym, że Moskwa jest sprzymierzeńcem, że porucznik Józef Świda ps. Lech (służył w oddziale Hubala), dowódca oddziału AK,  zawarł z Niemcami pakt o nieagresji i przyjmuje od nich broń by „skutecznie walczyć ze wspólnym wrogiem – czerwonymi”.
„Komenda Głowna AK jest w szoku - lokalny dowódca niszczy kryształowy wizerunek Polski bez kolaborantów – pisze red. Daszczyński. Swój tekst kończy opisem śmierci Kotwicza i tym, że wydany w dowództwie AK awans na stopień podpułkownika nigdy do niego nie dotarł."

Czytam następny odcinek w dzisiejszej „GW” py. „Bohater ze skazą”. Dwukolumnowy tekst jest poświęcony Alfredowi Paczkowskiemu ps. Wania. Opis brawurowych akcji, likwidacji kolaborantów ( jednemu z nich strzelono w plecy), wyprawie w czasie Powstania na druga stronę Wisły na rozmowy z Sowietami. Kończy się to aresztem Paczkowskiego, który do Polski wraca po czterech latach.

Ostatni rozdział tekstu red. Daszczyńskiego jest zatytułowany Tajny współpracownik „Jan”. Nie pada w nim żadne nazwisko, jest natomiast informacja, że TW został zwerbowany przez komunistyczna bezpiekę w 1950 r. I wypowiedź Krzysztofa Tochmana, historyka IPN:
„ Jan dał im Jan dał im setki informacji  o osobach, z którymi się stykał, również o cichociemnych.(...) Jego nazwisko nigdzie nie pada, ale zgadza się wszystko: miejsce urodzenia, losy wojenne, miejsca pracy. Taki bohater...Nie mogłem uwierzyć, że mógł zdradzić, poczułem się oszukany. Nic nie świadczy o tym, że brał pieniądze. Zęby zjadłem na opisywaniu biografii cichociemnych i wiem już, że współpracę z komunistami nawiązało około dwudziestu procent z nich .(...).

Wiadomo, co wcześniej „GW” pisała o IPN i jaki ma do niego stosunek. Ale przecież wszystkie chwyty są dozwolone – trzeba nawet sięgnąć do znienawidzonej instytucji, żeby ludziom uświadomić, że i wśród bohaterów byli zdrajcy. Czy jeszcze ktoś ma wątpliwości, że chodzi o właściwe pokazanie ludności „prawdziwego” obrazu AK, cichociemnych, żołnierzy „wyklętych”? Bo ja, po lekturze tylko dwóch tekstów red. Daszczyńskiego,  już wątpliwości nie mam.

http://kawka.salon24.pl/235938,cichociemni-tw-i-gazeta-wyborcza
Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. Kustosze pamięci - Stanisław Żaryn

Ogrom krytyki pod adresem IPN-u pokazuje, że stał się on cierniem w oku ludzi czerpiących zyski z utrzymywania hagiograficznej wizji powstania III RP.

Dorobek 10-letniej działalności Instytutu Pamięci Narodowej jest tak wielki, że trudno go ogarnąć. Tysiące publikacji, setki wystaw i konferencji naukowych, dziesiątki programów edukacyjnych i szkoleniowych, dziesiątki aktów oskarżenia ws. komunistycznych i nazistowskich zbrodni - to tylko część aktywności historyków i prokuratorów z IPN. Od lat Instytut jest najważniejszym miejscem kultywowania historii naszego kraju. To dzięki niemu do polskiej przestrzeni publicznej historia weszła na stałe i zajmuje należne jej miejsce. Działalność Instytutu w tej kwestii trudno przecenić. Stał się on prawdziwym kustoszem pamięci o najnowszych wydarzeniach. To dzięki niemu w Polsce zaczęto rozmawiać o latach PRL-u, poznawać tajemnice działalności podziemia niepodległościowego - w skali ogólnokrajowej i lokalnej, oraz okoliczności zmian ustrojowych. Historycy Instytutu zaczęli opracowywać ogromne materiały zgromadzone przez Służbę Bezpieczeństwa oraz inne służby komunistyczne. Zasługą pracowników IPN jest wprowadzenie do obiegu publicznego tematów przedtem omijanych. Przed powstaniem Instytutu historia była w Polsce traktowana po macoszemu, głównie ze względów politycznych. Obecnie, dzięki Instytutowi, wciąż otrzymujemy nową wiedzę o wydarzeniach ostatnich dekad.

Jak podkreślają historycy uczący w szkołach czy na uczelniach, najważniejszą działalnością IPN jest działalność edukacyjno wydawnicza. Dzięki niej pedagodzy mają możliwość podnoszenia swoich kwalifikacji, poznawania nowych obszarów historii, a dzięki wydawnictwom Instytutu – głównie tekom edukacyjnym - otrzymują gotowe materiały, które można wykorzystać w czasie lekcji. Każdy, kto chce, może sięgnąć do IPN-owskiego dzieła i skorzystać z niego przy przygotowywaniu zajęć. Wielkim osiągnięciem Instytutu jest nie tylko samo mówienie o historii, ale również pokazanie, że nie musi się ona kojarzyć z nudnymi lekcjami. IPN o historii potrafi bowiem mówić w sposób niesztampowy i atrakcyjny. Co szczególnie ważne, dzięki nowym technologiom, konkursom, czy specjalnym projektom umie zainteresować nią również młodzież.

Ofiara mediów

IPN mimo oczywistych zasług jest postrzegany przez Polaków głównie przez pryzmat „teczek”. Rozpoczęta w mediach nagonka na Instytut sprawiła, że dla dużej części społeczeństwa jest on instytucją „od ubeckiego szamba”. IPN był przez ostatnie lata jedną z najbardziej znienawidzonych instytucji. Nie ma, zdaje się, drugiej takiej instytucji, która byłaby tak ostro i często atakowana przez polityków. Nagonka na IPN spowodowała, że Instytut jest przez część społeczeństwa odbierany bardzo źle. Atak mediów wywołany był głównie bezkompromisowym podejściem do odkrywania także bolesnych kart polskiej historii. Prace dotyczące Lecha Wałęsy, innych ważnych działaczy antykomunistycznych czy popularnych obecnie polityków, którzy współpracowali ze służbami PRL, sprowadził na historyków Instytutu lawinę oskarżeń i krytyki. IPN stał się także ofiarą medialnej pogoni za newsem i sensacją. Często opasłe opracowania w przekazie medialnym były sprowadzane do jednej informacji o którymś z agentów, zawartej w przypisie. Choć ujawnianie współpracowników bezpieki jest tylko jednym z zadań Instytutu, w przekazie medialnym został on sprowadzony głównie właśnie do ich tropiciela. Media bardzo chętnie starały się przyczepić pracownikom Instytutu łatkę politycznych żołnierzy, patologicznych miłośników spisków, ludzi lubiących grzebać się w „szambie”.

Ogrom krytyki pokazuje, że Instytut Pamięci Narodowej stał się cierniem w oku ludzi czerpiących zyski z utrzymywania hagiograficznej wizji powstania III RP. Z powodu działalności Instytutu na medialnym obrazie polskiej transformacji wciąż powstają rysy. Dzięki niemu Polacy poznają prawdę o powiązaniach ludzi „Solidarności” z bezpieką oraz skandaliczne zachowania osób sprawujących władzę w PRL. W wyniku przyjętego modelu „transformacji” ludzie „Solidarności” uwikłani we współpracę ze służbami stali się często autorytetami, ojcami - założycielami III Rzeczypospolitej. „Zmiany ustrojowe” pozwoliły natomiast ludziom PRL-owskiego establishmentu oraz służb, szczególnie wojskowych, na wejście z czystym kontem w nową rzeczywistość. Często prowadzą oni obecnie interesy na styku polityki, biznesu i służb. Obu wpływowym w wolnej Polsce grupom zależy na utrzymaniu w tajemnicy ich związków z PRL-em. Wyciąganie na światło dzienne prawdy o nich nie jest na rękę całemu środowisku, ponieważ może im to skutecznie uniemożliwić działalność. Być może dlatego nagonka na Instytut jest tak ogromna.

IPN na smycz

Pomimo ataków i niesprawiedliwych ocen Instytut Pamięci Narodowej powinien dalej prężnie działać, zajmować ważne miejsce w przestrzeni publicznej. Przed Polakami ciągle trzeba odsłaniać polską historię. Jak mówił jeden z polskich filozofów, „człowiek bez historii staje się człowiekiem bez tożsamości. Pustym i nihilistycznym”. Właśnie dlatego najważniejszym zadaniem IPN-u zdaje się być wciąż popularyzacja dziejów najnowszych Polski oraz odkrywanie ich sekretów. Instytut powinien kontynuować strategię widoczną za czasów Janusza Kurtyki. Jego rozumowanie dobrze obrazuje powiedzenie „tylko prawda jest ciekawa”. IPN nie bał się bowiem wtedy pisać prawdy, nawet jeśli dotyczyła ona osób z pierwszych stron gazet. Nie chował głowy w piasek - jak za czasów Leona Kieresa - tylko dlatego, że komuś wpływowemu nie spodobają się opracowania Instytutu.

Niestety, przyszłość IPN nie rysuje się jednak kolorowo. Platforma Obywatelska od dawna zapowiadała, że chce uderzyć w Instytut Pamięci Narodowej i zmarginalizować jego znaczenie. Obecnie – dzięki tragicznej śmierci Janusza Kurtyki oraz nowej ustawie o IPN - zyskała możliwość realizacji swoich zamierzeń. Prawdopodobnie będzie dążyć do tego, by o historii mówić tylko tak, jak myślą ludzie pokroju Andrzeja Friszke. W wielu wypowiedziach profesora pojawia się przekonanie, że nie należy się zajmować przeszłością „wielkich autorytetów” solidarnościowej walki z komuną, a materiały zebrane przez SB należy traktować z daleko idącą ostrożnością. I prawdopodobnie IPN pod wodzą nowego prezesa będzie realizował wytyczne nakreślone przez Friszkego. Będzie badał tylko to, co nie dotyczy ludzi zajmujących ważne miejsca w polskiej przestrzeni publicznej, a tego, co ich dotyczy, nie będzie zauważał. Swoim milczeniem wpisze się w machinę propagandy polskiego „kompromisu”, w której jest miejsce tylko dla cnotliwych działaczy „Solidarności” oraz racjonalnych przywódców komunistycznej Polski. Współpracowników, agentów i funkcjonariuszy IPN będzie szukał tylko tam, gdzie mu establishment pozwoli.

http://fronda.pl/news/czytaj/kustosze_pamieci

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl