Bitwa niemeńska 1920 roku (2)
godziemba, śr., 22/09/2010 - 06:18
Rozpoczęta 23 września 1920 roku polska ofensywa przyniosła początkowo tylko częściowe zrealizowanie zadań postawionych w ogólnym planie. Jedynym większym sukcesem było zajęcie Wołkowyska przez grupę gen. Junga.
Równocześnie Tuchaczewski, mimo wyprzedzającego polskiego ataku nie zmienił swego zamiaru. Nadal liczył na to, iż jego armiom uda się nie tylko powstrzymać atakujące wojska polskie, ale i przejść do zdecydowanej kontrofensywy. Planował jej rozpoczęcie na 25 września. Mimo trwającego już dwie doby rajdu Północnej Grupy Uderzeniowej, nie zorientował się jeszcze, jakie zagrożenie stanowi on dla północnego skrzydła jego wojsk.
Ofensywne nastawienie wojsk Frontu Zachodniego z jednej strony było korzystne dla zrealizowania celu operacji niemeńskiej – okrążenia znacznej części wojsk Tuchaczewskiego, z drugiej jednak poważnie komplikowało działania na innych odcinkach frontu, co zmusiło Józefa Piłsudskiego do weryfikacji wcześniej przyjętych planów. Rozkaz wydany 24 września przyznając, iż sytuacja bojowa w rejonie Grodna nie pozwala „na przeprowadzenie operacji w tempie projektowanym w rozkazie” z 19 września, nakazywał wstrzymanie marszu w kierunku Lidy Północnej Grupie Uderzeniowej do czasu rozstrzygnięcia bitwy o Grodno.
25 września Tuchaczewski zaniepokojony postępami polskiej grupy uderzeniowej, która przekroczyła Niemen koło Druskiennik, nakazał przegrupowanie swoich wojsk dla ubezpieczenia prawego skrzydła frontu. Oznaczało to jednocześnie rezygnację z koncepcji prowadzenia działań ofensywnych przez Front Zachodni. Wobec rozpoczęcia odwrotu przez bolszewików, Naczelny Wódz nakazał szybkie zajęcie Grodna i sforsowanie Niemna. Uważał bowiem, iż tylko wówczas powstałaby szansa na kontynuowanie manewru oskrzydlającego przez Północna Grupę Uderzeniową. Wieczorem 25 września prawie wszystkie jednostki centralnej grupy 2 Armii dotarły do Niemna, dokonując całkowitego przełamania pozycji przeciwnika, broniących dostępu do Grodna i Niemna. Przed Polakami stanęła szansa sforsowania Niemna na dużej szerokości, przełamania bolszewickiej obrony na wschodnim brzegu rzeki i przejścia do pościgu. To zaś stwarzało perspektywy powrotu do pierwotnego planu okrążenia znacznych sił Frontu Zachodniego. Również 4 Armia gen. Skierskiego po sukcesach pod Różaną, Berezą Kartuską i Izabelinem, znacznie przyspieszyła tempo natarcia.
W obliczu rozpoczęcia odwrotu przez wojska Frontu Zachodniego, Piłsudski zmodyfikował swe planu w kierunku realizacji idei dwustronnego okrążenia wojsk Tuchaczewskiego. Na mocy rozkazu z 26 września nakazywał Śmigłemu szybkie wyjście na linię Mosty-Lida, a następnie gwałtowne uderzenie „na flankę nieprzyjaciela w granicach rzek Szczara-górny Niemen, w ogólnym kierunku na Baranowicze”. Po opanowaniu kryzysu pod Grodnem rozkazywał powrót do idei prowadzenia manewru oskrzydlającego przez Północna Grupę Uderzeniową w kierunku Lidy. Armii gen. Skierskiego nakazywał z kolei posuwanie się ku rzecze Zelwie i zajęcie na niej przepraw „by przygotować sobie ruch na Szczarę”. Równocześnie w centrum jednostki tej armii miały być gotowe do „zaatakowania Baranowicz od południa jednocześnie z uderzeniem 2 armii z chwilą rozpoczęcia ruchu 2 armii od Lidy na Baranowicze”.
Był to plan okrążenia zdecydowanej większości wojsk Frontu Zachodniego. Pierścień okrążenia miał zamknąć się pod Baranowiczami.
Piłsudski liczył, że 27 września Północna Grupa Uderzeniowa zajmie Lidę, ważny węzeł komunikacyjny, co doprowadzi do odcięcia bolszewikom drogi odwrotu na wschód. Jednak posiadające znaczną przewagę liczebną jednostki 3 Armii bolszewickiej kosztem znacznych strat otworzyły sobie w wyniku bitwy nad rzeką Lebiodą drogę odwrotu na Lidę. W dniach 27-29 września Polacy toczyli zacięte walki o Lidę, która kilkakrotnie przechodziła z rąk do rąk. Ostatecznie 1 Dywizja Piechoty Legionów zdołała powstrzymać, zadając znaczne straty (wzięto m.in. około 10 tysięcy jeńców), niemal wszystkie wycofujące się przez Lidę na wschód wojska 3 Armii bolszewickiej i zmusić je do zmiany kierunku odwrotu na południowo-wschodni. Sukces ten był zasługą męstwa i bohaterstwa żołnierzy tej elitarnej dywizji. Zwycięstwo to, mimo niewykorzystania - w wyniku złej koordynacji działań poszczególnych jednostek - szansy całkowitego rozgromienia oddziałów 3 Armii, miało ogromny wpływ na przebieg operacji niemeńskiej, umożliwiając przystąpienie do kolejnego etapu tej operacji. Tym bardziej, że polska 4 Armia zdobyła Słonim i sforsowała Szczarę.
Wieczorem 28 września Piłsudski wydał rozkaz o przejściu do koleje fazy operacji – „dalszego energicznego pościgu i zniszczenia armii bolszewickich w rejonie Nowojelnia-Nowogródek-Baranowicze”, którego celem było dwustronne okrążenie wojsk Frontu Zachodniego.
W tym samym czasie 28 września Tuchaczewski, pomny klęski swych wojsk na przedpolach Warszawy, spowodowanej zbyt późno podjętą decyzją o ich wycofaniu, wydał dyrektywę o szybkim odwrocie swych głęboko na wschód na linię starych okopów niemieckich. Chciał bowiem wyprowadzić swoje jednostki spod zarysowującego się okrążenia i w jego konsekwencji zniszczenia.
W tej sytuacji Piłsudski zalecił przyspieszenie pościgu, aby dopędzić i pobić bolszewickie wojska. Ponadto wieści napływające z Rygi, gdzie toczyły się rokowania pokojowe, sygnalizowały możliwość szybkiego uzyskania porozumienia o zawieszeniu broni. Informacje te zaniepokoiły Naczelnego Wodza, który dążył do włączenia w skład Polski znacznych obszarów Kresów Wschodnich. Rozumiał, że przebieg przyszłej polskiej granicy wschodniej wytyczy linia frontu i stąd taki pośpiech w zajmowaniu określonych rejonów Białorusi.
Tymczasem polscy żołnierze byli mocno wyczerpani i znużeni prowadzonymi od tygodnia walkami, a ponadto odczuwali dotkliwe braki żywności i amunicji. Dodatkowo bolszewicy w zawrotnym tempie uchodzili na wschód. Tuchaczewski przynaglał swe wojska do pośpiechu, liczył bowiem na czas, a ten był sprzymierzeńcem strony bolszewickiej.
Pod wpływem szybkości wycofywania się Rosjan, która utrudniała przeprowadzenie manewru oskrzydlającego oraz informacji napływających z Rygi, na początku października Piłsudski zaczął koncentrować się nie tyle na odniesieniu efektownego sukcesu w pogoni za wojskami Tuchaczewskiego, ile na zaplanowaniu i przeprowadzeniu kolejnych operacji zmierzających do zajęcia ważnych z punktu widzenia strategicznych interesów państwa obszarów Kresów Wschodnich.
2 października ukazała się nowa dyrektywa Tuchaczewskiego o odejściu wojsk Frontu zachodniego jeszcze dalej na wschód, oznaczająca rezygnację z obrony linii starych okopów niemieckich. W ten sposób bolszewicki dowódca realizował suworowowską zasadę rosyjskiej sztuki wojennej o przedkładaniu ochrony stanów osobowych wojsk nad utrzymaniem zajmowanego terenu. Z tego też powodu można przyjąć, iż datą kończącą operację niemeńską jest 3 października 1920 roku – w dniu tym Piłsudski zgodził się na zakończenie działań pościgowych i zatrzymanie wojsk na zajętej linii.
Szybki odwrót bolszewików oznaczał niezrealizowanie celu operacji niemeńskiej – pobicia wojsk bolszewickich, ale był niezwykle korzystny dla szybkiego zajęcia kolejnych połaci Kresów wschodnich, czyli celu strategicznego, jaki sobie założył Piłsudski na okres przed podpisaniem preliminariów pokojowych w Rydze.
Jednym z elementów realizacji tego planu było zajęcie Mołodeczna oraz obszaru w rejonie Święcian dla pozbawienia Litwy posiadania granicy z Rosją Sowiecką. Osobną kwestią była planowana w tajemnicy akcja zgrupowania gen. Lucjana Żeligowskiego, której celem było zajęcie Wilna.
Operacja zajęcia Mołodeczna i Święcan rozpoczęła się 10 października 1920 roku i zakończyła się zdobyciem obu miast 12 października. Tego samego dnia w Rydze podpisano umowę o zawieszeniu broni i uzgodniono preliminaria pokojowe. Linia rozdzielająca wojska obu stron miała biec wzdłuż dolnego biegu Dźwiny, następnie przez Orzechowo, Dokszyce, Słuck i Kapcewicze do Zbrucza. Działania wojenne miały zostać wstrzymane 18 października 1920 roku o godzinie 24.00.
Naczelny Wódz z niechęcią przyjąć wynegocjowaną w Rydze linię demarkacyjną, dlatego też nie wstrzymał prowadzonych działań wojennych. 14 października ukazał się specjalny rozkaz Marszałka do wojsk uczestniczących w wojnie z Rosją Sowiecką, w którym po złożeniu podziękowania żołnierzom za „pracę i wytrwałość, za ofiarę i krew, za odwagę i śmiałość”, zdecydowanie podkreślił: „Pokój nie jest jeszcze zawarty w formie skończonej. Żołnierz polski ma go czekać z bronią u nogi, cierpliwie i spokojnie, gotowy w każdej chwili stanąć w obronie owoców swego zwycięstwa, gdyby nieprzyjaciel miał się cofnąć przed ostatecznym jego utrwaleniem. Tej cierpliwości i spokoju wymagam od Was stanowczo”.
Operacja niemeńska zakończyła się zdecydowanym polskim sukcesem mimo, iż obie strony dysponowały zbliżonym potencjałem bojowym. Decydujące znaczenie odegrał wysoki duch bojowy żołnierzy polskich, upojonych spektakularnym triumfem odniesionym w bitwie na przedpolach Warszawy. Zupełnie inaczej wyglądało to u bolszewików. Po kilkudniowych uporczywych walkach w pierwszej fazie operacji morale wojsk bolszewickich załamało się do tego stopnia, iż nie były one zdolne do stawiania oporu. W tej sytuacji jedynym ratunkiem był dla nich szybki odwrót. Tuchaczewski tym razem prawidłowo ocenił powstałe zagrożenie i wydał – narażając się na krytykę Moskwy - stosowne rozkazy do odwrotu Ponadto liczył, iż po ustabilizowaniu linii frontu i dotarciu uzupełnień będzie miał jeszcze szanse na nową ofensywę. W tym wypadku przeliczył się, ponieważ obie wyczerpane wojną strony zdecydowały się na podpisanie preliminariów pokojowych, wstrzymanie działań militarnych i przygotowanie traktatu pokojowego.
Operacja niemeńska była drugą – po bitwie warszawskiej – tak spektakularną akcją militarną w wojnie polsko-bolszewickiej. Po raz drugi zakończyła się klęską wojsk Frontu Zachodniego. Sukces strony polskiej nie był jednak pełny. Nie zrealizowany został bowiem zamiar ponownego okrążenia i unicestwienia wojsk bolszewickich. Znaczna część tych wojsk została wyprowadzona z grożącego im niebezpieczeństwa. Dla strony polskiej największym sukcesem w tej operacji były uzyskanie znaczne zyski terytorialne.
W trakcie dwutygodniowych zmagań zginęło około 3 tysięcy polskich żołnierzy a 20 tysięcy zostało rannych. Straty bolszewickie były dużo większe, zwłaszcza duże w grupie pojmanych jeńców. Były jednak niższe niż w bitwie warszawskiej, co wynikało z uchylania się Tuchaczewskiego od stawiania oporu i stoczenia walnej bitwy oraz koncentrowania się na odwrocie swych wojsk na wschód.
Wybrana literatura:
Bitwa niemeńska 29 VIII-18 X 1920. Dokumenty operacyjne
J. Piłsudski – Rok 1920
M. Tuchaczewski – Pisma wybrane
L. Żeligowski – Wojna w 1920. Wspomnienia i rozważania
L. Wyszczelski – Operacja niemeńska 1920 roku
T. Kutrzeba – Bitwa nad Niemnem
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
3 komentarze
1. 90. rocznica Bitwy Niemeńskiej w sobotę
Mieszkańcy Sejneńszczyzny uczczą w sobotę i niedzielę 90. rocznicę Bitwy Niemeńskiej. Obchody odbędą się w Sejnach i Berżnikach na pograniczu polsko-litewskim, gdzie stoi pomnik poświęcony ofiarom bitwy.
Obchody organizuje Parafia Rzymskokatolicka w Berżnikach.
W sobotę 25 września w Pałacu Biskupim w Sejnach obchody rocznicowe rozpocznie po południu sesja historyczna, poprowadzona przez honorowego obywatela Sejn prof. Wiesława Jana Wysockiego. Organizatorzy zaplanowali uroczyste otwarcie Sali Czynu Niepodległościowego Ziemi Sejneńskiej w Muzeum Ziemi Sejneńskiej.
W niedzielę 26 września obchody przeniosą się do Berżnik. Na cmentarzu parafialnym, przy pomniku Bitwy Niemeńskiej zostanie odprawiona msza św. Potem zaplanowano poświęcenie kwater poległych żołnierzy i złożenie kwiatów.
http://www.rp.pl/artykul/153227,539766.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Maryla,
Dziękuję za informacje, mimo wszystko pamięć o tym wielkim polskim zwycięstwie nie zginęła.
Pozdrawiam
3. 100. rocznica wspaniałego
100. rocznica wspaniałego triumfu! 20 września 1920 roku w Bitwie nad Niemnem wojska polskie rozbiły siły bolszewickie
100 lat temu, 20 września
1920 r., wojska polskie po raz drugi rozbiły siły gen. Michaiła
Tuchaczewskiego. Gigantyczne starcie między Pińskiem a Suwałkami
przesądzało losy wojny z bolszewikami. Operacja Niemeńska była ostatnim
strategicznym zwycięstwem oddziałów polskich w historii.
Zwycięstwo
w sierpniu 1920 r. nie decydowało o wyniku wojny z bolszewicką Rosją.
Ambitny Tuchaczewski pałał żądzą zemsty: „Przegrana operacja wzbudzała
pragnienie ponownego natarcia. Mieliśmy wszystkie szanse na przechylenie
szali szczęścia na naszą stronę. Chodziło o to, kto będzie gotowy i kto
pierwszy ruszy do natarcia”.
Ambitny plan Tuchaczewskiego
Swoje
nadzieje na odwrócenie losów wojny Tuchaczewski opierał na założeniu,
że Polacy wyczerpali wszystkie swoje rezerwy, przeprowadzając
„hazardową” ofensywę sierpniową:
— twierdzi w rozmowie z PAP historyk z Uniwersytetu Łódzkiego, prof. Przemysław Weingartner.
W ciągu
pierwszych dni po klęsce u wrót Warszawy Michaił Tuchaczewski wraz
ze swoim sztabem nie znali rzeczywistych rozmiarów polskiego zwycięstwa.
Sytuacja ta wynikała z braku łączności pomiędzy poszczególnymi
jednostkami oraz słabości wywiadu sowieckiego. Do 26 sierpnia
Tuchaczewski opanował chaos i zdołał odtworzyć linię frontu wzdłuż
Niemna. Jednocześnie z głębi Rosji ściągano walczące do niedawna
z Białymi Rosjanami oddziały. Co równie istotne, dowódca Frontu
Zachodniego wciąż cieszył się zaufaniem władz w Moskwie. Odium porażki
pod Warszawą spadało w większym stopniu na Józefa Stalina, komisarza
politycznego Frontu Południowo-Zachodniego, który za wszelką cenę dążył
do zdobycia Lwowa, zamiast pomóc Tuchaczewskiemu. Tym razem bolszewicki
generał planował użycie wyłącznie podległych bezpośrednio sobie sił.
Rozpoczynał się wyścig o to, kto pierwszy będzie gotowy do kolejnego
wielkiego wysiłku. Zdawał sobie z tego sprawę Tuchaczewski:
27 sierpnia na posiedzeniu
Rady Obrony Państwa Piłsudski uzasadnił konieczność odebrania
Suwalszczyzny, zajętej przez Litwinów jeszcze w trakcie wojny
z bolszewikami. Celem było zabezpieczenie znajdujących się na lewym
skrzydle oddziałów. W trakcie posiedzenia przyznano Naczelnemu Wodzowi
pełnomocnictwa do przeprowadzenia takiej operacji, nawet jeśli
wymagałoby to złamania oporu Litwinów. Rzeczywistym celem Piłsudskiego
było jednak przygotowanie do planowanej w sztabie operacji polegającej
na uderzeniu na tyły wojsk Tuchaczewskiego, a następnie odebraniu Litwie
okupowanego przez jej wojska Wilna. W ciągu kolejnych dwóch tygodni
wyzwolono niemal bez walki cały sporny obszar poza Wileńszczyzną.
Zanim
jednak doszło do wielkiego starcia nad Niemnem, między polską kawalerią
a sowiecką konnicą rozegrała się jeszcze inna batalia. Po nieudanych
próbach zdobycia Lwowa potężna Konarmia dowodzona przez Stalina
i Siemiona Budionnego wyruszyła w końcu na północ. Tam bolszewicy
napotkali okopane pod Zamościem oddziały polskiej 3. Armii dowodzonej
przez gen. Władysława Sikorskiego. Po pierwszym nieudanym ataku
na Zamość składająca się z kilkudziesięciu tysięcy jeźdźców armia
znalazła się w potrzasku. Norman Davies w „Białym Orle, czerwonej
gwieździe” porównał ich sytuację do wagonów pociągu wpadających
z impetem na peron, z którego atakuje je rozwścieczony tłum. Ich jedyną
szansą było wycofanie się, zanim kolejne wagony-dywizje zostaną jedna
po drugiej zniszczone. Sam Budionny już 30 sierpnia niemal zginął, gdy
jego sztab został zrównany z ziemią przez polską artylerię gen.
Stanisława Hallera.
Dla Polaków niemogących sobie poradzić
z armią Budionnego od czasu wyprawy na Kijów pół roku wcześniej
zniszczenie Konarmii stało się pod Zamościem sprawą honoru. Kluczową
rolę w tym planie miała odegrać kawaleria gen. Juliusza Rómmla.
Późniejszy obrońca Warszawy we wrześniu 1939 r. miał do dyspozycji
zaledwie dwie brygady kawalerii przeciwko czterem wielkim dywizjom
sowieckim. Jego przewagą była jednak możliwość atakowania znacznie
mniejszych sił przeciwnika i wycofywania się na bezpieczne pozycje.
31 sierpnia polska kawaleria atakowała dwa razy. Wieczorem Rómmel został
zaskoczony przez jedną z sowieckich dywizji, która niczym
średniowieczna jazda wyłoniła się z lasu i jak Kozacy z powieści
Sienkiewicza wymachując szablami, wzywała Polaków do boju. Wyczerpana
po porannym starciu polska kawaleria ruszyła do szarży, nie chcąc oddać
wywalczonych pozycji. Gdy pułk wpadł na sowiecką kawalerię, rozpoczęła
się walka z użyciem sztyletów, kopii, rewolwerów, a nawet pięści.
W kulminacyjnym momencie na pole bitwy przybyły galopem jeszcze dwa
polskie pułki: 1. Krechowiecki, którego natarcie prowadził sam Rómmel,
i 8. Pułk Ułanów. Jednocześnie wykrwawiający się 9. Pułk wyrwał się
ze zwarcia i przeszedł do ostatniego natarcia. Resztki sowieckiej jazdy
w popłochu uciekły, kończąc w ten sposób ostatnią wielką bitwę kawalerii
w dziejach świata. To, co wydarzyło się pod Komarowem w ostatnich
dniach sierpnia, najlepiej podsumowuje nie do końca poprawne francuskie
zdanie ze wspomnień jednego z polskich oficerów: „L’Armée de Cheval,
demoralisée, n’accepta pas le combat et se retira”.
W tym samym
czasie na północy frontu sytuacja stawała się coraz bardziej
niebezpieczna dla wojsk polskich. Celem Tuchaczewskiego wciąż
pozostawało zajęcie Warszawy. Sowiecki dowódca dysponował lepszymi
odwodami i dostępem do magazynów. W dowodzonych przez niego dywizjach
na początku września znajdowało się ponad 70 tys. żołnierzy i oficerów.
Główne
atuty strony polskiej wciąż były takie same jak w połowie sierpnia:
wysokie morale, lepsze od sowieckiego dowodzenie oraz ogromna przewaga
techniczna w lotnictwie, broni pancernej i artylerii. Za nimi przemawiał
również fakt, że tym razem mieli zaatakować nieruchomego przeciwnika,
a nie jak w połowie sierpnia przeprowadzić kontratak na pędzące
na Warszawę wojska sowieckie.
Polski sztab zaryzykował podjęcie
ofensywy, ponieważ sądził, że Tuchaczewski nie zdążył uzupełnić rezerw
i zapasów. Polacy uważali też, że bolszewicy po klęsce nad Wisłą
są zdemoralizowani. W rzeczywistości większość żołnierzy Tuchaczewskiego
nie doznała klęski, ponieważ znajdowali się w głębi Rosji i na front
trafili dopiero pod koniec sierpnia lub na początku września. Stąd dla
Polaków zaskoczeniem będzie potężny opór w pierwszej fazie bitwy. Szybko
jednak Polacy przezwyciężą tę przeszkodę. Wojska Tuchaczewskiego nie
były bowiem w żadnym stopniu gotowe do długotrwałej obrony, szykowano
je do podjęcia szybkiej ofensywy na Warszawę.
10 września
na naradzie w Twierdzy Brzeskiej zapadły decyzje kluczowe dla dalszej
kampanii. Piłsudski przedstawił dowódcom armii główne założenia
opracowywanego wciąż planu ofensywy. Jej głównym celem było zakończenie
działań do nastania zimy. Do tego konieczne było jednak zadanie wrogowi
jeszcze jednej druzgocącej klęski. Według marszałka zasadnicze dla
zwycięstwa było tempo prowadzenia działań, które miały mieć wręcz
błyskawiczny charakter. Swoje założenia określił w rozkazie wydanym
dziewięć dni później: „Celem tego uderzenia będzie szybkie i możliwie
silne rozbicie nieprzyjaciela oraz ewentualne odrzucenie go od głównych
linii komunikacji bądź na północ, bądź na południe”.
Plan
Piłsudskiego był bardzo prosty. W pierwszej fazie bitwy miał zostać
zaatakowany środkowy odcinek frontu (okolice Grodna) dowodzonego przez
Tuchaczewskiego. Następnie polska kawaleria miała oskrzydlić siły
sowieckie. W końcowej fazie ofensywy grupy uderzeniowe miały zaatakować
sowieckie tyły i zamknąć okrążenie wokół całości oddziałów
Tuchaczewskiego. Do pewnego stopnia przypominało to sposób rozegrania
Bitwy Warszawskiej, ponieważ całe powodzenie taktyki miało zależeć
od losów walk na środkowym odcinku. Było ono także obciążone wielkim
ryzykiem. Nie uwzględniało bowiem możliwości przejścia bolszewików
do kontrofensywy. Piłsudski założył, że wykorzysta element zaskoczenia.
Polski sztab zdecydował, że ryzyko odkrycia przez Sowietów planu
ofensywy jest na tyle duże, iż dopiero w ostatniej chwili dowódcy
otrzymają informację o terminie jej rozpoczęcia.
Plan bitwy nad
Niemnem miał również ogromne znaczenie polityczne. Zwycięska ofensywa
przyniosłaby wyzwolenie wielkich obszarów zamieszkanych w większości
przez Polaków. Fakt ten miałby ogromne znaczenie dla negocjacji
pokojowych. Piłsudski i rząd zauważali też, że coraz bardziej zmęczone
ofensywą społeczeństwo może zażądać niebawem zawarcia pokoju nawet
na niekorzystnych warunkach.
Rozkaz Piłsudskiego
19 września Piłsudski wydał rozkaz do dowódców i szefów sztabów armii określający główne cele batalii:
Następnego dnia, gdy
oddziały dowodzone przez gen. Edwarda Rydza-Śmigłego zaatakowały
bolszewików, wydawało się, że udało się je zupełnie zaskoczyć, ponieważ
rozpoczęły odwrót w kierunku Grodna. Tuchaczewski uznał, że miasto
to jest głównym celem polskiej ofensywy, i wydał rozkaz ściągnięcia
w tę okolicę wszystkich rezerw swojej armii oraz rozpoczęcia
kontrataków. 21 września wszystkie ataki sowieckie zostały odparte
po bardzo zaciętych walkach, kiedy miejscowości w okolicach Grodna
kilkukrotnie przechodziły z rąk do rąk.
Następnego dnia
rozpoczęła się główna faza operacji. Ukryta w lasach Suwalszczyzny grupa
uderzeniowa wkroczyła na terytorium Litwy. Po rozproszeniu słabych
oddziałów litewskich Polacy przygotowywali się do ataku na sowieckie
lewe skrzydło. Już kolejnego dnia oddziały te zaatakowały zaskoczone
armie Tuchaczewskiego do tego momentu przekonanego, że Polacy zamierzają
atakować bronione przez niego za wszelką cenę Grodno.
Mimo
że polskie oddziały odcinały sowietom kolejne drogi odwrotu, bitwa
aż do wieczora 25 września była nierozstrzygnięta. Dopiero tego dnia
sukcesy żołnierzy gen. Stefana Dąb-Biernackiego pod Lidą zadecydowały
o powodzeniu całego planu. W tym samym czasie Polacy przeszli
do ofensywy na południu. Następnego dnia zagrożony zupełnym okrążeniem
Tuchaczewski wydał rozkaz odwrotu. Uratowało to jego Front Zachodni
przed całkowitą zagładą. Warto również zauważyć, że w jego szeregach
zaczęła się szerzyć panika i demoralizacja. Już 24 września na stronę
polską zaczęli przechodzić czerwonoarmiści z Ukrainy i Białorusi.
— tłumaczy PAP prof. Przemysław Waingertner.
W ostatniej
fazie batalia przerodziła się w pogoń za rozbitymi bolszewikami.
W swoich wspomnieniach gen. Tadeusz Kutrzeba pisał:
— uważa prof. Waingertner.
W tych
dniach Tuchaczewski wydawał się tracić kontakt z rzeczywistością.
12 października wydał do tylko teoretycznie podległych sobie wojsk
rozpaczliwy rozkaz: „Komendanci, Komisarze, Komuniści! Wasza
socjalistyczna ojczyzna żąda nowych wysiłków od szeregów frontowych.
Podbój albo zgon! Śmierć albo zwycięstwo! Naprzód!”. W dniu wydania tego
absurdalnego rozkazu w polskich rękach znajdowało się 40 tys. jeńców
z jego armii, 140 dział i ogromna ilość sprzętu oraz zapasów wojennych.
W wyniku
pościgu za uciekającymi oddziałami Tuchaczewskiego w pierwszych dniach
października wojska polskie doszły do brzegów Dźwiny, a na południu
kawaleria gen. Rómmla znalazła się 150 km od Kijowa, zajętego przez
Piłsudskiego i Petlurę pół roku wcześniej. 12 października w Rydze
podpisano rozejm ustalający, że wszelkie działania wojenne zostaną
przerwane najpóźniej 18 października. Piłsudski nakazał kontynuować
marsz do ostatniej chwili, czego uwieńczeniem było zajęcie bez walki,
ostatniego dnia wojny, Mińska. „W październiku żadna ze stron nie miała
już sił do uderzenia potrzebnego do kontynuowania działań militarnych.
Wojska polskie mogły kontynuować marsz, ale nie było już szansy
na odbudowanie koncepcji federacyjnej” – podkreśla prof. Waingertner.
W jego opinii należy także pamiętać, że Polska była krajem
demokratycznym, którego społeczeństwo mogło nie zaakceptować kolejnych
wyrzeczeń po siedmiu latach ciągłej wojny. Niemożliwa więc stała się
realizacja idei federacyjnych.
— dodaje historyk.
„Zrobiliście Polskę mocną, pewną siebie i swobodną”
18 października
Pierwszy Marszałek Polski Józef Piłsudski wystosował do swoich
żołnierzy ostatni rozkaz wydany w trakcie działań wojennych,
zakończony słowami:
gah/PAP
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl