Towarzystwo Nauczycieli Szkół Polskich, przypomina Panu Premierowi D. Tuskowi i rządowi (PO).
Rząd PO zapowiadał (2007), że jego 4-letnia kadencja będzie nieustannym pasmem sukcesów – „zieloną wyspą” dla wszystkich Polaków. Tymczasem mamy zapasem już trzeci rok rządów PO i wszystko wskazuje, że za to „by żyło się lepiej” partyjno – biznesowo – rządowej nomenklaturze, zapłaci prawie całe społeczeństwo. Najwięcej najsłabsi; emeryci, renciści, osoby niepełnosprawne.
W ciągu trzech lat rząd PO nie zrobił nic, aby zapobiec katastrofie systemu emerytalnego w Polsce. Nie doczekaliśmy się ochrony osób najsłabszych czy nawet najmniejszych znamion polityki prorodzinnej i przeciwdziałania niekorzystnym zmianom demograficznym starzejącego się społeczeństwa.
Niedawno Premier D. Tusk (1.09.2010), na spotkaniu z nauczycielami w Gdańsku, zapowiedział, że „póki co wy tu sobie pomagajcie (…) jak się umówiliśmy kilka lat temu”. Czyżby rząd (PO) i jego zaplecze biznesowo - partyjne, uznali już dawno, że sami się wyżywią. I skąd my to znamy?
Zatem, by żyło się prawdziwie lepiej całemu społeczeństwu, nie możemy już liczyć na Pana Premiera i Jego rząd (PO).
Warto przed oddaniem głosu na PO, w najbliższych wyborach samorządowych i parlamentarnych przyjrzeć się, jaka będzie przyszłość nasza (pod rządami PO) i naszych emerytur, „by temu rządowi nie żyło się lepiej”.
Pozdrawiamy Państwa Przyjaźnie i z Należnym Szacunkiem,
Zarząd Główny TNSP
Sławomir Adamiec
Sekretarz Zarządu Głównego TNSP
PS Emerytura nie musi być głodowa (http://www.facebook.com/l/25ca2rISgc6aLJgzIMp_Icgaeug;wyborcza.biz)
Starość na wczasach pod palmami? Marzenie ściętej głowy. Przyszłe emerytury ledwo pozwolą związać koniec z końcem. Chyba, że sami będziemy dodatkowo odkładać. Im szybciej zaczniemy, tym więcej uzbieramy.
Jedna z reklam zachęcających do wyboru otwartych funduszy emerytalnych pokazywała magiczną przemianę biednego emeryta z obskurnego M-2 w bogatego rentiera używającego życia na Hawajach. W tamte bajki z początku reformy emerytalnej mało kto jeszcze wierzy. Jednocześnie sami robimy niewiele lub wręcz nic, żeby nasze przyszłe świadczenia były wyższe.
Miało być zupełnie inaczej. Kiedy jedenaście lat temu ruszała reforma emerytalna, Polska była na ustach całego świata. "Wall Street Journal" pisał o "polskiej lekcji dla Europy", a "The Economist" dodawał, że "świat może się od Polski uczyć reformatorskiej odwagi".
Zdecydowano, że każdy Polak będzie odkładał na emeryturę jedną piątą pensji. Część tych pieniędzy pójdzie do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (12,2 proc.), a reszta (7,3 proc.) do prywatnych otwartych funduszy emerytalnych (OFE). Te fundusze miały dla nas zarabiać, inwestując nasze oszczędności np. w akcje giełdowych spółek czy obligacje. Wszystko w myśl zasady: ile sobie uzbierasz składek, tyle na starość dostaniesz emerytury.
Cel reformy był prosty, odtąd każdy sam oszczędza na własną emeryturę. Raz na zawsze miały skończyć się dopłaty do emerytur z budżetu państwa. Innego wyjścia nie było. Ze względu na starzenie się społeczeństwa i rozbuchane przywileje emerytalne stary system rozpadłby się w ciągu kilku lat jak domek z kart.
Powód? Emerytów będzie coraz więcej. W 2030, czyli za 20 lat, osób powyżej sześćdziesiątki będzie już ponad 10 milionów. Do tego emeryci - to dobra wiadomość - żyją coraz dłużej. Średnia życia Polek to 79,4 roku, a mężczyzn - 70,8. W 2030 r. będzie to: 77,6 roku dla mężczyzn i 83,3 dla kobiet.
Jednocześnie społeczeństwo coraz bardziej się starzeje, z roku na rok ubywa młodych. Dziś mamy 7,5 mln osób w wieku do 18 lat. Prognoza na rok 2030 - tylko 5,3 mln młodych. Kto więc utrzyma armię starych ludzi? Dziś na jednego emeryta przypada czterech pracujących. W 2030 r. będzie już tylko... dwóch pracujących.
Co z tego wynika dla przyszłych emerytów?
Emerytura? Pomyślę o tym jutro
"Gazeta" zapytała wiosną Polaków, jak wyobrażają sobie życie na emeryturze. Co się okazało? Z sondażu instytutu PBS DGA wynika, że starość widzimy w czarnych barwach. Prawie połowa Polaków uważa, że świadczenia emerytalne wyniosą mniej niż 60 proc. ostatniej pensji. Tymczasem ich zdaniem, aby wystarczyło na niezbędne wydatki, powinny wynieść co najmniej 80 proc.
Czy to nasz wrodzony pesymizm? Niestety, nie. Jest nawet nieco gorzej, niż sobie wyobrażamy. W starym systemie emerytalnym dotowanym przez państwo emeryt dostaje średnio 65 proc. ostatniej pensji. Tymczasem z prognoz Ministerstwa Pracy wynika, że emerytury dzisiejszych 20-, 30- i 40-latków - oszczędzających już w nowym systemie - będą nawet o jedną trzecią niższe od obecnych.
I tak 40-letnia dziś lekarka, która zarabia 5 tys. brutto, w starym systemie dostałaby 3 tys. zł emerytury. W nowym już tylko 2,2 tys. zł brutto. Powód? Po reformie emerytalnej nasze przyszłe świadczenia zależą już tylko od tego, ile w ciągu lat pracy sami sobie uzbieramy.
W jeszcze gorszej sytuacji będą najlepiej zarabiający. U nich przepaść między ostatnią pensją a emeryturą wyniesie najwięcej. Zarabiająca dzisiaj 10 tys. zł dyrektorka w dużym zakładzie ubezpieczeniowym może liczyć najwyżej na 2 tys. zł. - I za co będę miała utrzymać dom, skoro dzisiaj stałe opłaty przekraczają u mnie te 2?tys. zł - denerwuje się.
Zresztą świadczenia z nowego systemu ZUS zaczął już wypłacać na początku ubiegłego roku. Pierwszą emeryturę dostała pani Anna z okolic Warszawy - 918 zł, z czego z OFE niespełna 24 zł. Politycy i związkowcy od razu podnieśli larum: dlaczego tak mało?! Odpowiedź była banalnie prosta - przez dziewięć lat pani Anna odłożyła w OFE ledwie 6 tys. zł. Te pieniądze podzielone przez przewidywaną długość trwania jej życia dały właśnie owe 24 zł.
Podobnie może być w przypadku kolejnych roczników, które w najbliższych latach będą przechodzić na emeryturę. Ich pieniądze z OFE nie przekroczą 10-20 proc. całego świadczenia. Resztę dopłaci ZUS. Dopiero z biegiem lat udział pieniędzy z OFE w ogólnej emeryturze będzie rósł. Dzisiejszy 30-latek, kończąc pracę, połowę emerytury dostanie z OFE, drugą z ZUS.
Pewne jest jedno - na kokosy nie ma co liczyć. To powoli dociera do Polaków. Ponad 80 proc. badanych przewiduje, że na starość nie będzie ich stać na podróże czy rozrywki. Wizyty w kinie czy teatrze zamierza sobie odpuścić aż 67 proc. osób. Biedę klepać będą też - według 80?proc. badanych - nasi znajomi, przyjaciele, rodzina. 65 proc. ankietowanych liczy, że stać ich będzie jedynie na leki.
Nic dziwnego, że aż dwie trzecie Polaków boi się starości. Zdecydowanie bardziej kobiety (74 proc.) niż mężczyźni (56 proc.). I nic dziwnego. Pracują o pięć lat krócej, dodatkowo idą na urlopy wychowawcze. A to oznacza mniej odłożonych składek. W sumie aż ponad jedna trzecia rodaków nie ma zielonego pojęcia, za co będzie żyła na starość! Sami przyznają, że bez pieniędzy z pomocy społecznej mogą nie związać końca z końcem.
Co w takiej sytuacji robimy, żeby na starość nie biedować? Właściwie nic! Z sondażu CBOS dla Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami wynika, że ponad połowa Polaków w ogóle nie oszczędza. Dlaczego? Bo nie mamy z czego albo uważamy, że nie musimy się spieszyć.
Jakiekolwiek pieniądze odkłada zaledwie co siódmy badany. Najczęściej ciuła zaskórniaki na koncie w banku, wykupuje polisę ubezpieczeniową lub fundusz inwestycyjny. Najstarsi Polacy stawiają na ziemię i nieruchomości.
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz