Aby przeprowadzić jakąś wielką nikczemną niegodziwość na ogromną skalę należy wpierw przygotować do tego społeczne masy. Hitlerowskie Niemcy jeszcze przed „nocą kryształową” i masową zagładą Żydów długo nad tym pracowały propagandowo. Do dziś zachowały się filmy, ulotki, treści przemówień ukazujące „wstrętnych Żydów”, „szkodników”, których główną siła napędową jest „chorobliwa rządza władzy”. 

Masowa i zaplanowana z premedytacją zagłada jednej określonej nacji to już wyższy stopień wtajemniczenia i do tego należy wyselekcjonować „wybrańców” z odpowiednimi predyspozycjami. Nawet mimo starannej, wspartej naukowo selekcji należy jednak dokonać wstępnych eksperymentów, które potwierdziłyby, że u pewnych osób da się przełamać pewną naturalną barierę psychologiczną, która znieczuli i oswoi oprawców z „dziełem”, jakie przypadło im w udziale. Do tego służyły takie obozy szkoleniowe jak ten w Trawnikach na Lubelszczyźnie.

Hitlerowskie Niemcy to może drastyczny przykład, ale właśnie taki jest potrzebny do zrozumienia identycznego propagandowego mechanizmu zastosowanego w Polsce przez rządzącą PO, media i tak zwany salon.

Mamy w Polsce od kilku lat określoną partie polityczną oraz grupę jej zwolenników –„szkodników”, którzy dla „żądzy władzy” zdolni są „doprowadzić kraj do katastrofy”. Mamy ludzi jak gdyby wyjętych spod prawa, których atakowanie poniżej pasa zostało przez sporą część społeczeństwa zaakceptowane. Proszę prześledzić choćby przemówienia samego premiera Donalda Tuska i policzyć użyte przez niego zwroty, które ja wziąłem w cudzysłów.

Mamy też profesjonalnego badacza i testera w postaci pewnego posła z partii rządzącej, który na bieżąco kontroluje poziom zdeprawowania, znikczemnienia oraz postęp w akceptacji przez społeczeństwo stopniowanej eskalacji podłości.

W Polsce, haniebny plan, jaki postawili przed sobą rządzący i establishment jest trudniejszy do zrealizowania z uwagi na wciąż żywe wartości chrześcijańskie niewykorzenione w takim stopniu, co w Europie Zachodniej.  

Dlatego też generalną próbą była „polska noc kryształowa” zorganizowana pod krzyżem za zgodą „katoliczki” prezydent Warszawy. To małe poletko doświadczalne przed pałacem prezydenckim jest jedynym miejscem w Polsce wyjętym częściowo spod prawa, gdzie niekaralna jest napaść fizyczna, lżenie i publiczne załatwianie potrzeb fizjologicznych pod krzyżem.

Przypomnę, że od „pogrzebu kartofla” minie niebawem pół roku. Tym mianem Lech Kaczyński został nazwany przez Niemców zanim można było mówić o jakichkolwiek jego posunięciach, jako głowy państwa. Dziś w tym samym miejscu swojej drogi politycznej znajduje się nowy prezydent i w prasie możemy wyczytać: „Niemcy zachwyceni Bronisławem Komorowskim”.

Jak relacjonują działalność prezydenta i pierwszej damy rodzime media, każdy, jeżeli tylko zechce może sobie sprawdzić i porównać?

Jedynym optymistycznym spostrzeżeniem, jakie można poczynić w ocenie obecnej sytuacji Polski jest pewna „oczywista oczywistość”.

Historia wydaje odroczony wyrok skazujący już w momencie podjęcia przez określoną grupę osób tak nikczemnego w państwie demokratycznym planu. Jest tylko kwestią czasu, kiedy uczestnicy tej wyreżyserowanej nagonki spotkają się, jeżeli nie z zasłużoną karą to z powszechnym ostracyzmem.

Słowo ostracyzm pochodzi od praktyki politycznej w starożytnej Grecji. Wolni obywatele w tajnym głosowaniu typowali osoby podejrzane o tyranię i zasługujące na dziesięcioletnie wygnanie z miasta.

Hańba dotykała całych rodzin i wszystkich pomagierów. Warto o tym pamiętać.