Jak po śmierci Anny Walentynowicz przerzucić przez płot Stoczni Gdańskiej Henrykę Krzywonos?
W brew pozorom zadanie to trudniejsze niż w wykonaniu lekkiego i zwiewnego w 1980 roku Lecha Wałęsy. Jednak polskie media wespół z Platformą Obywatelską podjęły się tego karkołomnego zadania i mało kto pamięta, że pierwsza nieudana próba z Henryką Krzywonos odbyła się jeszcze w pamiętnym „Białym Miasteczku”. Podobnie jak dziś towarzyszyła tym staraniom Jolanta Kwaśniewska i cała wierchuszka PO.
Nie udało się wówczas zastąpić żyjącej jeszcze legendy Solidarności, Anny Walentynowicz z tego prostego powodu, że jeszcze żyła.
Legenda opozycji, która nie pała wystarczająco wielką miłością do Tuska i Komorowskiego to żadna legenda i jesteśmy świadkami kolejnej już próby wyprodukowania nowego Kopernika naszych czasów.
Wstrzymała tramwaj, ruszyła narodu sumienie
Polskie ja wydało plemię
Pech w tym, że Henryka Krzywonos nie mogła rozpocząć strajku komunikacji miejskiej w Gdańsku gdyż uczynił to niejaki Marian Posyniak już o godzinie 4.07, 15-go sierpnia, stawiając w poprzek bramy swój autobus i blokując wyjazd pozostałym. Mało tego, w pamiętny piątek na trasę nie wyjechały tramwaje z zajezdni Gdańsk-Wrzeszcz.
Normalnie, jak co dzień ruszyły jednak w miasto tramwaje z zajezdni w Gdańsku Nowym Porcie i przy ulicy Łąkowej ze słynną „15-tką” Henryki Krzywonos. Dopiero po zorientowaniu się, że nie kursują autobusy i nie ma na trasie tramwajów z Wrzeszcza, Henryka Krzywonos, jej koleżanki i koledzy przyłączyli się do strajku. Potwierdzają to zarówno świadkowie, dokumenty historyczne jak i „Biuletyn Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w Gdańsku”z przed 9 lat.
Dzisiaj wieczorem w programie „Tomasz Lis na żywo” ten wybitny dziennikarz podejmie się na oczach milionów Polaków kolejnej próby przerzucania pani Henryki przez płot gdańskiej stoczni prosto pod nogi Wałęsy.
W związku na różnicę wagi będzie to spektakl bardziej pasjonujący niż walka Rusłana Czagajewa z Nikołajem Walujewem.
11 komentarzy
1. Choć z GW i napisane przez Żyda - to mądre
NIECH ŻYJE SPÓR O SOLIDARNOŚĆ
Gazeta Wyborcza | 6.9.2010 | rubryka: Wrocław | strona: 5 | autor: KLAUS BACHMANN
KLAUSTROFOBIA
PROF. UNIWERSYTETU WROCŁAWSKIEGO I SZKOŁY WYŻSZEJ PSYCHOLOGII SPOŁECZNEJ
Włączam radio i słyszę komentarz o „gorszącym sporze na zjeździe »Solidarności«”. Otwieram gazetę i czytam felieton o tym, czy Henryka Krzywonos słusznie lub niesłusznie zbeształa Jarosława Kaczyńskiego i czy to, co ten ostatni powiedział o Bronisławie Geremku, było „nikczemne” czy nie.
Prawie wszystkie komentarze na ten temat kończą się wezwaniem do zaprzestania sporów o przeszłości i apelem, aby ocenę historii zostawić historykom. Trochę to dziwne wkraju, gdzie 40 milionów obywateli czuje się historykami. Ja też jestem historykiem, napisałem doktorat o stosunkach polsko-ukraińskichiwykładałem historię Polski na kilku uniwersytetach. Ja apeluję: Obywatele, politycy, dziennikarze – historia to zbyt poważna sprawa, aby ją zostawić tylko historykom! Interpretacja przeszłości, oceny wydarzeń i postaci historycznych dotyczą nas wszystkich, tak samo jak podatki, ceny biletów tramwajowych i prognoza pogody. Spory o przeszłości nie mówią wiele o przeszłości – one mówią coś o nas, o naszych wartościach, o podziałach wspołeczeństwie. Za tymi wezwaniami do zaprzestania sporu o historię znów kryje się ta wielka polska tęsknota za jednością wszystkich Polaków i głęboka nieufność wobec podziałów, różnic zdań i pluralizmu. Ja się nie martwię, kiedy politycy, media i obywatele się spierają oocenę przeszłości – ja zacznę się martwić, kiedy wszyscy na ten temat będą mieli to samo zdanie, bo to oznacza, że albo ponownie została wprowadzona cenzura, albo Polacy są wtrakcie zniesienia demokracji i pluralizmu.
Jest też drugi powód, dlaczego mi się podoba, że wPolsce toczy się spór o „Solidarność”. Oznacza to, że wydarzenia z 1980 i 1989 roku wciąż żyją wspołeczeństwie – nie są martwą wiedzą, którą można przekazać do muzeum i zamknąć w archiwach, lecz obchodzą nas. To zaś oznacza dla nas, historyków, że możemy o nich dyskutować z uczniami, studentami, wmediach, możemy pisać książki, które będą czytane, oceniane i kupowane. O wydarzeniach i postaciach, których oceny „zostawiono historykom”, możemy dyskutować tylko we własnym gronie. O powstaniu styczniowym, o Bolesławie Chrobrym, o Kazimierzu Wielkim nikt nie dyskutuje w prasie, a kiedy zaczynamy o tym mówić na lekcjach historii i na wykładach, słuchacze zasypiają. Rozumiem, że sposób, wjaki politycy spierali się o „Solidarność” wGdańsku, nie każdemu przypadł do gustu, ale dopóty takie spory mają miejsce, dopóki dane wydarzenie nie odeszło jeszcze do lamusa.
Dlatego ja mam nadzieję, że będziemy się jeszcze długo i namiętnie spierać o„Solidarność”,Okrągły Stół, stan wojenny, Lecha Wałęsę i generała Jaruzelskiego. To są sprawy zbyt ważne, aby je zostawić tylko nam, historykom.
Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...
2. gołodupki, hop do kupki!
Dzisiaj wieczorem w programie „Tomasz Lis na żywo” ten wybitny dziennikarz podejmie się na oczach milionów Polaków kolejnej próby przerzucania pani Henryki przez płot gdańskiej stoczni prosto pod nogi Wałęsy.
ps.
gołodupki, hop do kupki! - to po czesku - proletariusze wszystkich krajów łączcie się
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Niejaki fox nigdy mnie nie powalał swoją inteligencją .
Ciekawe, czy do programu zaproszą żydóweczkę kasie szczukę co to krzywonosowej pisze pamiętniki, jolande od brylandów i prezia.
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
4. Szanowny Panie Michale
BĘDZIE SIŁA ZŁEGO NA JEDNEGO,czyli poseł Girzyński kontra propaganda
Wałęsa motorówką do stoczni - śp. Anna Walentynowicz
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. :) z Facebooka
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Piórem Stanisława M.
,,Najwyraźniej po śmierci w smoleńskiej katastrofie Anny Walentynowicz, uważanej za „matkę Solidarności”, pani Henryka Krzywonos została awansowana na „matkę zastępczą”. Od strony fizycznej, z pani Krzywonos można by wykroić nawet dwie matki zastępcze, więc problemu nie ma, natomiast resztą zajęli się pierwszorzędni fachowcy od nadymania.''
http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1753
Alina w grobie się przewraca.
Łączcie się, nie tylko w bólu, tylko gdzie ?
7. Uzupełnienie
To nie Henryka Krzywonos rozpoczęła strajk w komunikacji w Gdańsku w sierpniu 1980 roku. Budowana od lat legenda o tramwajarce ma niewiele wspólnego z prawdą historyczną.
W czwartek, 14 sierpnia 1980 r., w obronie bezprawnie zwolnionej z pracy Anny Walentynowicz rozpoczęli strajk pracownicy Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Następnego dnia, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, do protestu stoczniowców przyłączyła się trójmiejska komunikacja. Miało to szczególne znaczenie, ponieważ komunikacja to "nerw miasta". Można było udawać, że w stoczni nic się nie dzieje, ale stojące tramwaje i autobusy widział każdy przechodzień. Był to widomy znak, że strajk trwa.
Legenda i fakty
Zebrane relacje świadków i opublikowany przez Stanisława Stencla artykuł w "Biuletynie Związkowym Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w Gdańsku" z sierpnia 2001 r. przeczą budowanej uporczywie od lat legendzie, jakoby tramwajarka Henryka Krzywonos - zatrzymując na trasie swój tramwaj linii nr 15 - rozpoczęła strajk komunikacji miejskiej w Gdańsku, a nawet w Trójmieście. Wyjeżdżając na trasę swoim tramwajem (dopiero później go zatrzymała), nie mogła "rozpocząć" strajku, gdyż wcześniej od niej, od samego rana, od godziny 4.00-4.30, na trasy nie wyjechali kierowcy z zajezdni autobusowej przy ul. Karola Marksa (obecnie gen. Józefa Hallera) w Gdańsku.
W poprzek bramy...
O godzinie 4.07 kierowca Marian Posyniak miał wyjechać z bazy na trasę, zamiast tego stanął autobusem w poprzek bramy i zablokował wyjazd. To był akt wielkiej odwagi w ówczesnych realiach! Kto pamięta o Marianie Posyniaku? Zostały spisane postulaty (głównie dotyczące poprawy warunków pracy i płacy w zakładzie), wybrano Komitet Strajkowy, którego pierwszym przewodniczącym został Jan Wojewoda, a wiceprzewodniczącym Witold Nowak. Postulaty przedłożono dyrektorowi Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Gdańsku Janowi Zdancewiczowi.
W sercu komunikacyjnego strajku
Drugim zakładem komunikacji miejskiej w Gdańsku, którego pojazdy nie wyjechały od rana w pamiętny piątek, 15 sierpnia, na trasę, była zajezdnia tramwajowa w Gdańsku Wrzeszczu przy ulicy Wita Stwosza, niedaleko Uniwersytetu Gdańskiego. Odegra ona szczególną rolę w strajku komunikacji miejskiej. Warto przytoczyć relację Władysława Olkowicza, wówczas mistrza zajezdni: "Motorniczowie, którzy rano przyjechali do pracy nocnymi autobusami i tramwajami, nie wchodzili na dyspozytornię i nie pobierali kart wyjazdu. (...) W pewnym momencie zjawił się dyrektor Zakładu Tramwajowego Konrad Stróżański, który zaczął groźbami nakłaniać do podjęcia pracy. Natychmiastowym zwolnieniem z pracy straszył motorniczego Stanisława Kinala, którego skład tramwajowy był ustawiony jako pierwszy do wyjazdu". Nikt jednak nie uległ groźbom dyrektora i nie wyjechał na trasę. Postulaty załogi przedstawiono dyrektorowi Zdancewiczowi i sekretarzowi Komitetu Zakładowego PZPR Sewerynowi Górskiemu. Przewodniczącym Komitetu Strajkowego został motorniczy Stanisław Bagnecki.
Przyłączyli się
Motorniczowie - między innymi Henryka Krzywonos - z dwóch pozostałych zajezdni tramwajowych: w Gdańsku Nowym Porcie i przy ulicy Łąkowej - wyjechali tego dnia jak zwykle na trasę. Dopiero zorientowawszy się, że nie kursują tramwaje z Wrzeszcza i że strajkuje zajezdnia autobusów przy Karola Marksa, przyłączyli się do trwającego już protestu.
W Gdyni
Inaczej wyglądał początek strajku komunikacji miejskiej w Gdyni, gdzie 15 sierpnia autobusy i trolejbusy normalnie wyruszyły w miasto. W Zakładzie Autobusowo-Trolejbusowym przy alei Zwycięstwa w Gdyni Redłowie wiedziano o rozpoczęciu dzień wcześniej strajku w Stoczni Gdańskiej. Pracownicy rozmawiali ze sobą na ten temat, wymieniali uwagi, komentowali. Żywa była jeszcze pamięć rewolty robotniczej w grudniu 1970 roku. Pracownicy komunikacji nie strajkowali wówczas, chcąc dowieźć ludzi na demonstracje, rozwieźć do domów. Pamiętano dobrze sposób "podziękowania" przez władze za postawę w grudniu 1970 roku. Po Grudniu władza wywiesiła w zakładzie, na tablicy ogłoszeń, "podziękowanie za obywatelską postawę i nieuleganie wichrzycielom". To oburzało, upokarzało i denerwowało pracowników gdyńskiej komunikacji, którzy nie zgadzali się z taką interpretacją, uderzającą w ich godność i poczucie solidarności z protestującymi wtedy stoczniowcami.
Po rozwiezieniu ludzi do pracy, między godz. 9.00 a 10.00 (w tym samym mniej więcej czasie zawiązywał się strajk w innych gdyńskich zakładach: Stoczni im. Komuny Paryskiej, Zarządzie Portu i Stoczni Remontowej "Nauta"), pojazdy komunikacji miejskiej zaczęły zjeżdżać do bazy. Po rozpoczęciu akcji protestacyjnej wybrano delegację przedstawicieli na rozmowy do zajezdni tramwajowej w Gdańsku Wrzeszczu.
W akcie solidarności
Pierwsze spotkanie przedstawicieli komitetów strajkowych WPK z Gdańska i Gdyni z władzami województwa i kierownictwem zakładu odbyło się tego samego dnia o godz. 12.00 w sali konferencyjnej Zakładowego Domu Kultury "Tramwajarz". Oprócz dyrektora Zdancewicza uczestniczył w nim m.in. wicewojewoda gdański Włodzimierz Koenig oraz Kordian Borejko, dyrektor Wojewódzkiego Zjednoczenia Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Rozmowy przeciągały się, kontynuowano je w zajezdni przy Karola Marksa, ale już bez delegatów spoza Gdańska, którzy rozjechali się do swoich zakładów. Porozumienie zawarto w sobotę, 16 sierpnia, wieczorem. Ze strony strajkujących podpisał je Jan Wojewoda. Tadeusz Fiszbach, I sekretarz KW PZPR w Gdańsku i przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku, zagwarantował wszystkim pracownikom 50-procentową podwyżkę oraz to, że nie będą podejmowane jakiekolwiek działania represyjne wobec strajkujących po zakończeniu protestu. Warunkiem otrzymania podwyżki miało być przystąpienie komunikacji do pracy. Strajk nie został jednak przerwany. Autobusy i tramwaje w Gdańsku i Gdyni nie wyjechały na miasto. Mimo korzystnych warunków porozumienia o kontynuacji strajku zadecydowała solidarność ze strajkującą stocznią.
Po decyzji załóg o odrzuceniu porozumienia i kontynuowaniu protestu w poniedziałek, 18 sierpnia, z przewodzenia Komitetowi Strajkowemu zajezdni autobusowej przy Karola Marksa odwołano Jana Wojewodę, zastąpił go Stanisław Gorzelany.
Borusewicz i Kwoka
Istotny wpływ na kontynuowanie akcji strajkowej przez komunikację miejską w Trójmieście miała umowa zawarta przez reprezentującego strajkujących w zajezdni autobusowo-trolejbusowej przy alei Zwycięstwa w Gdyni Zenona Kwokę z Bogdanem Borusewiczem, który nocą z 15 na 16 sierpnia - ubrany jak stoczniowiec w kombinezon i żółty kask - przybył do tej zajezdni. Podczas nocnego spotkania postanowiono, że "WPK nie zakończy strajku bez stoczni, a stocznia bez WPK"! Jeszcze nie było nazwy "Solidarność", lecz solidarność już żyła!
Koń trojański
Trudnym momentem dla tej solidarności strajkujących w sierpniu 1980 r. załóg zakładów pracy była misja wicepremiera Tadeusza Pyki. We wtorek, 19 sierpnia, rozpoczął on rozmowy z poszczególnymi komitetami strajkowymi, z pominięciem MKS. W Sali Herbowej Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku prowadził rozmowy z przedstawicielami siedemnastu zakładów pracy (m.in. Gdańskiej Stoczni Remontowej, Stoczni Północnej, Zarządu Portu Gdańsk). W czasie tych rozmów przedstawiciele uczestniczących w rozmowach z Pyką przedsiębiorstw próbowali skłonić załogi strajkujących zajezdni do rozpoczęcia pracy. Próby te spotykały się ze zdecydowaną odmową, a "wysłanników Pyki" odesłano na rozmowy do jedynego reprezentanta strajkujących - MKS w Stoczni Gdańskiej.
Po kilku dniach misja Pyki zakończyła się fiaskiem. Strona rządowa zdała sobie sprawę, że nie uda się ugasić rozszerzającej się akcji strajkowej bez uznania MKS i podjęcia rozmów. Komisja rządowa, pod przewodnictwem kolejnego wicepremiera Mieczysława Jagielskiego, rozpoczęła w sobotę, 23 sierpnia, wieczorem rozmowy z MKS, który w momencie ich rozpoczęcia skupiał już 388 zakładów pracy! W niedzielę, 31 sierpnia 1980 r., podczas podpisywania Porozumień Gdańskich do MKS w Stoczni Gdańskiej należało już 800 zakładów pracy!
Nie jedziemy!
W trakcie pierwszego spotkania MKS uchylił się od merytorycznych pertraktacji, gdyż władze, wbrew obietnicom, nie przywróciły telefonicznej łączności Gdańska z resztą kraju, a wicepremier odrzucił żądania polityczne. Kolejny raz okazało się, jak ważny dla powodzenia strajku jest udział w nim komunikacji miejskiej. Potwierdzeniem tego jest fakt, że na zakończenie spotkania uczestniczący w rozmowach sekretarz PZPR Fiszbach zaproponował, aby "dla podkreślenia dobrej woli Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego" z zajezdni wyjechały na miasto tramwaje i autobusy. Z oczywistych względów strajkujący nie przystali na tę propozycję, byłby to bowiem fałszywy sygnał dla społeczeństwa.
Wotum nieufności dla Krzywonos
Henryka Krzywonos nie została formalnie delegowana przez załogę zajezdni w Nowym Porcie do MKS, mimo to podczas sierpniowego strajku reprezentowała WPK Gdańsk w Prezydium MKS. Dzięki temu 31 sierpnia 1980 r. została sygnatariuszką porozumień gdańskich. Po zakończeniu wielkiego strajku we wrześniu 1980 r. Komitet Założycielski NSZZ "Solidarność" w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Gdańsku odwołał ją - oficjalnym pismem do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego w Gdańsku - nie chcąc, aby dalej reprezentowała pracowników WPK w najwyższym gremium związkowym.
Arkadiusz Kazański
Autor jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN Gdańsk.
Radio Maryja
http://wola44.wordpress.com/ >>> http://dokumentalny.blogspot.com/
8. Arkadiusz Kazanski,serd dzięki
szczegolnie za to wotum nieufnosci,wtedy dostać taki papier,to
trzeba bylo sobie "dobrze sie nań zasłużyc"
gość z drogi
9. To JA zatrzymałam komunikację w Gdańsku !
http://wola44.wordpress.com/ >>> http://dokumentalny.blogspot.com/
10. nie poswiecę sie i nie bedę tego cyrku oglądała
jutro poczytam WAS i tak sie odreaguję
re foxa
czy pamietacie jeszcze panstwo mydłka z Nocnej Zmiany,jakis dziwnie podobny do dzisiejszego
Niestety,ale TO Nocna Zmiana nami rządzi........wraz z jej tubami.......
gość z drogi
11. "...Wstrzymała tramwaj, ...
...ruszyła narodu sumienie
Polskie ja wydało plemię..."
Chyba ciaaaaaaałoooooo /???/
się z niej wyyyylaaaaałooooo... /na tory/.... /jak ją przerzucić przez płot?/
Polskie jej nie wydało plemię.
TO spadło nie wiadomo skąd
Na polską ziemię...
Ponieważ TO nie ma
Polskiego serca, polskiej duszy,
Wystrzelić ją /prezez płot/
Z ruskiej katiuszy...
Pozdrawiam Serdecznie
3-majmy się
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=