Polska historiografia . Josef Goebbels - Historię piszą zwycięzcy.

avatar użytkownika Maryla

Józef Goebbels w Berlinie w 1936 roku: "Musimy wziąć udział w opanowaniu świata. Musimy więc stać się narodem panów, i tak musimy też wychować nasz naród".

  W 2008 roku został wprowadzony do szkół po obu stronach Renu – „Histoire/Geschichte”.

Podręcznik reklamowany jest jako modelowy dla całej Europy, ma być przykładem, w jaki sposób, dzięki integracji europejskiej, niegdyś skłócone narody mogą wypracować wspólne spojrzenie na historię.

Problem w tym, że dzieje pozostałych dwudziestu paru państw Unii zostały przedstawione w sposób karykaturalny. Wielka część Europy, z Polską na czele, została opisana jako kulturowa pustynia. Więcej dla Europy zrobili muzułmanie. Dla twórców podręcznika jesteśmy jak małpy, które zeszły z drzewa, dopiero gdy spotkały Niemców i Francuzów – mówi Roszkowski.

Autorzy na przykład błędnie podali datę rozpoczęcia wojny polsko-bolszewickiej. Miała się ona zacząć w kwietniu 1920 roku od wyprawy kijowskiej, co stwarza wrażenie, że to strona polska była agresorem. W książce jest więcej filosowieckich fragmentów. Autorzy nie opisali skutków paktu Ribbentrop-Mołotow (nazwanego przez nich paktem o nieagresji).

Nie ma miejsca na 17 września, okupację państw bałtyckich i Besarabii oraz agresję na Finlandię – a więc na cały okres współpracy sowiecko-niemieckiej (1939 – 1941). Według niemieckich i francuskich historyków Związek Sowiecki przystąpił do wojny dopiero w 1941 roku, gdy został zaatakowany przez Trzecią Rzeszę.

Jeszcze bardziej jaskrawych przekłamań dokonano w rozdziale poświęconym systemom niedemokratycznym. Autorytarny ustrój panujący w Polsce za czasów sanacji został zrównany z totalitaryzmem Trzeciej Rzeszy. Ilustracją dla tego rozdziału jest zdjęcie Józefa Piłsudskiego. – Uczniowie mają wrażenie, że Polska była jakimś awanturniczym faszystowskim tworem, który zasłużył na los, jaki go spotkał – podkreśla Roszkowski.

http://www.wykop.pl/ramka/138276/razace-manipulacje-przy-europejskim-podreczniku-historii/

Polska ma za sobą okres PRL-u, kiedy podręczniki do historii pisano nam w Moskwie. Po 1989 r. mieliśmy nadzieję na napisanie podręczników historii w prawdzie, zgodnie z faktami. Nadzieje te okazały sie płonne, zaś publikowane  pozycje historyczne otrzymują negatywne recenzje środowiskowe.

Właśnie jedna z takich recenzji, zamieszczona na portalu Blogmedia24.pl, wywołała reakcję czytelnika, który chce pozostać anonimowy i spowodowała napisanie tej notki. Zacytuję, za zgodą i wiedzą Autora korespondecji, krótką i "na gorąco" reakcję na temat polskiej historiografii. Dostałam zgodę na korekty i cytowanie fragmentów korespondencji, z wymiany kilku maili.

 

Może Pani robić z tym co Pani chce, natomiast ja uważam, że jest to brzydko napisane i wymaga uzupełnienia. Jeżeli ktoś na podstawie tego napisze własny tekst, też będzie dobrze.

 

Może znajdzie się ktoś chętny do zgłębienia tematu? A jest to sprawa bardzo poważna i pilna. Mamy już napisany podręcznik do historii przez Niemców, teraz powstaje drugi, pisany znów w Moskwie, w ramach prowadzonej przez Donalda Tuska polityki "na kolanach".

 

.."Szanowni Państwo
 Po przeczytaniu niniejszej recenzji
http://blogmedia24.pl/node/23527    nasunęła mi się smutna refleksja. Niestety po raz kolejny ignoruje się   bardzo poważny problem występujący w polskiej historiografii, a mianowicie tzw. agentury wpływu. Nie jest to problem nowy, tak samo jak niczym nowym   nie jest niekompetencja historyków, de facto politruków. Sprawa jest bardzo  poważna, ale odnoszę wrażenie, że się ją ignoruje, albo wręcz ukręca  łeb, ze względu na rózne powiązania."...

.."Sam komentarz do recenzji to szereg wątków, z których autor zapewne nie zdawał sobie sprawy, a na które warto zwrócić uwagę. Wojnę o pamięć przegrywamy na całym froncie i od lat. Warto by jak najwięcej osób zwróciło uwagę, że taki problem w ogóle jest."..

.."Problem wykształcenia historyków, a właściwie tego co (nie)robią na studiach i potem, to w gruncie rzeczy jeden wielki skandal. Historycy nie uczą się praktycznie zupełnie warsztatu, metod badawczych, matematyki i informatyki itp. Dużo z tych rzeczy nie jest niczym nowym i na poziomie naukowym jest wykorzystywane np. przez kryminalistykę, np. naukowe metody weryfikacji zeznań świadków. Do tego dochodzi konieczność wykorzystywania komputerów i tworzenia metod analizy zebranych danych - obecnie ilość dostępnych informacji jest tak duża, że jedna osoba nie jest w stanie tego ogarnąć, a problem będzie narastać.

Historycy, kształceni na politruków i trybunów, obecnie żyją w swoim własnym świecie i poniekąd słusznie są marginalizowani przez społeczeństwo. Kłopot w tym, że historycy dysponują szeregiem przywilejów, choćby odnośnie dostępu do archiwaliów i społeczeństwu trudno się przed nimi bronić.


Dostęp do archiwaliów to jeden wielki skandal. O ile w krajach zachodnich (nie wszystkich) powoli przenosi się zasoby archiwalne do internetu i udostępnia za opłatą lub za darmo, to u nas nawet takich rzeczy się w ogóle nie gromadzi. Większość materiałów dotyczących Polski jest poza jej granicami.

Nie prowadzi się żadnego kompleksowego programu kopiowania dokumentów ze szczególnym uwzględnieniem nośników elektronicznych (można zapisać np. fakturę dokumentu i zobaczyć, czy są odciski innych dokumentów), co jest ważne ze względu na rozpad papieru. W polskich archiwach nie wolno korzystać z aparatów cyfrowych co powoli staje się standardem na zachodzie (za darmo), a koszty uzyskania kopii są zaporowe, często wyższe niż na zachodzie.

Przy opracowywaniu jakiegoś szerszego tematu, dokumentacja to kilka, kilkanaście tysięcy stron dokumentów, a to są już koszta w dziesiątkach tysięcy złotych. Jest oczywiste, że żadne honorarium tego nie pokryje i poza kilkoma entuzjastami większość opracowań musi być siłą rzeczy uproszczona.
Kolejny problem - jakość języka i tematyka. Większość historyków sprawia wrażenie nie umiejących się posługiwać językiem polskim, to zniechęca do czytania . Dobór tematów jest z reguły nieatrakcyjny dla czytelnika i nie przyciąga uwagi.
Działalność wydawców, zresztą w większości chyba ze środowiska ubeckiego to kolejna przeszkoda. Oszukiwanie autorów, nędzne honoraria, brak dbałości o jakość (słynne tłumaczenia Bellony), to wszystko zniechęca do krajowych wydawnictw,  zwłaszcza, że od razu trafi na barierę dystrybucji, co jest kolejnym problemem.
Wreszcie dochodzą problemy merytoryczne, czyli rozgrywki wewnętrzne prowadzące do polaryzacji ocen, niezupełnie prawdziwych, jak np. związane z oceną roli Piłsudskiego w 1920.


Dopiero w tym momencie pojawia się agentura wpływu, która usiłuje wygrać jakiś cel w interesie określonego państwa (nie tylko Rosji) czy grupy polityczno-kapitałowej. Problem w tym, że nazwanie kogoś agentem wpływu moze spowodować reakcję prawną, a możliwości udowodnienia praktycznie nie ma.
Poniższy artykuł można uznać za próbę manipulowania opinii, ale jak Pani określi, dla kogo on pracuje i jak to udowodnić? Pociesza tylko, że trzeba się ratować osobami nikomu nie znanymi.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Co-ma-Tusk-w-sowieckim-mundurze-do-Wilhelma,wid,12589384,wiadomosc.html
Jak więc Pani widzi materia jest ogromna.

Teraz parę przykładów.

Od czasu do czasu oglądam różne fora internetowe, obserwuję trendy i ogólną sytuację. Zaznaczam, że nie uczestniczę w żadnej z dyskusji i nawet chyba nikogo nie znam, więc do jakiegoś stopnia jestem bezstronny, ewentualnie nieuprzedzony.
http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=5&p=1465530#p1465530
Jest to jedna z wielu dyskusji i nie zawsze jestem w stanie to ogarnąć, ani jednoznacznie określić racje. Tu jednak jest to ewidentne. Trend trwa już bodaj naście lat i polega na redukcji polskich sukcesów oraz przypisywaniu polskiej stronie wielu ohydnych zbrodni.

Oczywiście, wojenne oceny nie zawsze były trafne i w czasie wojny różne rzeczy się działy. Mnie chodzi o celowe działanie polegające na manipulacji źródłami. Tak jak tu, pominięto jedną kategorię strat, żeby zmniejszyć liczbę strat zadanych Niemcom. Abstrahuję od tego konkretnego człowieka, bo nie wiem z czego wynikają jego wypowiedzi, ale wielokrotnie widziałem jak kilka pozornie niezależnych osób osacza i następnie werbalnie atakuje ofiarę, ośmieszając ją bądź zakrzykując. Nie mam możliwości, by sprawdzić całą sieć powiązań, ale kilka udało mi się znaleźć.
Nota bene, w recenzji autor powoływał się na recenzje lokalnej prasy. O ile dobrze pamiętam, gazeta ta promowała "dzieła" Mariusza Borowiaka, swoisty paszkwil na marynarzy i żołnierzy wybrzeża, który jak słyszałem opiera się na manipulacjach źródłami (tzn. w dokumentach naprawdę stoi co innego). W tym momencie polecam sprawdzenie struktury własnościowej danego tytułu medialnego - wszystko stanie się jasne.

A swoją drogą to co się dzieje wokół majora Sucharskiego zakrawa na jeden z największych skandali. Opierając się wyłącznie na pomówieniach wątpliwego autoramentu (fakty mówią co innego) wyrugowano Sucharskiego z obrony Westerplatte! NBP nie był łaskaw umieścić jego podobizny na okolicznościowej monecie, są za to pozostali trzej oficerowie, których karta za komuny delikatnie rzecz biorąc świetlana nie jest.


Tutaj przykładowy wątek o zbrodniach.
http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=44&t=7756&st=0&sk=t&sd=a
Należy też wyraźnie podkreślić, że problem wyrasta poza problemy II wojny. Przykładem może być poniższy tekst, biorąc pod uwagę ostatnie ustalenia pewnego polsko-niemieckiego historyka, po prostu głupi i żenujący.

Czemu służy powielanie nieprawdy czy też tworzenie nowych mitów 90 lat po owych wydarzeniach? Z drugiej strony, czemu nie mamy tych wszystkich dokumentów w internecie, gdzie każdy mógłby je obejrzeć i wyrobić sobie zdanie? Do tego powielenie w setkach kopii plików cyfrowych zabezpieczyłoby te cenne dokumenty przed bezpowrotnym zniszczeniem.
http://sol.myslpolska.pl/2010/08/1920-nie-uratowalismy-europy-tylko-siebie/
http://prawica.net/opinie/22991
I tak można w kółko.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że nie nadużyłam zaufania Autora powyżej cytowanej korespondencji , a sam temat naszej rozmowy posłuzy komuś innemu do napisania kontry do tej opnii, lub rozwinięcia tematu?

 

 

 

 

 

 

 

6 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. I znowu kłamią...

Czego mogą się uczyć o Polakach nasi sąsiedzi
Rosjanie i Białorusini? Może tego, że Armia Krajowa to organizacja
kolaborująca z nazistami i bezlitośnie mordująca Białorusinów? Taką
informację znaleźć można w jednym z białoruskich podręczników. A może
tego, że w Katyniu pomordowano oficerów w słusznej zemście za „rzekome”
tysiące zabijanych przez Polaków bolszewickich jeńców w1920 roku?

Ile jeszcze razy będziemy zmuszeni słuchać o tego typu fałszach i
manipulacjach? Jak często bulwersować będziemy się informacjami, że
jesteśmy narodem antysemitów czy stwierdzeniami o „polskich obozach
zagłady”? Każdy kolejny przypadek fałszowania historii powoduje, że
wzmagają się głosy nawołujące do większej dbałości o polską politykę
historyczną. Któż inny jak nie my sami musimy zadbać o naszą historię.

Agresywna polityka Rosji i wielkomocarstwowe ambicje tego kraju nie
tylko wywołują konflikty dyplomatyczne, przede wszystkim z państwami,
które obawiają się jej wpływów, ale także wspierają modyfikowanie i
„przystosowywanie” historii do bieżących potrzeb. Nie od dziś wiadomo,
że elity moskiewskie, wraz z tandemem Putin – Miedwiediew, nie odcięły
się od

Pan Putin z panem Miedwiediewem są spadkobiercami Stalina -
prof. Paweł Wieczorkiewicz

sowieckiego modelu, zarówno przy sprawowaniu kontroli nad swoim
społeczeństwem jak i w polityce zagranicznej. Popierają przy tym wzrost
dumy narodowej Rosjan, któremu towarzyszy ksenofobia, rasizm i
wielkorosyjska postawa w stosunku do innych narodów. - To jest dokładnie
tak jakby dziś w Niemczech rządzili ideowi spadkobiercy nazistów.
Przecież pan Putin z panem Miedwiediewem są spadkobiercami Stalina i
trudno się dziwić temu, że starają się go rehabilitować i znowu wynosić
na ołtarze – twierdzi prof. Paweł Wieczorkiewicz. „Pod rządami Putina
Rosja odzyskuje należną jej pozycję na świecie” – twierdzi większość
Rosjan, także tych którzy z rozrzewnieniem wspominają komunistyczne
czasy. Najazd na Gruzję, nie liczenie się z opinią publiczną i
przyjętymi normami postępowania w kryzysach międzynarodowych, to kolejny
dowód na to, że polityka rosyjska stanowi zagrożenie nie tylko dla
„bliskiej zagranicy”, ale i dla globalnego pokoju.

- Nie ma w Rosji żadnego wolnego medium elektronicznego dużego
formatu, żadnej wolnej telewizji – twierdzi prof. Andrzej Nowak. – W
kraju tym jest wielu uczciwych historyków, którzy jednak nie mają
możliwości oddziaływania na wyobraźnię masową. Ich miejsce w roli
autorytetów i elity intelektualnej zajmują ci, którzy tworzą na
zamówienie władz. A to co tworzą bardzo często jest niczym więcej niż
propagandą nie mającą nic wspólnego z prawdą historyczną. Dlatego też
sprawa Katynia i innych spornych kwestii w relacjach polsko –
rosyjskich, co i raz wychodzi na światło dzienne i staje się elementem
naszej walki o podmiotowość w relacjach ze wschodnim partnerem. Jak
ciężka jest to walka świadczy kolejne odroczenie do 30 września,
rozpatrzenia zażalenia na postanowienie prokuratury wojskowej, o
umorzenie śledztwa w sprawie mordu w Katyniu.

Rosyjski dziennik „Wremia Nowostiej” opisał pierwszy tom podręcznika
„Historia Rosji 1900 – 1945”, w którym znaleźć można informacje o tym,
że oficerowie polscy zostali zabici w Katyniu dlatego, że wcześniej,
Polacy zamordowali w 1920 roku tysiące bolszewickich jeńców. Wojnę zaś
wywołała nie bolszewicka Rosja ale Polska. Tak wiec anty – Katyń,
wymyślony przez Gorbaczowa pod koniec istnienia ZSRS, po raz kolejny,
mimo miażdżących faktów, zaprzeczających teoriom części rosyjskich
historyków, staje się rosyjską obroną przez niechcianą prawdą. Obok tego
typu „kwiatków”, w rosyjskim podręczniku możemy przeczytać, że na
Ukrainie nie było czegoś takiego jak Wielki Głód, czy czystki w latach
30, a 17 wrzesień1939 roku to nic innego jak „oswobodzenie Ukrainy i
Białorusi”. Józef Stalin ukazany jest zaś jako mąż opacznościowy ZSRS,
racjonalista, który zbudował wielkie i liczące się na świecie imperium. 

Prof. Wieczorkiewicz twierdzi, że na części terytoriów byłego ZSRS
nie rozliczono się do tej pory z przeszłością. - To jest apologia
zbrodni, apologia ludobójstwa. To co Rosjanie robią w Gruzji, to jest
prosta kontynuacja i usprawiedliwienie tej działalności. Teza mówiąca,
że Polscy oficerowie byli w Katyniu sami sobie winni, jest tezą
absolutnie kłamliwą. Powodem mordu na nich było to, że byli polskimi
inteligentami, których trzeba było wymordować w ramach ludobójczej
polityki Stalina. System sowiecki był bowiem bardziej ludobójczy niż
system nazistowski – dodaje prof. Wieczorkiewicz. Zdaniem profesora
Andrzeja Nowaka ukazywanie historii w taki sposób świadczy o tym, że są
to zabiegi państwa, które posługując się historykami, samo chce tworzyć
historię. – Do roku 1993 wydawało się, że państwo rosyjskie z Borysem
Jelcynem na czele, sprzyjać będzie mentalnej i moralnej dekomunizacji.
Mówiono wtedy o przygotowaniu procesu norymberskiego numer dwa. Do tego
jednak nie doszło, gdyż Jelcyn zaczął się wycofywać z tej polityki. Całe
tabuny „intelektualistów” sowieckich związanych ściśle z kadrami KGB
opierały się próbie rozliczenia z przeszłością. Większa część
mieszkańców centrum Moskwy to są ludzie związani z karierami
zbrodniczymi. Na tym polega siedemdziesiąt lat zbrodniczego systemu, że
do centrum ściągają najgorsi. – podkreśla prof. Nowak. Kiedy państwo
coraz mocniej zaczęło przyjmować retorykę imperialną, twierdzenia, że to
Niemcy a nie Sowieci

Całe tabuny "intelektualistów" sowieckich związanych ściśle z
KGB opierały się próbie rozliczenia z przeszłością - prod. Andrzej
Nowak

pomordowali Polaków w Katyniu, zostało zastąpione innym,
przyznającym, że zrobili to Sowieci, ale dlatego, że taka była ich racja
stanu. Historycy ci przekonują, że bez „pewnych” przygotowań Związek
Sowiecki nie byłby w stanie wygrać wojnę, dlatego trzeba było najpierw
usunąć zdrajców, tak usprawiedliwia się czystki na własnych obywatelach,
później usunąć potencjalnych zdrajców spośród pogranicznych narodów,
stąd np. ukraiński Wielki Głód i wielka, a zapomniana zbrodnia
popełniona na Polakach mieszkających w ZSRS, gdy w latach 1934 – 38 i
roku 1940 zamordowano ponad 100 tysięcy osób i w końcu nasz Katyń. - Był
on z jednej strony wymierzeniem „zasłużonej kary” na Polakach za
bolszewicką porażkę w 1920 roku, a poza tym te antysowieckie kadry nie
dałyby się wprząc w sowiecką służbę. – twierdzi prof. Nowak.

Napięte stosunki z Rosją sprawiają, że tego typu publikacje można
odczytać nie tylko jako „wybryk” pojedynczych historyków, ale jako
wspieraną przez władze akcję wymierzoną w przeciwników politycznych,
jakimi dla Rosji jest nasz kraj. - Jest to żywy dowód tego, że historia w
Rosji jest nauką służebną w stosunku do potrzeb politycznych – twierdzi
Małgorzata Żaryn, kierownik działu edukacyjnego Muzeum Historii Polski -
Są to wręcz żywcem wyjęte cytaty z podręczników stalinowskich i tych z
czasów PRL–u. Usprawiedliwienie samego faktu ludobójstwa jest dla nas
Polaków absolutnie niepojęte. Zdaniem prof. Wieczorkiewicza, chwalenie
Stalina za jego politykę w stylu „cel uświęca wszelkie środki” ma sens,
gdyż daje przyzwolenie współczesnym władcom Rosji na kontynuowanie tych
metod i tych praktyk, których

Historia w Rosji jest nauką służebną w stosunku do potrzeb
politycznych – Małgorzata Żaryn

jesteśmy obecnie świadkami. Zdaniem historyka faktem jest, że Stalin
był racjonalistą, jego działalności nie można bowiem określać mianem
„orgii szaleństwa”. - To była polityka bardzo „racjonalnej” zbrodni,
która miała swój cel, swój porządek, swoje powody i zgodna była z pewną,
jeszcze przed stalinowską, tradycją. Rosja zawsze lubiła posługiwać się
wszelkimi metodami, także tymi, które cywilizowany świat odrzucał.-
uważa prof. Wieczorkiewicz.

Nie tylko jednak w rosyjskich podręcznikach możemy znaleźć podobne
stwierdzenia, które obrażają polską dumę narodową. W białoruskim
podręczniku "Białoruś w przededniu i w czasie II wojny światowej oraz
Wielkiej Wojny Ojczyźnianej" dotyczącym lat 1939-1944, możemy
przeczytać, że Armia Krajowa to organizacja kolaborująca z Nazistami i
bezlitośnie mordująca Białorusinów, a także pochwałę działalności
Aleksandra Łukaszenki, który przeciwstawia się próbom rewizji historii
kraju. Tego typu publikacje sprawiają, że wzmagają się sygnały o to by
zadbać nie tylko o własne bezpieczeństwo, ale także o wzrost własnej
świadomości. - Musimy tak budować naszą tożsamość historyczną, żeby
podobne stwierdzenia historyków państw ościennych nie godziły w naszych
bohaterów, bo to jest kwintesencja naszej tożsamości – podkreśla Żaryn.

Jak jednak powinniśmy reagować na tego typu publikacje? Zdania co do
tej kwestii są podzielone. W przypadku nad wyraz często używanych na
Zachodzie stwierdzeń „polskie obozy zagłady” nie pozostajemy bierni.
Staramy się mówić całemu światu o tym kto i dlaczego zamordował naszych
oficerów w Katyniu. Nie uciekamy od dyskusji na temat „polskiego
antysemityzmu” i skutecznie walczymy z oskarżeniami o to, że jesteśmy
krajem antysemitów. Jeśli zaś chodzi o tego typu potwarze, to Małgorzata
Żaryn stoi na stanowisku, że w ogóle na tego typu oskarżenia nie
powinniśmy reagować, gdyż są one absurdalne. – Nasza tożsamość powinna
bronić się w sensie konstruktywnym, a nie w sensie odpowiadania na
kolejne bodźce, bo pod ich wpływem nasza tożsamość będzie niesuwerenna,
będzie tożsamością budowaną w odpowiedzi.- dodaje Żaryn. Prof.
Wieczorkiewicz twierdzi jednak, że reakcja jest konieczna gdyż istniej
niebezpieczeństwo, że powtarzane kłamstwo, bez ostrej reakcji, może
zostać w końcu uznane za prawdę. - Jeżeli nie będziemy przypominać, że
obozy koncentracyjne nie były wcale polskimi obozami, to prędzej czy
później takie fałszywe określenia to do nas przylgną. Oczywiście nie
damy rady oddziaływać bezpośrednio na społeczeństwo rosyjskie, ale
chodzi tu głównie o opinię międzynarodową a tutaj mamy bardzo dużo do
nadrobienia. – podsumowuje prof. Wieczorkiewicz.  - Tego co robią
Rosjanie z polską historią ja się nie obawiam, ja się obawiam tylko tego
co my sami z nią robimy – zaznacza prof. Nowak.

Petar Petrović

http://www.polskieradio.pl/historia/artykul.aspx?id=64029

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika benenota

2. piroman

Photobucket

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika Unicorn

3. Przede wszystkim duża część

Przede wszystkim duża część historyków bardzo dziwnie podchodzi do tzw. publicystyki. Zwykle (ale nie zawsze) są to starsi historycy. W ich mniemaniu historia musi być za wszelką cenę naukowa i nie chodzi tutaj o analizę źródeł czy wiarygodność jednego modelu nad drugim (historia oralna itp.) ale o kwestie prozaicznie techniczne. Do bólu techniczne. Artykułem naukowym jest artykuł nafaszerowany przypisami tak, że nikt w zasadzie oprócz kilku kolegów plus znajomi z innego ośrodka badawczego i recenzent, nie jest w stanie przez te wypociny przebrnąć. 'Dzieło' owo ma służyć tylko i wyłącznie celom naukowym, czytaj: zdobyciu tytułu. Spełni się wymóg publikacji, porozdaje książki znajomym a reszta zapomni, że w ogóle coś takiego wyszło. To jest tzw. naukawianie, czyli wykoślawianie historii, która w założeniu ma przecież przekazywać wiedzę innym. Przybliżać i POPULARYZOWAĆ. A popularyzacja wcale nie jest zwulgaryzowaniem wersji naukowej przeznaczonej dla kmiotków, jest literaturą faktu a jednocześnie doskonałą reklamą własnego warsztatu. Pomijam już zupełnie prawie całkowity brak źródeł internetowych w publikacjach, separację od szarego człowieka i wyniosłe kiszenie się w sosie metodologii rodem z PRLu. Tutaj dotykamy ważnego problemu lustracji wśród badaczy. O ile wśród historyków problem wydaje się dość niszowy, spora część jest mocno prawicowa i konserwatywna i ma gdzieś na siłę rozgłaszane "dzieła" autorytetów promowanych przez Aborczą i skę, o tyle wśród politologów wyrosłych z poddaństwa ówczesnej władzy, czytaj: kapusiowania, skala problemu jest większa. Wystarczy popatrzeć na założycieli różnych prywatnych uczelni...To miło, że fachowiec, często i były funkcjonariusz uczy studentów ale czy faktycznie ma jakiekolwiek do tego prawa? Zresztą przy okazji powiela się różne komunistyczne mity a to już jest groźne z uwagi na praktycznie zerową znajomość historii wśród dzisiejszych nastolatków- pomijam grupy rekonstrukcyjne i osoby zainteresowane "rodzinnie."
Polski model historii bardzo łatwo został skrzywiony w czasach PRLu na tendencyjnie "pozytywistyczny" z nastawieniem na "odbrązawianie"- nudne procesy pseudonaukowe zamiast roli jednostek w dziejach, wymazanie dyplomacji lub jej okaleczenie do postaci zbrojnego ramienia partii spowodowały, że polska historia jest dla przeciętnego odbiorcy niestrawna i nudna. Drugi z powodów to nawiązywanie do niemieckiej tradycji mozolnego zbierania drobiazgów a przecież angielski model historii, w którym tworzy się opowieści historyczne (oparte na faktach, nie żadne żydowskie hagady i bajki) doskonale się sprzedaje. Pewnie, ktoś powie, historia najnowsza to samograj bo społeczeństwo ciągle spragnione jest lustracji, agentów i spisków. Archiwa powoli ale konsekwentnie są coraz bardziej dostępne, wystarczy tylko chcieć. Ale łatwiej sprzedawać banały, bezpieczne i warte co najwyżej wzmianki w gazetach, które i tak potną tekst jak chcą.
Historia wcześniejsza też jest ciekawa i wbrew pozorom nie stanowi dziejów ruchawek, powstań i rokoszów. Rozmawiając kiedyś z dzieciakami dowiedziałem się, że oni nie chcą historii, nie chcą martyrologii, chociaż szanują poświęcenie przodków (cóż za tragedia dla piorących mózgi mediów!), chcą ZWYCIĘSTW. Takich kart w naszej historii jest wiele, wystarczy pokazać, wbrew okłamywaczom i piewcom pojednania.
Ps. Polecam książki R. Stobieckiego:
Historia pod nadzorem i
http://wysylkowa.pl/ks782502.html

Ostatnio zmieniony przez Unicorn o sob., 21/08/2010 - 22:48.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika czarny anioł

4. To że soviety i niemcy piszą własną "historię"

jeśli człowiek sie uprze, mozna zrozumieć. Natomiast nie mozna zrozumieć , że historia Polski jest pisana nie przez Polaków tylko jak by przez sovietniemcy. A wiec ja zakładam że Polską nie rządzą Polacy. Bo Polacy nie fałszowaliby histori Polski na zamówienie wroga sovietniemca. Wszystkie prace historyczne są przesladowane w Polsce razem z ich autorami. Natomiast gloryfikowane jest "pisarstwo" antypolskie,z antypolską historia włącznie. Tutaj jest pies pogrzebany. Polacy znaja te osrodki antypolskie i ich "tfurcóf".Delikatnie mówiąc powinni wziąć ich za dupe i odstawić za granicę z zakazem wstepu do POLSKI.Pozdrawiam

Czarnyanioł

avatar użytkownika Maryla

5. czarny anioł

"Tego co robią
Rosjanie z polską historią ja się nie obawiam, ja się obawiam tylko tego
co my sami z nią robimy – zaznacza prof. Nowak."

http://www.polskieradio.pl/historia/artykul.aspx?id=64029

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. Historia Polski oczami

Historia Polski oczami Rosjan. Czasy przedrozbiorowe i drugi Katyń

Rosja nie brała udziału w rozbiorach Polski. Rozbiorów Polski
dokonały Austria i Prusy. To nie scenariusz filmu science fiction. Tak
właśnie myśli rosyjska elita. To tylko jeden z przykładów kompletnie
różnej oceny przeszłości, ale pokazujący, dlaczego współczesne relacje
polsko-rosyjskie są w stanie zbliżonym do zapaści. Tego stanu nie
zmieniły nawet dość ugodowe próby polskich polityków próbujących płynąć w
głównym nurcie.

Rosja ma zupełnie różną od naszej wizję stosunków polsko-rosyjskich w
przeszłości i zupełnie inaczej ocenia historię Polski. Wyraz temu dał
ambasador Federacji Rosyjskiej Siergiej Andriejew podczas swojego
wykładu w Wyższej Szkole Handlowej w Radomiu 12 stycznia 2016 roku.
Ambasador dokonał kompleksowej oceny wspomnianych historycznych relacji,
począwszy od średniowiecza. Tę ocenę przedstawioną przez ambasadora
Andriejewa można traktować jako oficjalne stanowisko Rosji. Nie jest to
jedyna ocena stosunków polsko-rosyjskich. Na stronie ambasady jest cały
zestaw historycznych artykułów napisanych przez rosyjskich historyków.
Zmieszczenie ich na stronie oficjalnego przedstawicielstwa rosyjskiego
państwa pozwala na uznanie ich za wykładnię stanowiska Rosji.

Czasy przedrozbiorowe

Ambasador uznał, że źródła problemów pomiędzy oboma krajami sięgają –
jak to określił – „czasów przed najazdem mongolskim”. Warto zwrócić
uwagę na zakres słownictwa, jaki prezentuje ambasador, który dla tego
okresu używa określenia „Państwo Rosyjskie”. Rosyjskie państwo powstało
na przełomie XV i XVI wieku. Za najwcześniejszą datę jego powstania
można uważać rok 1478, kiedy Iwan III Srogi po raz pierwszy użył tytułu
„cara całej Rusi”. Sama idea nazywania Rusi od początku Rosją wygląda na
zamiar wyłącznego przywłaszczenia historycznej spuścizny dawnej Rusi,
która należy do kilku narodów. Ambasador konsekwentnie nazywa te ziemie
rosyjskimi, mówiąc, że „zachodnie i południowe ziemie rosyjskie (…)
przeszły pod władzę Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polski” (obecne
tereny Białorusi i Ukrainy – W.T.)

Jedną z największych kontrowersji w relacji polsko-rosyjskiej jest sprawa zaborów. Dla nas nigdy nie ulegało wątplitpliwości, że mieliśmy trzech zaborców. Inaczej widzą to Rosjanie.
Ambasador jednoznacznie stwierdził: „Jednak przypomnę, że w wyniku
wszystkich trzech rozbiorów 1772, 1793 i 1795 r. do Rosji odeszły tylko
te same rdzennie rosyjskie ziemie południowe i zachodnie oraz krainy
nadbałtyckie, lecz właściwie polskie ziemie wówczas podzieliły między
sobą Prusy i Austria”. W ten sposób Rosja stwierdza, że nie brała
udziału w rozbiorach Polski – ona tylko odebrała „rosyjskie” ziemie i
przywróciła je Ojczyźnie.

To są według Rosji jej rdzenne ziemie, a nie żadne polskie Kresy
Wschodnie. W dodatku Rosjanie uważają, że nie byli inicjatorami
rozbiorów, ponieważ „Polska była państwem sojuszniczym i w istocie
kontrolowanym”. Rosjanie nie zamierzali się dzielić tą kontrolą z
Prusami i z Austrią. Nasuwa się oczywiście pytanie: skoro Polska była
sojusznikiem Rosji, to tak się traktuje sojusznika, że zabiera mu się
ziemię? To tylko jedna uwaga co do rosyjskiej opinii o zaborach. W tym
wykładzie zupełnie zabrakło informacji o tym, co robiła Rosja już nie na
tych ziemiach, które uznała za swoje, rosyjskie, ale na ziemiach, które
Rosjanie uważali za etnicznie polskie. Ambasador pominął fakt wejścia
wojsk cesarzowej Anny do Polski w 1733 roku, kiedy to Rosjanie dotarli
do Pragi i tam urządzili pseudoelekcję, a następnie rozpoczęli w Polsce
wojnę ze zwolennikami legalnie wybranego króla – Stanisława
Leszczyńskiego. Nic też nie powiedział o porwaniu przywódców
konfederacji radomskiej oraz tych tysiącach konfederatów barskich,
którzy powędrowali, często piechotą, na Sybir. Oczywiście nie wspomniał
też o rzezi Pragi dokonanej przez żołdaków Suworowa ani o wywiezieniu
400 tys. woluminów, 20 tys. rękopisów i 40 tys. rycin z Biblioteki
Załuskich zaraz po krwawym zduszeniu powstania kościuszkowskiego.
Ambasador natomiast rozwodził się nad grzechami Polaków względem Rosji w
epoce I Rzeczypospolitej, wymieniając je szczegółowo:

* agresja na początku XVII wieku, w okresie smuty;

* okrucieństwo polskiej magnaterii i szlachty w celu wymuszenia pokory
rosyjskiej ludności na „kresach” (Rosjanie polskie Kresy piszą w
cudzysłowie) – konsekwentnie nazywa się tu ludność ukraińską i
białoruską Rosjanami, chociaż ta ludność wtedy nic wspólnego nie miała z
rosyjskim państwem;

* udział 100 tys. Polaków w najeździe Napoleona na Rosję (okres porozbiorowy).

Wiek XIX nie istnieje

Ten dramatyczny dla Polaków wiek rosyjski dyplomata skwitował w
trzech zdaniach. W jednym przekonywał, że Rosja wcale nie była „gorszym z
zaborców”, a w ostatnim powiedział, że dla Polski okres Królestwa
Polskiego (1815-1914) bynajmniej nie był „czasem straconym”.

CZYTAJ DALEJ

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl