Jeszcze o krzyżu przed Pałacem. List arcybiskupa Andrzeja Dzięgi 6 sierpnia 2010 r.
Zamieszczam list ks. arcybiskupa Andrzeja Dźwięgi, który otrzymałem od znajomego księdza. Jakoś o nim cicho…
Oto list.
---
ANDRZEJ DZIĘGA
ARCYBISKUP METROPOLITA
SZCZECIŃSKO-KAMIEŃSKI
Słowo pasterskie w sprawie Krzyża przed Pałacem Prezydenckim
w Warszawie do Kapłanów posługujących w Archidiecezji
Szczecińsko-Kamieńskiej na niedzielę, 8 sierpnia 2010 r.
Czcigodni Księża
Wydarzenia ostatnich dni w Warszawie przed Pałacem Prezydenckim
pokazują nam znowu jak wiele jest w Polsce zmagania o Krzyż.
Ze smutkiem patrzymy na niedopuszczalne próby partyjnego rozgrywania
tej sprawy. Z prawdziwym bólem przyjmujemy dokonujące się tam
od szeregu dni drwiny nie tylko z Ofiar Katastrofy pod Smoleńskiem,
ale także z całego Narodu.
To duchowa intuicja Narodu sprawiła, że od 10 kwietnia br. plac
przed Pałacem Prezydenckim jest miejscem głębokiej modlitwy, miejscem
jedności narodowej i miejscem cierpienia. Plac ten stał się także szkołą
mądrego przyjmowania i przeżywania cierpienia w Jezusie Chrystusie.
Krzyż Jezusa Chrystusa postawiony przez Harcerzy na tym placu
jest widzialnym zewnętrznym znakiem duchowego wymiaru tego miejsca.
Nie zmieni tego żadna decyzja administracyjna. Dlatego ludzie wiary,
pomimo drwin, a nawet bluźnierstw wypowiadanych przez niektórych
prowokatorów mają prawo chronić to miejsce, a nawet go bronić z racji
na ten duchowy walor.
Postawiony spontanicznie drewniany Krzyż można i należy natomiast
zastąpić – godnym Prezydenta Rzeczypospolitej i wszystkich Ofiar
Katastrofy Katyńskiej z dnia 10 kwietnia br. – pomnikiem z wyraźnym
znakiem religijnym.
Drodzy Bracia Kapłani
Z racji na niedopuszczalne manipulacje znakiem Krzyża, które
się tam dokonywały, dla przeproszenia Pana Boga za publiczne
lekceważenie świętego znaku Chrystusa, obelgi pod adresem osób
modlących się, a nawet bluźnierstwa przeciwko Bogu, dla uproszenia
naszej Ojczyźnie łaski duchowego Pokoju w Jezusie Chrystusie,
w duchowej łączności ze wszystkimi pielgrzymami idącymi na Jasną
Górę, w przededniu 90. Rocznicy „Cudu nad Wisłą” proszę, aby
w czasie każdej Mszy Świętej w niedzielę, 8 sierpnia br., przed
końcowym błogosławieństwem odmówić trzykrotnie „Któryś za nas
cierpiał rany… I Ty, któraś współcierpiała…” albo odśpiewać
„Suplikacje”. Można również wcześniej ten wątek poruszyć w homilii.
Dziękując za całe Wasze zaangażowanie duszpasterskie w służbie
Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie i każdemu człowiekowi z serca Wam
błogosławię.
+ Andrzej Dzięga
Arcybiskup Metropolita
Szczecińsko-Kamieński
Szczecin, 6 sierpnia 2010 r.
http://fronda.pl/ewagriusz/blog/krzyz_dyskusja_kultura_polityka_kosciol
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. Arcybiskup Andrzej Dzięga podkreśla
"Postawiony spontanicznie drewniany Krzyż można i należy natomiast
zastąpić – godnym Prezydenta Rzeczypospolitej i wszystkich Ofiar
Katastrofy Katyńskiej z dnia 10 kwietnia br. – pomnikiem z wyraźnym
znakiem religijnym".
Rebeliantka
2. Piekna postawa
Oby jak najwiecej takich duchownych.
Polecam w weekendowym wydaniu ND wywiad z JE ks. bp. Ignacym Decem, ordynariuszem świdnickim oraz tekst Ks. prof. Czesław S. Bartnika. T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
3. "Nienawidzący Boga" -Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Straszliwa i dotąd zagadkowa katastrofa pod Smoleńskiem spowodowała w kraju wielkie rozbudzenie patriotyzmu i uczuć religijnych, co wyraziło się w postawieniu i kulcie krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Ale jednocześnie to ożywienie miłości Ojczyzny i więzi z Kościołem przeraziło ogromnie liberałów, ateistów i ludzi, dla których Bóg, Kościół, Ojczyzna nie są najwyższymi wartościami. Skąd takie przerażenie i wściekłość?
Harcerze postąpili szlachetnie i godnie, stawiając krzyż jako religijną i patriotyczną interpretację tragedii. Postawili go tam, gdzie spontanicznie zaczęli się gromadzić Polacy, żeby uczcić pamięć wszystkich poległych na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim jako głową państwa. Jednak harcerze, nie znając ideologii liberalistycznej Platformy Obywatelskiej ani jej nienawiści do zmarłego prezydenta, nie wiedzieli i nie spodziewali się, że PO i rząd potraktują to jako hołd dla Lecha Kaczyńskiego oraz jako akt wrogi im i wszystkim ateistom - zarówno tym, którzy swoje poglądy ograniczają do sfery prywatnej, jak i tym, którzy otwarcie je manifestują. I oto harcerze nastąpili na minę. Trudno młodych ludzi za to winić, bo istotnie życie polityczne w Polsce coraz częściej polega na zakłamaniu. Dlatego nie wiedzieli, że naruszyli dogmat liberalistycznej i dzisiaj "jedynie słusznej koncepcji państwa i polityki".
Dogmat ateizmu publicznego
Trzeba przypomnieć, że o ile twórcy Wspólnoty Europejskiej od 1957 r. przyjmowali twórczą rolę religii, o tyle już ich następcy, ateiści publiczni, w traktacie z Maastricht parafowanym w 1991 r. przyjęli ukrytą tezę, że UE będzie budowana na ateizmie i w całości ma być ateistyczna.
Nowa lewica, postkomuniści, postmoderniści, masoni i klasyczni ateiści dostrzegli w budowaniu Unii jeden zasadniczy problem. Jak usunąć religię z życia państwa europejskiego i jak zdobyć legitymizację na przywódców tego nowego superpaństwa, kiedy w jego skład wchodzą narody religijne? Sekularyści francuscy zaproponowali następujący chwyt: tworzone superpaństwo europejskie nie atakuje religii państw członkowskich, nawet ją "zabezpiecza", ale tylko religię w sferze osobistej i prywatnej obywateli, nie publicznej i państwowej. Natomiast życie publiczne ma się oprzeć na sekularyzmie, czyli nieobecności religii. Argument był taki: jest wiele religii, zwalczają się one nawzajem, dzielą społeczeństwo, podzielą więc i Unię, ateizm zaś jest jeden, łączy więc i jest ponadreligijny. W każdym razie zjednoczona Europa nie może wyrastać z korzeni religijnych. Było to przeciwstawienie się idei Jana Pawła II, na którego zlecenie Papieski Uniwersytet Laterański i Katolicki Uniwersytet Lubelski zorganizowały od 3 do 7 listopada 1981 r. w Watykanie wielkie kolokwium ogólnoeuropejskie na temat: "Chrześcijańskie korzenie Narodów Europejskich". Miałem zaszczyt czynnie uczestniczyć w tym wydarzeniu razem z wieloma wybitnymi Europejczykami. Ze smutkiem jednak dodam, że było tam także wielu Polaków, którzy utworzyli potem tzw. katolewicę. Oni też odrzucili ideę obecności Kościoła w życiu publicznym.
Po latach Valéry Giscard d'Estaing, wielki mason i szef zespołu opracowującego tzw. konstytucję europejską, powiedział cynicznie do Papieża Jana Pawła II, że konstytucja wykluczająca udział Kościoła w życiu publicznym sprzyja Kościołowi katolickiemu, bo oczyszcza go i pozbawia pokus ziemskich i politycznych, przez to więc nie będzie atakowany przez społeczeństwa.
I tak u podstaw ideologii UE legł dogmat, że wszystko, co publiczne, społeczne i państwowe, musi być świeckie i areligijne, czyli ateistyczne. A zatem nie można eksponować godła chrześcijańskiego w żadnym nieprywatnym miejscu, zwłaszcza gdy sprzeciwi się temu choćby jeden niechrześcijanin - na miliony katolików. Idea państwa w całości świeckiego, czyli ateistycznego, została przyjęta przez zdecydowaną większość inteligencji UE i Ameryki, legitymującą w ten sposób władzę nielicznych ateistów lub nawet ludzi niemoralnych nad całymi narodami religijnymi, które zresztą są przez to traktowane jako niedojrzałe społecznie i intelektualnie oraz zacofane kulturowo. Niektórzy przyjęli ateistyczną teorię polityki świadomie, ale zastanawiające jest, że większość czyni to samo nieświadomie, podświadomie, czy też z motywów utylitarnych, jak kiedyś przyjmowano nierozumne poglądy marksizmu. Społeczeństwa dają się modelować jak plastelina przez grupę znaczących ideologów. Z reguły nowa ideologia po stosunkowo niedługim czasie przemija, ale ogół i tę następną nową ideologię przyjmuje jak zarówno tym, którzy swoje poglądyograniczają do strefy prywatnej, jako nieomylne objawienie, choć jest ona sprzeczna z poprzednią lub też nierozumna. Roztropność przynosi religia chrześcijańska, ale i to dokonuje się zawsze z wielkimi trudnościami, zwykle w walce o prawdę.
Krzyż jako znak sprzeciwu
Okazuje się, że teoria ateistyczna państwa również w Polsce znajduje podatny grunt. Przygotowała go ideologia marksistowska ucząca, że partia rządząca musi być ateistyczna i sama ma charakter boski. Toteż nawet nie zauważyliśmy, jak od lat 80. ubiegłego wieku życie polskie nadal przenikały poglądy marksistowskie i zarazem liberalistyczne, które zgodnie dążą do całkowitego wyeliminowania religii z życia publicznego. Dostrzegaliśmy tylko, że dzieje się coś złego w polityce, ustawodawstwie, pedagogice, kulturze, etyce, życiu religijnym. Dopiero z czasem spostrzegliśmy, że rodzi się sprzeciw w stosunku do religii w życiu publicznym, że jest to sprzeciwianie się obecności krzyża Chrystusowego we wszystkich dziedzinach. Wielkie modne kierunki są na początku niezauważalne dla ogółu, bezbarwne i bezwonne, jak czad. Kiedy jednak zginął tragicznie Lech Kaczyński i jego zespół, to jakby zerwała się tama powodziowa. Całą władzę i wszystkie ważniejsze stanowiska objęła PO, która właśnie wyznaje po cichu ów dogmat nieobecności Kościoła i Boga w życiu polskim i przyjmuje liberalistyczne "uwolnienie" od wielu zasad moralności publicznej. Dość wspomnieć, że obietnica perspektyw materialnych i atmosfera całkowitej wolności seksualnej porwały wielkie rzesze młodzieży. Tym razem SLD, zrzeszenia ateistyczne, mniejszości religijne i etniczne, większość członków PO uznali, że nadszedł czas na usunięcie ostatniej przeszkody na drodze do pełnej wolności, a mianowicie Kościoła katolickiego. Wielu działaczy SLD okazało się wściekłymi wrogami krzyża i Kościoła. Jakby zerwały się wszystkie normy etyczne.
Silny asumpt do tego wybuchu dał nowy prezydent z PO, żądając usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego w imię ateizmu państwowego. Kiedy nastąpił zdecydowany protest prawowiernych katolików, zastosowano metodę opartą na oszustwie, twierdząc, że chodzi tylko o przesunięcie krzyża o kilkadziesiąt metrów, w miejsce bardziej godne, że krzyż był postawiony bez zgody Kościoła i miasta itp. Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna mówił, że z inicjatywą usunięcia krzyża wystąpiła kuria warszawska (TVP Info, 5.08.2010). Przy tym również pewna część duchownych poparła podstępny zamiar usunięcia krzyża bez zobowiązania się do zastąpienia go jakąś inną formą upamiętniającą tragedię smoleńską.
Zamiar i próba usunięcia krzyża spod Pałacu "państwowego" stanowiły silne uderzenie nie tylko w cześć ofiar, ale także w wolność i godność ludzi czczących te ofiary oraz w polski katolicyzm, a nawet w godność krzyża Chrystusowego. Trzeba przypomnieć jeszcze raz, że według Soboru Watykańskiego II państwo i Kościół mają autonomię instytucjonalną i funkcjonalną, ale powinny współpracować dla dobra całego społeczeństwa i narodu i uznawać Boga i Jego prawa. Państwo nie jest bogiem ani czymś niezależnym od Boga i moralności (por. ks. prof. A. Maryniarczyk); partia nie ma przymiotów boskich, czego chciała Komunistyczna Partia Związku Sowieckiego ze Stalinem na czele. Jest to po prostu obłęd. Nie wiadomo, czy usunięcie krzyża było pomysłem nowego prezydenta, dyrektywą PO czy nakazem Brukseli. W każdym razie było to po myśli ateistycznej ideologii liberalistycznej: niszczyć Polskę jako ostatni bastion katolicyzmu w Europie. Może istnieć obawa, że prezydent "zmienił się" po wyborach. Starsi pamiętają, jak tuż po wojnie Bolesław Bierut, prezydent Krajowej Rady Narodowej, a najpierw agent sowiecki i niemiecki, podtrzymywał pobożnie rękę Prymasa Augusta Hlonda niosącego monstrancję podczas procesji Bożego Ciała. Dlatego ludzie wierzący słusznie chcą się przeciwstawiać ateizmowi państwowemu i polityce zakłamania. Bez Boga państwo i życie społeczne staną się piekłem.
Sprawa krzyża smoleńskiego jest symptomem sytuacji ogólnopolskiej
Państwo bez Boga czy przeciw Bogu to nie tylko taki sobie pogląd, lecz ścisły program działania "nowej moralności" i hasło do walki z polskim prawowiernym katolicyzmem. Toteż 9 sierpnia Lewica, PO, osobiści wrogowie Pana Boga, ateiści ruszyli do ataku - na razie słownego, ale z zapowiedzią, że nastąpią akty administracyjne, prawne i fizyczne. Do tych bowiem ludzi dołączył element reprezentujący degradację moralną rosnącej części społeczności zniszczonej przez marksizm i liberalizm. Element ten wyzywa obrońców religii pod Pałacem Prezydenckim, popycha, grozi użyciem przemocy, bluźni przeciwko krzyżowi, szydzi, urządza niemoralne happeningi, zażywa narkotyki, pije alkohol, urządza wyzywające sceny. Raz zdarzyło się nawet, że ludzie ci przynieśli drabinę, by ironizować, że to też "drewno" godne czci. Innym razem sporządzili "krzyż" z puszek po piwie. Urządzają antyreligijne demonstracje chuligańskie. I co najgorsze, czynią to legalnie i bezkarnie, a nawet powiadają, że za zgodą władz Warszawy. Warszawo, co się z tobą stało pod rządami "pobożnych" liberałów? Przy próbie usunięcia krzyża nie zabrakło policji, służb miejskich, borowców, tajniaków. Kto tak niszczy naszą Polskę? Szczerze wierzących już nie chroni żadne prawo, bo dla wiary nie ma miejsca w prawie państwowym. Nawet sądy coraz częściej osądzają katolików niesprawiedliwie, sugerując się prawem unijnym, że człowiek religijny to albo nieobywatel, albo szkodnik. Rozwijana jest natomiast prawna ochrona psów, nawet wściekłych, kotów, ropuch, kretów, niektórych gatunków owadów, płazów, a także roślin.
Media interpretują obronę krzyża z pozycji bez Boga. Na 10 komentatorów wystąpiło 2 czy 3 światłych. To dla nowej propagandy. Media widocznie boją się Platformy, która już faktycznie zawładnęła głosem Polski. Smutne jest stanowisko niektórych duchownych, głównie dominikanów, nieznających katolickiej teologii społeczno-politycznej. Nawet niektórzy katolicy paplają bezmyślnie, np. że "krzyż ma łączyć, a nie dzielić" lub że "trzeba budować Polskę na drodze dialogu". W jednej i drugiej formule chodzi przecież o przyjęcie przez wierzących pozycji ateistów państwowych. Sens formuły zależy od konkretnego kontekstu. W tym kontekście krzyż będzie łączył wierzących i ateistów rzekomo tylko wtedy, kiedy go nie będzie, a w drugim przypadku dialog oznacza przyjęcie bez sprzeciwu stanowiska ateistów publicznych, np. po wymianie kilku grzecznościowych zdań. Prezydent, rząd, PO i SLD nie chcą żadnego dialogu, chcą natomiast wprowadzić ideologię brukselską i tyle. Uważają, że dialog z jakimiś ustępstwami narusza autorytet państwa ateistycznego.
Krzyż smoleński, czczony w dobrej wierze, nie godzi ani w inne wyznania, ani w inne narodowości, właśnie wtedy kiedy jest czczony szczerze i z miłością. Przychodzili tu w owych smutnych dniach i polscy żydzi, i muzułmanie. Jedni i drudzy to wspaniali Polacy, często lepsi od wielu naszych polityków i pracowników mediów. Łączą się z ofiarami i nami przez swoją wiarę, przez swoje człowieczeństwo i serce. Tymczasem niektórzy ludzie zarażeni liberalizmem bez Boga wołają, że obrona krzyża "przynosi wstyd Polsce w oczach świata". Że obrona krzyża przed Pałacem Prezydenckim to porażka państwa i przegrana Polski, że Kościół się skompromitował, nie usuwając krzyża siłą, i że to Kościół wywołał wojnę religijną, broniąc krzyża przed ateistami państwowymi. Że krzyż upamiętniający m.in. Lecha Kaczyńskiego to upartyjnienie krzyża i wywyższanie partii narodowych.
I oto do "obrony" Polski przed wierzącymi katolikami i patriotami w klasycznym znaczeniu ruszył SLD na podobieństwo ciężkozbrojnej konnicy. Zachęciły go ostatnio szczególnie umizgi PO, która jednocześnie szantażuje w ten sposób PSL, że w razie jego niepełnej uległości rozwiąże KRUS i zmniejszy dotacje z Unii. Ale też ataki SLD są teraz bardziej butne, gdyż podczas wyborów poparło go wielu katolików - "pożytecznych idiotów politycznych", jak mówi Stanisław Michalkiewicz.
Hejże, na Kościół!
Niechaj i ci katolicy, którzy poparli SLD, przyjrzą się, kogo poparli! A oto okrzyki bojowe SLD pod adresem Kościoła katolickiego. Żąda on:
- absolutnego rozdziału Kościoła i państwa, tak żeby Kościół katolicki został całkowicie usunięty z życia publicznego;
- zerwania z tradycją polską, w której losy katolików i państwa były ze sobą związane;
- wycofania z nauczania historii wszystkich elementów o zasługach Kościoła dla Polski;
- wyprowadzenia religii ze szkół państwowych i społecznych do świątyń, nie mówiąc już o wykreśleniu możliwości zdawania religii na maturze;
- usunięcia z mediów wszelkich audycji religijnych, zwłaszcza katolickich, gdyż nie uwzględniają one pluralizmu wyznań i religii;
- zlikwidowania kościelno-rządowej Komisji Majątkowej, która zwracała i zwraca Kościołowi mienie "sprawiedliwie" zabrane przez PRL;
- usunięcia krzyży ze wszystkich instytucji publicznych i miejsc nieprywatnych, nawet z ośrodków opieki paliatywnej;
- zlikwidowania wszystkich etatów kapelanów w szpitalach, wojsku, policji, straży pożarnej, więzieniach itd., przede wszystkim ze względów oszczędnościowych;
- przestrzegania Konstytucji, ale tylko w interpretacji ateistycznej, a jeśli nie, wtedy trzeba ją nowelizować;
- zerwania konkordatu, gdyż państwo świeckie nie może zawierać żadnych umów ze Stolicą Apostolską;
- rozwiązania Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, by nie było wpływu Kościoła na jakiekolwiek decyzje państwa;
- odrzucenia etyki chrześcijańskiej na forum publicznym na rzecz etyki lewicowej (czytaj: ateistycznej);
- usunięcia z życia społecznego, politycznego i w ogóle publicznego religii i działalności religijnej, gdyż należą one tylko do obszaru serca, są prywatne i osobiste;
- "Polska ma być dla wszystkich", ale nie dla katolików jako takich, lecz tylko dla ateistów publicznych.
Poglądy te są, jak każdy człowiek kultury zachodniej i klasycznej widzi, absolutnie mętne i makabryczne. Na przykład SLD głosi, że chce przestrzegania Konstytucji w sprawie autonomii Kościoła i państwa, a faktycznie autonomię tę rozumie po swojemu, tj. ateistycznie, czyli chce zmiany Konstytucji. Powraca czysty bolszewizm, a my myśleliśmy, że już u nas minął, bo był błędny. Dla SLD nadal żyje i ma być naczelnym programem na XXI wiek. Buduje on na nienawiści do Kościoła i do Boga. Przy tym przedstawiciele SLD są nadal tak związani z Rosją, że atakują jedynie Kościół katolicki, a sympatią obdarzają Cerkiew prawosławną. Okazuje się też po raz kolejny, że na przywódców partii nie mogą być wybierani ludzie zbyt młodzi i nierozważni.
Zamieszanie intelektualne wdarło się już w dużym stopniu również do kręgów niebolszewickich. Także media przedstawiające demonstracje wokół krzyża prezydenckiego 9 i 10 sierpnia są wyraźnie przeciwne jego obrońcom. Obwiniają spokojnych ludzi Kościoła, zwłaszcza tych broniących krzyża, a niewyraźnie karcą antykrzyżową manifestację chuliganów, narkomanów, szyderców, satanistów (widać było ich gesty) i innych. Władze Warszawy wydały zezwolenie na chuligańskie nękanie przez całą noc modlących się przy krzyżu, choć Dominik Taras "Rambo", organizator hucpy, starając się o zezwolenie na ten "happening", argumentował, że "tylko chce zniszczyć tych ludzi [obrońców krzyża] śmiechem". Faktycznie, i śmiechem można niszczyć, a tym bardziej lżeniem, bluźnierstwami i ohydną nienawiścią. Prawdziwy zamiar zdradzały też transparenty: "Precz z krzyżami", "Na stos z mocherami" [pisownia oryginalna], "Krzyże do kościoła", "Polska państwem prawa", oczywiście ateistycznego, "Precz z krzyżakami". Władze mówią, że wszystko odbyło się legalnie i pokojowo. Ciekawe, czy mówiłyby tak samo, gdyby to nie odnosiło się do katolików, gdyby np. jakieś grupy w czasie uroczystości Wojska Polskiego 15 sierpnia wołały: "Precz z prezydentem", "Na stos z ministrami", "Zniszczyć wojsko śmiechem" lub "Maszerować tylko w koszarach". Tymczasem katolicy w sekularyzmie nie mają równych praw publicznych.
Moralna makabra happeningu Tarasa miała jednak pewną dobrą stronę. A mianowicie, pokazała liberalizującym dziennikarzom KAI, do czego prowadzi sekularyzm i liberalizm, czemu oni hołdują w Kościele. Może zrozumieją, że "prawdziwi" liberałowie dążą do wojny religijnej. Ale błędne poglądy liberalne podzielają też inni. Media atakują np. Episkopat, że nie usuwa krzyża. Niektórzy duchowni domagają się, by biskupi walczyli z krzyżem w miejscach publicznych i z jego obrońcami, wtedy "wypełnią swoją misję apostolską". Inni mówią, że ten krzyż może się stać "zarazą dla Polski". Ksiądz Adam Boniecki powiedział, że krzyż przez obronę został "zdesakralizowany". Dosyć często nawet pseudoteologowie powiadają, że obrońcy miejsca pamięci krzyżowej po katastrofie z 10 kwietnia to "fanatycy religijni".
Przy tym ani dziennikarze, ani politycy uparcie nie chcą zrozumieć, dlaczego ludzie bronią krzyża w miejscu, gdzie znajdowało się centrum żałoby narodowej. Otóż najpierw dlatego, że rząd chce zapomnieć z jakichś powodów o tragedii smoleńskiej, następnie dlatego, że ludzie nie wierzą władzy, iż coś w tym miejscu powstanie, gdyż te bardzo lubią oszukiwać prostych ludzi, zwłaszcza katolików. I wreszcie dlatego, że nie chcą przyjąć argumentu, jakoby krzyż nie mógł tam stać, bo państwo musi być ateistyczne. Zapanowała jakaś dziwna tępota co do zrozumienia zasadniczych motywów i intencji całej sprawy. Na przykład owi dziennikarze i politycy "nie wiedzą", że chodzi tu nie o sam znak krzyża, ale o los Kościoła katolickiego pod rządami liberałów lub lewaków. Nie wiedzą też, dlaczego pewna opiniotwórcza gazeta niemal codziennie atakuje Kościół polski, a politycy i władze umywają ręce.
Oto np. pewien znany felietonista polityczny proponuje charakterystyczny "ratunek" dla Kościoła polskiego. Ma on się wyrzec "nadmiernego bogactwa". Duchowni powinni pozbyć się luksusowych aut i swoje "ogromne dochody" oddać na biednych. Kurie nie mogą czerpać "olbrzymich dochodów" z udostępniania swoich budynków i pomieszczeń. "Ogromne sumy" z tacy muszą być wysoko opodatkowane. A jeśli Kościół będzie bronił krzyży w miejscach publicznych wbrew prezydentowi i rządowi, to "ostatecznie pogrąży się w "odmęcie religii schorowanej wyobraźni"". Jest tu nawiązanie do książki księdza liberała - Józefa Tischnera, pt. "W krainie schorowanej wyobraźni" (Kraków 1999), gdzie czytamy m. in., że "polska wiara jest chora" i że "kryzys Kościoła nie polega na braku wiary, lecz raczej na jej nadmiarze".
Co dzieje się z Polską?
Staje przed nami zasadnicze pytanie: co się dzieje z Polską i z polskim katolicyzmem po śmierci Papieża Jana Pawła II? Okazuje się, że jeszcze raz zostaliśmy oszukani po Okrągłym Stole przez pewne grupy. Ośrodki lewackie, postmodernistyczne i liberalne odsłoniły "bluźnierczą obrzydliwość" (Mk 13, 14) - w służbie obcym bogom. Czuje się snujący po wielu obszarach życia publicznego "swąd szatana" (Paweł VI). "Jeśli nasza Ewangelia - nauczał św. Paweł Apostoł Narodów - jest przed kimś zakryta, to tylko przed tymi, którzy są na drodze do zagłady, gdyż bóg tego świata zaślepił ich pozbawione wiary umysły, aby nie zobaczyli blasku Ewangelii o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga" (2 Kor 4, 3-4). Co jest u wrogów krzyża? "Wielu bowiem - pisze św. Paweł - postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusa... Ich losem jest zagłada, ich bogiem brzuch, a ich chwała w tym, czego winni się wstydzić" (Flp 3, 18-19). Ci, którzy nienawidzą krzyża Chrystusa, nienawidzą i Boga: "Kto Mnie nienawidzi - mówił Jezus - ten i Ojca mego nienawidzi... Trwają w nienawiści do Mnie i do mojego Ojca - bez powodu" (J 15, 23-24.25). Wrogowie Boga niszczą i upadlają siebie samych i społeczeństwa, muszą więc być usunięci przez wybory z życia publicznego, inaczej przez swą pychę doprowadzą w Polsce do wojny religijnej.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100814&typ=my&id=my11.txt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Konfliktowanie ludzi jest komuś na rękę - Z JE ks. bp. Ignacym D
Z JE ks. bp. Ignacym Decem, ordynariuszem świdnickim, rozmawia Sławomir Jagodziński
Jak Ksiądz Biskup odebrał sposób, w jaki odbyło się umieszczenie i odsłonięcie tablicy na ścianie Pałacu Prezydenckiego w Warszawie?
- Odebrałem tak jak większość Polaków. Było to nieprzystające do godności instytucji, która tę tablicę umieściła. Przede wszystkim tablica została pośpiesznie przygotowana bez konsultacji społecznej, w szczególności bez udziału przedstawicieli głównych stron zaistniałego konfliktu. Także sposób jej umieszczenia, bez zaproszenia kogokolwiek, bez prezydenta, przedstawicieli rządu i przede wszystkim bez rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, wzbudza wiele uwag krytycznych. Stąd też są zastrzeżenia co do jej treści... Widać zatem, że spór nie został zażegnany, a właściwie podgrzany. Jest tu potrzebny pilny, rzeczywisty, realny, a nie medialny dialog społeczny.
Po tym partyzanckim "załatwieniu" sprawy tablicy nie sposób nie zadać pytania, czy władzy nie jest na rękę eskalacja tego konfliktu, sianie nienawiści wśród ludzi.
- Można snuć tu różne przypuszczenia. Myślę, że z czasem zostaną odkryte prawdziwe intencje i motywy towarzyszące tym działaniom. Przecież wszystkiego nie da się do końca ukryć... Przyjdzie kiedyś czas oceny tego, co się dziś dzieje na naszych oczach. Wydaje się, że działania niektórych polityków nie są szczere i zmierzają do osiągnięcia własnych partyjnych celów. Podzielam stanowisko zawarte w niedawnym Oświadczeniu Prezydium Konferencji Episkopatu Polski i Arcybiskupa Metropolity Warszawskiego, w którym czytamy, że szeroko nagłaśniany w mediach spór staje się politycznym tematem zastępczym. Przecież to dzieje się w czasie narastającego kryzysu ekonomicznego, podnoszenia podatków, dramatu powodzian, którzy oczekują długotrwałej pomocy i aktywnego wysiłku rządu w usuwaniu skutków kataklizmu.
Tymczasem obrońcy krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego są ciągle obrażani...
- Jest to bardzo przykre, jak słyszy się z ust adwersarzy krzyża, a także i z ust niektórych dziennikarzy i polityków, obraźliwe określenia adresowane do obrońców krzyża, w rodzaju: fundamentaliści, fanatycy, oszołomy, niedouczeni, talibowie itp. Rzeczywiście jest to obrażanie w wielu przypadkach bardzo prawych ludzi. Co więcej, stosuje się wobec nich raz po raz wyraźne prowokacje, by ich wyprowadzić z równowagi. Dziennikarze pytają tak, aby padły jakieś zdania przeciw kapłanom, biskupom... Wygląda na to, że są to wysłannicy tych, którzy od lat pracują nad rozbijaniem jedności Kościoła i Narodu. Konfliktowanie ludzi nadal jest komuś na rękę.
W miejscu, gdzie przed kilkoma miesiącami ze łzami w oczach trwano w zadumie i modlitwie za poległych, teraz gromadzą się ludzie, którzy drwią ze zmarłych...
- Myślę, że obecnie przybywa na tym miejscu tych, których w pierwszym etapie, gdy trwała żałoba narodowa - tam nie było. Bardzo zaktywizowała się grupa antyreligijna, lewacka, niestety w jakimś stopniu popierana przez niektóre media. Negatywną rolę odgrywają tu określone media, które wzbudzają agresję wśród ludzi, podgrzewają emocje... W prawdziwej demokracji media zachowują niezależność wobec rządzących partii i partii opozycyjnych, respektują podstawowe wartości humanistyczne i starają się o maksymalny obiektywizm w prezentacji zdarzeń. Widzimy, jak daleko jest do tego ideału wielu mediom w Polsce.
Od samego początku, gdy w "Gazecie Wyborczej" Bronisław Komorowski zapowiedział usunięcie krzyża spod Pałacu Prezydenckiego, podejmowane są próby wciągnięcia w konflikt Kościoła instytucjonalnego. A może właśnie o to chodzi?
- Wielu przypuszcza, że prezydent, zaczynając swoje urzędowanie od zapowiedzi usunięcia krzyża, uległ czyjejś presji. Nie wiadomo, czy była to jakaś forma spłaty zaciągniętego długu wdzięczności, czy też kierowała nim jakaś inna intencja. W każdym razie były i są próby wciągnięcia w ten konflikt Kościoła, by - przy tej okazji - osłabić jego pozycję w społeczeństwie. Kościół instytucjonalny zaś wyraźnie zadeklarował, że nie jest stroną w tym konflikcie. We wspomnianym oświadczeniu rzecz nazwano po imieniu: "Krzyż, który jest znakiem bezgranicznej miłości Boga do człowieka oraz ustawicznym wołaniem o jedność i miłość wśród ludzi, stał się narzędziem politycznego przetargu i niemym świadkiem słów pełnych nienawiści i zacietrzewienia". Należy wyrazić nadzieję, że pan prezydent obierze właściwą drogę, że będzie działał dla dobra Narodu i liczył się z jego wolą. Spory optymizm budzi jego częste przyznawanie się do katolicyzmu. To powinno być jego pierwszą i najważniejszą legitymacją - otrzymaną najwcześniej, na chrzcie świętym. Wszystkie następne winny być jej podporządkowane.
W wolnej Polsce nie było takiej sytuacji, aby znieważanie krzyża i obrażanie uczuć religijnych ludzi wierzących stało się "rozrywką" jakiejś grupy młodzieży. Czy zniewaga uczuć religijnych chrześcijan może pozostawać bez odpowiedzi? Gdzie jest prokuratura? Jak reagowałaby w sytuacji, gdyby chodziło np. o inne religie?
- To, co działo się w nocy z poniedziałku na wtorek - z 9 na 10 sierpnia - przed Pałacem Prezydenckim, było żałosne, niegodne ludzi dojrzałych i działających racjonalnie. Nasuwa się przypuszczenie, że była to akcja wcześniej przygotowana i przez kogoś sterowana, a jej celem była eskalacja konfliktu. Niestety, zachodzi podejrzenie, że na usługach tego trendu są także niektóre media. Widać to gołym okiem po doborze interlokutorów i po charakterze komentarzy. Można ubolewać nad tym, że ci, którzy obrażają, są przez media "rozgrzeszani", a przede wszystkim pozostają bezkarni. To nie ma już nic wspólnego z prawdziwą demokracją i właściwie rozumianą tolerancją. Niestety, coraz częściej promowana jest tolerancja "w jedną stronę", oparta na zasadzie, zgodnie z którą wobec katolików wszystko jest dozwolone, dopuszczalne jest wszelkie ich obrażanie i poniżanie, natomiast zabronione jest, by ktokolwiek wypowiadał się krytycznie w odniesieniu do wyznawców innych religii.
Czy cała ta sytuacja agresji wobec krzyża nie budzi antyreligijnych upiorów przeszłości? Lewica już zapowiada obronę tzw. świeckości państwa. Czy Kościół ma się wycofać do zakrystii?
- Świeckość państwa nie oznacza antyreligijności, a neutralność nie może być rozumiana jako agresywny laicyzm. Wiele spraw sytuujących się na linii państwo - Kościół reguluje konkordat między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską. Ostatnie oświadczenia niektórych polityków z lewicy dowodzą, że fakt ten jest przez nich pomijany. Rozdział Kościoła od państwa nie oznacza spychania religijności w sferę prywatną. Kościół i państwo to dwie równorzędne instytucje o różnym charakterze i zadaniach, ale podejmujące współpracę, wspomagające się nawzajem w celu realizacji dobra wspólnego Narodu. Przecież wolność religijna to nie wolność od religii, ale prawo do jej wyznawania także w przestrzeni publicznej.
Nasza polska walka o krzyż rozgrywa się w czasie, gdy w Europie decyduje się prawo do obecności tego znaku w miejscach publicznych. O tym kontekście chyba nie wolno nam zapominać?
- Przedłużający się konflikt w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu, z pewnością nie służy sprawie ochrony symboli religijnych w przestrzeni publicznej na naszym kontynencie. Jednocześnie z uwagi na doświadczenia ostatnich lat może pojawić się pytanie, dlaczego to my, Polacy, mamy się ciągle dostosowywać do narzucanych nam postaw, norm i ocen moralnych, które kłócą się z naszą tradycją narodową i obecnymi przekonaniami większości naszego społeczeństwa? Przecież w imię prawdy o autonomii, suwerenności i godności osoby mamy prawo do własnych przekonań, do pielęgnowania naszego systemu wartości. Z pewnością przyszłość wyjaśni, dlaczego nasz rząd nie poparł rządu włoskiego w oficjalnej petycji skierowanej o uchylenie wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nakazującego zdjęcie krzyża we włoskiej szkole. Może jest to kolejna próba przypodobania się unijnym decydentom?
Dziękuję za rozmowę.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100814&typ=wi&id=wi01.txt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Maryla
dzieqje ci bardzo za zamieszczenie tych tekstow. Wg mnie sa bardzo wazne. T.
"Przecież wolność religijna to nie wolność od religii, ale prawo do jej wyznawania także w przestrzeni publicznej". Amen.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
6. Konkluzja arcybiskupa Dzięgi
"Postawiony spontanicznie drewniany Krzyż można i należy natomiast
zastąpić – godnym Prezydenta Rzeczypospolitej i wszystkich Ofiar
Katastrofy Katyńskiej z dnia 10 kwietnia br. – pomnikiem z wyraźnym
znakiem religijnym".
Rebeliantka