Kiedy komuniści w 1980 roku poczuli na swoich tchórzliwych plecach oddech narodu, wyrazili zgodę nie tylko na tablicę z imionami i nazwiskami poległych w 1970 roku stoczniowców, ale i na postawienie w „neutralnej światopoglądowo przestrzeni publicznej” Gdańska, Trzech Krzyży, każdy ważący 42 tony i mierzący 42 metry wysokości.

Przez dziesiątki lat zaśmiecali przestrzeń publiczną sierpami i młotami, Leninami, Stalinami, Marksami i Engelsami nie licząc już wszechobecnych socjalistycznych i komunistycznych haseł. Walili tym po oczach w większości bezpartyjne społeczeństwo.

Dzisiaj, dzięki miłościwie nam panującej partii miłości i pierwszej inicjatywie nowego prezydenta, spadkobiercy PZPR, którzy przy pomocy moskiewskich pieniędzy przedzierzgnęli się w socjaldemokratów z SLD dostali zastrzyk z odwagi i postanowili walczyć o „świeckość państwa”.

Póki, co zaczynają od małego drewnianego krzyża przed pałacem prezydenckim, gdzie dziś postanowili się policzyć. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że idą ręka w rękę z PO, w której są i tacy, co pamiętają walkę o gdańskie krzyże.

Jest wielce prawdopodobne, że kolejny najazd współczesnych Hunów organizowany przez partię Napieralskiego zgromadzi też i tych, którzy wczoraj skandowali „Bronek, Bronek” nie mówiąc już o innych bardziej wymyślnych hasłach.

Na naszych oczach rodzi się sojusz „młodych, wykształconych z dużych miast” z byłymi sekretarzami, esbekami i zomowcami.

Jaruzelski z Urbanem mieli dobrego nosa i wiedzieli, na kogo postawić w wyborach prezydenckich.

Ciekawe czy było to tylko przeczucie czy wiedza.

Interesujące będzie też, czy na manifestacji organizowanej przez SLD pojawi się Marek Siwiec i Krystyna Łybacka, którzy jeszcze nie tak dawno występowali w obronie wielkiego betonowego pomnika Karola Świerczewskiego, który stoi w Poznaniu.