Robert Gwiazdowski: PO wprowadza socjalizm państwowy

avatar użytkownika Maryla

Posłowie PO nie wiedzą nawet, co podwyższają. Od objęcia rządów robią rzeczy sprzeczne z programem wyborczym. Z dr. hab. Robertem Gwiazdowskim, ekonomistą i prawnikiem, ekspertem w dziedzinie podatków Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Karolina Kowalska.

Jak Pan przyjął informację o jednoprocentowej podwyżce VAT?
Nie jednoprocentowej, a o jeden punkt procentowy. Gdyby VAT podniesiono o 1 proc., mielibyśmy 22,22 proc., nie 23.

Przepraszam.
Nie ma za co przepraszać, przecież o jednoprocentowej podwyżce mówił w czwartek poseł Andrzej Halicki po posiedzeniu zarządu Platformy. Co oznacza, że oni nie wiedzą, co podwyższają. Procent czy punkt procentowy - dla posłów PO nie ma żadnej różnicy.

Nie zdziwiło Pana, że partia idąca do wyborów z postulatem podatku liniowego nagle decyduje się na podwyżkę VAT?
W ogóle. Platforma Obywatelska od momentu objęcia

rządów robiła rzeczy absolutnie niemieszczące się w jej programie, m.in. zwiększając podatki - podwyższając płacę minimalną - co spada wprawdzie na przedsiębiorców, ale też obciąża gospodarkę, podwyżki dla nauczycieli, a miesiąc po wyborach - podatek VAT. Proszę zwrócić uwagę na ten horrendalny zbieg okoliczności. Partia, której kandydat na prezydenta obiecywał podniesienie nauczycielskich pensji, miałaby sobie nie zdawać sprawy z tego, że będzie musiała podnieść VAT? Żeby tego nie wiedzieć, rząd musiałby być głupi.

Tymczasem słyszymy, że ta podwyżka to jedyna deska ratunku. Bolesny, ale konieczny sposób ratowania gospodarki.
...wykończonej działaniami PiS. Tymczasem na PiS można zrzucić winę za wszystko, ale nikt nie powie, że ponosi on winę za stan finansów publicznych. Bo obniżenie PIT do 18 proc. wymagało ustawy. Wystarczy spojrzeć na wyniki głosowania, żeby się przekonać, że głosowali za nimi posłowie PO. Ta sama partia, która w 2005 r. szła do wyborów z hasłem trzy razy 15 proc., dzisiaj podnosi VAT, zaznaczając, że podwyżka nie dotyczy żywności.

Z czego społeczeństwo ma się cieszyć...
A nie ma z czego. Podwyżka powinna dotyczyć w pierwszej kolejności żywności, a nie stawki podstawowej. Po pierwsze dlatego, że i tak przełoży się ona na ceny żywności, po drugie, że byłoby to mniej dotkliwe. Słowacy wprowadzili liniowy 19-procentowy VAT na wszystko i nie było demonstracji ani ludzi umierających z głodu na ulicach. Podwyżka VAT o jeden punkt procentowy jest decyzją polityczną, a nie ekonomiczną. Politycy doskonale wiedzą, że spowoduje zmniejszenie konkurencyjności polskiej gospodarki i przełoży się na wzrost cen, a ten na wzrost cen żywności, czego - jak twierdzą - tak bardzo chcą uniknąć.
 
ekonomicznie, wprowadzono by podatek liniowy na wszystko, łącznie z żywnością, w wysokości 20-21 proc., czyli wypełnił postulat PO. Ile milionów Polaków nie jest w stanie zapłacić więcej za żywność? Milion? Dwa? Pięć góra. To oznacza, że jeśli 5 mln ludzi nie stać na podwyżkę żywności, pozostałe 33 mln może wyrzucać jedzenie? Moja babcia miała specjalną serwetę do krojenia chleba, żeby nie zmarnował się ani jeden okruszek. Dzisiaj ludzi z takim podejściem jest niewiele. Wystarczy przejechać

się na wysypisko i zobaczyć, ile tam zalega jedzenia. Tym pięciu milionom ubogich mogłyby pomóc gminne ośrodki pomocy społecznej, a pozostałe 33 mln Polaków nauczyłoby się, że jedzenia się nie wyrzuca. To, ile żywności ląduje w śmieciach, dowodzi, że podatek na nią jest za niski.

Jednak taka decyzja nie spodobałaby się ludziom.
Tak. Lepiej powiedzieć: podniesiemy wam VAT, ale żywność nie zdrożeje. To głupota. Przez lata PO twierdziła, że nie wnosi projektów ustaw, bo Kaczyński i tak je zawetuje. Dziś okazuje się, że te szuflady pełne znakomitych programów ograniczały się tylko do jednej, zatytułowanej: "Podwyżka VAT". To dowód na miałkość polskiej polityki. PO wie, co należałoby zrobić, ale boi się najmniejszego niezadowolenia społeczeństwa. Piłsudski wysiadł z tramwaju z napisem "socjalizm" na przystanku "niepodległość". A Donald Tusk z tramwaju "liberalizm" wysiadł na przystanku "władza". Robi wszystko, by utrzymać władzę, a nie pomóc Polsce. 22-procentowy VAT mieliśmy od 1993 r. i kolejne rządy dawały sobie z nim radę, a pierwszy rząd Platformy nie może? Dlaczego? Może za dużo wydawał.

Na co?
Na urzędników, których mamy dziś 550 tys., trzy razy więcej niż za Wojciecha Jaruzelskiego. Generał do utrzymania socjalizmu potrzebował trzy razy mniej pracowników administracji niż Donald Tusk do utrzymania wolnego rynku. A biurokracja sporo kosztuje: każdy urzędnik musi mieć biurko, fotel, komputer, a w nim legalne, drogie oprogramowanie, a jego szef dodatkowo służbowy samochód. Ale to nie te koszty są najgorsze, tylko fakt, że ci urzędnicy wydają szereg idiotycznych decyzji powodujących, że przedsiębiorcy, którzy zwiększają PKB, zamiast zarabiać, zajmują się wypełnianiem papierów.

Gdyby zwolnić połowę, udałoby się uniknąć podwyżki VAT?
Sami urzędnicy nie wystarczą. Trzeba by było zlikwidować przywileje emerytalne dla mundurowych. Platforma musi je uciąć, bo są jak radziwiłłowska za krótka kołdra u Sienkiewicza. Martwi mnie, że politycy traktują gospodarkę jak wojnę, gdzie ktoś przegrywa, żeby inny mógł wygrać. Tymczasem gospodarka jest grą w sensie dodatnim. Jeśli będzie się rozwijać, skorzystają na tym wszyscy. I absolutnie nie wolno tu myśleć w kategoriach grup. Jeśli 40-letni emeryt policyjny lub wojskowy bierze emeryturę i dorabia sobie w firmie ochroniarskiej, to jest to zjawisko zdefiniowane przez noblistę Jamesa Buchanana jako rent-seeking, czyli poszukiwanie renty. Dotyczy sporej części społeczeństwa i zawsze odbywa się kosztem innych.
Likwidujemy więc przywileje mundurowych. Co dalej?
Podwyższamy wiek emerytalny i prywatyzujemy służbę zdrowia, która jest istotną częścią wydatków publicznych głównie dlatego, że jest fatalnie zarządzana. Podam przykład. Piekielnie drogi aparat do rezonansu magnetycznego mamy w dwóch szpitalach oddalonych od siebie o 5 km. Po co aż dwa? Bo w jednym szpitalu pracuje od 8 do 16, tyle, ile wynosi dyżur radiologa, a w drugim zaczyna od 16. Marnujemy w ten sposób mnóstwo pieniędzy. Minister Aleksander Grad wziął się wprawdzie do prywatyzacji, ale robi to bez sensu.

Dlaczego?
Powinien sprzedać wszystkie należące

do państwa nieruchomości rolne. To by były realne wpływy do budżetu. Niby walczymy o 25 mld z prywatyzacji, a spokojnie moglibyśmy mieć 50 mld i nie byłoby trzeba podwyższać VAT. Bo po co państwu nieruchomości rolne, wszystkie te ośrodki wczasowe? Tymczasem po 20 latach rząd zdecydował się sprzedać dwa.

Inni ekonomiści podpowiadają jeszcze podwyżkę składki rentowej i likwidację przywilejów dla rolników.
A broń Boże! Składkę rentową powinno się nie podwyższać, a obniżać, bo opodatkowanie pracy jest w Polsce największym absurdem. Tak samo nie ma najmniejszego sensu podwyższać rolnikom KRUS do poziomu ZUS, bo to, że przedsiębiorcy są nieszczęśliwi, nie znaczy, że mamy unieszczęśliwiać rolników.

Jak nazwałby Pan dzisiejszy ustrój ekonomiczny w Polsce?
To najczystsza postać socjalizmu państwowego. Pojawiło się określenie kapitalizm państwowy, ale w rzeczywistości nie ma takiego pojęcia, bo kapitalizm nie może być państwowy.

Co trzeba zrobić, by naprawić nasze finanse?
Przede wszystkim zmienić system polityczny, który generuje samo zło. Sytuacja finansów publicznych nie wzięła się z kosmosu. Nie jest skutkiem działania komunistów ani Marsjan, tylko polityków. Gdyby dziś miała powstać partia, nie miałaby siły przebicia, bo w epoce demokracji medialnej, w której ważne są pieniądze, liczą się tylko te partie, które są już w Sejmie i mają finansowanie budżetu. Gdybyśmy z paroma kolegami chcieli założyć partię, nie mielibyśmy jej z czego promować, bo nie moglibyśmy brać pieniędzy z własnej kieszeni. Politycy z premedytacją tworzą system, który dopuszcza tych, co już są w grze. A oni... podwyższają podatki.

Rozmawiała Karolina Kowalska
http://www.polskatimes.pl/opinie/wywiady/289231,robert-gwiazdowski-po-wprowadza-socjalizm-panstwowy,id,t.html#material_3
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz