Zachrzęścił gruz i wbiegła pomiędzy nas łączniczka, a raczej kobieta-łącznik, trzydziestoletnia na oko, cała pokryta pyłem. Otoczyliśmy ją półkręgiem. Zatrzymała się po drodze z Wilanowskiej na Zagómą, by odsapnąć i rozejrzeć się. Niedaleko stąd wpadła pod ogień karabinu maszynowego i musiała się czołgać. Od ucieczki z Zagórnej była naszym pierwszym kontaktem ze światem. Mówiła spokojnie, lekko zaciągając z wileńska. Nieczęsto widywało się łączniczki w tym wieku i od razu pomyślałem, że niesie ważne meldunki. Cywile zarzucili ją pytaniami.- Na Wilanowskiej jest dobrze, ogólne położenie jest dobre - odpowiadała. Przypatrywałem się jej uważnie. Nie tyle słowa, ile jej pogoda ducha zwodziła. Domyśliłem się, że należy do ludzi, dla których życie mniej znaczy niż sprawa, której służą. Nigdy ich nie mogłem zrozumieć. Samemu umrzeć mniej strasznie, gdy jest się z nimi. Szybko ukoiła lęk cywilów. Widać było, jak się odprężali, słuchając. I głosy ich nabrały innego dźwięku, już nie zwracali się do siebie per ty, ale per pan i pani. Trzeba było wielkiego hartu ducha, by kłamać tak dobrze w takiej sytuacji. Wiedziałem, że kłamała, nie wiedziałem, ile. Wierzyłem i nie wierzyłem jej i ten wysiłek, aby nie dać się zwieść, jeszcze bardziej napiął moje nerwy. Radzili jej, aby nie szła dalej. Wypytawszy się szczegółowo o konfiguracje terenu uspokoiła nas:

- Nic mi się nie stanie. Kule się mnie nie imają. I pobiegła ku Zagórnej. Nasłuchiwaliśmy, czy aby do niej nie strzelili, ale nie sposób było zorientować się pośród terkotu. Ledwo zniknęła, poczułem, że mi tej niezwykłej kobiety brak. Inni zapewne podobnie zareagowali na jej odejście, sądząc po tym, jak ją usilnie namawiali, by została. W rezultacie jej krótki pobyt zwiększył jeszcze mój lęk, jakbym zobaczył zwiastuna nieszczęścia pod postacią anioła. 

                                               Jan Kurdwanowski (żołnierz batalionu Chrobry I, walczył na Woli i Starym Mieście, a następnie na przyczółku Czerniakowskim, przyłączywszy się do miejscowego oddziału.), "Mrówka na szachownicy", s 302/303 

 

             

Róg ul. Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich przed wybuchem wojny 

 

Pasja 

Zgodnie z wcześniejszą deklaracją, po przeczekaniu głównej fali komentarzy do 63 rocznicy Powstania Warszawskiego, piszę swój. Przede wszystkim, z myślą o pragmatycznych krytykach PW, chciałbym uporządkować kilka spraw. W tekście tym posłużę się cytatami z tekstów warszawskich Powstańców, bo życie i człowieczeństwo, to nie zimny algorytm. To także – a nawet przede wszystkim – pasja, poświęcenie, chęć odwetu i cały wachlarz innych emocji.

 

Opinie na temat PW świetnie wpisują się w podział zaproponowany przez ministra edukacji, który stwierdził, że „Nasza Szkapa” to napisana przez Henryka Sienkiewicza historia o koniu pracującym w kopalni. Mamy konkurencję między "szkołą gombrowiczowską", a "sienkiewiczowską". Tymczasem w tekstach uczestników Powstania możemy znaleźć świat nie mieszczący się ani w pragmatycznych dywagacjach "azaliż dowództwo Armii Krajowej dokonało zbrodni wojennej?!", ani w romantycznych obrazach prezentujących oddziały uśmiechniętych i ogolonych młodzieńców, "żywcem z westernu wyciętych", w wyprasowanych  spodniach, ze świeżo upranymi opaskami na rękach – z papierosami nonszalancko zwisającymi w kącikach ust. Możemy znaleźć duszę miasta. Już ponad rok wcześniej. Styczeń 1943:

 "Groźba"

My, co żyjemy byle jak,
my, którym się nie szczęści,
z radością powitamy znak,
znak zaciśniętej pięści.

My ludzkie bydło, ludzki gnój,
z suteren i poddaszy,
my także chcemy herb mieć swój,
na zgubę wrogom naszym.

Dłoń nabiegnietą siecią żył,
gorącą od purpury,
chcemy zacisnąć z wszystkich sił,
i straszną wznieść do góry
...

Jan Romocki, "Bonawentura", rocznik 1925, członek Grup Szturmowych przy KG AK, późniejszy dowódca jednej z drużyn baonu "Zośka". Zginął 18.08.1944.
 Tymczasem po kiludziesięciu dniach Powstania 1944: 

"Czerwona zaraza"

 

Czekamy na ciebie, czerwona zarazo,
Byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
Choć kraj nasz przedtem rozdarłaś na ćwierci,
Będziesz zbawieniem witanym z odrazą.

Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu
Morderco krwawy tylu naszych braci...
Czekamy ciebie, nie żeby odpłacić.
Lecz chlebem witać na rodzinnym progu.

Żebyś ty wiedział, jak to strasznie boli
Nas, dzieci Wielkiej, Niepodległej, Świętej,
Skuć się w kajdany łaski twej przeklętej,
Cuchnącej jarzmem wiekowej niewoli.

Legła twa armia zwycięska, czerwona,
U stóp łun jasnych płonącej Warszawy
I ścierwią duszę syci bólem krwawym
Garstki szaleńców, co na gruzach kona.

Miesiąc już mija od powstania chwili,
Łudzisz nas czasem dział swoich łomotem,
Wiedząc, jak znowu będzie strasznie potem
Powiedzieć sobie, że z nas znów zakpili.

Czekamy ciebie, nie dla nas żołnierzy,
Dla naszych rannych - mamy ich tysiące...
I dzieci są tu, i matki karmiące,
I po piwnicach zaraza się szerzy...

Czekamy ciebie, ty zwlekasz i zwlekasz,
Ty się nas boisz - i my wiemy o tym,
Chcesz, byśmy wszyscy tu legli pokotem,
Naszej zagłady pod Warszawą czekasz!

Nic nam nie zrobisz. Masz prawo wybierać.
Możesz nam pomóc i możesz nas wybawić
Lub czekać dalej i śmierci zostawić...
Śmierć nie jest straszna - umiemy umierać!

Lecz żebyś wiedział, że z naszej mogiły
Nowa się Polska - Zwycięska - narodzi
I po tej ziemi - ty nie będziesz chodzić,
Czerwony władco rozbestwionej siły.

Józef Szczepański, "Ziutek",  podczas powstania dowódca drużyny w baonie "Parasol". Autor m.in. piosenek: "Pałacyk Michla" i "Chłopcy silni jak stal". 1 września został ciężko ranny w brzuch na Starówce. Umarł dziesięć dni później w powstańczym szpitalu przy Mokotowskiej.

 

Obudzić rozum, uśpić demony

Zejdźmy z tych wysokich rejestrów "na ziemię". Liczni recenzenci PW w ostatnich dniach często zapominali o wielu aspektach wybuchu Powstania. Zacznijmy od faktów zebranych przez  prof. Jacka Trznadla ("Powstanie o ukrytym celu"). Dyrektywa Naczelnego Wodza, gen. Sosnkowskiego: 

Według możliwości, raczej wycofujcie oddziały na zachód w skupieniu lub rozproszeniu, zależnie od warunków. [...] najbardziej zagrożonych elementów Armii Krajowej, a przede wszystkim młodzieży. [..] W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej eksterminacji. (…) powstanie zbrojne byłoby aktem, pozbawionym politycznego sensu [...] skoro eksperyment ujawniania się [w Wilnie] i współpracy spełzł na niczym. (…) 

w obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny powszechnemu powstaniu, którego sens historyczny musiałby z konieczności wyrazić się w zamianie jednej okupacji na drugą.

 

Generał Sosnkowski sześć razy wydawał rozkazy i dyrektywy o podobnym przekazie. Tymczasem Rada Jedności Narodowej głosami PPS przy braku sprzeciwu ze strony SL i Stronnictwa Pracy przeciw Stronictwu Narodowemu (i przy sprzeciwie części nie będących w Radzie piłsudczyków) przegłosowała… decyzję o Powstaniu. Czyj głos zadecydował? Delegat rządu na kraj, Jan Jankowski, nie powiedział „nie”. Dlaczego? Z pewnością zbieżność daty wybuchu Powstania z wizytą premiera Mikołajczyka u Stalina była przypadkowa. Podobnie jak legitymizacja przez niego agentury sowieckiej w postaci PKWN.

 

Nie chcę stawiać w tym miejscu kropki – o te kwestie spierają się profesorowie historii. Jedno jest pewne: łatwo oceniać z perspektywy kilkudziesięciu lat. Tymczasem w wywiadzie udzielonym we wrześniu 2001 Władysław Bartoszewski (w czasie Powstania adiutant dowódcy placówki informacyjno-radiowej "Asma", redaktor naczelny czasopisma Wiadomości z Miasta i Wiadomości Radiowe). wskazuje bezpośrednią przyczynę Powstania, o której liczni komentatorzy milczą:

 

Absolutnie podstawowym i często niezauważonym elementem decyzyjnym był spontaniczny bojkot zarządzenia gubernatora Fischera o stawieniu się 100 tys. mężczyzn do budowy fortyfikacji 28 lipca 1944 r. rankiem.


To oznaczało, że mieszkańcy Warszawy byliby potraktowani jak mieszkańcy getta warszawskiego. Niemcy likwidowaliby miasto dzielnica po dzielnicy. Taki był scenariusz terroru hitlerowskiego w czasie wojny. Kto się opierał niemieckim zarządzeniom, ponosił konsekwencje. Wtedy było dla nas oczywiste - my albo oni. Wóz albo przewóz. Zobaczymy, co oni zrobią. Zresztą zamiar wywołania Powstania był analizowany realizacyjnie od 20 lipca i myśmy wszyscy czekali już kilka dni w lokalach mobilizacyjnych
.

 

Cały ten wywiad  jest zresztą wart polecenia. Zwłaszcza sceptykom.

 

Godność 

To jest słowo kluczowe dla zrozumienia sensu Powstania. Oczywiście, wokół był szereg intryg politycznych, w których każda strona grała „pod siebie” oraz zwykłych ludzkich namiętności. Gdzieś w tym wszystkim był jednak ludzki rdzeń, fundament, bez którego nie dzieje się nic. I za który powinniśmy w milczeniu schylić głowy, zamiast gęgać nad mogiłami Bohaterów.

 

Nie każde złoto jasno błyszczy,
Nie każdy błądzi, kto wędruje,
Nie każdą siłę starość zniszczy,
Korzeni w głębi lód nie skuje.
Z popiołów strzelą znów ogniska,
I mrok rozświetlą błyskawice.
Złamany miecz swą moc odzyska,
Król tułacz wróci na stolicę
.

 

J.R.R. Tolkien („Władca Pierścieni”, tłum. Maria Skibniewska), nie brał udziału, nie był w żadnym baonie, a nawet w Polsce, ot – morowy Angol.

 

PS Pozdrawiam wszystkich, jakżeby inaczej, staropolskim precz z komuną! (tym razem za zburzenie zachowanych kamienic w centrum Warszawy pod Pajac Kultury i anihilację takich miejsc, jak na fotce... pomijając całą resztę).