Raport Sekuły jest już przygotowanym "gotowcem", wraz z pismem przewodnim,  który najwyraźniej ma już być tylko trochę podrychtowany i jak najszybciej przekazany do przyjęcia przez Sejm. Można bylo przewidywać, że właśnie tak będzie on wyglądał: nic nie wyjaśnia w sprawie afery hazardowej, a rozmywa problem, zaciemnia obraz sprawy przez historie sprzed lat. Oczywiście, mści się tu grzech pierworodny tej komisji czyli przeforsowanie przez Platformę w listopadzie ubieglgo roku takiego sformułowania celu tej komisji śledczej jako powołanej do zbadania sprawy przebiegu procesu legislacyjnego ustaw nowelizujących ustawę z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych i wydanych na ich podstawie przepisów wykonawczych w zakresie dotyczącym gier na automatach o niskich wygranych i wideoloterii oraz do zbadania legalności działania organów administracji rządowej badających ten proces.Zazwyczaj komisje śledcze powoływano do wyjaśnienia jakiegoś konkretnego problemu, lecz nie tym razem. Tym razem nie chodziło o wyjaśnienie czegokolwiek.

Raport Sekuły jest nic nie wnoszącą mechaniczną relacją z przesłuchań i niewielkiej części dostarczonych do komisji materiałów. Brak tu jakiejś analizy, dlaczego takie czy inne zdarzenia miały miejsce, wyjaśnieniia rozbieżności. Nie ma tu ani śladu wizji państwa jako mającego sprawnie działać mechanizmu, jest długa seria relacji, przyczynkarskich opisów, bezkrytycznie powielanych opinii.  Sekułę interesuje, co powiedział X  jakiemuś Y, sprawy personalne, jednostkowe, jakiś magiel,  a nie konkretne dysfunkcje, mechanizmy państwa.

Jako wiarygodne źródła w tym raporcie traktuje się, i to  z pełną świadomością,  materiały już wcześniej zakwestionowane, na przykład "analizę CBA", która byla roboczym zbiorem opinii prasowych i anonimów. Z wyraźną intencją polityczną dokonuje się nadinterpretacji niektórych zeznań, na przykład  słów Mariusza Kamińskiego, że jego informacja dotycząca najważniejszych polityków Platformy byla pewną formą  „testu na przywództwo” na Premierze.. Dokonuje nsię tu tendencyjnego, zupełnie bezpodstawnego osądu co do intencji  szefa CBA. NIektórym wywodom brak zwyczajnie logiki, na przykład w sprawie  nierealności zabiegów  o zatrudnienie Sobiesiakówny w Totailizatorze Sportowym, bo w efekcie złożyła ona swoją aplikację i CV dopiero kilk dni  później.  Twierdzenia  tego raportu są zupełnie bezpodstawne, nie poparte żadnymi dowodami, czasem wręcz przekraczają granicę śmieszności w odwracaniu kota ogonem, na przykład zdanie ze strony 288: Komisja ustaliła, że źródłem „przecieku” informacji o działaniach operacyjnych prowadzonych było w istocie CBA a nie Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Kiedy czytamy "zdaniem komisji..."  to znacza to subiektywną opinię autora. Nie jest więc od rzeczy nazywanie tego raportu "autorskim", chyba że ktoś zaprotestuje, że powtarza on tylko od pocątku stawiane tezy.

Sekuła nie rozumie chyba wcale roli i pozycji sejmowych komisji śledczych, bo pisze o przekazaniu ustaleń komisji do dalszego rozpatrywania prokuraturze, jakby byla ona instancja wyższą, a pomija on zupełnie aspekt odpowiedzialności poitycznej.

Dla mnie jest, o ironio, rewelacyjne to końcowe zalecenie: Często bezkrytyczne popieranie przez posłów każdej koalicji projektów rządowych znacząco utrudnia wyłapywanie rozwiązań sprzecznych z zasadą dobra wspólnego. Parlament nie może być maszynką do głosowania, należy podjąć działania zwalczające tak zwaną inflację prawa. Czyżby Platforma wrócila po rozum do glowy i zaczęła doceniać weto prezydenckie  i jego funkcję kontrolną wobec jakości prac legislacyjnych ...? Czy to kolejna automatycznie wklejona formułka? Poza tym.... z  jednej strony Sekuła stawia tu kolegom posłom zarzut zbyt szybkiego procedowania, a z drugiej - sam to samo robi z raportem komisji.

Z tego Raportu Sekuły  w naszej pamięci pozostanie wyolbrzymiony ponad miarę problem braku stenogramów z rozmów w "Pędzącym Króliku" i brak najmniejszego choćby niepokoju wobec braku stenogramów z podkomisji sejmowych, gdzie właśnie odbywają się te czary z ustawami. Sekuła wręcz odwraca uwagę od manewrów nad ustawami, jakie mają miejsce w Sejmie, i wskazuje na te, które mają miejsce podczas prac rządowych. 

W naszch mózgach ma się wdrukować, odcisnąć powtarzane i odmieniane na wszystkie sposoby to, że w aferę wmieszany byl śp. prezydent Lech Kaczyński, premier Jarosław Kaczyński i śp. poseł Przemysław Gosiewski. Nie żaden Rycho, Zbycho czy Miro! 

A może ktoś z większym niż ja poczuciem humoru uzna, że rewelacyjny jest  ten fragment mówiący o telefonicznym wezwaniu Cendrowskiej przez Gosiewskiego, które szczególnie wryło jej się w pamięć, bo... akurat  miała w biurze imieniny i siedziała z gośćmi przy ciastkach...