Dużo mówi się o politycznej grze katastrofą smoleńską i niebawem dojdziemy do takiego momentu, w którym u Jarosława Kaczyńskiego każdy gest, dziwne spojrzenie, wolniejszy niż zwykle krok będą interpretowane, jako cyniczna „gra tragedią”.

Mniej, albo wcale nie mówi się zaś o politycznym rozgrywaniu zbrodni katyńskiej przez duet Tusk-Putin. Umilkły też autorytety, które zaraz po katastrofie dostrzegły wiekopomny przełom i pojednanie w stosunkach polsko-rosyjskich.

Jak wiemy niemal natychmiast po podpisaniu przez Orlen w 2006 roku umowy o kupnie rafinerii w Możejkach wybuchł tam dziwny pożar, a rurociągu dostarczającego ropę do rafinerii Rosjanie nie mogą naprawić do dziś.

Wszystko na to wskazuje, że nie zdążą z tym do 25 lipca bieżącego roku, kiedy to w Zielonej Górze odbędzie się Festiwal Piosenki Rosyjskiej. Wbrew plotkom nie poprowadzi go minister Paweł Graś lecz Mateusz Damięcki.

Czy będziemy w tym roku świadkami narodzin gwiazdy formatu Michała Bajora, który po brawurowym wykonaniu w 1973 roku piosenki „Siemionowna” rozpoczął błyskotliwą karierę? Myślę, że jest na to szansa choćby, dlatego, że w wolnej Polsce będzie im dużo łatwiej.

Wykonawcy nie muszą już jak w czasach PRL-u wyśpiewywać wszystkiego od początku do końca po rosyjsku. Dziś według regulaminu festiwalowego wystarczy tylko jedna zwrotka bądź refren w języku używanym przez rzecznika polskiego rządu podczas konferencji prasowych. Jak widać jest wyraźna odwilż.

Wczoraj na tytułowej stronie Gazety Wyborczej wielkimi literami obwieszczono radośnie: Polański Wolny. Przez ekrany telewizyjne przewinął się tabun uszczęśliwionych autorytetów i artystów, niemal tych samych, którzy wyrażali niedawno oburzenie rzekomym zdjęciem przez papieża kary nałożonej na biskupa Juliusza Petza.

I na tym chyba zakończę swój 1000 wpis.

Chwatit, jak mawia prezydent elekt.