Radio Erewań nadaje

avatar użytkownika stan35

Jak podaje rzecznik Prokuratury Wojskowej płk. Rzepa:

„- Ujawniony stenogram był pełny. To na CD brakowało 16 sekund, które były zapisane w stenogramie - powiedział w rozmowie z dziennikarzem radia rzecznik wojskowej prokuratury Zbigniew Rzepa.”

 

http://wiadomosci.onet.pl/2184931,11,1,1,item.html

 

Tymczasem jest tak jak w tym słynnym dowcipie o ukradzionym rowerze.

„.Po przesłuchaniu pierwszego nagrania zapisu rozmów w Tu-154M, które przekazała Rosja, analitycy z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie odkryli, że brakowało 16 sekund. To z kolei oznacza, że przekazana nam taśma mogła być wcześniej montowana. Ponadto eksperci ds. lotnictwa zwracają uwagę na długość nagrania. Wskazują, że zapis w porównaniu do standardowych skrzynek instalowanych na tego typu maszynach jest dłuższy o 8 min i 16 sekund.”

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100616&typ=po&id=po31.txt

 

Wygląda na to, że twórcom „anodinowych bajek” „ rozmnożyło” się o całe 8 minut, 16 sekund, które „upchnęli na taśmie czarnej skrzynki, która normalnie jest w stanie zarejestrować ostatnie 30 minut lotu.

 

Zastanówmy się, po co MAK fałszuje zapisy czarnych skrzynek?

Moje podejrzenia z tym związane zawarłem w poście pt. „Dezinformacja ciągle trwa, cel doraźny – wybory”, który to post admini S24 schowali w piwnicy.

 

http://stan35.salon24.pl/

 

Moja odpowiedź jest ta sama, co z uporem maniaka powtarzam w wielu komentarzach i ostatnio w mojej ww notce na salonie24, Rosjanie ukrywają tymi działaniami prawdziwą godzinę katastrofy.

Zapyta ktoś , w jakim celu to czynią, narażając się na wpadki, np. takie jak z wersją nr 1 „Transkrypcji”. Oni doskonale o tym wiedzą, że mogą zostać odkryte ich machinacje w kolejnych wersjach „Transkrypcji” i dlatego numerują wersje; zaczęli od nr1, ale jak widzimy kroi się następna, bo na kopii nagrań „wcięło” 16 sekund, które były na wersji nr 1 „Transkrypcji”, a jak twierdzą specjaliści, może to być jeszcze dodatkowe 8 minut.

Ale dla takich „fachur” z MAK to nic trudnego; dograją całe 8 minut i 16 sekund i wręczą nagranie Millerowi, który podpisze autentyczność nagrania, jak podkreślała Anodina na konferencji prasowej. Podpisał „autentyczność poprzedniej wersji, podpisze i kolejne, po to go Tusk tam posyła; w charakterze listonosza , który robi na drugim etacie za „przyzwoitkę”(wicie, rozumiecie towarzysze, towarzysz Miller może potwierdzić autentyczność, a my(Tusk) mamy zaufanie do towarzysza Millera i do naszych radzieckich… fuj, rosyjskich przyjaciół)

Rosjanie postępują tak, jak mówił Kisiel, ze „względów pedagogicznych”:

„W „Dzienniku 1954” Leopold Tyrmand przytacza rozmowę ze Stefanem Kisielewskim o meczu piłkarskim Polska – ZSRR. Rosjanie ostentacyjnie faulowali, sędzia udawał że tego nie widzi, nie uznawał Polakom bramek, no i oczywiście w tej sytuacji Rosjanie mecz wygrali, przy akompaniamencie wycia rozwścieczonej publiczności. I kiedy Tyrmand zastanawiał się, dlaczego Rosjanie tak postępują, skoro takie zachowanie na pewno nie przysporzy im przyjaciół, Kisiel wyjaśnił mu, że ich postępowaniem kierują zupełnie inne względy - względy pedagogiczne. Polacy mogą sobie wyć, ile tylko chcą, a Rosjanie i tak wygrają – i takie ich postępowanie ma na celu wbicie każdemu tej prostej prawdy do głowy raz na zawsze.”

 

Uporządkujmy fakty:

  1. Oficjalne dane wg strony rosyjskiej:

- godzina katastrofy podana na posiedzeniu rządu rosyjskiego przez ministra Szojgu – 8.50 czasu polskiego

- godzina katastrofy podana przez MAK (uwidoczniona w przekazanej stronie polskiej „Transkrypcji” wersja 1 – 8.41.05 czasu polskiego

- różnica – 8 minut , 55 sekund

- godzina startu samolotu TU154M nr 101, z Warszawy – 7.27 czasu polskiego

- rozpoczęcie akcji ratunkowej wg MAK – po 13 minutach od katastrofy

- rozpoczęcie akcji ratunkowej wg relacji szefa smoleńskich strażaków(płk. Andrzej Aleksandrowicz Miedwiediew), nadzorującego całą akcję, który ze swoimi ludźmi przybyli na miejsce katastrofy jako pierwsi – po 21 minutach i 30 sekundach od katastrofy

- różnica w czasie rozpoczęcia akcji wg MAK i Miedwiediewa - 8 minut , 30 sekund

- godzina przekroczenia granicy strefy powietrznej Białoruś – Rosja - 8.22.31(uśredniony czas z zapisów „Transkrypcji”, pomiędzy pożegnaniem z kontrolą w Mińsku, a powitaniem kontroli w Moskwie)

 

  1. Dane strony polskiej(podane w mediach, linki w przywołanym moim poście, leżącym w piwnicy:

     - godzina startu samolotu w Warszawie – 7.23 czasu polskiego

- różnica pomiędzy danymi polskimi a rosyjskimi (MAK) – 4 minuty

- godzina przekroczenia przez samolot TU154M nr 101 , granicy strefy powietrznej Białoruś- Rosja – 8. 20 czasu polskiego(dane podane w dniu katastrofy w relacjach na żywo po katastrofie, źródło nieznane dla mnie, być może z nasłuchu polskich służb, bo samolot był monitorowany przez służby polskie(zapewne nie tylko).

- różnica – 2 minuty 31 sekund

 

Po co te wszystkie zabiegi MAK?

Moim zdaniem po to , by w dokumentach ukryć czas, który potrzebny był rosyjskim służbom, dla przeprowadzenia akcji tajnej grupy zabezpieczającej miejsce tragedii(dopilnowanie aby nie było żywych ofiar tragedii i zabezpieczenie cennych dla służb rosyjskich danych z telefonów satelitarnych z danymi wrażliwymi NATO) przed przybyciem właściwych oddziałów strażaków smoleńskich, przeprowadzonej tak, żeby przygodni świadkowie mieli wrażenie normalnej akcji ratowniczej(a z czasem nikt przecież nie będzie sobie głowy zawracał(kiedy przybyli, czy zaraz po wypadku, czy 13, czy 21.5 minuty po).

To dlatego Szojgu zaraz po tragedii podał godzinę zbliżoną do godziny uruchomienia syren na lotnisku(kto uwierzy, że monitorowany samolot spada przy lotnisku, widzi to kontroler na żywo i na ekranie radaru, widzą i słyszą to świadkowie i nie włączają natychmiast alarmu, tylko (o 8.56, lub 8.54- film Wiśniewskiego) po 6(4) minutach(wg Szojgu), 15 minutach wg MAK i natychmiast wg relacji płk. Miedwiediewa.

Co się działo przez ten czas na miejscu katastrofy?

Wg Szojgu , po minucie byli „ratownicy”

Wg Miedwiediewa nic ( mówi, że przybyli pierwsi po 21, 5 minutach)

Wg MAK nic (ratownicy przybyli po 13 minutach)

Wg licznych świadków , natychmiast przybyli „ratownicy” i „milicjanci”

 

Relacja oficjalna ministra Szojgu dla Putina, o względnym czasie rozpoczęcia akcji( chodzi o to czy zaraz czy po iluś tam minutach), zgadza się z wersją licznych świadków: akcja rozpoczęła się zaraz.

Pytanie jest tylko takie, kto przybył tak szybko(natychmiast) na teren i dlaczego komisja MAK w swym oficjalnym wstępnym raporcie podaje, że jednak nikogo z ratowników przez 13 minut na miejscu tragedii nie było.

Czy autor(„autorzy”, których zgłosiło się już kilku, z wyjątkiem tego co filmował) filmu , widzieli i rejestrowali jakąś fatamorganę?

Nie, widzieli i słyszeli prawdziwą akcję, ale nie akcję strażaków, tylko przebierańców Putina.

 

Od godziny włączenia syren, do godziny katastrofy z „Transkrypcji” wg MAK(8.41.05) upłynęło 15(lub 13) minut, to do tych 21. 5 Miedwiediewa brakuje 6.5 minuty(lub 8.5 minuty, wg godziny Wiśniewskiego).

Czy te upchnięte na siłę w wersji nr 1 „Transkrypcji” 8 minut i 16 sekund(czas zbliżony do tych brakujących 8.5 Miedwiediewa), specjaliści MAK dogrywają na taśmach czarnych skrzynek(a raczej na „uwierzytelnionej” przez Millera kopii?

Poczekamy, zobaczymy. Radio Erewań ciągle nadaje.

Etykietowanie:

3 komentarze

avatar użytkownika Lancelot

1. POsadził Bronek..

Rzepę, Rzepa wyszedł i udusił Bronka... To taka ruska bajka ;) Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/

avatar użytkownika Maryla

2. Piloci rozprawiają się ze stenogramem

W stenogramie rozmów zarejestrowanych na urządzeniu MARS-BM
zainstalowanym w prezydenckim tupolewie, sporządzonym przez moskiewski
MAK, roi się od błędów. W transkrypcji brakuje kluczowych fragmentów
rozmów i komend, które powinny padać w kabinie. Całość nagrania trwa aż
38 minut, przekracza to możliwości techniczne taśmy magnetycznej 70A-11
umieszczonej w rejestratorze CVR znajdującym się w pomarańczowym
zasobniku OL4.


Po każdej katastrofie samolotu Tu-154M z
fabrycznym rejestratorem CVR typu MARS-BM odtwarzanie nagrania trwa 30
minut. Pojemność zasobnika OL4 praktycznie wyklucza możliwość
przedłużenia taśmy. Długość nagrania na taśmie magnetycznej w powyższym
rejestratorze jest równa 30 minut. Głowica kasuje poprzednie treści,
nagrywając kolejne, a taśma obraca się w zamkniętym obwodzie. Jeden
obrót trwa dokładnie 30 minut. Długość taśmy nie powinna trwać 38:16,8
minuty. Początek zapisu: 10:02:48,6 czasu rosyjskiego, koniec zapisu:
10:41:05,4 czasu rosyjskiego. Czas o prawie jedną trzecią dłuższy niż
możliwości techniczne taśmy stawia pod znakiem zapytania wiarygodność
dokumentu. System zapisuje rozmowy w kokpicie na podstawie 4 mikrofonów.
Dodatkowo rejestruje rozmowy z pokładowego interkomu i rozmowy z wieżą
kontroli. Warto wspomnieć, że raport MAK nie zawiera informacji ani o
stanie taśmy, ani o stanie czarnych skrzynek. Takie dane znalazły się
natomiast w oficjalnym raporcie z wypadku samolotu Aerofłotu w
Barcelonie w 2005 roku. Maszyna miała identyczny rejestrator jak
prezydencki tupolew. Co prawda istnieje możliwość wydłużenia nagrania
dzięki zamontowaniu w pojemniku cieńszej taśmy, przez co może się jej
zmieścić więcej w urządzeniu, ale informacji o wydłużeniu taśmy lub też
konserwacji bądź wymianie urządzenia nagrywającego na nowszy nie ma w
żadnym raporcie odnoszącym się do stanu technicznego Tu-154M o numerze
taktycznym 101. Nie ma takiej wzmianki także w dokumentach sporządzonych
po remoncie tupolewa w Samarze. Tymczasem każda, nawet najdrobniejsza
naprawa lub wymiana musi być uwzględniona w szczegółowych dokumentach
maszyny. Odtworzenie czasu lotu i kolejnych wypowiedzi załogi na
podstawie zapisu CVR to absurd. Nie jest to realne. Sam stenogram nie
jest więc wiarygodny - podkreślają piloci.
Sprawa druga. Czy załoga
Tu-154 M mogła zejść poniżej pułapu decyzji ustalonej na 100 metrów? -
Rosjanie zdają się ukrywać fakt, że wyklucza to instrukcja obsługi
autopilota (system zarządzania lotem - Flight Managing System typu
Universal Avionics UNS-1D) - twierdzą piloci, z którymi rozmawiał "Nasz
Dziennik". Załoga ustawia (co znajduje odzwierciedlenie w stenogramie)
tzw. wysokość docelową na 100 metrów. Poniżej tej wysokości autopilot
nie zejdzie - zauważają specjaliści. Ze stenogramu nie wynika, jakie
funkcje miał ustawione autopilot. Instrukcja obsługi samolotu Tu-154M
zakłada, że po uzyskaniu wysokości docelowej kapitan ma 3,5 s na
podjęcie decyzji o ewentualnym lądowaniu. Przy czym może się na to
zdecydować jedynie po tzw. zobaczeniu ziemi. - Jeżeli to nastąpi,
przechodzi się na sterowanie ręczne. Jeśli zaś nie, należy wcisnąć
przycisk "odejście", co spowoduje zadanie przez autopilota startowego
(maksymalnego) obrotu silników i wzniesienie na wysokość 500 metrów. Nie
nastąpiło wyłączenie autopilota, a więc "chęć" lądowania można
wykluczyć - twierdzą nasi rozmówcy.
Tezy, jakoby do katastrofy
przyczyniła się brawura i nierozeznanie sytuacji, są nieuzasadnione. O
tym, że załoga tupolewa brała pod uwagę jedynie bezpieczne i przepisowe
lądowanie, świadczy komenda kapitana Arkadiusza Protasiuka: "Podchodzimy
do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie"
(10:32:55,8). Kapitan po raz kolejny zaznacza, że w razie nieudanego
podejścia odejdą w automacie. Nie mówi zaś: "W razie nieudanego
podejścia kontynuujemy w automacie na bliższą i szukamy APM-ów", co jest
warunkiem prawdziwości wersji oficjalnej - podkreślają eksperci.
Dodatkowo już wcześniej, bo o godz. 10:17:40, dowódca mówił:
"Nieciekawie, wyszła mgła, nie wiadomo, czy wylądujemy", co świadczy o
tym, że załoga wykluczała lądowanie w ryzykownych warunkach. Pilot
sprawdza ilość paliwa, rozważając możliwość lądowania na lotnisku
zapasowym. Padająca zaś o godz. 10:04:11 wypowiedź: "To makabra będzie,
tam nic nie będzie widać", świadczy o prawidłowym zakwalifikowaniu przez
pilotów podejścia jako trudnego. Przeczy to opinii rosyjskich ekspertów
twierdzących, że ze względu na brak doświadczenia piloci w ogóle nie
klasyfikowali podejścia jako trudnego.

Nawigator mówi dwie
kwestie jednocześnie


Kolejny problem: ze stenogramu
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) wynika, że nawigator Artur
Ziętek mówi dwie kwestie jednocześnie. Chodzi o końcową fazę lotu, gdy o
godz. 10:40:53,1 nawigator kończy mówić "50" (chodzi o wysokość, na
której znajduje się obecnie maszyna), a już o 10:40:53,0 zaczyna mówić
"40". Wynika z tego, że kiedy zaczął podawać kolejną wartość, był
jeszcze w trakcie kończenia poprzedniej. Mówił dwie rzeczy naraz. To
niemożliwe z technicznego punktu widzenia - zauważają piloci.
Lotnicy
zwracają uwagę na jeszcze jeden fakt: oznaczenie "niezrozumiałość
tekstu" i "niezidentyfikowanie autora wypowiedzi" pojawia się niemal
zawsze w momencie, gdy mówić powinien kapitan Arkadiusz Protasiuk. Co
dziwne, czytelne są zaś wszystkie wypowiedzi nawigatora, który - jak
wynika z zapisów - musiał mówić niezwykle szybko, gdyż na każdą podawaną
wartość wysokości ma jedynie około 0,5 sekundy. Choć mówi ekstremalnie
szybko, jego wypowiedzi są zrozumiałe, w przeciwieństwie do najpewniej
spokojnych wypowiedzi kapitana - podkreślają osoby analizujące
stenogram.

Nierealna prędkość schodzenia

Zastanawiająca
jest także podana w stenogramie, nierealna, prędkość schodzenia
maszyny. Nie dość, że jej wartość jest ekstremalna, to jeszcze samolot
po 7-sekundowym locie poziomym traci 20 metrów wysokości w 1 sekundę,
podczas gdy nie powinien w tym czasie przekraczać 4-6 metrów. To nie
jest możliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu -
twierdzą piloci.
Nierzeczywisty jest także sam tor lotu, który
wskazuje na tzw. sterowaną oscylację (cykliczna zmiana pewnej wielkości
względem innej zmiennej, zwykle czasowej lub przestrzennej). Tymczasem
autopilot miał zadany kąt zniżania 2 stopnie. Oscylacja nie jest
możliwa, bo autopilot miał kontrolę nad samolotem, w przeciwnym wypadku
nie wyrównałby na 7 sekundach. Ponadto tor lotu samolotu po odjęciu
wpływu terenu przypomina podwójną parabolę. Większa parabola na
wysokości decyzji przechodzi w mniejszą. W przypadku normalnej ścieżki
zniżania i zdarzeń CFIT - Controlled Flight Into Terrain (sterowane
zderzenie z ziemią, dosł. kontrolowany lot w teren), tor lotu to
nachylona linia prosta lub prosta przechodząca w krzywą (w przypadku
części CFIT), spadanie swobodne charakteryzuje się torem lotu w
kształcie paraboli odwróconej - zaznaczają eksperci. Tor lotu, który
przyjął Tu-154M przed katastrofą, wskazuje natomiast na dwie możliwości
przebiegu zdarzeń: świadome zanurkowanie pilota w jar lub przeciągnięcie
(spadanie z powodu prędkości poniżej minimalnej) z odzyskaniem
zdolności do lotu przy ziemi. Taką parabolę mogła również spowodować lub
indukować usterka układu sterowania i/lub silnika/silników. Układ
hydrauliki Tu-154M jest bowiem powiązany niezwykle ściśle z pracą
silników.
O awarii może świadczyć fakt, iż mimo że na
radiowysokościomierzu została ustawiona wartość docelowa schodzenia na
100 m, po przekroczeniu tej granicy nie pojawił się standardowy sygnał
dźwiękowy. A przynajmniej nie ma tego w stenogramie MAK.

Dziwne
zachowanie TAWS


Eksperci wskazują też na dziwne zachowanie
systemu ostrzegawczego TAWS. O godzinie 10:39:57,1 pada komunikat, że
samolot znajduje się na wysokości 400 metrów. Tymczasem zaledwie 3
sekundy później odzywa się TAWS z komunikatem "TERRAIN AHEAD" (ziemia
przed tobą). To nieprawidłowy komunikat urządzenia, który może świadczyć
o jego ewentualnym uszkodzeniu. Możliwości są cztery: albo nawigator
"nie ustawił" TAWS (wcześniejsze zapisy ze stenogramu świadczą o tym, że
TAWS został "ustawiony"), albo samolot znajdował się 250 metrów niżej,
albo informacja o TAWS jest nieprawdziwa lub TAWS był niesprawny. Pięć
sekund przed ustaniem zapisu TAWS nie kończy komendy. Piloci, z którymi
rozmawiał "Nasz Dziennik", wskazują, że to nietypowa sytuacja, bo TAWS
zawsze kończy komunikat, niezależnie od okoliczności.
Wiarygodność
zapisu MAK podważa brak autoryzacji identyfikacji głosów i podpisu pod
dokumentem jednego z reprezentantów strony polskiej - ppłk. Bartosza
Stroińskiego, który był jedyną osobą identyfikującą głosy członków
załogi. MAK nie podał danych i nazwy laboratorium, w którym nagranie
zostało odtworzone i zbadane. Nie ma też danych odnośnie do stanu
technicznego badanego rejestratora, stopnia uszkodzeń taśmy i jakości
samego nagrania, co powinno być zawsze ujęte w raporcie z badania
katastrofy.
Marta Ziarnik





Rosyjski
stenogram rozmów z kabiny załogi obejmuje:

- nagranie z dwóch
mikrofonów otwartych - po obu stronach głównej tablicy przyrządów;
-
nagranie z mikrofonów przy pulpitach technika samolotu i nawigatora;
-
nagranie rozmów z wieżą kontroli;
- nagranie z pokładowego
interkomu.

Nastawy autopilota wynikające z wypowiedzi
nawigatora:

- sterowanie automatyczne nawigacyjne - "trzymanie"
kursu w płaszczyźnie poziomej, kurs na pas 259 stopni;
- sterowanie
automatyczne wysokości - "trzymanie" ścieżki
w płaszczyźnie
pionowej, kąt opadania 2 stopnie, zmienny;
- Way-Pointy na trasie (5
kolejnych co 2 km);
- wysokość docelowa 100 m - autopilot bardziej
się nie zniża;
- automatyczne sterowanie obrotami silników przy
zadanej prędkości względem powietrza TAS=280 km/h (autopilot utrzymuje
prędkość w zakresie +/- 10 km/h, średni ciąg silnika na poziomie 28
proc. mocy startowej).

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100617&typ=po&id=po01.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Selka

3. No, napracowali się

kompilatorzy nagrań z kokpitu.   To - zdaje się - nie ulega żadnej wątpliwości.


I -  tylko to.

Selka