Tylko naiwni mogą wierzyć w to, iż decyzja sztabu PO o pojawieniu się marszałka sejmu na dzisiejszej debacie zapadła w ostatniej chwili. Dzisiejsze buńczuczne wypowiedzi posłanki Muchy czy samego kandydata, dotyczące zignorowania dyskusji w TVP były tylko zwykłym mydleniem oczu i próbą zaskoczenia pozostałych uczestników wyścigu prezydenckiego. Wydaje się, że była to próba udana, albowiem w oczywisty sposób musiała, choćby nieco, zmienić niektóre odpowiedzi kandydatów PiS, SLD i PSL. Poza tym, większość komentatorów będzie zapewne koncentrowała się właśnie na samym fakcie niespodziewanego pojawienia się w telewizyjnym studiu reprezentanta Platformy (w końcu sam się na tym chwilowo koncentruję). I już słyszę jutrzejsze zachwyty różnych Lisów, Żakowskich czy innych Wołków Bronisławem Komorowskim, który odważył się przyjść do rzekomo opanowanej przez pisowskich siepaczy TVP (tak się dziwnie składa, że zgodnie z tą retoryką do owych siepaczy należałoby zaliczyć również Lisa i Żakowskiego). Poza tym, nie wykluczam, iż Platforma wyczytała w swoich wewnętrznych sondażach, że zignorowanie dzisiejszej debaty przez ich kandydata mogłoby zwyczajnie przynieść mu wymierne straty. Tak więc chwyt Komorowskiego był tani, ale skuteczny. Niestety.

 

Każdy, kto widział relacje z dzisiejszego wiecu poparcia dla przedstawiciela PO po raz kolejny mógł usłyszeć padające ze sceny słowa o Polsce jasnej, uśmiechniętej, otwartej i optymistycznej, czyli tej, która rzekomo popiera Platformę. Zatem można (a nawet trzeba) się domyślać, iż wszyscy wyborcy popierający pozostałe partie, a zwłaszcza partię jedynie niesłuszną, reprezentują Polskę ciemną, posępną, zamkniętą i pesymistyczną (tak przy okazji, niech mi wreszcie jakiś fan PO wyjaśni, czym się przejawia ta jasność, wesołość, otwartość i optymizm Polaków wyznających kult Tuska i jego nadwornego gumowego penisa).

Tymczasem Bronisław Komorowski zapytany na początku debaty o to, jakim chce być prezydentem znowu „pojechał” stałym zestawem frazesów o głowie państwa, która łączy a nie dzieli (jak łączy? kogo?). Jeśli jednak miliony wyborców „łykają” tego typu nic nieznaczące banały i nie widzą żadnej sprzeczności między wiecowymi hasłami a deklaracjami wygłaszanymi przez ich kandydata, to wcale nie dziwi mnie fakt wynoszenia przez nich do władzy takich indywiduów jak Niesiołowski, Nowak czy Palikot. I jeśli mam w jakikolwiek sposób odnieść do tych milionów przymiotnik „uśmiechnięty”, to obawiam się, że musi on znaczyć tyle samo, co „głupkowato uśmiechnięty”.

 

http://daredevil.salon24.pl/193839,tani-chwyt-i-zwyczajowy-populizm-bronislawa-komorowskiego