Nagan i pała. Św. Jerzy i inne zabójstwa (Teresa Bochwic)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Nagan i pała. Św. Jerzy i inne zabójstwa

Ten smutny a jednak optymistyczny tekst napisał satyryk i poeta, Jerzy Dobrowolski, twórca słynnego kabaretu „Owca”,  w stanie wojennym, w miesiąc po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki, a jeszcze przed procesem, w którym skazano Piotrowskiego i kumpli. Tekst pełen ironii i sarkazmu. Przypomniał w nim także inne zabójstwa peerelu. O formacji mentalnej ludzi, którzy dokonywali tych zbrodni i organizowali ich zacieranie, o służalczości komunistycznych mediów.  O nadziei, której i dziś tak nam trzeba.

Jerzy Dobrowolski zmarł w 1987 roku. Nie doczekał okrągłego stołu, częściowo wolnych wyborów i częściowo wolnej Polski.

Ciekawa jestem, co napisałby dzisiaj.

„Listopad 84

CZĘŚĆ II

Brakuje mi dosadnych i trafnych określeń, które mogłybyoddać całą moją pogardę i nienawiść dla tych zaskakująco licznych osobników, którzy doprowadzili moją ojczyznę do ruiny materialneji duchowej. Nie mając obecnie żadnego skutecznego sposobuprzeciwstawienia się im, postanowiłem odnotowywać niektórefakty i refleksje, aby chociaż w tym naiwnym proteście znaleźćcień osobistej satysfakcji.

(...)

To miło obserwować, gdy niedorozwinięty fizycznie i psychiczniedorosły osobnik czyni próby zbliżenia się do człowieczeństwa. Gdy próbuje normalnie stąpać, walcząc z wrodzonym niedowładem, lub pokonując atrofię mięśni i kośćca usiłuje podnieść pudełko z ziemi,zbudować jakąś koszmarną namiastkę szałasu, oddać mocz w miejscena ten cel przeznaczone. Rodzi się wtedy nawet naturalna chęć  niesienia mu pomocy. Nauczenia go prostych słów, pojęć, uczuć.

Sytuacja jednak zmienia się jakby, gdy z osobnikiem tym  znajdujemy się wspólnie, od 40 lat, zamknięci w tej samej klinice psychiatrycznej. W klinice, gdzie rządzą zgoła odmienne prawa.  Gdzie my jesteśmy nienormalni, a on wzorcem. On, który cieszy  się najpełniejszym poparciem Dyrekcji, którego chroni personel i w którego imieniu ten personel nas prześladuje. On, który spośródi  nnych, podobnie upośledzonych, powołał Ugrupowanie, którego  celem jest objęcie pełnej władzy nad całą Kliniką oraz apoteoza ich kalectwa.

Nam dano do wyboru albo słuchać, naśladować oraz wyrażać   spontanicznie radość z dokonywanych przez niego kolejnych postępów, albo separatka bez okna i wody.

Ponieważ od dzieciństwa mam rodzaj animozji wobec narzucania mi czegokolwiek na siłę, trzeba zrozumieć, że powoli tracę jakby serce dla tych debili.

*

Te gnoje niczego się nie uczą. Nie wyciągają żadnych wniosków. Pozbawieni wyższych uczuć potrafią odczuwać przemiennie tylko strach i pychę. Brak im pokory. Nie znają, nie pojmują takiego odczucia. Nie rozumieją. Podobnie jak obce są im tolerancja, lojalność,szacunek. Szacunek dla ludzkich postaw, poglądów, wierzeń. Nie liczą się z faktami, z historią. Jest to poza zasięgiem ich pojmowania.  Ogarnięci rządzą panowania, jedyną szansą ich nowobogackiej  egzystencji, gotowi są, bez zmazy na sumieniu, do najpodlejszych czynów. Bo i sumienie, a są mistrzami w przeinaczaniu pojęć, pojmują nie na europejski, wywodzący się z kultury śródziemnomorskiej sposób. Ich prymitywne, azjatyckie sumienie jest prawdopodobnieczyste. Tak jak czyste są ich motywacje. Przecież działają w imię własnych, a więc najistotniejszych interesów.

Przeinaczają pojęcia, zabierając im właściwy sens, odcinają korzenie naszej kultury wrośnięte w wielowiekowe tradycje  narodowe. Przywłaszczają sobie nasze symbole, świętości, dewaluując  je przez dotyk, bezczeszcząc przez uproszczenia. Brudnymi, ordynarnymi rękami piją samogon z mszalnego kielicha, widzącw nim tylko praktyczny pojemnik na płyn. A pijąc, radują się, żetak się błyszczy.

Ostatnio zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę. Przed tym działacza ludowego Bartoszcze. Wyrzucili przez okno rodzinęJurkiewicza [prawdopodobnie chodzi o rodzinę Mariana Jurczyka – przyp. red.].  Zakatowali na śmierć chłopca. Grzesia Przemyka. Zakatowali, ponieważ  jego matka była krnąbrna wobec władzy. Teraz ma za swoje.

Nie udało im się z Papieżem. Żyje. A ich brat Bułgar Antonow cierpi we włoskim więzieniu za niewinność. Więc się mszczą.  I stale próbują, gdzie miękko. Na ile mogą sobie bezkarnie  pozwolić. I przyzwyczajają nas do eskalacji zbrodni. Osłabiają  wrażliwość. Pamiętam, jak zaatakowali Wyższą Szkołę Pożarnictwa  w Warszawie. Jak pobili działaczy Solidarności w Bydgoszczy. Jak nasilali aresztowania.

A metoda wciąż ta sama. Rozpaczliwe posunięcia powodowane  strachem i butą. Ciągłe nerwowe oscylowanie między koniecznością  uspokojenia opinii publicznej i chęcią zamanifestowania swej siły.  Histeryczny balans nad przepaścią, a to jest denerwujące bardzo.  Więc nie mając ani rozumu, ani czasu na przedsięwzięcie rozumnych poczynań, zaskakiwani przez wypadki, które w swej głupocie sami najczęściej wywołują, miotają się nerwowo między pozorami demokracji a naganem i pałą, z którymi to narzędziami w ręku czują się stosunkowo najpewniej. Jednocześnie próbują pogodzić dwie  nie do pogodzenia sprawy. Bezwzględne wymagania sowieckiego mocodawcy ze specyfiką sytuacji w Polsce. A to nie jest na ich głowy. Jeżeli w swoim czasie, czy to przez niedopatrzenie, czy niemożność, nie wypalili chrześcijaństwa, nie wytrzebili chłopów, nie wymordowali do końca inteligencji, to teraz są bezsilni. Mają czołgi, mają armaty, atakują pałami, gazem, wodą, mają w odwodzie  wypróbowane jednostki radzieckie, a dygoczą. To sympatyczne nawet.

Zabili Piotra Bartoszcze. Wdrożyli śledztwo, a jakże. Drobiazgowe. Społeczeństwo w demokratycznym kraju ma prawo do pełfałszywej informacji. Bartoszcze, no cóż? Prawda jest taka. Upił się  do nieprzytomności, spowodował kraksę samochodową, a będąc  w szoku powypadkowym pobiegł daleko w pole, odszukał, jak to zwykle w takich wypadkach, studzienkę melioracyjną, jakich są dziesiątki na każdym polu, wlazł do niej i tak długo napychał sobie usta błotem, aż się zadławił. No, i nie żyje siłą rzeczy. Oczywiście ekstrema podniosła wielki gwałt, a to zwyczajne dzieje. No, ale  ekstrema jest ekstrema i nie przepuści żadnej okazji.

Albo w Bydgoszczy. Małoż to namęczyły się organa śledcze, aby  wykryć sprawców bestialskiego pobicia? Małoż to pan prokurator dokonywał nadludzkich wysiłków, żeby poznać prawdę? Nie udało się niestety.

*

Owszem parę faktów wyszło na jaw i te uczciwie ogłoszono.Wykryto np., że uzbrojeni po zęby milicjanci zachowywali się nad wyraz taktownie i wręcz zaskakująco kulturalnie, że rozwydrzeni  działacze Solidarności stawiali bezczelnie bierny opór oraz patrzyli  obraźliwie z pode łba, obliczono, o której godzinie, gdzie kto  stał i którędy pchał się do pobicia, ale przez kogo został pobity  – niewiadomo. Skończyło się na odznaczeniach i premiach dla  milicjantów, bo jeżeli już solidarność, to właściwie rozumiana.

19-letni Grzegorz Przemyk umarł z kolei przez nieporozumienie.  Wyszło to dokładnie w śledztwie. Tu już nie było niewiadomych. Ucząc się stale i doskonaląc, władze doszły do perfekcji w tępieniu  przestępstw. Śledztwo trwało długo, bardzo długo, ale mimo,  że po upływie roku wiele przecież szczegółów zamazało się  w pamięci ludzkiej, było majstersztykiem zegarmistrzowskiej wręcz dochodzeniowej perfekcji. Wykryto i objaśniono dokładnie wszystko.  Nawet więcej.

Grzegorz Przemyk mógłby żyć, cóż mogą mieć do dziewiętnastolatka organy praworządnej władzy, nic zgoła, ale tak: pił wino z kolegami? Pił. Nosił kolegę na plecach po staromiejskim rynku? Na bosaka? Na bosaka. Wystarczy? Proszę bardzo. A to nie koniec jeszcze.

Od dzieciństwa, o ile nie wcześniej, był pod opieką psychiatry, ponieważ był niezrównoważony emocjonalnie. Zupełnie biernie dał się zaprowadzić do komisariatu milicji, a pan prokurator nawet  udowodnił później, w którym miejscu chłopiec usiadł.

Wykryli dosłownie wszystko. Który milicjant był bez wąsów i o której godzinie. Czego milicjanci nie mogli powiedzieć, ponieważ  byli gdzie indziej. Jak zupełnie nie mogli funkcjonariusze nawet  zamachnąć się pałką, jak plątał się w zeznaniach kolega Grześka,  który notabene ukrywał się przed milicją, chcąc zagmatwać śledztwo. Kto świadka inspirował. Komu naprawdę była na rękę  śmierć niewinnego dziecka i jaką dwuznaczną rolę odegrała w całej  sprawie jego matka.

Pobicia, w dosłownym sensie, żadnego nie było. Owszem,  być może w windzie sanitariusze przekroczyli nieznacznie swoje  uprawnienia, ale nie udało się tego jednoznacznie stwierdzić.

Milicja wyszła w procesie bez zmazy. Już w tym wypadku była zauważalna u nich głęboka troska o publiczny porządek,  praworządność i ochronę społeczeństwa. (Później uwypukliła  się ta pełna poświęcenia postawa, gdy nie zważając na godziny  nadliczbowe, z bohaterstwem i narażaniem własnego życia poszukiwali w nurtach królowej rzek polskich pod Toruniemciała zamordowanego przez nich ks. Popiełuszki, który – tuwyprzedzam nieco wyniki śledztwa – po pijanemu kąpał się nocą  w niedozwolonym miejscu. Sądzę jednak, że z uwagi na dobro Kościoła oraz sytuację materialną poczciwych rodziców księdza,władze zastanowią się nawet nad możliwością anulowania mandatuza to wykroczenie).

Wracając do Grzesia Przemyka. Otóż Służba Zdrowia, którą na  pewnym etapie śledztwa próbowano obciążyć tym, że poprzez  iedopełnienie przez nią obowiązków służbowych Grzegorz Przemyk przyspieszył swoją śmierć, też w końcu wyszła bez szwanku. Lekarze zasłaniali się tym, że w wypadku śmiertelnego pobicia przez zupełnie nieznanych sprawców i zmiażdżeniu wszystkich organów wewnętrznych człowieka, medycyna jest bezsilna. Sąd  w zasadzie przychylił się do tej opinii.

Skończyło się bardzo kontrowersyjnym wyrokiem, skazującym  dwóch pielęgniarzy na karę krótkiego pobytu w więzieniu za to,  że prawdopodobnie po wspólnym przebywaniu z nimi w windzie szpitalnej pacjent poczuł się gorzej. Zeznania na tę okoliczność różnych świadków były mętne, ale praworządność jest praworządność  i kogoś trzeba było skazać. Opinia publiczna z ulgą powitała amnestionowanie obu sanitariuszy.

Tak więc, nie licząc podejrzanego udziału matki chłopca, GrzegorzPrzemyk zabił się w zasadzie sam.

*

W przeddzień pogrzebu księdza Popiełuszki, gdy cały kraj oczekiwał wiadomości na temat gdzie, kiedy, o której godzinie  odbędzie się ta przesmutna uroczystość - prasa milczała. Ponieważ  jednak każdy obywatel ma prawo do rzetelnej informacji, choćby to dotyczyło marginalnego nawet wydarzenia, zabrała głos telewizja.W wieczornym dzienniku telewizyjnym, na dalekim miejscu w hierarchii ważności, daleko po „pierwszym sekretarzu”, po„plenum KW w Gorzowie”, czy gdzieś tam, po jabłkach, surówkach, Jemenie, traktorach i różnych gównach, pan spiker powiedział:- „Jak się dowiadujemy, pogrzeb księdza Popiełuszki odbędzie  się jutro w Warszawie”. Tak się dowiedzieli. Szli pewnie akurat  korytarzem do studia i się dowiedzieli przypadkiem. Nie zdążyli już, czy ich nie ciekawiło, w którym kościele, o której godzinie, ale co się dowiedzieli, to nam uczciwie powtórzyli. To miłe. Bo i szczere i bezpośrednie, a być może w ten prosty i makiaweliczny sposób  uniknie się obciążenia i tak już zdezelowanego taboru komunikacji  miejskiej i nikt z ponad półmilionowej rzeszy żałobników, którzyprzyszli na pogrzeb, nie przyjdzie.

*

Na wszelki jednak wypadek ściągnięto z całej Polski 40 tysięcy doborowych siepaczy ZOMO, którzy nocami, w zwartych kolumnach, ciągnęli przez kraj pod Warszawę wraz ze swoimi armatkamiwodnymi, karabinami maszynowymi, pałami, gazem, tarczami,  hełmami i bogatymi zestawami zastrzyków budzącymi zwierzęcą agresywność, aby tym pełniej mogli nasi kochani chłopcy w mundurach urzeczywistniać robotnicze ideały sprawiedliwości społecznej. Strasznie chcieli się lać i nawet próbowali prowokować, żeby ta cała podróże - i ćwiczenia nie poszły na marne, ale nie wyszło. Cała dorosła ludność Warszawy, mieszkańcy innych miast, Poznania, Gdańska, Krakowa, Wrocławia, Śląska, robotnicy, hutnicy, górnicy, środowiska twórcze, inteligencja, starcy, dzieci, młodzież, kler, ba, żołnierze nawet - tak się  złośliwie umówili jakoś i sztucznie pogrążyli w smutku i narodowej żałobie, że chłopakom z pałami się nie udało.

A była rzadka okazja. Tylu ekstremistów naraz. Tylu wrogów ludowej ojczyzny i socjalizmu, tylu należących do Towarzystwa  Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, aż ręce świerzbiły. No trudno. Będzie jeszcze okazja to się zmasakruje w dwójnasób.

Nazajutrz, gdy było już po niebezpieczeństwie, propaganda  rozszalała się na temat godności i powagi mądrego ludu polskiego,który zawsze wierny socjalistycznym ideałom dał zdecydowany odpór reakcyjnym knowaniom i potwierdził swoją niezłomną wolę  osiagnięcia porozumienia narodowego, którego najwyższym piewcą  i niezłomnym bojownikiem jest człowiek bez zmazy, bożyszczenarodu, Czarniecki naszych czasów, Książę Józef Poniatowski,  Mieszko Pierwszy, generał, premier, sekretarz, ojciec, zbawiciel,mędrzec, filozof i humanista, obywatel Wojciech Jaruzelski i siedmiu innych krasnoludków, razem z Gapciem o nazwie Albin Siwak.

Nawet było coś w rodzaju sprawozdań z uroczystości pogrzebowych. Telewizja pokazała fragment trumny, a prasa podała  kilka wyjętych z kontekstu fragmentów homilii kardynała Glempa.Dodano także informację, że: „... pełny tekst przemówienia kardynała nadaliśmy wczoraj w programie I Polskiego Radia". To była informacja  dla zainteresowanych. I to też świadczy o liberalizmie. Gdyby ktoś  chciał bliżej zapoznać się z treścią całej homilii, pokontemplować jej treść, zastanowić się nad nią, to w każdej chwili może posłuchać  jej wczoraj w I programie Polskiego Radia.

Reżimowi żurnaliści tak się śpieszyli do swoich organów z fragmentami homilii, tak każdy chciał być pierwszy w redakcji, że   nie zdążyli już wysłuchać Lecha Wałęsy i wielu innych wspaniałych ludzi, którzy tak pięknie i wzruszająco żegnali księdza Jerzego, którego męczeńska śmierć tak wiele dała nam żyjącym.

Chciał przyjechać na pogrzeb senator Edward Kennedy. Odmówiono mu wizy. Z prostego zresztą powodu. Oczywiście  daliby mu wizę bez trudu, ale w uroczystościach pogrzebowych„... nie przewidywano udziału gości zagranicznych”. No, to jak   mu dać wizę, jeżeli nie przewidziano? Gdyby przewidywano, to naturalnie, bardzo proszę, dlaczego nie? Ale nie przewidywano. Technicznie wyglądało to pewnie tak: siedział sobie któryś biurowiec polityczny przy oknie i przewidywał różne rzeczy. A toto sobie, a to tamto. Różnie. A udziału w pogrzebie gości zagranicznych nie przewidział. No i sprawa pogrzebana.

Taki system nieprzewidywania przejęliśmy od sąsiadów  i skutecznie wcielamy go u siebie, bo wygodny, choć dziwny czasami.  Na przykład w Moskwie a tym bardziej w innych guberniach, nie można odwiedzać się w hotelach. Ani tubylcy obcokrajowca, ani obcokrajowcy między sobą. Należy domyślać się, że wywodzi się to z głębokich tradycji ludu rosyjskiego, ponieważ wszyscy  funkcjonariusze GPU przebrani za pracowników hotelowych, na pytanie odepchniętego od drzwi obcokrajowca, dlaczego nie wolno,  zgodnie odpowiadają: nie ma zwyczaju.

Czyli nie przewidują. I trzeba uszanować te tradycje.

*

Jest już początek grudnia. Parę dni temu ten kundel rzecznik  powiedział, że: ... „nie komu innemu, tylko właśnie rządowi  PRL zależy najbardziej na wyjaśnieniu sprawy morderstwa ks.  Popiełuszki”.

I tak się zapamiętali w dokładności, że od początku poszli jak gdyby w złym kierunku. Tak to bywa. Lepsze jest wrogiem dobrego.Za dużo chcieli wyjaśnić, a jednocześnie dla dobra śledztwa i swojego  za dużo musieli przemilczeć.

Rzecznik skoncentrował się na poszukiwaniu kijka czy  patyczka, którym posługiwali się mordercy, milicja ustalała, czy przed zabójstwem naprawiali samochód, gen. Kiszczak został   zmuszony odwołać ze stanowiska innego generała za to, że ludzie tego ostatniego spartaczyli robotę i dopuścili do ucieczki kierowcy  samochodu księdza, przez co sprawa stała się głośniejsza niż  zamierzano. U nich nazywa się to niedopełnieniem obowiązków  służbowych. (...)

Co robić? No cóż, trzeba lawirować dalej kretyńsko, bez pomysłu i planu na przyszłość, aż sama historia to załatwi. (...)  Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że to tylko takie proste. Ilość mącenia, odwracania kota, łgarstw, niedomówień, zastraszeń,  pozorowanych działań, wyciągania nieistotnych szczegółów,  przemilczania, używania idiotów i, co najważniejsze, odwlekania i odwlekania ma jeden cel. Zmęczenie społeczeństwa, zniechęcenie,  zamazanie umysłów, zniekształcenie faktów, zminimalizowanie zbrodni, sprowadzenie jej do rzędu licznych incydentów  kryminalnych z gatunku parolinijkowych wzmianek z końcowych stron gazet. A przed takim działaniem, w miarę upływu czasu,  rzeczywiście bardzo trudno obronić się.

I dlatego chwała wam bezimienni, niepodlegli społecznicy, archiwiści naszych czasów, działacze podziemnych struktur, ludzie dobrej woli i wielkiej odwagi, humaniści, którzy potraficie gromadzić,  ocalać, utrwalać prawdę naszych dni.

Kundle chcieli np. po wojnie wypalić polską prawdę o Armii  Krajowej, niszczyli dokumenty, zabijali ludzi, wymyślali „bandy”.  Z którymi musiała krwawo walczyć prawidłowa władza, apoteozowali zbrodniarzy, przekręcali historię, wypalali umysły, wprowadzali fałszywe podręczniki, podporządkowywali sobie sztukę i literaturę, sączyli jad, kłamstwo, opanowali wszystkie środki przekazu, a prawda  przetrwała. Przetrwała dzięki wam i podobnym do was.

Dziś w Londynie, dzięki bezimiennej, mrówczej pracy  i poświęceniu tysięcy Polaków, mamy największe archiwa prawdy prawdziwej. Z jej blaskami i cieniami.

I nie mogą Azjaci sięgnąć jej swoimi łapami. I dzięki temu możemy trwać i przetrwać jako pokoleniowa, narodowa świadomość.

I tak było zawsze, i tak jest teraz, i tak zawsze będzie.

I kundle przepadną, a my zostaniemy.

 

(fragment książki Jerzego Dobrowolskiego pt. „Wspomnienia moich pamiętników”, opracowanej i podanej do druku przez Romana Dziewońskiego. Wydawnictwo LTW, Warszawa 2009.

 

http://oporni.salon24.pl/191269,nagan-i-pala-sw-jerzy-i-inne-zabojstwa

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz