Dlaczego kapitan milczał, czyli echa akcji "STENOGRAM" (El Ohido Siluro)
Od przeprowadzonej niedawno przez nasz(?) "rząd" neutralizacyjnej z założenia i zamierzenia "Akcji STENOGRAM" minęło kilka dni. Mimo, że nie jestem zwolennikiem głębszego dywagowania nad tym materiałem, ponieważ jest on nierzetelny (o czym informują nas samo Rosjanie, twierdząc wprost, że nie biorą odpowiedzialności za zgodność z prawdą i faktami tego materiału), czego dowodzą pierwsze relacje dziennikarzy na temat "katastrofy" pojawiające się jeszcze przed oficjalnym czasem w którym nastąpiła tragedia.
Samolot MUSIAŁ rozbić się wcześniej, czas podany w stenogramie jest NIEPRAWDZIWY. Jednak trudno zakładać (jak pisałem wcześniej), że absolutnie cały ładunek informacyjny stenogramu jest zafałszowany, najprawdopodobniej mamy do czynienia tylko z przesunięciami czasowymi pewnych kwestii, a także z usunięciem niektórych, kluczowych wypowiedzi. Dlatego na materiał ten patrzyć należy z rezerwą.
Od czasu "akcji STENOGRAM" wielu komentatorów zadaje zasadnicze pytanie. Dlaczego zgodnie ze stenogramem po komendzie "ODCHODZIMY" samolot gwałtownie obniża pułap, a kapitam milczy?
Myślę, że odpowiedzi na to pytanie należy szukać w zeznaniach kontrolera lotu...
www.mmwroclaw.pl/8817/2010/4/12/kontroler-lotu-proponowalem-im-zapasowe-lotnisko
www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article
Oto wycinek z podanej rozmowy:
"(...)
-Oni przestali słuchać waszych rozkazów?
-Powinni dawać potwierdzenia, a nie dawali.
-Jakie potwierdzenia?
-Dane o wysokości przy podejściu do lądowania.
-Oni nawet nie dawali wam informacji o wysokości samolotu?
-Tak.
-No, a dlaczego oni nie dawali tych potwierdzeń?
-No, a skąd mam wiedzieć? Ponieważ oni rosyjski źle znają.
(...)"
Kontroler twierdzi, że załoga nie dawała potwierdzeń wysokości przy podejściu do lądowania. Czy załoga miała przed nim jakieś tajemnice? Czy chciała, aby kontroler lotów pozostawał w stanie niepewności co do położenia samolotu? Na to wygląda...
Pamiętamy również, że kontroler lotów twierdził, iż Tu-154m Lux "zniknął z radarów"... Wtedy wydał on komendę "101 horyzont" i ponownie "kontrola wysokości, 101 horyzont" - lecz już bez odzewu... A przecież samolot przeleciał jeszcze od miejsca w którym miał się rozbić (zbocze jaru) około kilometra... Czy powodem tego stanu rzeczy mogło być jakieś zakłócenie fal radiowych? A może...
IŁ-76 AVACS
"ZNIKNĄŁ Z RADARÓW"... Czyż nie o to właśnie chodziło?
Jak szkoleni są kierowcy BORu, którzy przewożą VIPów? Mamy tu pewien mały artykulik:
www.auto-swiat.pl/wydania,Kierowca-z-BOR-owca,15899,1.html
Kilka najistotniejszych cytatów z artykułu:
"Bruce Lee w "Wejściu Smoka" stosował sztukę walki bez walki. Podobna zasada obowiązuje funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. - My nie likwidujemy zagrożeń, ale ich unikamy - mówią BOR-owcy."
"Następne ćwiczenie: środek pasa startowego, kolumna trzech samochodów porusza się z niewielką prędkością ok. 20 km/h. Nagle drogę zajeżdża im TIR. To może być próba zamachu. Procedury przewidują w takiej sytuacji jak najszybsze opuszczenie zagrożonego miejsca i ewakuację VIP-a w bezpieczny rejon. Odwrót trwa niecałe 5 s. Tyle czasu wystarczyło, by BOR-owcy uformowali kolumnę jadącą w przeciwnym kierunku i zdążyli odjechać z piskiem opon.W przypadku bezpośredniego zamachu na VIP-a ciosy lub kule zamachowca przyjmuje na siebie jego ochroniarz. To samo dotyczy kierowców BOR. Ich zadaniem jest tak prowadzić kolumnę samochodów, aby ewentualny atak skupił się na autach, w których nie ma VIP-a."
Jaki czynnik jest kluczowy ze względu na bezpieczeństwo VIPa w przypadku bezpośredniego zagrożenia zamachem? Otóż najważniejszy jest czas reakcji kierowcy na zagrożenie i sposób w jaki w przypadku pojawiającego się zagrożenia wykona unik, myląc w dodatku napastnika!!!
Tak więc liczą się tu trzy czynniki:
1. Czas reakcji- możliwie najkrótszy
2. Właściwie wykonany unik i osłona VIPa
3. Zmylenie napastnika co do miejsca w którym przebywa VIP
Czy możliwe jest aby wojskowi piloci przewożący VIPów nie mieli podobnych procedur w sytuacji bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa VIPa?
kolumna BORu
Nie sądzę, nawet gdyby procedury te nie miały sformalizowanego charakteru, a były jedynie ustnymi dyrektywami o charakterze niejawnym...
Czy załoga lotu PLF101 mogła czuć się zagrożona? Myślę, że jak najbardziej.. Pierwsze powody do niepokoju, a także jego oznaki wynikają ze stenogramu rozmów w kabinie. Oto interesujący fragment rozmowy:
08:29:17 044 A... Jeszcze jedno... AMP-y są oddalone od progu pasa jakieś 200 metrów.
08:29:24 2P Dzięki.
08:29:27 2P AMP-y rozstawili.
08:29:29 2P Od progu pasa 200 metrów.
08:29:29 KBC Spytaj, czy Rosjanie już przylecieli.
08:29:34 2P A Rosjanie już przylecieli?
08:29:37 A (niezr.)
08:29:40 044 Ił dwa razy odchodził i chyba gdzieś odlecieli.
08:29:44 2P No, rozumiem, dzięki.
08:29:46 2P Słyszałeś?
08:29:46 KBC Fajnie.
08:29:47 KBC Kto tam jest?
08:29:51 2P U ciebie też?
Drugi usłyszał coś dziwnego. Pyta kapitana, czy słyszał.. Kapitan zadaje krótkie pytanie : "Kto tam jest?". Kapitan najprawdopodobniej widział jakiś dziwny obiekt już chwilę przedtem, w końcu jego polecenie zapytania "Czy Rosjanie już przylecieli" nie wzięło się z powietrza... Teraz Kapitan i Drugi wiedzą już, że nie są sami w powietrzu, jakiś inny samolot jest bardzo blisko i wzbudza ich niepokój i podejrzenia. Ale lecą dalej mając ten fakt na uwadze i obserwują rozwój wydarzeń...
Zwróćmy uwagę, że przed tą wymianą zdań pomiędzy Kapitanem, a Drugim pojawia się w stenogramie dziwaczna wypowiedź:
08:27:58 Bort (niezr.) Zakończyłem zrzut, zniżanie na wschód.
08:28:04 Bort Pozwolili.
Czy polscy piloci usłyszeli te dziwne słowa i zaniepokoili się widząc na radarze tuż przed sobą inny samolot? Czy już wtedy w ich głowach zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza?
Czy mógł to być samolot - cysterna IŁ-78, który właśnie tuż przed nosem Tupoleva "zakończył zrzut" - no właśnie - CZEGO??? Czy było to tylko "domglenie" przestrzeni powietrznej na ścieżce schodzenia Tupoleva, czy też coś więcej???
IŁ-78 mkII
Samolot - cysterna...
Przeczytałem wczoraj z zapartym tchem ostatnią notkę blogera Eye Of The Beholder, którą gorąco polecam. Oto link:
beholder.salon24.pl/190291,samolot-nie-spadal-ladowali
EOTB w sposób jasny, klarowny i rzeczowy wyjaśnia w jaki sposób samolot prezydencki został podstępnie i fałszywie naprowadzony w pułapkę, jaką miał być głeboki jar przed lotniskiem. Zafałszowano odległość samolotu od prawdziwego pasa, dając pilotowi ułudę, że pas zaczyna się o kilometr wcześniej... Zamachowcy zamiast atrapy radiolatarni użyli fałszywych ATMów (potężnych reflektorów, które mają za zadanie wypozycjonować pilotowi położenie pasa we mgle). Na serwowanym nam przez rząd STENOGRAMIE, słyszymy informację, że ATMy są rozstawione, a pilot YAKa stwierdza w rozmowie z załogą Tu-154, że stoją one 200 metrów od progu pasa... Cały artykuł jest naprawdę świetny i godny polecenia! Tyle, że mam wątpliwości co do ostatecznego wniosku jaki wysnuł autor na podstawie swych obliczeń i przemyśleń (jakże znakomitych i precyzyjnych zresztą).
Mianowicie: mimo, iż w stenogramie jest komenda "ODCHODZIMY", autor stwierdził, że naprawdę było tam powiedziane "PODCHODZIMY", co udowadnia pokazując, że samolot zachowywał się tak, jakby po prostu próbował lądować na "fałszywym pasie" podanym przez zamachowców, na kilometr przed lotniskiem. I rzeczywiście, wszystko na to wskazuje... Tupolev nagle w szybkim tempie zniża pułap i wygląda na to, że będzie próbował siadać na "fałszywym pasie". Do momentu, kiedy samolot znajdując się tuż nad ziemią ZNIKA Z RADARÓW (co potwierdził kontroler lotów). Od tego momentu już na pełnym ciągu leci praktycznie po ziemi i nie odbija od niej, trzyma się cały czas wysokość korony drzew, nie podwyższając pułapu.
EOTB postawił tezę:
-Pilot lądował -
A ja nieco zmodyfikuję tezę EOTB i brzmieć ona będzie:
-Pilot udawał, że ląduje po to by uciec -
Kontrowersję wzbudzała cały czas komenda "ODCHODZIMY". Dlaczego po tej komendzie samolot gwałtownie zniża lot, a kapitan milczy? Dlaczego nie wykonano manewru takiego jak na poniższym filmie (ten sam samolot)?
Otóż manewr ten dobry jest w sytuacji nieudanego podejścia do lądowania, a nie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa VIPa poprzez zaplanowaną i dobrze zorganizowaną akcję zamachu!
Twierdzę, że załoga (pamiętamy, że już zaniepokojona biegiem wydarzeń) przez dłuższą chwilę lecąc na wysokości 100 metrów (co wynika ze stenogramu) zapewne obserwowała bacznie wszystkie wskaźniki. Sądzę, że z tej wysokości widać było już ziemię (czemu dałem wyraz w komentarzu u EOTB) w stopniu pozwalającym na chociaż zgrubną orientację (pamiętajmy, że Wiśniewski widział samolot z odległości 400 metrów). W chwili, gdy widać było już postawione fałszywe ATMy - ZAŁOGA ZDAŁA SOBIE SPRAWĘ, ŻE PROWADZONA JEST W PUŁAPKĘ przez kontrolera lotów i obsługę ATMów - do jaru znajdującego się kilometr przed lotniskiem - w którym to jarze zgodnie z zamierzeniem napastników miała nastąpić "katastrofa". Przecież piloci znali to miejsce doskonale... Zorientowali się, że ktoś próbuje ich "brać pode włos"... JUŻ WIEDZIELI, ZE TO ZAMACH !!!
Kapitan i Drugi zapewne spojrzeli na siebie rozumiejąc się bez słów, padło krótkie "ODCHODZIMY" i rozpoczęli manewr uniku. Skończyło się potwierdzanie wysokości fałszywie naprowadzającemu kontrolerowi, który - jak twierdzi - nie usłyszał już więcej żadnej odpowiedzi od załogi PLF101 (mimo, że ze stenogramów wynika, że wysokość była odczytywana cały czas). Samolot zniżał się szybko pozorując, iż chce lądować, tak jak spodziewali się tego zamachowcy. Załoga odegrała przed nimi scenkę, ze nie wie o pułapce...
Podstawowym zadaniem dla załogi było teraz (w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zamachem, z której już zdali sobie sprawę) sprowadzenie samolotu JAK NAJSZYBCIEJ I JAK NAJBLIŻEJ ZIEMI !!!
Tylko taki manewr mógł zapewnić możliwość ucieczki, a szczególności utrudnić namierzenie Tu-154m przez systemy radiolokacyjne i zestrzelenie.
Mobilna stacja radiolokacyjna na samochodzie marki ZIL
Kapitan wykonał manewr uniku perfekcyjnie, w odpowiednim momencie dając maksymalny ciąg (co słyszy i potwierdza pilot Yaka) i leciał tuż nad ziemią, w celu zniknięcia z radarów stacji radiolokacyjnej (co potwierdza kontroler lotów). Samolot ucieka z matni, załoga próbuje ratować maszynę i życie pasażerów. Lecą po łuku w lewo, cały czas tuż nad ziemią, kosząc gałęzie drzew.
W tym momencie zamachowcy uruchamiają plan awaryjny, plan "B" (dlatego właśnie popełnili tak wiele błędów)... Jest szybka decyzja, że samolot zostanie zestrzelony. Chwilę tą ogląda Wiśniewski ze swego hotelu. Jak zeznał, widział nisko idący samolot, w lewym przechyle, samolot ten lewym skrzydłem prawie orał ziemię. Czy wynika z tego, że lewe skrzydło samolotu w tym momencie było jeszcze całe? Następnie Wiśniewski słyszy dwa wybuchy... Niewielka rakieta ziemia - powietrze (lub nawet powietrze - powietrze, pamiętamy wszak, że obok Tu-154 pojawił się jakiś niezidentyfikowany samolot) dosięga tylnej części Tupoleva - nakierowywana była na źródło ciepła. Elementy statecznika pionowego jako pierwsze ulegają destrukcji i upadają na ziemię w miejscu, do którego już za chwilę pobiegnie Wiśniewski wraz ze swoją kamerą...
Czy taki scenariusz jest w ogóle możliwy? Spójrzmy na bliźniaczo podobną "katastrofę" prezydenckiego Tupolewa Tu-134 – 19 października1986 roku na terenieRPA :
pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_mozambickiego_Tu-134_w_RPA
I znowu podam najistotniejszy cytat:
"W styczniu 2003, gazeta Sowetan Sunday World doniosła, że zabójca i były agent południowoafrykańskich sił specjalnych, Hans Louw przyznał się do uczestnitwa w zamachu. Wedle jego zeznania do sprowadzenia samolotu z kursu została użyta fałszywa radiolatarnia, a Louw miał zestrzelić samolot w wypadku gdyby ten się nie rozbił. W późniejszym okresie Louw częściowo zmienił szczegóły swojego wyznania i twierdził, że zestrzelił samolot przy użyciu rakiety9K32 Strieła-2."
Załoga naszego Tupoleva doskonale o takich zagrożeniach wiedziała, piloci wojskowi byli szkoleni pod kątem właśnie takich, awaryjnych sytuacji. Stąd reakcję kapitana Protasiuka uznaję za absolutnie GENIALNĄ i BEZBŁĘDNĄ !!!
Tylko upozorowanie próby "lądowania", sprowadzenie samolotu tuż nad ziemię i koszący lot poza zasięgiem urządzeń radiolokacyjnych mógł uratować ten samolot.
Niestety, to nie wystarczyło.. Nie dano im nawet cienia szansy...
Żadnej szansy.
PS. Ach, byłbym zapomniał...
Pozostaje do wyjaśnienia kwestia skrzydła, które rzekomo Tu-154 utracił po kontakcie z brzozą..
Z tą brzozą:
Jak widzimy, drzewo jest złamane na pół. To na tym drzewie podobnież zaczął się dramat polskiego samolotu... To tutaj Tupolev stracił część lewego skrzydła po kontakcię z tą brzozą... Nawet w stenogramach nam napisali, że słychać ten moment;-)
Zatem jeżeli ktoś nie wierzy montażyście Wiśniewskiemu, że samolot lecąc w lewym przechyle prawie orał lewym skrzydłem ziemię (czytaj - skrzydło było całe) - niech przeprowadzi sobie mały eksperyment procesowy.
EKSPERYMENT PROCESOWY:
1. Przygotować dwie zapałki.
2. Lewą ręką ująć jedną zapałkę, a prawą uchwycić drugą zapałkę
3. Skrzyżować obie zapałki pod kątem prostym, tak aby się dotykały mniej więcej w środu swych długości
4. Jednym uderzeniem zapałki o zapałkę - ZŁAMAĆ OBYDWIE NARAZ
Jeżeli komuś się uda, to stawiam kratę browaru ;-)
http://el.ohido.siluro.salon24.pl/190539,dlaczego-kapitan-milczal-czyli-echa-akcji-stenogram
- Zaloguj się, by odpowiadać
13 komentarzy
1. "dlaczego Kapitan milczał"
tego nie wiem
ale DLACZEGO milczą wojskowi koledzy.....?
Dlaczego nie bronią HONORU Kapitana
i Pilotow
dlaczego nie pomagają nam,internautom
gdy upominamy sie
O SZACUNEK dla Naszego POLSKIEGO LOTNICTWA ?
czy razwiedka
juz zupełnie przejeła stery rzadu w POLSCE.........?
idioci,dyzurni towarzysze REDAKTORZY
stają się najlepszymi adwokatami rosjan, a MY.....?
przepraszam za emocje,ale TO BOLI
gość z drogi
2. Kradzież po smoleńsku i druty elektryczne na wysokości 400 m(Pon
1.
"Rzeczpospolita" donosi, że z konta śp. Andrzeja Przewoźnika,
tragicznie zmarłego sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa,
ktoś wypłacił sześć tysięcy złotych, używając do tego celu karty
bankowej, którą Przewoźnik miał przy sobie w chwili śmierci w
katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Zaginęły też podobne karty,
należące do posłanki PiS, Aleksandry Natalli-Świat, choć z jej konta
żadne pieniądze nie zniknąły.
Jest to oczywista bzdura. Rosyjska prokuratura, prowadząca śledztwo
z należytą starannością, zapewniła przecież polski rząd i polskich
obywateli, że wszystkie rzeczy osobiste ofiar tragicznego wypadku
zostały należycie zabezpieczone przez rosyjskich ekspertów natychmiast
po katastrofie. Wielokrotnie słyszałem premiera Tuska, który zapewniał,
że śledztwo prowadzone jest przez naszych przyjaciół Rosjan bez
zarzutu, i że on, premier, ma do rosyjskich śledczych pełne zaufanie.
Wniosek jest jeden: dziennikarze "Rzeczpospolitej", tuby pisowskiej,
umyślnie szerzą kłamliwe oszczerstwa, przepełnieni nienawiścią i
pragnieniem zburzenia pięknej, niedawno ogłoszonej odgórnie przyjaźni
polsko-rosyjskiej.
A na poważnie: jeżeli chodzi o tak zwane "śledztwo" w sprawie
"wypadku" smoleńskiego, niewiele rzeczy jest mnie w stanie już zdziwić.
Miękki, budyniowaty polskojęzyczny rząd naszego kraju, oddając całe
dochodzenie w ręce putinowskich prokuratorów, specjalistów od ukręcania
niewygodnych spraw, świadomie i faktycznie zrzekł się suwerenności.
Było to do przewidzenia, choć niektórzy mogli żywić po cichu nadzieję,
że jakimś cudem Tusk stwardnieje i postawi się tawariszom zza
wschodniej granicy. Nie stwardniał. Cała sprawa była opisywana i
komentowana już tyle razy przez najróżniejszych dziennikarzy i
blogerów, że nie będę jej w tej notce poświęcał więcej miejsca.
Informacje podane przez "Rzeczpospolitą" potwierdziła już żona śp. Andrzeja Przewoźnika. Za "Rz":
Polskie organa ścigania powiadomiły Rosjan natychmiast po
stwierdzeniu braków na koncie. Rosjanie już podobno namierzyli sprawców
kradzieży, ale wciąż nie wiadomo, kim oni są, ani czy zostali już
zatrzymani.
Czyli wsio kak zwykle: wschodni towarzysze może coś wiedzą,
może nie, tak naprawdę czort jeden zna faktyczny stan rzeczy, a już na
pewno prędzej sam Książę Piekieł zażąda sprawiedliwości w sprawie
Smoleńska, niż Rosjanie powiedzą nam prawdę - o ile nie będzie to
leżało w ich bezpośrednim interesie. Cała sprawa jest, oczywiście,
skandaliczna (jak większość informacji ze "śledztwa", jakie do nas
docierają), i ktoś mógłby się zastanowić, na przykład, nad następującym waprosam: jeżeli
karty śp. Przewoźnika użyto trzykrotnie, po raz pierwszy w dniu
katastrofy 10 kwietnia, a następnie 11 i 12 kwietnia, to dlaczego
dowiadujemy się o tym dopiero teraz, prawie dwa miesiące po fakcie?
Nie chodzi tu o nawet sumę, jaka zniknęła z konta. Wprawdzie dla
statystycznego Rosjanina 60 tysięcy rubli (jeden złoty - około 10
rubli) to mnóstwo pieniędzy, skoro dobrze zarabiający urzędnicy biorą
(oficjalnie) 25 tysięcy rubli na rękę, ale o sam fakt wykorzystania
karty bankowej ofiary katastrofy lotniczej w dniu tej katastrofy, a
następnie przez dwa kolejne dni - jest wystarczająco szokujący! Całej
sprawie jeszcze większej pikanterii dodaje fakt, że przecież rodziny ofiar odbierały znalezione przez Rosjan rzeczy osobiste
tragicznie zmarłych bliskich, znalezione na miejscu katastrofy! Czyżby
usłyszały wtedy, że to co otrzymują to wszystko? Że niczego więcej na
pewno nie znaleziono? Czy z tego wynikały próby spalenia tych rzeczy
osobistych przez polską prokuraturę - czy były to kolejne próby niszczenia dowodów
2.
Cytując klasyka, "w drugiej sprawie chcę powiedzieć". Dzisiejszy
"Fakt" opisuje kolejną zagadkę związaną z "wypadkiem" smoleńskim,
konkretnie: brak synchronizacji zdarzeń wynikających ze stenogramów
rozmów, przekazanych nam przez "przyjaciół Moskali" (słowa Adama
Michnika). Otóż rosyjska elektrownia o godzinie 8:39:35zanotowała
przerwanie linii wysokiego napięcia w rejonie Smoleńska. Raport urzędu
energetycznego Smoleńsk Energo tłumaczy to tym, że polski tupolew,
spadając, zahaczył o przewody wysokiego napięcia i zerwał je.
Dobra, teraz zaglądamy do "stenogramów". I co tam znajdujemy Według nich, o godzinie 8:39:35 samolot Tu-154 wiozący polskiego prezydenta i 95 innych osób znajdował się na wysokości 400 metrów nad ziemią. Druty wysokiego napięcia umieszczone są na wysokości 20 metrów. Oprócz zamieszania z przestrzenią, mamy też, oczywiście, zakrzywienie czasu w postaci pięciu różnych godzin podawanych jako godziny rozbicia się polskiego samolotu. Są to:
- 8:56. Tę godzinę usłyszeliśmy jako pierwszą, już kilkadziesiąt minut po katastrofie.
- 8:41. Po kilkunastu dniach okazało się, że pierwsza wersja była
fałszywa, i ten czas zaczęto podawać jako prawdziwy czas katastrofy
tupolewa. Od pierwszej różni się kwadrans
- 8:51. Kolejna wersja to ta podawana w raporcie służb ratunkowych.
- 8:39:35. Według raportu służb energetycznych, to o tej godzinie Tu-154 zerwał linie wysokiego napięcia.
- 8: ??. Skąd te "??", spytacie Państwo? Otóż według stenogramów, o godzinie 8:39:57, to jest 22 sekundy
po czasie podanym przez raport służb energetycznych, pada z wieży
komenda "400" - oznaczająca, że samolot jest na wysokości właśnie 400
metrów nad ziemią. Nie jest zatem możliwe, aby chwilę wcześniej,
spadając, przeciął kable energetyczne. Stąd też musimy przyjąć, że
istnieje też piąta wersja godziny upadku i rozbicia się Tu-154.
Niestety, doświadczenie uczy, że jedynie naiwny (lub głupi)
oczekiwałby od Tuska, rządu czy jakichkolwiek innych organów twardych,
zdecydowanych, nawet agresywnych działań w sprawie tej największej,
precedensowej katastrofy ostatnich dziesięcioleci. Zwłaszcza, że rząd
polski sam ochoczo zrzekł się wszystkich instrumentów i narzędzi
nacisku na Rosjan, jakimi dysponował, dobrowolnie przyjmując w komisji
"wyjaśniającej" tragedię smoleńską rolę paprotki, i to dość uschniętej.
http://oblezonemiasto.salon24.pl/190573,kradziez-po-smolensku-i-druty-el...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. ????????????????.......
Świetny materiał.... Coraz bliższy PRAWDY...
Bolesny, budzący wiele emocji... Co ONI tam w górze przeżywali...
Broniący HONORU NASZYCH NIEDOŚCIGNIONYCH, NAJLEPSZCH W ŚWIECIE POLSKICH PILOTÓW.... CZEŚĆ ICH PAMIĘCI...
Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...
Dziękuję.... dziękuję.... dziękuję....
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
4. A dodając do powyższego
http://blogmedia24.pl/node/31037
Jawi się kompletny obraz przygotowania logistycznego i wykonania technicznego tego zamachu tysiąclecia częściowo (na razie) poparty dowodami w postaci korespondencji urzędowej między kancelarią tzw premiera i Kancelarią Prezydenta w sprawie wizyty w Katyniu i wreszcie "stenogramu przygotowanego dla "maluczkich" przez rodzime(?) WSI, których rolę też trzeba wyjaśnić do końca. Pozostanie tylko postawić gruppenfuhrera KAT "P"
przed Trybunałem Narodowym, który powinien w tym celu zostać powołany do wydania wyroku (powinien być tylko jeden dla zdrajców) i w efekcie PUBLICZNA EGZEKUCJA!!!! tak karano drzewiej wszelkiej maści zdrajców. Pzdr
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
5. MOJA PROŚBA DO PILOTÓW
To wszystko co powyżej, to bardzo boli ale błagam Was Panowie jako Polak... MILCZCIE. TERAZ MILCZCIE. Teraz to jest nasza rola by szukać.
A Was w powietrzu i na ziemi niech Pan Bóg prowadzi...
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
6. w Wiadomościach 19.30
informacja o dwóch różnych wersjach protokołów przesłuchań pracowników "wieży".
Zmieniono wersje pierwszą, w wieży poza dwoma przesłuchanymi, był jeszcze jeden, wymieniony z nazwiska, człowiek
NIKT go do tej pory NIE PRZESŁUCHAŁ.
NIE DZIWI OŚWIADCZENIE Moskwy, ŻE NIE AUTORYZOWAŁY OPUBLIKOWANEJ PRZEZ TUSKA i Komorowskiego FAŁSZYWKI.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Maryla
pierwsza wersja tzw. stenogramu była opublikowana na "wabia", po jej krytycznej egzegezie zorientuja sie, na jakie niescisłości zwrócili uawgę ci, którzy wykazali merytoryczne słabości tej wersji.
Wersję druga opublikują po uwzglednieniu moderacji wykazanych słabosci.
A co do trzeciego funkcjonariusza obok obu kontrolerów lotów.
Mozliwe, ze był to funkcjonariusz GRU, który trzymał ich na muszce i musieli przekazywać do załogi Tupolewa dane pod jego dyktando.
pozdr.
8. musieli przekazywać do załogi Tupolewa dane pod jego dyktando.
o tym mówił w pierwszej wersji zeznań "naprowadzający' z wieży - że celowo podali im pułap 480 zamiast 200, żeby ich zniechęcić do lądowania.
Czemu pracownikowi wiezy zależało na zniechęceniu pilotów?
Dlaczego były zeznania o badaniu o 7 rano 10.04 w gabinecie lekarskim?
Czego się bali kontrolerzy lotów, że tak kłamali?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Maryla
Nie chodziło bynajmniej o zniechecenie.
Chodziło o zrealizowanie przygotowanego planu , co się własnie stało.
10. wina pilotów - niezawodny argument
Nie brak uznanych "autorytetów" (również lotnictwa). którzy mimo, iż nie znają nawet dokładnego czasu katastrofy, stwierdzają, iż główną winę ponoszą piloci i być może "inni" spoza kokpitu... Wygląda na to, że na pokładzie tupolewa katastrofę spowodowali niezrównoważeni i nieodpowiedzialni funkcjonariusze, którym pochopnie zaufano wybierając do najważniejszych operacji politycznio-wojskowych. Tak pięknie i ładnie wyglądało wzruszenie Putina i Tuska... Tak by się chciało w imię miłości i zaufania, na tych gestach i na oczywistym wniosku o winie pilotów, zakończyć... A tu ciągle jakieś jątrzące i bardzo niewygodne fakty... Ciemnogród natychmiast po katastrofie orzekł zamach ( oczywiście jak to zwykle Ciemnogród - z głupoty i zacofania w rozumieniu współczesnej polityki) Ale potem za Ciemnogrodem pojawia się np Pani Anna Pietraszak, absolwent oficerskiej uczelni NATOwskiej a teraz o ironio, były doradca Putina, wątpiący Iłarionow z amerykańskiego think tanku... I teraz znowu ten Tupolew koszący linię wysokiego napięcia na wys. 400 m .... I prawdopodobna możliwość reakcji pilotów na dostrzeżoną próbę zamachu. Ale jeśli by tak było, to czy nie było obowiązkiem pilotów poinformowanie o tym np. obecnego na pokładzie najwyższego rangą dowódcy ? A jeśli tak, to jakim prawem wspomniane wyżej "autorytety" deprecjonują umiejętności polskich pilotów i zachowanie ludzi spoza kokpitu, jeśli istotnie taki kontakt nastąpił ? Jak daleko posuniemy się w tolerowaniu nieodpowiedzialnych i niesprawiedliwych opinii wobec ludzi pochopnie obarczanych winą za katastrofę ? Jak bardzo miłujemy wygodę rządzących i własną, że ustami "szlachetnych idiotów" gotowi jesteśmy sprzedać prawdę za święty spokój ?...
Idem
11. To już trzecia teoria zamachu
po meaconingu i awarii sterowania. Teorie zamachu oparte są na poszlakach, ale dowodów być może nigdy nie będzie. Z danych wynika, że piloci pod koniec lotu zdawali sobie sprawę z nienormalnej sytuacji i zamiast plaplać do mikrofonu milcząco starali się zrozumieć sytuację i próbowali wyjść z opresji. Chwała im za to!
hrabia Pim de Pim
12. @idem
..."Jak bardzo miłujemy wygodę rządzących i własną, że ustami "szlachetnych idiotów" gotowi jesteśmy sprzedać prawdę za święty spokój?...
Przepraszam, ale nie rozumie...
Boję się, że nie wszyscy prawidłowo odczytali przesłanie zawarte w mojej prośbie do pilotów aby teraz milczeli....
POLSCY PILOCI TO NASZ KWIAT. TEN GATUNEK WYWAGA SZCZEGÓLNEJ OCHRONY...
Za dużo ostatnio "przypadkowych wypadków".... w których ginęli też piloci...
Ale być może niepotrzebnie się martwię, bo przecież mamy przyjaciół, którzy chętnie przyjdą nam z pomocą w przypadku konieczności uzupełnienia obsady...
Już nam przecież pomagają w innej dziedzinie.... Już przecież w ramach przyjaźni i współpracy jeździ po naszych torach przyjacielski pociąg...
Powinienem więc być spokojny...
Nie wiem tylko dlaczego natychmiast kojarzy mi się "koń trojański"...
Proszę mi wybaczyć.... Nadal pozostaję w stanie "otumanienia"...
Dziękuję, ..zdrawiam...
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
13. Kontrolerzy zaniżyli dane o
Kontrolerzy zaniżyli dane o widoczności
Kontrolerzy na lotnisku w Smoleńsku chcieli zniechęcić załogę
prezydenckiego Tu-154M do lądowania. Dlatego podali jej zaniżone dane o
widoczności – wynika z zeznań pracowników lotniska, do których dotarły
„Wiadomości” TVP1. Zeznań, w których jest sporo nieścisłości. Wiele do
życzenia pozostawia również sposób ich spisania.
milicjantom, że podał załodze nieprawdziwe dane o widoczności na
lotnisku. Mówił o 400 m, gdy wynosiła ona jeszcze 800 m.
Jak tłumaczył, chciał zniechęcić pilotów do lądowania. Co ciekawe, ta wypowiedź znajduje się tylko w komputerowym protokole z przesłuchania. Nie ma jej w drugim, pisanym ręcznie. Z przesłuchań kontrolerów Rosjanie sporządzili po dwa protokoły.
Drugi przesłuchiwany kontroler – Wiktor Ryżenko – przyznał, że poza
nim i Pliusninem, na wieży była jeszcze trzecia osoba o nazwisku
Krasnokutskij. Jak powiedział milicjantom Ryżenko, nie wykonywał on
jednak żadnych czynności. Do tej pory nie został przesłuchany.
Zbigniew Ćwiąkalski, b. minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
– W polskim postępowaniu
karnym nie byłoby to możliwe, ponieważ każdy protokół jest dowodem w
tym postępowaniu, stąd też nie wyobrażam sobie, żeby w tym samym czasie
sporządzić dwa protokoły, z którego drugi w końcówce różni się od tego
pierwszego – dodaje Ćwiąkalski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl