Naciąganie krótkiej kołdry czyli BLACKOUT.
Milton Ha, czw., 27/05/2010 - 12:23
Rząd dramatycznie poszukuje w budżecie środków dla powodzian. Jak na razie znalazł 2 mld złotych w dopłatach do funduszy unijnych z projektów energetycznych w unijnym programie „Infrastruktura i środowisko”. I od ręki te cudownie znalezione pieniądze wydał. Wydał, bo potrzeby są ogromne, większe niż się spodziewał. Będzie jeszcze gorzej, bo będzie musiał znaleźć o wiele większe pieniądze iż myśli na dalszą pomoc powodzianom oraz na usuwanie skutków powodzi. Tylko szybkie i pobieżne liczenie strat daje wynik w granicach 20 mld złotych, czyli dziesięć razy więcej niż odkopano w budżecie, a właściwie w deficycie budżetowym.
Skąd te potrzeby i takie kwoty:
Z 306 gmin miejskich dotkniętych poważnie powodzią jest co najmniej 5, jeśli nie więcej.
Z 586 gmin miejsko-wiejskich dotkniętych poważnie powodzią zostało co najmniej 20, jeśli nie więcej.
Z 1586 gmin wiejskich dotkniętych poważnie powodzią zostało co najmniej 100, jeśli nie więcej.
Razem gmin dotkniętych poważnie powodzią zostało co najmniej 125, jeśli nie więcej.
Infrastruktura w 125 gminach poważnie dotkniętych powodzią, jak drogi, mosty, budynki i budowle urzędowe, urządzenia, maszyny, majątek itd., została zniszczona średni po ok. 50 mln zł na gminę, co daje najpoważniejsza kwotę ok. 6,25 mld zł.
Łącznie, mniej lub więcej dotkniętych powodzią będzie ok. 200.000 rodzin.
200.000 rodzin dotkniętych powodzią razy 6.000 zasiłku daje 1,2 mld złotych.
25.000 domów jest do częściowego remontu, co przy koszcie ok. 40.000 zł na remont, bo za obiecane 20.000 to sobie można dwa pokoje i łazienkę wyremontować, daje kwotę minimum 1 mld zł.
5.000 domów jest do całkowitego remontu lub odbudowy, co przy koszcie ok. 300.000 zł na remont, bo za obiecane 100.000 to sobie można kupić w mieście dwa pokój z kuchnią w stanie do remontu, daje kwotę minimum 1, 5 mld zł.
30.000 gospodarstw rolnych trzeba odbudować od podstaw (budynki, maszyny, utracone zwierzęta hodowlane i plony) co przy koszcie ok. 170.000 zł na jedno gospodarstwo, a tu jeszcze nic nikomu nie obiecano konkretnie ale coś Premier przebąkiwał, że tez dostaną, daje kwotę minimum 0,5 mld zł.
Koszty samej akcji przeciwpowodziowej, liczonej tylko jako średnio 25.000 ludzi dziennie przez trzy tygodnie w trybie 24 godzinnym czyli za 200% daje kwotę (przy średniej krajowej) ok. 1 mld zł.
Do tego zużyty sprzęt, paliwo, energia, koszty łączności, użycie środków specjalnych daje pewnie coś ok. 0,5 mld zł.
Nie zapominajmy też o niewielkim, ale jednak, udziale w kosztach takich zjawisk, jak choćby Premier Oblatywacz z przybocznym Gajowym latający w duecie helikopterami z całą gwardią po całej Polsce, jak kot z pęcherzem.
Nie wdając się w dalsze rachunki już tutaj mamy razem ok. 12 mld zł czyli tyle na ile szacowano na początku koszty powodzi z 1997 roku. I to bez kosztów utraconych korzyści czyli niewypracowanych przez zalane i współpracujące z zalanymi firmami firmy obrotów i wpływu z podatków VAT i podatku dochodowego z tego tytułu. Jeżeli do tego dodamy koszty usuwania skutków powodzi, które po powodzi w 1997 roku okazały się dwa razy większe niż koszty akcji przeciwpowodziowej, to należy się spodziewać kosztów na poziomie 36 mdl złotych czyli ok. 20 % więcej niż w 1997 roku.
W obliczu tych kwot rząd szuka w budżecie pieniędzy i wiadomo, że ich tam nie znajdzie. Znalezione dwa miliardy poszły i utopiły się bezmiarze potrzeb. Jak się rząd postara i dokona nowelizacji budżetu to może jeszcze znaleźć z 6 do 8 mld złotych oszczędności, przesuwając zaplanowane wydatki w innych obszarach na wydatki dla powodzian.
Gdzie, w takim razie rząd szuka pieniędzy i co to dla nas oznacza?
Mówi się o obcięciu funduszy przeznaczonych dotąd na finansowanie np. budowy ukraińsko-polskiego ropociągu (Brody-Adamowo) , co oznacza, przy niedawno podpisanej umowie z Gazpromem, jeszcze większe i dłuższe w czasie uzależnienie Polski od dostaw z Rosji.
Na likwidację skutków powodzi rząd chce też przeznaczyć m.in. ok. 214 mln euro, jakie Polsce przyznano na budowę nowych linii energetycznych w północno-wschodniej Polsce, których rozbudowa jest nierozerwalnie związana z budową mostu energetycznego Polska-Litwa. To również oznacza pogorszenie bezpieczeństwa energetycznego kraju oraz stawia pod znakiem zapytania celowość polskiego współudziału w inwestycji w elektrownię jądrową na Litwie.
Planuje się też przesunąć, dużą część z 8,8 mld zł z rezerwy na finansowanie środków unijnych, co oznacza wprost, pogorszenie możliwości w zakresie skutecznego wykorzystania unijnych funduszy w następnych latach. Na ile, nie wiadomo.
Miliard złotych rząd chce zabrać z resortu rolnictwa z puli przeznaczonej na ubezpieczenia rolnicze. Oznacza to, że albo dopłaty do KRUS zostaną znacznie ograniczone (wreszcie) albo cześć rolników jakimś cudem, przestanie być rolnikami (też by się taka prawda przydała).
Rząd ma jeszcze w pozostałych rezerwach łącznie ponad 18,3 mld zł i liczy na to, że uda się z tej kwoty wygospodarować pieniądze dla powodzian, ale będą to drobne kwoty.
Ministrowie resortów, poproszeni przez Premiera, a właściwie postawieni pod ścianą, przebąkują coś o oszczędnościach ale każdy wykręca się jak może, bo już poprzedni, aby spełnić, założony nierealnie, cel deficytu budżetowego, napocili się ogromnie. Jak wyskrobią łącznie 1 mld zł, to będzie dobrze.
Zamach na zysk NBP (4mld zł) raczej się nie uda, bo wykluczyła to Suchocka-Roguska, mówiąc, że byłoby to możliwe tylko i wyłącznie po nowelizacji budżetu. Premier oczywiście zaprzeczył, że ma takie zakusy.
Razem więc, jak rząd wyskrobie ok. 12 mld zł to będzie to absolutne maksimum przy wielkich wyrzeczeniach.
Oczywiście naszych wyrzeczeniach. Bo jak nic, w wyniku wszystkich działań rządu grozi nam podwyżka paliw, gazu i prądu oraz wszystkiego innego, bo ceny wszystkich towarów zależą od tego. Znaczna podwyżka cen żywności z uwagi na jej brak, złą jakość, problemy z przechowanie oraz z powodu zwiększenia importu, co przy słabnącym złotym odczuwamy już dzisiaj. Jakby tego było mało, po klęsce powodzi, latem grozi nam BLACKOUT, bo jak nic lato w końcu przyjdzie, w końcu zrobi się gorąco i w końcu brak inwestycji w energetyce z powodu przesunięcia kasy na powodzian spowoduje, że cały nasz krajowy system energetyczny padnie. Jak nie w tym, to w następnym roku, bo nigdy jeszcze nie udało się nikomu naciąganie krótkiej kołdry tak, żeby coś spod spodu nie wylazło na wierzch. I tylko modlić się należy, żeby Katla, większy z islandzkich wulkanów nie wybuchł wcale, a jeżeli już, to żeby chociaż wiało wtedy przez miesiąc ze wschodu. I tylko to wg mnie tłumaczy takie nasze ocieplenie stosunków ze wschodnim sąsiadem. Wiadomo, lepszy wyż niż niż a wiatr wieje z wyżu do niżu (przynajmniej na naszej półkuli), jeżeli więc na wschodzie wyż a nad Islandią niż, to dobra nasza.
Czego Państwu, państwu i sobie życzę.
- Milton Ha - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. że cały nasz krajowy system energetyczny padnie
aaa, o to tez zadbali - do lata Grad spadnie i już NIE BĘDZIE TO NASZA ENERGETYKA.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. o wilku mowa, a GRAD tuż
http://energetyka.wnp.pl/prospekt-emisyjny-taurona-zatwierdzony,111060_1...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Grad już pada.
Choć u mnie jedynie ten naturalny grad.
Milton Ha
4. Gradobicie
Gradobicie, czyli dobcie energetyki przez Grad'a. A deszcz pada!
Pozdrawiam
Milton Ha