"Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią."

Ajschylos

 



Pierwsza sprawa. Ginie prezydent, RPO, szef NBP, dowództwo Wojska Polskiego (całe, co nie zdarza się nawet w czasie wojny!), szef IPN, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (od 1992 roku nieprzerwanie!) i ogromne grono ludzi tworzących prawdziwą polską elitę. Ludzi prowadzących określone działania, określone, konkretne inicjatywy. Grono ludzi tworzących lobby, wpływających na opinie publiczną w wielu zamilczanych po 1989 roku sprawach.

Jesteśmy członkiem NATO i UE oraz wielu międzynarodowych organizacji, które w tej zupełnie nieprawdopodobnej w historii świata katastrofie mogą nas wesprzeć (czy m.in. nie dlatego wstępowaliśmy do NATO i nie dlatego Polacy wałczą teraz w Afganistanie?). Co robi tzw. premier tzw. państwa polskiego? Nie robi nic! Sam, dobrowolnie rezygnuje z prób przejęcia inicjatywy w postępowaniu dotyczącym wyjaśnienia przyczyn zdarzenia (kuriozalna argumentacja, że zwrócenie się do Kremla o powołanie wspólnej komisji może poskutkować powrotem do retoryki zimnowojennej i może być odebrana przez Kreml jako brak zaufania! Człowiek, który oskarżał śp. Lecha Kaczyńskiego o tkwienie mentalne w tzw. "minionej epoce" daje dowód, że sam ma właśnie taki sposób myślenia!)

Ponad to nie zwraca się o pomoc do żadnej z wyżej wymienionych organizacji międzynarodowych! Jedyne co w/g relacji samego Tuska ma miejsce, to zwrócenie się do premiera Rosji o wstrzymanie do przyjazdu Jarosława Kaczyńskiego decyzji dotyczących dalszego postępowanie z ciałem brata. Tylko to! Śp. Lech Kaczyński funkcjonuje tam jedynie jako nieżyjący brat Jarosława!

Tusk rezygnując już wtedy na miejscu z jakiejkolwiek inicjatywy zrezygnował jednocześnie z funkcji premiera rządu państwa polskiego! Zaprezentował postawę całkowicie bierną, pasywną kuriozalną, której wyjaśnieniem MUSI zająć się jak najszybciej Trybunał Stanu! Przeciez wystarczyło powołać międzynarodową komisje d.s. wyjaśnienia przyczyn katastrofy, komisję w której nie byłby ani Polaków ani Rosjan!

Każdy kto ma minimum wiedzy i trochę oleju we łbie widzi przecież to wszystko i dlatego ludzie biorą sprawy w swoje ręce! Jeżdżą do Smoleńska, fotografują, piszą analizują a w zamian wspierające rząd media (po wypowiedzi Andrzeja Wajdy już chyba nikt nie zaprzeczy co do ich roli) nazywają ich (nas) oszołomami i twórcami teorii spiskowych! Tego wszystiego można było uniknąć!


Sprawa druga - Nowy Jork. Według oficjalnej wersji propagandowej dotyczącej wydarzeń z 11 września 2001, kilku Saudyjczyków pobierało przez trzy tygodnie lekcje pilotażu samolotów typu Cessna. W tym czasie opanowali sztukę latania na tyle, że po przejęciu kontroli nad rzekomo porwanymi samolotami Boeing bez problemu poprowadzili samoloty na oddalone o tysiące kilometrów cele. Wykonali prawidłowe naprowadzenie samolotów na budynki (szerokość ściany WTC to około 70m, rozpiętość skrzydeł Boeinga jest niewiele mniejsza), a to wszystko bezbłednie, przy prędkości 600-700km/h! Nad Manhattanem lecieli góra minutę-półtorej, to był moment i nie pomagała im naziemna kontrola lotów!

Czy to jest możliwe!? Trzy tygodnie szkolenia na małych dwumiejscowych samolocikach i bezproblemowa przesiadka na Jumbo Jeta?

Czy słyszał ktoś, żeby tym rzekomym pilotom-porywaczom zarzucano niewystarczające wyszkolenie?! Zbyt mało "wylatanych" godzin?!


Trzy. W "Misji specjalnej" z 28 kwietnia (około 12:00 minuty trwania programu, o czym pisałem w poprzednim wpisie "Historia się powtarza"), oficer Biura Ochorny Rządu (przedstawiony w programie z zacienioną twarzą, ale przecież znany z imienia i nazwiska i wyglądu co najmniej dziennikarzom z nim rozmawiającym) mówi:

"Kiedy to ciało udało nam się wyciągnąć kilkanaście metrów od samolotu, natychmiast pojawili się funkcjonariusze rosyjskich służb i powiedzieli, że oni to ciało zabierają do Moskwy. To strzeliło w nas jak piorun dlatego, że: raz tragedia i nie mamy swego prezydenta, a druga rzecz, no jak to? Dlaczego oni chcą do Moskwy zabrać ciało naszego prezydenta."

Patrząc na zdjęcia lotniska (małe, a do tego żadnych zabudowań, ogrodzeń itd.) można przyjąć, że oficerowie BOR dotarli na miejsce katastrofy maksymalnie1-2 minuty po zdarzeniu. Ciało prezydenta zlokalizowali dzięki czipowi jaki miał przy sobie śp. Lech Kaczyński w załóżmy kolejne 3 minuty.

To znaczy, że ciało prezydenta zostało znalezione, zidentyfikowane i wydobyte przez nich z wraku samolotu około 5-6 minut po katastrofie. I teraz...

10 kwietnia, sobota wczesne godziny poranne. Miasto śpi. To rachityczne pseudolotnisko (co zadziwiające, mieszkający niedaleko od tygodnia polscy dziennikarze nie zdawali sobie nawet sprawy, że to jest właśnie port lotniczy - mówią o tym w "Misji specjalnej" włąśnie) nie miało nic z tego co zwykle jest typowa infrastrukturą tego typu obiektów, żadnej ochrony. Jak w takiej sytuacji wytłumaczyć fakt o którym mówi wspomniany wyżej BORowiec, że:

"(...)natychmiast pojawili się funkcjonariusze rosyjskich służb i powiedzieli, że oni to ciało zabierają do Moskwy(...)"?!

Jak to możliwe, że ci ludzie ~5-6min od zdarzenia (może wykonywane były dopiero pierwsze telefony a syrena alarmowa rozlega się przecież aż po 15 minutach od katastrofy i dopiero wtedy jest oficjalna informacja o tragedii do straży pożarnej czy ratowników medycznych) wiedzą że "(...)ciało zabierają do Moskwy(...)"!?

Jak to możliwe!? BORowcy biegną do wraku, sygnalizator lokalizuje ciało prezydenta, szybko je odnajdują, Wyciągają spod zgliszcz i wtedy dobiegają rosyjscy oficerowie i nie potają w czym pomóc, czy wezwać tych czy innych ratowników....oświadczają, żeby nie ruszać ciała prezydenta, że zabierają je do Moskwy!


Cztery. Pewien Rosjanin, na podstawie ściętych koron drzew zrekonstruował rzekomy tor lotu tuż przed zderzeniem z ziemią. [link]

Wynika z tego, iż rzekomo samolot po obcięciu przez pień drzewa fragmentu skrzydła (~5m) wykonał obrót o 180 stopni i "dachował" i jako, że górna część kadłuba jest delikatniejsza niż dolna  - rozsypał się za dziesiątki części i wszyscy zginęli. Wg autora samolot wykonał obrót o 180 stopni na wysokości 6,5 metra. Tu pokazuję, że to jest nie możliwe: [link]

Na tej wysokości, samolot zaryłby pozostałym fragmentem skrzydła (a im bliżej jego nasady tym jest przecież sztywniejsze i ma większy przekrój) i zaraz uderzył dziobem w ziemię i na pewno nie przeleciałby jeszcze 800 metrów!



Pięć.Na nakręconym przez nieznanego autora tuż po katastrofie filmie (Do obejrzenia choćby tu, w mojej notce "kim jest Andrey Menderey?" [link] ) nie wiele widać, niewiele słychać, ale ABW po wykonaniu ekspertyzy oświadczyło, że "nie stwierdzono śladów ingerencji w ciągłość zapisu" a to znaczy, że widzimy całość nagrania, bez wycinania czy doklejania czy przestawiania klatek. Niezależnie od tego, czy słyszane odgłosy to wystrzały z broni czy pękające w ogniu jakieś części samolotu (Ta druga wersja jest w/g co najmniej o tyle mało prawdopodobna, że to są odgłosy jednobrzmiące, co w przypadku wystrzałów palących się różnych części samolotu jest nieprawdopodobne. Czy są to odgłosy wybuchającej amunicji nieżyjących oficerów BOR - wątpię, bo musiałby tam być bardzo długo duży ogień a wiadomo, że nic takiego nie miało miejsca) nie ma wątpliwości, że odgłosy przypominając strzały są słyszalne.

Nie ma równiez wątpliwośći, że słyszymy głosy ludzi i widzimy poruszające się w tle sylwetki. Pod koniec filmu rozlega się syrena alarmowa, która została jak wiadomo uruchomiona po 15 minutach od katastrofy. Film z pewnością jest autentyczny i nie ma wątpliwości, że został nakręcony 10 kwietnia 2010 na miejscu katastrofy polskiego samolotu.

Nie ma również wątpliwości - co wydaje mi się kluczowe - co do reakcji autora zdjęć. Najpierw podchodzi filmując miejsce zdarzenia. W pewnym momencie się zatrzymuje, nie wiemy co widzi poza obiektywem kamery aparatu fotograficznego, ale nagle zaczyna się szybko wycofywać. Słychać przekleństwa, co świadczy o nerwowej, emocjonalnej reakcji na coś...Coś co kazało mu się odruchowo, szybko wycofać..

Nie ma wątpliwości, że nagranie jest autentyczne i że autor widział (być może nie nagrał a widział poza obiektywem w szerokiej perspektywie) coś co spowodowało jego nerwową reakcję i wycofanie się.



Sześć. Pani Tatiana Anodina, kierująca Międzypaństwowym Komitetem Lotniczym (ta kuriozalna, dezinformująca nazwa odnosi się to tzw. niepodległych państw członów WNP!) na pytanie czy nie są sędziami we własnej sprawie stanowczo zaprzeczyła, uzasadniając, że nie może tak być bo... są komisją niezależną (konferencja prasowa 16 maja)! Jakie to proste!

"Nasz Dziennik", 14 maja, "Co łaczy Putina z Aviakorem" [link]

"(...) Zakłady Aviakor w Samarze, które pod koniec ubiegłego roku remontowały polski Tu-154M, kontroluje rosyjski multimiliarder Oleg Deripaska, który prywatnie jest przyjacielem rosyjskiego premiera Władimira Putina.(...)"

"(...) Jednak wielkie koncerny, w odróżnieniu od małych i średnich przedsiębiorstw, muszą pracować zgodnie z wytycznymi aparatu państwowego. (...) Na sukces można liczyć wtedy, gdy ma się poparcie władz. Jeżeli nie skoordynuje się działań z ekipą rządzącą, nie ma co robić w dużym biznesie" - powiedział Deripaska(...)"



Siedem. Jeszcze na koniec co do otwartych drzwi pilotów...w 2001 roku, TYDZIEŃ po domniemanych zamachach z 11 września, leciałem samolotem z miasta "A" do miasta "B" na terenie USA. Z lotu zapamietałem m.in. to że drzwi do kabiny pilotów były cały czas otwarte a między fotelami pilotów leżała wielka księga, wielkości książki telefonicznej w którą sobie Panowie od czasu do czasu zerkali. A przypominam, że to był czas zupełnie nieprawdopodobnego napięcia, wzmożonej uwagi i egzekucji wszelkich procedur bezpieczeństwa zwłaszcza w lotnictwie!

Dlaczego tzw. dziennikarze w ostatnim tygodniu roztrząsają jakieś mgławicowate nibyteorie o tym, że coś słychać, bo ktoś coś mówi podobno w kabinie co podobno odczytano z "czarnych skrzynek" a to niby oznacza, że na pilotów była wywierana presja... a nie zajmują się wiązaniem faktów i zadawaniem pytań, które można oprzeć na rzeczywistości?

Polecam szczególnie wczorajszy (20 maja) poranek w radio TOKFM [link]. Mędrcy salonu, goście Janiny Paradowskiej podają do myślenia najświeższą wersję "rzeczywistości" oraz obowiązującą interpretację faktów. Panuje miła rodzinna atmosfera, redaktor naczelny "Polityki" Jerzy Baczyńśki obwieszcza (17 minuta audycji), cytuję:

"(...)wystarczy zwykły eksperyment, który możemy przeprowadzić na sobie, eksperyment psychologiczny. Łatwo sobie te sytuację odtworzyć, pilot (pamiętając z resztą, to jest też pewien background, on był świadkiem tego zdarzenia w Tbilisi, gdzie piloci zostali - wciąż uważam powinniśmy to przypominać - gdzie piloci zostali potem oskarżeni o tchórzostwo.

Gdzie on wie poco leci, wie z kim leci, wie jak to jest ważne wydarzenie także, polityczne, że nie m aczasu bo sa spóźnienie, że ma na pokładzie szefa wojsk lotniczych, który nawet jeśli tylko podszedł i zapytał - ta jak sobie wyobrażam - "Chłopaki, to jak tam? Mamy jakieś problemy? Lądujemy...coś, to jakby wzmaga takie nastawienie, no że musimy się pokazać i wykonać zadanie (...)"

Bezpośredni link do pliku MP3 z audycją [link]

A dzień wcześniej, po konferencji Anodiny, informacja na stronie Interii (19 maja) [link] :

"(...)Tatiana Anodina podkreśliła, że kwestia ewentualnego wywierania wpływu na załogę musi być jeszcze zbadana. Dodała, że ma to duże znaczenie przy wyjaśnieniu okoliczności katastrofy. Natomiast Edmund Klich, szef polskiej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych powiedział, że po odsłuchaniu nagrań z kabiny pilotów nie odniósł wrażenia, by piloci działali pod wpływem presji. Zaznaczył, że wymaga to dodatkowych analiz i opinii biegłych.(...)"



1939

 

Hitler i Himmler oglądają zdobyty sztandar polskiej kawalerii.