Tupolew wcale nie lądował
marek5010, pt., 21/05/2010 - 07:44
...
http://wyborcza.pl/1,75478,7913721,Tupolew_wcale_nie_ladowal.html?as=1
Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski: O której pierwszy raz 10 kwietnia skontaktował się pan z Tu-154?
Artur Wosztyl: Już po wylądowaniu pod Smoleńskiem. Mamy taki zwyczaj, że jeżeli zauważamy np. pogarszające się warunki meteorologiczne, informujemy inną załogę. To rutynowe zachowanie. Na lądowanie tupolewa czekaliśmy w jaku, bo musieliśmy dotankować samolot. Ja z kolegami z Tu-154 rozmawiałem raz. Potem rozmawiali inni koledzy z załogi.
W sumie były trzy rozmowy: o 8.25, 8.30 i 8.37. Tak podał Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK).
- Nie spoglądałem na zegarek. Podałem pilotom warunki pogodowe.
Artur Wosztyl: Już po wylądowaniu pod Smoleńskiem. Mamy taki zwyczaj, że jeżeli zauważamy np. pogarszające się warunki meteorologiczne, informujemy inną załogę. To rutynowe zachowanie. Na lądowanie tupolewa czekaliśmy w jaku, bo musieliśmy dotankować samolot. Ja z kolegami z Tu-154 rozmawiałem raz. Potem rozmawiali inni koledzy z załogi.
W sumie były trzy rozmowy: o 8.25, 8.30 i 8.37. Tak podał Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK).
- Nie spoglądałem na zegarek. Podałem pilotom warunki pogodowe.
Alarmował pan, że są dramatyczne?
- Już gdy my podchodziliśmy do lądowania, ok. półtorej godziny wcześniej, warunki zaczęły się zmieniać. Pierwsza informacja: widoczność wynosi 4 tys. m. Potem w kilka minut się pogorszyła, było już tylko 1500 m.
Jaka była, gdy rozmawiał pan z Tu-154 na 16 min przed katastrofą?
- Już poniżej minimum. Dla jaka minimalna widzialność na tym konkretnym lotnisku wynosi 1500 m.
I to było też poniżej minimum Tu-154?
- No tak, zdecydowanie.
Jeżeli warunki są tak złe, to znaczy, że nie można lądować.
- Nie można. I tupolew wcale nie lądował. Robił podejście do lądowania i w jego trakcie doszło do katastrofy.
Podejście wygląda tak, że samolot zniża się do swojej minimalnej wysokości i wykonuje lot w kierunku lotniska. Jeżeli na tej wysokości w odpowiedniej odległości od drogi startowej ma kontakt wzrokowy z ziemią, może się zniżyć i kontynuować, nawet gdyby wieża podała mu gorsze -warunki.
Jeżeliby wieża powiedziała: "kategorycznie zabraniam", wtedy pilot nie robiłby nawet podejścia do lądowania.
Wieża może zabronić lądowania?
- Kontroler zawsze może zabronić, w każdym momencie. Kieruje ruchem na lotnisku. Jest panem i władcą.
10 kwietnia wieża powinna była zabronić Tu-154 lądowania?
- Nie chcę spekulować.
- Już gdy my podchodziliśmy do lądowania, ok. półtorej godziny wcześniej, warunki zaczęły się zmieniać. Pierwsza informacja: widoczność wynosi 4 tys. m. Potem w kilka minut się pogorszyła, było już tylko 1500 m.
Jaka była, gdy rozmawiał pan z Tu-154 na 16 min przed katastrofą?
- Już poniżej minimum. Dla jaka minimalna widzialność na tym konkretnym lotnisku wynosi 1500 m.
I to było też poniżej minimum Tu-154?
- No tak, zdecydowanie.
Jeżeli warunki są tak złe, to znaczy, że nie można lądować.
- Nie można. I tupolew wcale nie lądował. Robił podejście do lądowania i w jego trakcie doszło do katastrofy.
Podejście wygląda tak, że samolot zniża się do swojej minimalnej wysokości i wykonuje lot w kierunku lotniska. Jeżeli na tej wysokości w odpowiedniej odległości od drogi startowej ma kontakt wzrokowy z ziemią, może się zniżyć i kontynuować, nawet gdyby wieża podała mu gorsze -warunki.
Jeżeliby wieża powiedziała: "kategorycznie zabraniam", wtedy pilot nie robiłby nawet podejścia do lądowania.
Wieża może zabronić lądowania?
- Kontroler zawsze może zabronić, w każdym momencie. Kieruje ruchem na lotnisku. Jest panem i władcą.
10 kwietnia wieża powinna była zabronić Tu-154 lądowania?
- Nie chcę spekulować.
Ale skoro warunki pogodowe były poniżej minimum dla tupolewa, to znaczy, że on nie mógł lądować, czyli wieża powinna była mu tego zabronić.
- Kontroler powinien dać jednoznaczną informację.
Jednoznaczną?
- Podać: "zabraniam podejścia".
- Kontroler powinien dać jednoznaczną informację.
Jednoznaczną?
- Podać: "zabraniam podejścia".
Pan odradzał tupolewowi lądowanie? Tak twierdzi MAK.
- Nie mogę o tym mówić. Powiem tyle: ja osobiście rozmawiałem z mjr. Robertem Grzywną, drugim pilotem Tu-154. Przekazałem mu informacje o warunkach meteorologicznych i ostrzegłem go, że są nieciekawe.
Nieciekawie, czyli nie ląduj?
- Przekazałem swoje sugestie. Nie powiem, jakie to były sugestie.
Była kłótnia? Pan odradzał lądowanie, a mjr Grzywna chciał lądować?
- Nie!
Nie było ostrej wymiany zdań?
- Nie! Powiedział: "dzięki, porozmawiam z Arkiem", czyli dowódcą kpt. Protasiukiem. I zapytał, jak my wylądowaliśmy. Lądowaliśmy przy widzialności 1500 m, a dla nas to minimum pogodowe, odpowiedziałem , że nam się udało. Mamy zwyczaj, że po lądowaniu załoga sobie dziękuje, a ja mówię: "kolejny raz się udało".
Czekając na wylądowanie Tu-154, słyszał pan rozmowę pilotów z wieżą?
- Tak.
Wieża odradzała lądowanie?
- Nie mogę o tym mówić.
Podała, że warunki są poniżej minimum?
- Tak, to standardowa procedura. Z tego, co wiem, wieża podała pilotom te same dane co my. Pytała o zapas paliwa, zapasowe lotniska, dawała ciśnienie, widzialność. Tyle mogę ujawnić.
Czemu Tu-154 myślał, że jest wyżej, niż był?
- Sytuacja musiała ich zaskoczyć. Czym, nie mam pojęcia i nie będę spekulował. Gdybyście rozmawiali z 10 pilotami, mielibyście 10 logicznych -hipotez.
- Nie mogę o tym mówić. Powiem tyle: ja osobiście rozmawiałem z mjr. Robertem Grzywną, drugim pilotem Tu-154. Przekazałem mu informacje o warunkach meteorologicznych i ostrzegłem go, że są nieciekawe.
Nieciekawie, czyli nie ląduj?
- Przekazałem swoje sugestie. Nie powiem, jakie to były sugestie.
Była kłótnia? Pan odradzał lądowanie, a mjr Grzywna chciał lądować?
- Nie!
Nie było ostrej wymiany zdań?
- Nie! Powiedział: "dzięki, porozmawiam z Arkiem", czyli dowódcą kpt. Protasiukiem. I zapytał, jak my wylądowaliśmy. Lądowaliśmy przy widzialności 1500 m, a dla nas to minimum pogodowe, odpowiedziałem , że nam się udało. Mamy zwyczaj, że po lądowaniu załoga sobie dziękuje, a ja mówię: "kolejny raz się udało".
Czekając na wylądowanie Tu-154, słyszał pan rozmowę pilotów z wieżą?
- Tak.
Wieża odradzała lądowanie?
- Nie mogę o tym mówić.
Podała, że warunki są poniżej minimum?
- Tak, to standardowa procedura. Z tego, co wiem, wieża podała pilotom te same dane co my. Pytała o zapas paliwa, zapasowe lotniska, dawała ciśnienie, widzialność. Tyle mogę ujawnić.
Czemu Tu-154 myślał, że jest wyżej, niż był?
- Sytuacja musiała ich zaskoczyć. Czym, nie mam pojęcia i nie będę spekulował. Gdybyście rozmawiali z 10 pilotami, mielibyście 10 logicznych -hipotez.
Ile jest wysokościomierzy w samolocie?
- W jaku cztery: trzy barometryczne i jeden radiowy. Wskazania barycznego zależą od ciśnienia, jakie podaje wieża.
Czy to możliwe, by wieża podała błędne ciśnienie i dlatego piloci nie wiedzieli, na jakiej są faktycznie wysokości?
- Nie pamiętam, jakie ciśnienie podała wieża. Mnie podała prawidłowe.
- W jaku cztery: trzy barometryczne i jeden radiowy. Wskazania barycznego zależą od ciśnienia, jakie podaje wieża.
Czy to możliwe, by wieża podała błędne ciśnienie i dlatego piloci nie wiedzieli, na jakiej są faktycznie wysokości?
- Nie pamiętam, jakie ciśnienie podała wieża. Mnie podała prawidłowe.
Piloci Tu-154 niemal do ostatniej chwili lecieli na autopilocie. To dobrze?
- Laik myśli, że jak jest autopilot, to samolot leci sam. To nieprawda. W tupolewie jest system, który wykorzystuje niektóre podzespoły autopilota. Ale pilot i tak panuje nad sterami, pilotuje ręcznie. Z tego, co wiem, w Tu-154 jest porządny autopilot, potrafi automatycznie sprowadzić samolot. A oni przecież nie lądowali, tylko robili podejście.
Powiem tak: musiało coś pójść bardzo nie tak, że tak się skończyło.
Tupolew wystartował z 27-minutowym opóźnieniem. Gdyby wylądował pół godziny wcześniej, miałby lepsze -warunki?
- Nie, bo już jak my lądowaliśmy, było minimum. A potem warunki się szybko pogarszały.
W międzyczasie nad lotniskiem pojawił się rosyjski Ił-76.
- Tak, jakieś 15 min po nas. Dwa razy podchodził do lądowania, ale wyszedł z lewej strony drogi startowej. To znaczy, że nie trafił w pas.
Miał problemy jak nasz Tu-154?
- Nie mogę tego komentować.
Pojawiła się informacja, że do kabiny pilotów wszedł dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik. Mógłby pilotom wydać rozkaz lądowania?
- Nie, nigdy w życiu. W samolocie dowodzi kapitan. Ostateczną decyzję o lądowaniu podejmuje zawsze dowódca załogi. Jeżeli byłby niedysponowany, dowodzenie przejmuje drugi pilot.
Nawet generał nie może wydać rozkazu?
- Nie. I nawet prezydent nie mógłby. Była taka sytuacja, że kolega leciał z gen. Błasikiem do Świdwina. Nie mógł wylądować, były złe warunki. I nie wylądował, choć generał spieszył się.
Drzwi do kabiny pilotów bywają otwarte?
- Tak, u nas nie jest jak w lotach komercyjnych. Na pokładzie są sprawdzeni pasażerowie, nie zamyka się kabiny. Ale nie każdy może tam wejść. Jeżeli ktoś chce, prosi kogoś z personelu i ta osoba pyta kapitana. I jeżeli są odpowiednie warunki, czyli np. nie podchodzimy do lądowania, kiedy musimy być skupieni, kapitan zaprasza.
Czyli tuż przed lądowaniem nikt nie może wchodzić do kabiny?
- Nie praktykuje się tego. Od momentu, kiedy zaczynamy podchodzić do lądowania, personel pokładowy jest odpowiedzialny za to, żeby wszystkie osoby siedziały zapięte w pasach.
Jak się pan dowiedział, że Tu-154 nie wylądował?
- To było słychać. Siedziałem w jaku jakieś 700-800 m od miejsca katastrofy. Samolot podchodził do lądowania na ustalonym zakresie pracy silnika. I nagle usłyszałem, że dodał obrotów, potem dźwięk jednego milknącego silnika, potem jakieś trzaski, huki. Pomyślałem: "no, chyba chłopaki się rozbili".
Akurat wtedy z wieży wyszedł jakiś człowiek. Zapytaliśmy, gdzie jest tupolew. - Odleciał - odpowiedział. Byliśmy w szoku. Jak to?! Nie słyszeliśmy silników odlatującego tupolewa!
Nie wiedział, że samolot prezydencki się rozbił?
- Nie wiem. Dosłownie kilka sekund potem zawyły syreny alarmowe.
- Laik myśli, że jak jest autopilot, to samolot leci sam. To nieprawda. W tupolewie jest system, który wykorzystuje niektóre podzespoły autopilota. Ale pilot i tak panuje nad sterami, pilotuje ręcznie. Z tego, co wiem, w Tu-154 jest porządny autopilot, potrafi automatycznie sprowadzić samolot. A oni przecież nie lądowali, tylko robili podejście.
Powiem tak: musiało coś pójść bardzo nie tak, że tak się skończyło.
Tupolew wystartował z 27-minutowym opóźnieniem. Gdyby wylądował pół godziny wcześniej, miałby lepsze -warunki?
- Nie, bo już jak my lądowaliśmy, było minimum. A potem warunki się szybko pogarszały.
W międzyczasie nad lotniskiem pojawił się rosyjski Ił-76.
- Tak, jakieś 15 min po nas. Dwa razy podchodził do lądowania, ale wyszedł z lewej strony drogi startowej. To znaczy, że nie trafił w pas.
Miał problemy jak nasz Tu-154?
- Nie mogę tego komentować.
Pojawiła się informacja, że do kabiny pilotów wszedł dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik. Mógłby pilotom wydać rozkaz lądowania?
- Nie, nigdy w życiu. W samolocie dowodzi kapitan. Ostateczną decyzję o lądowaniu podejmuje zawsze dowódca załogi. Jeżeli byłby niedysponowany, dowodzenie przejmuje drugi pilot.
Nawet generał nie może wydać rozkazu?
- Nie. I nawet prezydent nie mógłby. Była taka sytuacja, że kolega leciał z gen. Błasikiem do Świdwina. Nie mógł wylądować, były złe warunki. I nie wylądował, choć generał spieszył się.
Drzwi do kabiny pilotów bywają otwarte?
- Tak, u nas nie jest jak w lotach komercyjnych. Na pokładzie są sprawdzeni pasażerowie, nie zamyka się kabiny. Ale nie każdy może tam wejść. Jeżeli ktoś chce, prosi kogoś z personelu i ta osoba pyta kapitana. I jeżeli są odpowiednie warunki, czyli np. nie podchodzimy do lądowania, kiedy musimy być skupieni, kapitan zaprasza.
Czyli tuż przed lądowaniem nikt nie może wchodzić do kabiny?
- Nie praktykuje się tego. Od momentu, kiedy zaczynamy podchodzić do lądowania, personel pokładowy jest odpowiedzialny za to, żeby wszystkie osoby siedziały zapięte w pasach.
Jak się pan dowiedział, że Tu-154 nie wylądował?
- To było słychać. Siedziałem w jaku jakieś 700-800 m od miejsca katastrofy. Samolot podchodził do lądowania na ustalonym zakresie pracy silnika. I nagle usłyszałem, że dodał obrotów, potem dźwięk jednego milknącego silnika, potem jakieś trzaski, huki. Pomyślałem: "no, chyba chłopaki się rozbili".
Akurat wtedy z wieży wyszedł jakiś człowiek. Zapytaliśmy, gdzie jest tupolew. - Odleciał - odpowiedział. Byliśmy w szoku. Jak to?! Nie słyszeliśmy silników odlatującego tupolewa!
Nie wiedział, że samolot prezydencki się rozbił?
- Nie wiem. Dosłownie kilka sekund potem zawyły syreny alarmowe.
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
28 komentarzy
1. Naprawdę ważny
wywiad. Chociaż raz GW się na coś przydała...
basket
2. Co ciekawe..
WSI24 z uporem maniaka na podstawie tego samego wywiadu(chyba) drąży tylko dwie kwestie :
1) Pilot JAK-a informował załogę Tupolewa o złych warunkach
2) Komunikacja JAK-a z wieżą była superhiperekstra dobra.
Przekaz jest jasny.Piloci Tupolewa cos spier....
Oczywiści nikt nie wspomina o tym ,że Tupek nie lądował, tylko sprawdzał warunki.
Nikogo nie zastanawia czemu zamiast na 100m był na 8m.
3. "Akurat wtedy z wieży wyszedł
"Akurat wtedy z wieży wyszedł jakiś człowiek. Zapytaliśmy, gdzie jest tupolew. - Odleciał - odpowiedział. Byliśmy w szoku. Jak to?! Nie słyszeliśmy silników odlatującego tupolewa!
Nie wiedział, że samolot prezydencki się rozbił?
- Nie wiem. "
jaki czas minął od huku do zawycia syren?
"Dosłownie kilka sekund potem zawyły syreny alarmowe. "
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. nie lądował, tylko sprawdzal...
Do tej pory nikt z tabunów poprawnych ekspertów i fachowców nie powiedział o takiej
możliwości słowa. Na szczęście usłyszeliśmy to z ust najbardziej kompetentnej , żyjącej
osoby - pilota znajdującego się w w czasie katastrofy niemal na jej miejscu..
A powiedział pewnie absolutne minimum tego co mógł!
Tylko to jego krótkie zdanie mrozi krew:
"Powiem tak: musiało coś pójść bardzo nie tak, że tak się skończyło".
Waga jego wypowiedzi - nie do przecenienia.
---------
Ten człowiek z wieży, to udzielił krótkiego, b.mętnego wywiadu natychmiast po
zdarzeniu. Potem zniknął. Normalno.
basket
5. http://www.naszdziennik.pl/in
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100521&typ=po&id=po31.txt
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
6. KOLEJNY "OZYSKANY ŚWIADEK" W MIESIĄC I 10 DNI po KATASTROFIE
Świadek katastrofy Tu-154: nie słyszałem słów "nie zabijajcie nas"
http://wiadomosci.onet.pl/2173651,12,swiadek_katastrofy_tu-154_nie_slysz...
Szczątki Tu-154, który rozbił się w Smoleńsku
Iwanow - to on jako pierwszy nagrał film i umieścił go w internecie po
katastrofie prezydenckiego Tu-154 w Smoleńsku. Autor nagrania, które
obiegło cały świat, wyraża zdziwienie, w jaki sposób analizowano i
manipulowano tym nagraniem - donosi "Fakt".
Mężczyzna w
chwili katastrofy znajdował się około 60 metrów od miejsca, gdzie runął
samolot. Był jedną z pierwszych osób, które przybyły na miejsce wypadku.
Nie czekając ani chwili, chwycił za telefon komórkowy i zaczął
dokumentować zdarzenie na filmie. - Zdziwiło mnie, że w palącym się
wraku, wśród porozrzucanych rzeczy, połamanych drzew nie widać żadnych
ludzi - relacjonował Iwanow.
Na nagranym filmie słychać odgłosy przypominające wystrzał amunicji.
Świadek katastrofy słyszał krzyczących milicjantów, którzy w pierwszych
chwilach po tragedii próbowali zapanować nad sytuacją. - Nikt nie
krzyczał po polsku - mówił Władimir. - Jestem zszokowany, jak to
wszystko zostało zmanipulowane. Byłem tam i nie słyszałem niczego w
rodzaju "nie zabijajcie nas" - wyjaśnia Iwanow, wyrażając nadzieję, że
prawie dwa miesiące po tragedii jego wyznanie rozwieje wszelkie plotki
i teorie o charakterze spiskowym dotyczących dramatycznych wydarzeń 10
kwietnia.
Więcej w dzisiejszym wydaniu gazety "Fakt".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. ciekawe
polska prokuratura badała film i nie demontowała info, ze słychać polskie głosy - co więcej wiemy, że były to głosy BOR-owców, tak samo, jak nie zaprzeczono strzałom
całość tu:
http://www.fakt.pl/Tupolew-plonal-na-moich-oczach,artykuly,72526,1.html
warto przeanalizować sposób wyrazania się "mechanika spod Smoleńska".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Samolot zostal zestrzelony
Nie jestem specjalista, ale z tego co tu czytam wydaje mi sie ze samolot nie ladowal, podchodzil do ladowanie i zostal zestrzelony.
9. Unicorn
Remont? Liczy się portret psychologiczny! Albo: "prywatna wizyta głowy państwa"!
http://katyn2010.blogspot.com/
PS Czy ktoś słyszał jedno zdanie wypowiedziane przez naszych oficjeli w obronie
załogi?
Pozdrawiam
basket
10. Niezależna: To był zamach!
Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, w 100 proc. potwierdza tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu - twierdzą Marek Strassenburg Kleciak, specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji, i Hans Dodel, ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki „Satellitennavigation”.
http://niezalezna.pl/article/show/id/34367
Pozdrawiam
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
11. @Maryla
Władimir Iwanow - to tak jak w Polsce Jan Kowalski - wiec czy to napewno ten sam Iwanow dzis udziela wywiadu? Zreszta jesli ten sam, to juz dzisiaj mogl zmienic zdanie z wielu "politycznie uzasadnionych powodow" - pamietajmy gdzie mieszka i ze napewno juz niejeden pseudo reporter z nim sie kontaktowal i nakreslil wytyczne.
Jesli to co mowi dzisiaj jest prawda, to dlaczego w pierwszej impulsywnej chwili zabezpieczyl swoj film umieszczajac go w Internecie? Dlaczego przeklinal (bo tego podwazyc sie nie da) w momencie krecenia filmiku? Dlaczego w pewnej chwili uciekal i chowal sie za drzewo (choc moze to byc sugestywne)? Reszta juz chyba byla powiedziana.
12. Szkoda..
że Fakt nie opisał jak go odnalazł.Ciekawi mnie to, bo autor "pierwszego filmiku" nazywał się inaczej(teoretycznie).I skoro jest taki luzik i wszystko gra i buczy , to czemu jego konto usunięto z YT?
13. Może , nie wiem, nikomu - E.KLICH
W Polsce jest już zapis rozmów w kabinie pilotów prezydenckiego tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem 10 kwietnia. Przywiózł je w piątek po południu Edmund Klich, przedstawiciel Polski akredytowany przy Międzypańswowej Komisji Lotniczej (MAK) w Moskwie. W czwartek transkrypcję nagrań z cockpit voice recordera przekazał Klichowi Aleksiej Morozow z MAK.
Edmund Klich -polski przedstawiciel w komisji
Fot. ALEXANDER NATRUSKIN REUTERS
Edmund Klich -polski przedstawiciel w komisji
Bogdan Wróblewski: - Komu Pan ten zapis w Polsce przekaże?
Edmund Klich: - Nikomu. Dostałem tę pisemną wersję, bo jako jedyny, będąc akredytowany przy MAK, muszę mieć dostęp do wszystkich materiałów komisji. To jest jednak wciąż wersja robocza. Rozmów pilotów, ich rozmów z kontrolerami i rozmów nagranych w kabinie. Do której mam wiele pytań.
Nie przekaże pan zapisu premierowi? To na najwyższym, rządowym szczeblu zapaść miała decyzja o ujawnieniu tego materiału.
- Myślę, że premier nawet mnie o to nie poprosi. Zresztą badanie czarnych skrzynek nie jest jeszcze zakończone. Nie wiem nawet czy spotkam się z premierem, choć jego doradcy wiedzą, że właśnie wylądowałem.
Czy prawdą jest, o czym pisze "Kommiersant", że tylko 10 proc. rozmów z tła (drzwi do kabiny były otwarte) udało się zidentyfikować?
- "Kommiersant" trochę buja w obłokach. Mogę powiedzieć tyle, że nie wszystkie głosy są zrozumiałe. Że jest dużo wątpliwości. Prawdopodobnie trzeba będzie ściągać z Polski do MAK-u następnych ludzi, żeby pomóc w identyfikacji. Będę się też zastanawiał i rozmawiał z instytucjami naukowymi w Polsce, czy i jak ten zapis lepiej odcyfrować. Może zaproponuję MAK-owi, żeby to zrobić w Polsce.
Jak pan ocenia wersję przyczyn katastrofy przedstawioną w środę przez przewodniczącą MAK Tatianę Anodinę: wskazanie na niedoświadczenie i błąd pilotów?
- Nie będę tego oceniał. Na konferencji wychwyciłem nieścisłości, m.in. dlatego zażądałem wydania mi zapisu rozmów z kokpitu.
Źródło: Gazeta Wyborcza
http://wyborcza.pl/1,75478,7918739,Edmund_Klich__Mam_juz_zapis_rozmow_w_...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. @karakan @basket
Po tym jak dodalem ten wywiad - dluzsza chwile sie zastanawialem jak to sie stalo - czy GW zrobila to wbrew intencji?
Fakt jest taki - ze ten wywiad jest zkopiowany w innych mediach w znacznie okrojonej wersji. Kiedy czytalem pierwsza z nich - pierwsze pytanie jaki mi sie nasunelo to - Czy Pan Artur Wosztyl jest oplacony, czy moze sie boi stracic prace? Dopiero w ( tak mysle) oryginalnej wersji widac - ze oprocz tendencyjnych pytan, Pan Artur Wosztyl probuje powiedziec cos wiecej, cos co jest interesujace i rzuca wiecej swiatla. Nadal w wielu miejscach zastrzega sie co do tego czego mu mowic nie wolno.
Stad tez moje podkreslenia i czytanie miedzy wierszami.
Na uwage zasluguje fakt, ze juz poprzednio, niesmialo bylo wygloszone zdanie, czy pytanie - Czy TU ladowal, czy podchodzil do ladowania? Nie pamietam, kto o tym mowil, ale byl to ktorys z bylych dowodcow lotnictwa.
Ten fakt zaczyna miec duze znaczenie, bo nie podchodzi sie do ladowania na tak malych wysokosciach (bazujac na wypowiedziach pilotow i specjalistow od lotnictwa). Co wiec sie stalo, ze doswiadczeni piloci (czytaj Zaloga) podchodzila do ladowania, praktycznie jadac po ziemi?
Jest jedno zdanie, ktorego nie podkreslilem i Panstwo tez nie wylapali.
"I nagle usłyszałem, że dodał obrotów, potem dźwięk jednego milknącego silnika, potem jakieś trzaski, huki."
Nie jestem specjalista od j. polskiego, ale wydaje mi sie ze Pan Artur Wosztyl wypowiada sie calkiem literackim jezykiem. W tym zdaniu uzywa dwukrotnie slowa "potem", co chyba nie jest zbyt poprawne w stylistyce j. polskiego.
Wydaje sie, ze pierwsze "potem" powinno brzmiec "najpierw". Brzmialo by to nastepujaco
"I nagle usłyszałem, że dodał obrotów, najpierw dźwięk jednego milknącego silnika, potem jakieś trzaski, huki."
I nie chodzi mi tu o strone literacka, lecz o kolejnosc zdarzen. Bez wzgledu jak to zdanie wypowiemy - widac wyraznie, ze silnik, czy silniki umilkly przed momentem lamania drzew i uderzeniem wziemie.
O czym to moze swiadczyc?
Awaria silnikow? Bylo to zdementowane twierdzeniem, ze siniki byly sprawne.
A wiec - do ostatniej chwili - przytomnosc pilotow, ktorzy probowali poderwac maszyne i jak sie zorientowali, ze jest za pozno - wylaczyli siniki, zeby nie doprowadzic do wybuchu paliwa i duzego pozaru. Gdzies, wczesniej, ktorys ze specjalistow od lotnictwa, mowil o takiej procedurze bedacej czescia szkolenia pilotow.
NIECH WIEC MOZE PRZESTANA PODWAZAC UMIEJETNOSCI POLSKICH PILOTOW I POKRYWAC WSZYSTKO SMOLENSKA MGLA
MOZE JEST JUZ PORA, ZEBY ZACZALY SIE POJAWIAC WYPOWIEDZI NA TEMAT ISTOTNYCH SPRAW, A NIE BAJDURZENIE, ZE POLACY JEZDZA SAMOLOTAMI PO POLNYCH DROZKACH
Jak tak dalej pojdzie, to beda nam kazali zdjac z cokolu pomnik Zwirko i Wigury i usunac z Wikipedii artykol Squadron 303 (w j. angieskim), gdzie jest czarno na bialym napisane, ze ci chopcy mieli najwiecej zestrzelen w Bitwie o Anglie. (was the best scoring RAF squadron)
Jesli ktos chce sobie poczytac -http://en.wikipedia.org/wiki/No._303_Polish_Fighter_Squadron
15. @Maryla / 13. Może , nie wiem, nikomu - E.KLICH
Dzieki za uzupelnienia. Niechce byc niegrzeczny, ale czytajac Pana Klicha w tym wywiadzie, obawiam sie, ze jest to marnowanie miejsca na stronie i czasu na czytanie. Co by bylo jak wywiad skonczy by sie na pierwszym akapicie i metoda teleturniejowa - "pierwsza odpowiedz sie liczy"
Wygladalo by to tak:
"Bogdan Wróblewski: - Komu Pan ten zapis w Polsce przekaże?
Edmund Klich: - Nikomu."
I WSZYSTKO JASNE!!!
16. marek5010
Profesorek Niesiołek wprowadził do języka publicznego słowo obrzydliwy. Zawsze stosowane
w połączeniu z nazwiskiem Kaczyński.
Mija 40 dni od katastrofy. Kierunek na dziś jasny: winna załoga i/albo presja.
Nikt z polskich przedstawicieli rządu do dziś nie powiedział głośno w obronie tych
ludzi jednego słowa. Ani premier, ani jego ministrowie, delegowani do różnych
prac w komisji, ani wojskowi! Z dwoma wyjątkami - dwaj piloci powiedzieli, przy
wielkim ograniczeniu swobody wypowiedzi - NIE. Coś tu jest nie w porządku.
To ociekające wazeliną zachowania oficjeli, to jest właśnie obrzydliwość.
Teatrzyk oficjalnego śledztwa jest zwyczajnie - obrzydliwy.
PS Można sobie wyobrazić atmosferę w Wojsku Polskim, a w Siłach Powietrznych
- szczególnie. Na pogrzebie dowódcy Protasiuka nie było żadnego przedstawiciela rządu!
Pp Dub napisał dziś tekst....
Pozdr.
basket
17. marek5010
Z tymi silnikami to dobrze kombinujesz.Troche to wyjaśnia brak dużego wybuchu.
18. http://www.tvn24.pl/-1,165736
http://www.tvn24.pl/-1,1657365,0,1,na-minute-przed-katastrofa-w-kabinie-...
Powtórzę jeszcze raz- albo, albo. Na logikę, gdyby głosy faktycznie brzmiały tak jak chcą media, nie wierzę, że nie byłoby przecieku. Z polskiej czy rosyjskiej strony. Takie ukrywanie nie miałoby większego sensu, no bo co przez to mieliby osiągnąć? Swoją drogą to, co wyprawiają media a teraz Klich to swoisty szantaż emocjonalny.
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
19. Zmuszacie mnie do ciezkiej pracy - UZUPELNIENIE
Pierwsza wypowiedz 05/05/2010 - "Pilot nie powinien lądować, ale nie wiemy czy pilot w ogóle lądował"
Strona nadal zywa - http://wiadomosci.onet.pl/2165614,11,pilot_nie_powinien_ladowac__ale_nie...
na wszelki wypadek wklejam -
Musimy patrzeć na katastrofę obiektywnie. Dzisiaj nie wiemy co się stało. Pilot nie powinien lądować, ale nie wiemy czy on w ogóle lądował - powiedział gen. Anatol Czaban "Kropce nad i" w TVN24. Generał dodał, że lot przebiegał poprawnie i z zachowaniem wysokości. - Nie potrafimy powiedzieć dlaczego ten samolot tak gwałtownie stracił wysokość. Jeżeli faktycznie chciał lądować, na pewno nie popełnił błędu chcąc sprawdzić jakie są warunki. Pilot zawsze ma prawo przejść nad pasem i ocenić czy warunki są tak złe jak podawano - wyjaśnił gen. Czaban. - Jeżeli pilot zaryzykował sprawdzenie pogody nie powiedziałbym, że popełnił błąd, to była zbyt doświadczona załoga - dodał generał. Gen. Czaban odpowiedział także na dzisiejszy artykuł w "Gazecie Wyborczej", w którym anonimowy ekspert rosyjski mówi, że pilot "szukał ziemi wzrokiem". - W trudnych warunkach atmosferycznych nie ma czegoś takiego jak szukanie ziemi, ziemię ma się zobaczyć. Jeżeli nie zobaczy się jej na określonej wysokości to się jej nie szuka. Wykonuje się lot na podstawie przyrządów. Nie wyobrażam sobie żeby pilot szukał ziemi i miał lecieć na lotnisko po tych krzakach - wyjaśnił.
20. na marginesie
czy ktos wie co sie dzieje w tym temacie?
strona rowniez zywa 06/05/2010
http://wiadomosci.onet.pl/2165641,12,dochodzenie_ws_katastrofy_tu-154_ta...
wklejam
Przedstawiciel rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i polski ekspert wojskowy przebywają od wtorku w USA u producenta urządzeń nawigacyjnych z samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, badając je tam w ramach śledztwa ws. przyczyn wypadku.
Firma Universal Avionics w Redmond w stanie Waszyngton jest producentem systemu ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS oraz dwóch systemów nawigacji satelitarnej FMS (ang. Flight Management System), które były zainstalowane na pokładzie prezydenckiego Tu-154.
Polskiemu ekspertowi i przedstawicielowi MAK towarzyszy specjalista z amerykańskiego Krajowego Zarządu Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), agencji federalnej badającej m.in. przyczyny katastrof lotniczych.
REKLAMA
Jak powiedział rzecznik NTSB Ted Lopatkiewicz, celem wizyty u producenta urządzeń jest odzyskanie z nich wszelkich danych, które mogły przetrwać katastrofę i ewentualnie mogą rzucić światło na jej przyczyny.
- Celem jest odzyskanie danych, jeśli to będzie możliwe. Rosjanie poprosili nas o taką pomoc. Producent ma najlepszą aparaturę, aby to zrobić - powiedział Lopatkiewicz. - Zadaniem tych urządzeń nie jest rejestrowanie danych, tylko pomoc w kierowaniu lotem - dodał.
21. Dlaczego nie podoba mi się raport Międzypaństwowego Komitetu Lot
"Aby zrealizować postanowienia konwencji o niezawisłości śledztwa,
ważne jest, by prowadziła je międzynarodowa organizacja, która
nadzoruje spełnianie międzynarodowych norm i ma duże doświadczenie w
międzynarodowych śledztwach w 53 krajach świata. MAK jest członkiem
Międzynarodowej Organizacji Niezależnych Organów Śledczych."
Taaa... Zapomnieli dodać, że MAK tworzą tylko przedstawiciele
części krajów dawnego ZSRR. Krócej byłoby chyba wymienić te państwa.
"Wysoko oceniamy fakt, że od samego początku dochodzenia
otrzymujemy wsparcie naszych kolegów ze Stanów Zjednoczonych, państw
UE, którzy stwierdzili, że nie mają wątpliwości co do niezawisłości i
profesjonalizmu naszej komisji. Komisja Techniczna MAK, w której skład
wchodzą specjaliści Ministerstwa Obrony Rosji, ściśle współpracuje z
pełnomocnikiem rządu RP, p. [Edmundem] Klichem."
Nie mają wątpliwości co do "niezawisłości i profesjonalizmu naszej komisji". Rozumiem, że tak w ciemno wyrazili tę pewność?
"Już od pierwszego dnia polscy specjaliści biorą udział we
wszystkich aspektach śledztwa, mieli i mają dostęp do wszystkich
koniecznych materiałów, tak na miejscu zdarzenia, jak i przy badaniu
czarnych skrzynek. Nie ma żadnych nieporozumień w obszarze zawodowym i
prawnym. W śledztwo włączono najlepszych ekspertów technicznych i
lotniczych, instytuty naukowo-badawcze i przedstawicieli przemysłu
Rosji, Polski i USA."
Zwracam uwagę na słowo "koniecznych"...
"Wszystkie ocalałe fragmenty samolotu i jego oprzyrządowanie
zostały, wspólnie z polską stroną, skatalogowane i znajdują się w
chronionym miejscu."
Rozumiem, że dziesiątki ludzi, którzy byli w ostatnim czasie na
miejscu katastrofy uległo zbiorowej halucynacji. A oto wspomniane
wszystkie ocalałe fragmenty:
"Rozpoczęto rozkodowywanie urządzeń rejestrujących samolotu, z których jedno jest rozkodowywane w Polsce."
Ciekawe. Zdaje się, że to rozkodowanie zakończyło się już jakiś czas temu.
"Stwierdzono, że w kokpicie znajdowały się osoby niebędące
członkami załogi. Głos jednej z tych osób został zidentyfikowany, głos
pozostałej/łych osoby/osób muszą zostać zidentyfikowane przez polską
stronę. Jest to ważne z punktu widzenia śledztwa."
Wychodzi na to, że w kokpicie mogło być więcej niż dwie osoby
niebędące członkami załogi. Dlaczego ważne z punktu widzenia śledztwa
jest to co p. Klich określił jako nie mające wpływu na katastorę? Skoro
znana jest treść wypowiedzi (nie jest znane tylko kto to mówił) to
chyba można to określić?
"5 kwietnia 2010 roku zatwierdzono akt o technicznym badaniu
lotniska Smoleńsk Siewiernyj z punktu widzenia przyjęcia rejsów
specjalnych. Ogólny wniosek: lotnisko jest gotowe na przyjęcie rejsów
specjalnych przy określonych minimalnych warunkach pogodowych. Tabela
zatwierdzonych minimalnych warunków pogodowych dla kursu lądowania 259
o i kategorii statku „W” i „D” (Jak-40 i Tu-154) przewiduje minimalne
warunki do lądowania 100x1000 metrów."
Czy w przypadku niespłenienia minimalnych warunków pogodowych lotnisko powinno zostać zamknięte?
"10 kwietnia 2010 roku, zgodnie z raportem odpowiedniego
specjalisty, w okresie między 7 a 8 rano, przegląd oprzyrządowania
świetlno-sygnalizacyjnego przed lądowaniem wykazał, że jest ono w pełni
sprawne. Bezpośrednio po katastrofie Tu-154 badania sprawności
oprzyrządowania świetlno-sygnalizacyjnego nie udało się dokonać ze
względu na wzmożony ruch lotniczy do 11 kwietnia 2010 roku, godz. 5
rano. Komisja Techniczna nie miała uwag do oprzyrządowania
świetlno-sygnalizacyjnego ze strony załóg samolotów przylatujących na
lotnisko 10 i 11 kwietnia."
Czyli się wyjaśniło. Poniższe zdjęcia to fotomontaż:
"– Około 11 minut przed katastrofą załoga samolotu Jak-40
przekazała informację, że załoga rosyjskiego samolotu Ił-76 wykonała
dwa podejścia i odleciała na lotnisko zapasowe."
Wygląda na to, że Ił był wcześniej tylko o 11 minut a nie o minut kilkadziesiąt jak wcześniej podawano.
"1. Załoga, na własną prośbę, wykonała „próbne” podejście do lądowania na wysokość decyzyjną (100 m).
2. Wydając załodze zgodę na trzecie podejście, kontroler
poinformował, że od 100 metrów trzeba być gotowym na odejście na drugi
krąg."
Ile było w końcu podejść do lądowania?
"1. Po około 13 minutach od wypadku, w wyniku działań Urzędu Spraw
Wewnętrznych okręgu smoleńskiego oraz Federalnej Służby Ochrony
otoczono teren wypadku w promieniu 500 metrów, 180 osób i 16 jednostek
technicznych.
2. Powstały nieznaczny otwarty pożar został ugaszony w ciągu 18 minut od wypadku przez przybyłe jednostki gaśnicze."
Z tych danych wynika, że jeszcze przed oficjalnie podawanym czasem
katastrofy (8:56) teren był zabezpieczony (8:54). Skąd wzięła się zatem
godzina 8:56?
"Wnioski badań podkomisji inżynieryjno-technicznej potwierdzają, że
nie nastąpiły przerwy w pracy samolotu, silników czy systemów. W czasie
lotu, do momentu zderzenia maszyny z przeszkodami, również nie
nastąpiły żadne uszkodzenia samolotu."
Czy brak przerw w pracy systemów oznacza brak zakłóceń?
Tekst raportu:
http:// www .rp.pl/artykul/15,482890_Raport_Miedzypanstwowego_
Dane MAK (są tam też ciekawe grafiki i zdjęcia):
http:// www .mak.ru/russian/russian.html
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=3498943
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
22. imie i nazwisko autora pierwszego filmiku na YT
Andriej Mienderiej - nie Władimir
Iwanow
nadal szukam
23. MAK Manipulowanie Aspektami Katastrofy (rexturbo)
Badacze katastrofy pochylili się nad czynnikami propagandowymi.
Morozow
z komisji MAK powiedział: Załoga Polskich Sił Powietrznych nie miała
właściwego treningu, oraz jasnej instrukcji jak 4 osobowy zespół ma
współpracować. Załoga nie przechodziła regularnego treningu na
symulatorach uczących wspólnego działania w sytuacjach wyjątkowych.
Załoga została sformowana kilka dni przed lotem. Skąd rosyjska komisja
ma takie informacje? Jeśli te informacje zostały dostarczone przez
POlaków,to mamy kolejny
dowód na naruszenie interesów państwa polskiego przez rządzącą klasę
polityczną. Porównując zachowywanie się Edmunda Klicha przed włączeniem
go jako asystenta do MAK, z jego obecną pozycją w śledztwie, widać, że
już nie pracuje dla nas. Zanim Morozow powiedział to, co wyżej
wymienione, Klich, sam od siebie rozwijał temat złego szkolenia
polskich pilotów. Po prostu nikczemność wielowymiarowa, kalanie
własnego gniazda, zdrada tajemnicy wojskowej dot. szkolenia pilotów,
zdrada swojego kraju w sensie moralnym i chyba liczenie na nagrodę od
rządzących. Działaniem o celu podobnym jak ten opisany wyżej, czyli
mówiąc kolokwialnie dawaniem d..y Rosjanom, jest wysłanie do Moskwy
polskich psychologów, którzy z nasłuchu głosów mają zawyrokować o
stanie emocjonalnym załogi. Jeśli nawigator powiedział np. ooo.. k…a!
To znaczy, że są winni, bo nerwowi. Miarodajność takiego
pseudonaukowego narzędzia badawczego jest nikła. To jest pomysł
wyłącznie propagandowy, dla celu założonego już 10 kwietnia 2010 –
zabili beznadziejni piloci. Do listy kretów propagandowych mających
drążyć świadomość publiczności, należy zaliczyć także „piaty głos w
kokpicie”. Wiemy, ale nie powiemy, bo żal nam rodziny. Jeśli ta
komisja, ma w imieniu Rosji czyste sumienie, a do katastrofy nie
przyczynił się nikt z tego państwa, to powinni dać posłuchać jakiemuś
ważnemu polskiemu gremium, pełnego oryginalnego nagrania dźwięków z
rejestratora CVR. Ale, skoro oni czują się upoważnieni, do robienia
propagandy o winie pilotów, wykorzystując do tego absurdalne
uwarunkowania „ludzkie”, którymi w żaden sposób nie da się uzasadnić
przyczyny katastrofy, to każdy z nas ma prawo upoważnić się do
podejrzenia – był zamach.
Autopilot a fałszywe naprowadzanie wg radiolatarni NDB.
Podano,
że podchodzenie do lądowania w ostatniej fazie lotu, już na krótko
przed 2NDB odbywało się przy włączonych następujących funkcjach
autopilota: nastawiona (wprowadzona) korekta przechyłów bocznych,
nastawiona (wprowadzona) korekta nachylenia wzdłużnego, nastawiona
(wprowadzona) korekta siły ciągu turbin. Używam tutaj terminologii
zmodyfikowanej dla lepszego zrozumienia przez każdego. Słowo
„wprowadzona” oznacza, że do komputera autopilota zostały wprowadzone
pewne wartości parametrów, dla ułatwienia sterowania samolotem. Co jest
tutaj najważniejsze a czego nie rozumie większość dyskutantów, z
którymi miałem przyjemność rozmawiać? TAKIE NASTAWY AUTOPILOTA NIE
WYŁĄCZAJĄ RECZNEGO STEROWANIA SAMOLOTEM. Mówiąc jaśniej, wszystko, co
dotychczas opisywałem w kwestii naprowadzania Tu154 na fałszywy pas
startowy, jest dalej aktualne. Takimi nastawami została tylko
ograniczona przestrzeń, w której można odchodzić od osi pasa oraz od
wyznaczonej ścieżki zniżania. Takie nastawy zabezpieczają także przed
niebezpieczną zmianą kąta natarcia w ten sposób, że siła ciągu
automatycznie koryguje utratę prędkości np. na skutek skrętu lub
zwiększenia kąta natarcia. Przypomnę, że przy lądowaniu wg dwóch NDB w
warunkach niewidoczności pasa, rzeczą najistotniejszą jest trzymanie
kursu w osi pasa wg radiokompasu. Samolot „myszkuje” na boki a pilot
poprawia to skręcając. Każdy skręt oznacza przechylenie i zmniejszenie
prędkości, zbyt ostry skręt potęguje te zjawiska. Podobnie ze zniżaniem
lub wznoszeniem, można ostrzej lub łagodniej. Nastawy autopilota miały
za zadanie złagodzenie - upłynnienie manewrów, dla trzymania
trajektorii podchodzenia. Jedyną niedokładnością było to, że na 1100 m
przed pasem (wirtualnym), byli o 30 m za wysoko (100 m, zamiast 70 m).
Jednak zakres nastaw autopilota pozwolił na zwiększenie kąta zniżania,
co wykonali. Reasumując, jeśli informacje o nastawach autopilota są
prawdziwe, to w tym zakresie nie było błędu sterowania samolotem.
http://rexturbo.salon24.pl/184640,mak-manipulowanie-aspektami-katastrofy
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. TAWS
działał poprawnie. Gdyby nie, byłby to pierwszy taki przypadek od czasu jego powszechnego zainstalowania w samolotach - 2005 rok.
Z pewnością wspomniała by o tym p.Anodina, a od niej wiemy,że wszystko urządzenia na pokładzie działały prawidłowo.
http://media.wp.pl/kat,1022941,wid,12256693,wiadomosc.html?ticaid=1a34f
basket
25. @karakan
Nie moge znalesc informacji o wylanczaniu silnikow - ale ja tego nie wykombinowalem. nie znam sie na lotnictwie - gdzies to wyczytalem.
Moze troche swiatla na temat w tym artykule - niestety nie ma go juz na internecie, bo byl jednym z wczesniejszych.
http://wiadomosci.onet.pl/2155338,11,tuz_przed_tragedia_piloci_wiedzieli...
Tuż przed tragedią piloci wiedzieli, że się rozbiją
Szczątki samolotu Tu-154, fot. Jacek Turczyk
PAP
Trzy do pięciu sekund - tak długo mogła trwać chwila, przez którą załoga prezydenckiego samolotu wiedziała już, że dojdzie do katastrofy - powiedział Naczelny Prokurator Wojskowy płk Krzysztof Parulski, który jest w Smoleńsku.
Jak powiedział "Gazecie Wyborczej" płk Zbigniew Rzepa, prokurator wojskowy, który bierze udział w badaniu przyczyn katastrofy, z zapisów czarnych skrzynek wynika, że piloci przed samą katastrofą rozumieli, że się rozbiją. Przyznał, że końcówka zapisu na taśmie "była dramatyczna", ale nie chciał powiedzieć, czy pasażerowie wiedzieli, że maszyna uderzy o ziemię.
Nawiązując do tego Parulski - pytany jak długo mogła trwać chwila, w której rozumiano już, że katastrofa samolotu nastąpi - ocenił, że mogło to być od trzech do pięciu sekund. - Zakładając, że prędkość lądującego samolotu wynosi 150-180 metrów na sekundę - dodał. Treści zapisu rozmów z czarnej skrzynki NPW nie ujawnił.
Rzepa pytany, czy fragmenty rozmów z kabiny to rozmowy między pilotami, czy też między nimi a którymś z pasażerów, odparł, że są to "na pewno rozmowy samych pilotów". Zaś to, czy oni rozmawiali jeszcze z osobą trzecią, będzie jasne "na 100 proc.", kiedy uda się zsynchronizować zapisy rozmów z czasem lotu. Rzepa wykluczył wersję, by prezydencki samolot podchodził do lądowania w Smoleńsku kilka razy. - Podejście było tylko jedno i od razu złe - podkreślił. Anonimowy ekspert, z którym rozmawiał w Smoleńsku dziennikarz "GW", zapewnił, że zapisy czarnych skrzynek zawierają informację pozwalającą wyjaśnić przyczynę katastrofy. Nie ujawnił, jaka to informacja.
26. ciekawe, czy w polskim kontwywiadzie sa jeszcze odważni?
Polski kontrwywiad wiedział o katastrofie prezydenckiego Tu-154M
http://www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100419/KRAJ/966508155
Polski kontrwywiad miał informację o katastrofie
prezydenckiego Tu-154M - informuje Rzeczpospolita. Być może prowadził
nasłuch rozmów na bieżąco...
Służba Kontrwywiadu Wojskowego (polski wywiad
wojskowy) śledziła parametry lotu Tu-154 do Smoleńska. – Był
monitorowany, bo była to maszyna wojskowa – twierdzą rozmówcy "Rz”.
Informacje,
które wpływały do SKW, były zbliżone do tych przesyłanych przez zwykłe
urządzenia GPS. Były to dane m.in. o położeniu maszyny, jej wysokości i
prędkości.
Z ustaleń "Rz” wynika, że SKW najprawdopodobniej już
w momencie katastrofy posiadała też nagrania m.in. rozmów pilotów
samolotu z wieżą kontroli lotów. Wojskowe służby mają bowiem tajną
stację nasłuchową. SKW nie chce jednak oficjalnie komentować sprawy.
"Służba
Kontrwywiadu Wojskowego nie udziela informacji na temat podejmowanych
działań” – czytamy w piśmie płk. Krzysztofa Duszy, dyrektora gabinetu
szefa SKW.
Czy i jakie materiały ta służba przekazała wojskowym prokuratorom prowadzącym śledztwo? Nie wiadomo.
–
SKW jest samodzielną służbą i nie w gestii prokuratury jest
informowanie o jej działalności – ucina płk Zbigniew Rzepa z Naczelnej
Prokuratury Wojskowej.
Wiadomo, że polscy prokuratorzy m.in. zabezpieczyli w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego dokumentację lotu.
Do
tej pory zidentyfikowano 76 ciał ofiar, ustalanie tożsamości 20 wciąż
trwa. Poza tym analizowane są zapisy czarnych skrzynek: grupa śledczych
odczytuje zarejestrowane rozmowy w kabinie pilotów, wymianę informacji
z rosyjskimi kontrolerami i zestawia to z parametrami lotu.
Jednak
z informacji "Rz” wynika, że polscy prokuratorzy nie otrzymali jeszcze
od Rosjan żadnych materiałów dotyczących katastrofy.
Źródło:
Wywiad wiedział o katastrofie - echodnia.eu
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
27. @ kilka uwag
@ Maryla, pt., 21/05/2010 - 15:59
„Nikt nie krzyczał po polsku - mówił Władimir. - Jestem zszokowany, jak to wszystko zostało zmanipulowane. Byłem tam i nie słyszałem niczego w rodzaju "nie zabijajcie nas" - wyjaśnia Iwanow”
Uważam za pewne że osoba Władimira Iwanowa jest podstawiona w miejsce gryzącego piach prawdziwego autora filmiku.
Władimir stosuje taktykę potrójnego kamuflażu
1.Manipulator przedstawia się jako inna osoba
2.Manipulator mówi o manipulacji
3.Manipulator dla uwiarygodnienia manipulacji mówi prawdę twierdząc że nikt nie wypowiedział słów „nie zabijajcie nas”.
Te słowa rzeczywiście tam nie występują.
Występuje natomiast wiele innych, tworzących równie niedwuznaczny obraz.
@ Maryla, pt., 21/05/2010 - 16:03
„polska prokuratura badała film i nie demontowała info, ze słychać polskie głosy - co więcej wiemy, że były to głosy BOR-owców, tak samo, jak nie zaprzeczono strzałom”
Według moich danych na filmku Mendieja występuje tylko raz głos mogący być głosem BOR-owca. Mówi „o Jezu” na ułamek sekundy przed śmiercią.
Wtedy, gdy zrozumiał że ma w magazynku ślepe naboje.
Ostatnim dźwiękiem jaki dotarł do jego uszu był rechot napastników, ubawionych jego sytuacją...
@ alicja2010, pt., 21/05/2010 - 16:18
„Nie jestem specjalista, ale z tego co tu czytam wydaje mi sie ze samolot nie ladowal, podchodzil do ladowanie i zostal zestrzelony.”
Klasyczne zestrzelenie nie było potrzebne.
Wiele wskazuje na to, że „zestrzelono” go wiązkami fal radiowych aktywujących wbudowane w samolot w styczniu „zabawki”.
28. Co się stało z autopilotem?
Tu-154 z parą prezydencką, który rozbił się 10 kwietnia pod
Smoleńskiem, podchodził do lądowania na autopilocie na kilka sekund przed
pierwszym zderzeniem z pierwszą przeszkodą - poinformował w swoim komunikacie
rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Zdaniem pilotów latających na
tupolewach, zagadką pozostaje, dlaczego nie wyłączono go wcześniej, już po
otrzymaniu komendy "pull up". - Czyżby autopilot uległ awarii? - zastanawiają
się lotnicy. Rosjanie cały czas twierdzą, że maszyna była w pełni sprawna i winę
za katastrofę zrzucają na pilotów.
W rozdziale ósmym komunikatu można znaleźć ciekawą informację, która nie
została przekazana dziennikarzom na konferencji w siedzibie moskiewskiego
Interfaksu - a mianowicie, że samolot podchodził do lądowania na włączonym
autopilocie. Jak podaje komunikat, wyłączenie autopilota nastąpiło dopiero na
5,4 sekundy przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę. Najpóźniej, bo w momencie
uderzenia w trzecią przeszkodę, nastąpiło wyłączenie autopilota sterującego
kursem. Warto podkreślić, iż fakt ten nie został podany przez komisję podczas
środowej konferencji prasowej w Moskwie.
Według pilotów latających na
tupolewach, informacja ta jest o tyle dziwna, że żaden z doświadczonych lotników
- a z takich składała się przecież załoga prezydenckiego samolotu - nie
pozwoliłby na to, by autopilot był włączony blisko ziemi. Na autopilocie schodzi
się wyłącznie do tzw. wysokości decyzji, na której pilot ocenia, czy w ogóle
może wylądować.
- Dlatego, moim zdaniem, najprawdopodobniej załoga miała
włączony autopilot w tzw. ścieżce schodzenia. Z kolei ona powinna być trzymana
na stałej prędkości. Jednak tej stałej prędkości oni nie trzymali, ponieważ dość
szybko zbliżali się do ziemi. Może więc warto by było postawić pytanie, czy ten
autopilot był w pełni sprawny? Z tego, co podaje MAK, wynika, że piloci Tu-154
odłączyli go dość późno. MAK podaje, że na 18 sekund przed zderzeniem z drzewem
piloci otrzymali komendę "pull up - ciągnij do góry". To w tym momencie powinni
wyłączyć autopilota. Zagadką dla mnie pozostaje to, dlaczego czekali jeszcze 13
sekund? Powinni odłączyć autopilota zaraz po uzyskaniu tej komendy - mówi pilot.
- Niepokoi mnie ciągle powtarzana teza, że nie było żadnej awarii. Ci sami
ludzie, którzy oceniają stan prezydenckiego samolotu, jednocześnie nadzorują
zakład naprawczy tupolewów. To daje do myślenia - konkludują lotnicy. Ich
zdaniem, załoga miała pełną świadomość, na jakiej wysokości się znajduje.
Działały bowiem wysokościomierze baryczne.
Autopilot nie steruje ciągiem
silników. Utrzymuje on tylko parametry lotne. Bada, czy maszyna znajduje się na
trasie - dane te lotnik odczytuje z pulpitu maszyny. Lotnicy zastrzegają też, że
nie włącza się autopilota przy słabej widoczności. Eksperci lotnictwa krytykują
też ciągłe doniesienia mediów, które lansują tezę o skrajnej
nieodpowiedzialności polskiej załogi Tu-154M, decydującej się na lądowanie mimo
niekorzystnych warunków atmosferycznych.
Informacje, które podała MAK,
niepokoją też prawników. - Chodzi o to, iż wedle zapowiedzi komisji nie
otrzymamy oryginalnego zapisu z czarnych skrzynek, a jedynie ich kopie - mówi
Piotr Kruszyński, karnista. Według niego, byłoby lepiej, gdybyśmy otrzymali
oryginały zapisów. Wówczas bowiem - podkreśla prawnik - istnieje mniejsza
możliwość przekłamania, dokonywania manipulacji na
materiale.
Anna Ambroziak
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=105052
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl