Tego samego dnia Janusz Korwin-Mikke na swoim blogu uznał, że "hipoteza [Amielina] ma ręce i nogi".
Wcześniej 16 kwietnia Stary Wiarus za możliwą przyczynę katastrofy podał błędną interpretację przez pilotów wartości ciśnienia referencyjnego dla wysokościomierza barycznego, podawanego przez dyspozytora na lotnisku Siewiernoje (z prowizorycznego baraku , nieco na wyrost nazywanego "wieżą").
Prawie miesiąc później, 14 maja 2010 na temat błędu pilotów wypowiedział się były szef szkolenia w Dowództwie Sił Powietrznych - pułkownik Piotr Łukaszewicz, a w "Polska The Times" pojawił się artykuł aspirujący do całościowego wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej katastrofy p.t. "Odtworzono ostatnie chwile lotu Tu-154; błąd w pilotażu". Oba źródła potwierdzają pośrednio wersję Amielina, dezawuują możliwości błędnego odczytu ciśnienia z wysokościomierza barycznego przez pilotów, a za główny błąd pilotów wskazują błędną interpretację wskazań wysokościomierza radiowego:
"W przeciwieństwie do ciśnieniowych wysokościomierze radiowe mierzą rzeczywistą wysokość lotu samolotu nad terenem. Jedna antena radiowysokościomierza wysyła sygnał radiowy, a druga odbiera sygnał zwrotny odbity od powierzchni ziemi. Precyzyjnie zmierzona różnica czasu pomiędzy wysłaniem sygnału a jego odbiorem pozwala na określenie rzeczywistej wysokości lotu samolotu nad terenem. Mankamentem jest fakt, że teren wokół lotniska nie zawsze jest płaski jak stół. [...]
Należy przyjąć, że wysokościomierz barometryczny miał ustawione prawidłowe ciśnienie referencyjne i pokazywał właściwą wysokość. Przemawia za tym fakt, że do wysokości 100 metrów Tu-154 utrzymywał właściwy profil lotu, do którego kontroler lotu nie miał zastrzeżeń. Należy przypomnieć, że przed pasem lotniska na kierunku lądowania znajdował się jar o głębokości ok. 60 metrów. Radiowysokościomierz pokazujący rzeczywistą odległość od samolotu do powierzchni ziemi z chwilą wlotu nad jar pokazał nagły wzrost wysokości, zjawisko wybitnie niekorzystne w ostatniej fazie lotu bezpośrednio poprzedzającej lądowanie.
Brakowało kilku sekund, aby uratować samolot
Informacja o wzroście wysokości została odczytana jako wznoszenie samolotu, któremu należało przeciwdziałać poprzez zwiększenie prędkości opadania. Nie widząc ziemi, załoga nie mogła uświadomić sobie faktu, że tym razem, to nie samolot wznosi się, tylko ziemia się od niego oddala. Podejmując przeciwdziałanie wznoszeniu, którego nie było, piloci nagle zwiększyli prędkość zniżania, kierując się wskazaniami wysokościomierza radiowego i mając w pamięci fakt, iż przyrządy ciśnieniowe, także wariometr pokazujący prędkość wznoszenia lub opadania samolotu, działają z pewnym opóźnieniem, a radiowysokościomierz działa w czasie rzeczywistym.
O słuszności postępowania mogło ich także upewnić chwilowe pokrycie się wskazań obydwu wysokościomierzy. Jednakże wskazania radiowysokościomierza zaczęły maleć w tempie równie szybkim, jak chwilę wcześniej wzrastały. Przelot przez cały jar o szerokości ok. kilometra trwał nie dłużej niż 12 sekund. W tym czasie załoga dostrzegła ziemię oraz zorientowała się, że samolotowi grozi niebezpieczeństwo, i próbowała mu przeciwdziałać poprzez próbę nagłego zwiększenia wysokości lotu."
Szanowni Czytelnicy - niestety nie można bezkrytycznie przyjąć powyższego uzasadnienia, nawet pochodzącego ze źródeł wojskowych. Przede wszystkim piloci i nawigatorzy Tu-164M nie byli w Smoleńsku pierwszy raz. Musieli znać ukształtowanie terenu wzdłuż linii podchodzenia do lądowania. Musieli również wiedzieć, jakie wskazania przyrządów pomiarowych towarzyszą przelotowi nad tym głębokim jarem. W warunkach braku widoczności obserwowane wahania wskazań wysokościomierza radiowego - najpierw wzrost odległości od ziemi, a później zmiana tej wysokości - byłyby w oczywisty sposób pomocne w określeniu charakterystycznych punktów początku i końca szerokiego i głębokiego zagłębienia powierzchni, a więc pośrednio i odległości samolotu od początku pasa startowego.
Ponieważ prawie wszyscy jesteśmy kierowcami wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Przed stacją benzynową, gdzie byliśmy już wcześniej parę razy na prostym odcinku drogi dojazdowej występuje najpierw błędne oznaczenie ostrzegające przed niebezpiecznym skrętem w prawo, a paręset metrów dalej błędne oznaczenie ostrzegające przed niebezpiecznym skrętem w lewo. Tymczasem trzeba jechać cały czas prosto. Czy jadąc w gęstej mgle i widząc pojawiające się w podanej kolejności błędne znaki ostrzegawcze rozpoczniemy wykonywanie niebezpiecznych zakrętów? Czy może te błędne znaki pozwolą nam ocenić bliskość poszukiwanego celu nie wpływając na kierunek jazdy?
Proszę zauważyć, że analogia z lotem Tu-154 jest dokładna, - różnica dotyczy tylko płaszczyzny zalecanych przez przyrządy czy znaki manewrów: pionowej w przypadku samolotu, poziomej w przypadku samochodu.
Ponadto pamiętajmy, ze w kabinie prezydenckiego samolotu siedziało czterech wysokiej klasy profesjonalistów (takich jak na szosie Robert Kubica czy Krzysztof Hołowczyc) dlatego prawdopodobieństwo popełnienia takiego błędu przez obu pilotów i nawigatorów w momencie maksymalnego skupienia uwagi na czynności lądowania jest niezwykle niskie.
Przedstawiona jako pewnik hipoteza nie tłumaczy dlaczego polski samolot nie znajdował się na linii pasa startowego, ale równolegle do niej w pewnej odległości. Obecność jaru oraz wskazania wysokościomierzy nie mają tu nic do rzeczy.Wyjaśnieniem tej okoliczności może być błędne wytyczenie osi pasa startowego przez radiolatarnie i reflektory nawigacyjne, czego w dostatecznym stopniu nie zweryfikowano. Ponadto nadal nie wiemy jaka na lotnisku Siewiernoje była koincydencja czasowa i trajektorie samolotu Ił-67, który krążył nad lotniskiem i odleciał chyba bezpośrednio przed lądowaniem Tu-154M. Z tego co podano do wiadomości Ił-67 nie został nawet zidentyfikowany, nie mówiąc o zapisach jego lotu i zeznaniach załogi. Teraz jest już na to za późno.
Nie wierzmy więc zbyt łatwo w wyjaśnienia i hipotezy podawane do wierzenia przez media i "specjalistów". Wystarczy myśleć logicznie.
8 komentarzy
1. brakuje nam wielu informacji, a zaciemnianie i wrzutki
ze strony rządowej tylko sprawę zaciemniają.
To hańba, ze obecnie rządzący Tusk i Komorowski wydaja takie opinie.
.."Przedstawione jako pewnik hipoteza nie tłumaczy dlaczego polski samolot nie znajdował się na linii pasa startowego, ale równolegle do niej w pewnej odległości. "...
Sam autor pierwszej tezy, na której wszyscy sie opierali w swoich dalszych wywodach, jest postacią co najmniej tajemniczą i zadziwiające, ze jego spekulacje traktuje sie jako pewnik oparty na rzetelnych dowodach.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Takie "ostateczne" wyjaśnienia
i dezinformacja mają jeden cel - zmęczenie opinii publicznej i przygotowanie do tez raportu końcowego, który mógłby zostać napisany pierwszego dnia. Dlaczego? Bo tyle zaniedbań i złej woli w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy nie może być przypadkowych. Jesteśmy obiektem wielkiej operacji dezinformacyjnej z udziałem polskiego rządu, który oddając śledztwo "w ręce Apaczów" wybrał pomiędzy szukaniem prawdy a wygodnym kłamstwem i uniknięciem odpowiedzialności. Większym zaufaniem obdarzył rosyjskiego premiera i podległe mu służby niż własnych obywateli. Brak lojalności wobec Prezydenta Kaczyńskiego pociągnął za sobą kolejne fatalne następstwa. Z tego zaprzaństwa nie ma już dla Platformy drogi odwrotu.
Pozdrawiam -
hrabia Pim de Pim
3. hrabia Pim de Pim
rozmawiam z różnymi ludźmi, nawet ci "myslący mediami" juz nie uwierzą PO i Tuskowi.
Przez to mataczenie nabrali podejrzeń i nie zmieni tego nic.
Ludzie są oburzeni i im bardziej będzie propaganda ich przekonywać, tym bardziej nie będą w to wierzyć.
Pozdrawiamj
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Katastrofa
Widzę że na zachodzie też ktoś trochę bada tę sprawę.
Całkiem ciekawa strona z niezłą analizą graficzną.
http://www.humanityinchaos.com/PolishPresidentMurdered-0.html
5. @ kontrrewolucjonista
Analiza jest dobra ...w tych elementach filmu które analizuje.
Niestety moim zdaniem najważniejsze pomija.
Chciałbym posiadać takie umiejętności i oprogramowanie jak twórca tej analizy graficznej - mógłbym pokazać wszystkim co ja tam widzę...
Na temat analizy dźwięku nie wypowiadam się. Nerwów szkoda...
6. kontrrewolucjonista
dziękuję za ciekawy link - posłałem znajomym cudzoziemcom.
Pozdrawiam -
hrabia Pim de Pim
7. Panie hrabio, piszesz:
"Z tego co podano do wiadomości Ił-67 nie został nawet zidentyfikowany, nie mówiąc o zapisach jego lotu i zeznaniach załogi. Teraz jest już na to za późno."
Otóż sądzę, z wszelką nawet pewnością, że satelitarne zdjęcia, które posiada CIA może zidentyfikować tego Iliuszyna, określi trajektorię lotu i skutki jego tam obecności.
Dalej pytam, czy mógł spowodować tą gęstą jak mleko mgłę /np.sztuczną?/
Układa mi się takie przypuszczenie, proszę wziąć je pod uwagę:
- przedsięwzięto liczne środki, zeby samolot runął albo nie wylądował bezpiecznie.
Nie jedno, kilka po posunięć zamachowca złożyło się na wyjątkowa skuteczność.
Wiem, ze żadna komisja już tego nie udowodni, zwłaszcza, ze rząd zrobił niemal wszystko, zeby żadnych dowodów nie odzyzkać a istniejące zniszczyć.
Czy można wytoczyć w tym przypadku proces poszlakowy jeśli zdołamy z dużym prawdopodobieństwem wskazać sprawcę?
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
8. >> Joanna K. (Proces poszlakowy)
"Czy można wytoczyć w tym przypadku proces poszlakowy jeśli zdołamy z dużym prawdopodobieństwem wskazać sprawcę? "
Można. Pierwszy z brzegu tekst na ten temat:
http://www.wuw.pl/ksiegarnia/tresci/studiaiuridica/33/33_19.pdf
Pozdrawiam -
hrabia Pim de Pim