Lech Kaczyński wraz z elitą niepodległościową znalazł się w wirze wielkiej rosyjskiej operacji odzyskiwania wpływów na obszarze dawnego imperium i to w uzgodnieniu z Niemcami oraz za zgodą rządu Donalda Tuska. Była to w istocie gigantyczna pułapka, która zatrzasnęła się wraz ze startem Tu-154 10 kwietnia o godzinie 7.20 czasu warszawskiego
Prawidłowa analiza tragedii smoleńskiej musi uwzględniać cały kontekst polskiej sytuacji politycznej. Opisywałem go, nie zdając sobie jeszcze sprawy z czekających nas wydarzeń, ponad miesiąc temu na łamach „GP” w artykule: „Polska w sieci służb”. Dziś wiemy już dużo więcej.
Polska polityka niepodległościowa
Podstawową tezą tego artykułu było przeświadczenie, że prezydent Lech Kaczyński jest mężem stanu, który pierwszy od śmierci Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego prowadził rzeczywiście suwerenną polską politykę międzynarodową. Głównym celem tej polityki było uczynienie z Polski realnego gracza na europejskiej i światowej scenie. Bezpośrednim zadaniem realizowanym przez Kaczyńskiego było skupienie wokół Polski państw Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej od Odry po Dniepr i od Bałtyku po morza Adriatyckie, Czarne i Kaspijskie. Tak pomyślany blok, zdolny dzięki źródłom kaspijskim do samodzielności energetycznej, silny potencjałem terytorialnym i ludnościowym, wsparty sojuszem z USA i udziałem w UE, mógł odgrywać samodzielną rolę między Niemcami i Rosją.
Skuteczny mimo przeszkód
Kaczyński realizował tę politykę także po upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego i przejęciu władzy w USA przez Demokratów, a w Polsce przez kapitulanckie rządy Tuska i Komorowskiego. Uważał bowiem trafnie, że długofalowa koniunktura wyznaczana jest z jednej strony światowym potencjałem USA i nieuchronnymi przemianami w Rosji, a z drugiej naturalną koniecznością integracji państw Europy Środkowej wokół lidera, którym mogła być tylko Polska. To szczególne miejsce Polski wynika zarówno z racji potencjału terytorialnego, ludnościowego i gospodarczego, jak i z racji oddziaływania kulturowo-cywilizacyjnego, w czym polski katolicyzm odgrywa kluczową rolę.
Polityka Kaczyńskiego z powodzeniem realizowana w czasach ofensywy USA w Europie okazała się skuteczna także w okresie wycofywania się Ameryki. Wbrew różnorodnym propagandowym okrzykom okazało się bowiem, że idea Europy Środkowej jest realizowana i skupia te państwa wokół Polski także wówczas, gdy w Europie zaczyna dominować porozumienie rosyjsko-niemieckie. Przeciwieństwa takie jak kryzys gospodarczy, egoizm wielkich graczy UE i traktat lizboński, a nawet narastająca presja rosyjsko-niemiecka, zaczęły odgrywać rolę jednoczącą, a nie destrukcyjną jak w przeszłości. Determinacja polskiej polityki niepodległościowej wydawała owoce, powstał efekt tzw. kuli śniegowej, gdzie nawet pozornie negatywne okoliczności obracały się na korzyść tej linii politycznej.
Operacja katyńska
W tej sytuacji rozbicie i eliminacja polityki niepodległościowej stała się jednym z głównych zadań służb specjalnych działających przeciwko Polsce. Dezinformacyjno-inspiracyjny aspekt tych działań opisałem w zarysie we wspomnianym artykule, koncentrując się na realizowanej wówczas „operacji katyńskiej”. Jej celem jest przede wszystkim usunięcie barier dzielących wciąż Rosję od Europy Zachodniej, ale tak, by nie zrezygnować i nie utracić dziedzictwa ZSRR. Do tego niezbędny był partner, który zaakceptuje gesty, nie domagając się faktów. Takie było źródło negocjacji Putin–Tusk, które doprowadziły do wyeliminowania prezydenta Kaczyńskiego z uroczystości katyńskich, mających połączyć premierów Polski i Rosji w Katyniu w 70. rocznicę mordu. Tusk podczas tego spotkania nie tylko rezygnował publicznie z domagania się prawdy o ludobójczym charakterze katyńskiej masakry, ale jak na ironię zgodził się, by stało się ono symbolem energetycznego podporządkowania Rosji. Podczas katyńskich rozmów premier Polski wyraził zgodę na podpisanie umowy gazowej uzależniającej Polskę na 30 lat od dostaw gazu z Rosji w sytuacji, gdy właśnie podano do wiadomości publicznej, że Polska dysponuje największymi w Europie złożami gazu. Katyńskie rozmowy 7 kwietnia 2010 r. stały się więc symbolem takiego porozumienia z Rosją, w którym Polska rezygnuje z prawdy na temat sowieckiego ludobójstwa oraz staje się energetyczną kolonią Rosji. Trudno o dobitniejszą demonstrację, co oznacza odrzucenie polityki Kaczyńskiego i jaka jest alternatywa wobec myśli niepodległościowej.
Katyń: geneza dramatu
Rozmowy katyńskie są kluczem do zrozumienia wydarzeń, jakie dziś przeżywamy. Dla Rosji wyeliminowanie Kaczyńskiego z tych rozmów było warunkiem osiągnięcia swojego dziejowego celu geopolitycznego, czyli usunięcia czynnika integrującego Europę Środkową i oddzielającego Rosję od Niemiec. Tusk się na to godził. Kaczyński nie. Więc Tusk miał być fetowany, a Kaczyński eliminowany.
Decyzja Tuska o osobnym spotkaniu z Putinem w Katyniu, bez Prezydenta Kaczyńskiego, jest kamieniem węgielnym i początkiem nieuchronnego biegu wydarzeń, które doprowadziły do tragedii smoleńskiej. Po pierwsze dlatego, że było oczywiste, iż na uroczystości 10-go wraz z Prezydentem będą chcieli pojechać wszyscy, którzy od lat domagali się, by Rosja ujawniła prawdę o katyńskim ludobójstwie. W ten sposób prezydencki samolot stawał się swoistą pułapką, do której zmierzali polscy patrioci, chcący być 10 kwietnia razem ze swoim Prezydentem, właśnie dlatego, że obecność 7 kwietnia oznaczałaby akceptację rosyjskiego dyktatu.
Po drugie dlatego, że Rosja, dążąc do wyeliminowania Prezydenta, tylko spotkaniu z Tuskiem nadała status wizyty państwowej. Każdy, kto zna bizantyjskie obyczaje rosyjskie, rozumie, że musiało to mieć konsekwencje także w systemie bezpieczeństwa i w ogóle w skali zaangażowania władz rosyjskich w przygotowanie wizyty Prezydenta. Praktycznie oznaczało to np., że system automatycznego naprowadzania (ILS) 7 kwietnia podczas lądowania Tuska i Putina gwarantował bezpieczeństwo samolotom lądującym w Smoleńsku. Natychmiast jednak po odlocie premierów system zwinięto i 10-go już go oczywiście nie było.
Po trzecie wreszcie dlatego, że porozumienie katyńskie (o czym Tusk nie musiał, ale powinien wiedzieć) było częścią z góry przygotowanej operacji odzyskiwania wpływów w przestrzeni posowieckiej od Azji Środkowej po Ukrainę i Polskę. Nie przypadkiem wówczas właśnie dochodzi do przewrotu w Kirgizji, podpisania umowy z Janukowyczem w sprawie stacjonowania Floty Czarnomorskiej, rozpoczęcia budowy Nord Streamu i oficjalnego protestu Rosji w sprawie budowy w Polsce amerykańskiej bazy rakietowej.
Nawet więc jeżeli Tusk nie wiedział o tym wszystkim, gdy jesienią 2009 r. zaczynał negocjować spotkanie katyńskie (zapewne za pośrednictwem Adama Rotfelda, swego głównego przedstawiciela w rozmowach z Putinem, a zwłaszcza z Miedwiediewem), to 7 kwietnia musiał już wszystko zrozumieć. Lech Kaczyński oczywiście nie wiedział nic o groźnych szczegółach zaniechań w sferze bezpieczeństwa. Jechał do Katynia, by z determinacją przeciwstawić się polityce likwidacji Europy Środkowej. Jego przemówienie przygotowane na tę uroczystość jest tego najlepszym świadectwem. Podobnym świadectwem jest analiza przygotowana przez BBN na polecenie ministra Aleksandra Szczygły, która miała zostać opublikowana zaraz po powrocie z Katynia. Kaczyński wraz z niepodległościową elitą znalazł się w wirze wielkiej rosyjskiej operacji odzyskiwania wpływów na obszarze dawnego imperium, i to w uzgodnieniu z Niemcami oraz za zgodą rządu Donalda Tuska. Była to w istocie gigantyczna pułapka, która zatrzasnęła się 10 kwietnia wraz ze startem Tu-154 o godzinie 7.20 czasu warszawskiego.
Gruziński zamach, smoleński epilog
Te wydarzenia mają swoje antecedensy i swoje epilogi. I jedne, i drugie są swoistym, choć pozornie niewidocznym śladem przygotowań. Epilogiem jest wciąż tajemnica filmu trwającego minutę i 24 sekundy, a nagranego w 3 minuty po katastrofie. Pokazuje on wydarzenia wokół rozbitego samolotu, których prawdziwego sensu wciąż nie rozumiemy i nie chcemy dopowiedzieć. Choć przecież wszyscy z nas rozumieją, co znaczą słowa „nie ubiwaj”. Ten film obejrzało już 500 tysięcy widzów na całym świecie, nieporównanie więcej niż film Andrzeja Wajdy o Katyniu. Jak podała 27 kwietnia br. Prokuratura Generalna, Biuro Kryminalistyczne Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego uznało ten film za autentyczny... w co wciąż tak trudno uwierzyć.
Do antecedensów należy przede wszystkim operacja gruzińska. Opisując miesiąc temu szereg działań wymierzonych w Polskę, z różnych względów pominąłem „operację gruzińską”, której swego czasu poświęciłem szerszą analizę przedstawioną na seminarium w Wyższej Szkole Medialnej w Toruniu. Istotą tej operacji była próba sprawdzenia, na ile w Polsce istnieją siły zdolne zaakceptować zamach wymierzony w Prezydenta RP. Czy zdolne są one do przeciwstawienia się Prezydentowi i obozowi niepodległościowemu i czy mają szanse narzucić społeczeństwu swoją wersję wydarzeń nawet wówczas, gdy w grę wchodzi zagrożenie Głowy Państwa. Odpowiedź znamy. Udzielono nam jej wówczas publicznie, stwierdzając: „Jaki prezydent, taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera”. Swoistym zamknięciem tej operacji są przemówienia wygłaszane przez polityka chcącego uchodzić za Ojca Ojczyzny, Patera Patriae, który jest gotów wesprzeć i obronić strwożoną zamachem Polskę, zagwarantować ład, porządek, a przede wszystkim spokój. Polityk ten wciąż nie potrafi pojąć, dlaczego jego przemówienia i ton, jaki przybrał, brzmią dla Polaków jak olbrzymi dysonans. Rzecz w tym, że wbrew przygotowanym analizom w Polsce nie doszło do chaosu, strachu, atmosfery społecznego przerażenia. Przeciwnie, śmierć całej nieomal elity niepodległościowej sprawiła, że naród zaczął skupiać się wokół ocalałego spadkobiercy i realizatora polityki niepodległościowej – Jarosława Kaczyńskiego. Miejsce małości i strachu zajmuje duma z polskości i wola odzyskania wreszcie własnego państwa.
Antoni Macierewicz
napisz pierwszy komentarz