Zakłamany dzień zwycięstwa

avatar użytkownika nurniflowenola

9 maja 1945Dzień Zwycięstwa,
maj zielony, białe kwitną bzy,
dziadek usiadł zamyślony,
wspomniał wojny dni.

Jak z radziecką armią sławną,
w bój na wroga szedł,
działo to się tak niedawno,
a zda się, że wiek.

Jak miał Miszę towarzysza,
co w okopach padł,
można było z takim Miszą,
przewędrować świat.

Dzień Zwycięstwa, maj zielony,
białe kwitną bzy,
dziadek siedzi zamyślony,
wspomniał wojny dni….

Sam fakt, że pamiętam z dzieciństwa powyższy wierszyk dowodzi o przeogromnym wpływie komunizu na moje życie. Jestem nim, podobnie jak miliony Rodaków, skażony dożywotnio. I nie ma od tego ucieczki! Jednak muszę stwierdzić, że wychowanie w duchu przyjaźni polsko-radzieckiej w moim przypadku nie przyniosło zakładanych celów. Władza ludowa nie była w stanie przekonać mnie do fałszywej wersji historii. Dlatego też wiem, że 9 maja nie jest żadnym dniem zwycięstwa, tylko datą początkową zniewolenia Polski i innych narodów. Zniewolenia, które poniekąd trwa do dziś, bowiem w ostatnich tygodniach tragiczna historia odbija się nam czkawką.

Każdego roku Kreml uroczyście obchodził zakończenie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – tak na wschodzie zwana jest II Wojna Światowa. Przez powojenne dziesięciolecia tego dnia organizowano “pokojowe” defilady na Placu Czerwonym. Aż przyszedł czas  gorbaczowskiej “pierestrojki” i czas okrągłych mebli. PRL się wykopyrtnęła a ZSRR rozpadł się w drobny mak. Polska stała się demokratyczna, Rosja stała się demokratyczna. Pewne rzeczy można było nazwać po imeniu – z przyczyn oczywistych przestano kłamać, że Katyńska Zbrodnia to dzieło Niemców. Rosja zdemokratyzowała sie do tego stopnia, że tylko sporadycznie włodarze Moskwy mordowali niewygodnych dziennikarzy czy polityków. Niemniej nie przeszkadza to w ciągłym fałszowaniu historii. W 2005 roku kagiebista Putin, z okazji 60. rocznicy zakończenia wojny, raczył był oddać hołd żołnierzom wszystkich armii, które brały udział w pokonaniu III Rzeszy. Zapomniał chłopina wspomnieć o Polakach, którzy walczyli na wszystkich frontach świata! Cóż, “kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”, więc kto by się czepiał detali. Wszak prywiślański kraj to w mniemaniu towarzyszy ino rosyjska gubernia, a nie suwerenne państwo. Szczególnie widoczne jest to teraz, gdy miłość braterska wybuchła bezeksplozyjnie niczym Tu-154 z Prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie…

“History repeats itself, ladies and gentelmen”. Dziś do Moskwy mieli przyjechać możni tego świata. Obama, Brown, Berlusconi, Sarkozy odwołali jednak swoje wizyty. Dlaczego? No powody są poważne… Obama bez racjonalnego wytłumaczenia wysłał wiceprezydenta Bidena. Gordon “wykręcił się” zeszłotygodniowymi wyborami na wyspach, a Berlusconi i Sarkozy są zajęci pomaganiem tonącej Grecji! Oczywiście są to zwykłe wymówki, które jasno pokazują, że na naszych oczach odbywa się powtórka z historii. Na marginesie: Rosja nie chce widzieć w Moskwie ani Bidena wysłanego w zastępstwie Obamy, ani księcia Karola, który miał zastąpić Gordona Browna! Przekaz jest jasny – mają przyjechać ci namaszczeni przez Putina. Tym samym ranga tegorocznych obchodów zwycięstwa niepokonanej Armii Czerwonej jest taka sama jak za czasów ZSRR. W sumie Putin powinien się cieszyć – przecież twierdzi, że “upadek ZSRR to największa katastrofa geopolityczna XX wieku”. Cieszą się za to, co dla mnie jest totalnie niezrozumiałe, niektórzy rodzimi komentatorzy. Twierdzą oni, że oto towarzysz Putin dostał policzek od Zachodnich przywódców. Kiepski ze mnie materiał na dyplomatę, więc mogę śmialo napisać, że ucieszyłbym się niezmiernie, gdyby ktoś wymierzył temu kagiebiście cios w twarz. Wymieniane są pewne fakty, które mają potwierdzić fakt zmiany stosunku Zachodu do putinowskiej Rosji. Jako przykład podaje się nadzwyczajne manewry wojsk NATO pod polskim dowództwem, które odbyły się 12 kwietnia czy wypowiedzi J. Bidena, który sprzeciwia się demilitaryzacji Europy i odnawianiu się stref wpływów. Ale to są mrzonki! Moim zdaniem to nie jest dobra wiadomość dla Polski. Bo oto może okazać się, że polska znów zostanie wystawiona do wiatru i Wielki Brat się nami “zaopiekuje”! Jako kontrargument można przytoczyć słowa Obamy, który powiedział, że “9 maja, dzień święta dla wszystkich, przypomina nam o nadzwyczajnych ówczesnych poświęceniach Związku Radzieckiego i o tym, jak silny był sojusz między Stanami Zjednoczonymi i narodem rosyjskim”. Wygląda na to, że powoli dochodzimy do sytuacji, w której świat zostanie podzielony kolejną “żelazną kurtyną”. I tu rodzi się pytanie: po której jej stronie znajdzie się Rzeczpospolita? Wciąż wiele zależy od nas samych. 20 czerwca będziemy wiedzieli więcej na temat przysłości naszej Ojczyzny…

Na koniec popatrzcie uważnie na zdjęcie, które zdobi mój tekst. Przyjrzyjcie się dokładnie nadgarstkom żołnierza przytrzymującego swego kolegę z flagą. Co widzicie? Nie rozumiecie o co mi chodzi, co? Na jego lewej ręce widać zegarek. A w zasadzie powinienem był napisać, że jeden jest widoczny. Pozostałe trzy zostały wyretuszowane! Tak, moi drodzy, zwycięski żołnierz radziecki miał cztery zegarki. Po dwa na każdej ręce! Tym którzy nie znają za bardzo historii pragnę zakomunikować, że dla dzielnych żołnierzy radzieckich, którym określone figury każą palić dziś znicze, zegarek był największym skarbem. Szli na Zachód, na Berlin i zbierali zegarki. A przy okazji mordowali, gwałcili i palili. Zegarki i rowery! Tacy dzielni wojacy, niosący pokój światu! Fakt “zniknięcia” trzech zegarków z tego głośnego zdjęcia jest jednocześnie aktem prawdy o ZSRR i tak pieczołowicie czczonym dniu zwycięstwa. Dla nas i dla wielu narodów Europy to nie było zwycięstwo. Widać to także dziś, gdzie prawda o zbrodniach sowietów jest rugowana z przestrzeni publicznej. A może przede wszystkim dziś, w przededniu kolejnej zimnej wojny? W tym kontekście wciąż nieznośnie aktualne są słowa piosenki Jacka Kaczmarskiego pt. “Jałta”. Zapamiętajcie je, oddają one istotę powojennego porządku świata oraz są przestrogą, swoistym apelem, aby w końcu wyciągnąć wnioski z historii i przekreślić bezlitosne fata:

Jak nowa rezydencja carów,

Służba swe obowiązki zna,

Precz wysiedlono stąd Tatarów

Gdzie na świat wyrok zapaść ma.

Okna już widzą, słyszą ściany

Jak kaszle nad cygarem Lew,

Jak skrzypi wózek popychany

Z kalekim Demokratą w tle.

Lecz nikt nie widzi i nie słyszy,

Co robi Góral w krymską noc,

Gdy gestem wiernych towarzyszy

Wpaja swą legendarną moc

Nie miejcie żalu do Stalina,

Nie on się za tym wszystkim krył,

Przecież to nie jest jego wina,

Że Roosevelt w Jałcie nie miał sił.

Gdy się triumwirat wspólnie brał

Za świata historyczne kształty,

- Wiadomo kto Cezara grał -

I tak rozumieć trzeba Jałtę.

W resztce cygara mdłym ogniku

Pływała Lwa Albionu twarz:

Nie rozmawiajmy o Bałtyku,

Po co w Europie tyle państw?

Polacy? – chodzi tylko o to,

Żeby gdzieś w końcu mogli żyć…

Z tą Polską zawsze są kłopoty -

Kaleka troszczy się i drży.

Lecz uspokaja ich gospodarz

Pożółkły dłonią głaszcząc wąs:

Mój kraj pomocną dłoń im poda,

Potem niech rządzą się jak chcą.

Nie miejcie żalu do Churchilla,

Nie on wszak za tym wszystkim stał,

Wszak po to tylko był triumwirat,

By Stalin dostał to, co chciał.

Komu zależy na pokoju,

Ten zawsze cofnie się przed gwałtem -

Wygra, kto się nie boi wojen

I tak rozumieć trzeba Jałtę.

Ściana pałacu słuch napina,

Gdy do Kaleki mówi Lew -

- Ja wierzę w szczerość słów Stalina

Dba chyba o radziecką krew.

I potakuje mu Kaleka,

Niezłomny demokracji stróż:

Stalin, to ktoś na miarę wieku,

Oto mąż stanu, oto wódz!

Bo sojusz wielkich, to nie zmowa,

To przyszłość świata – wolność, ład -

Przy nim i słaby się uchowa,

I swoją część otrzyma… – strat!

Nie miejcie żalu do Roosevelta,

Pomyślcie ile musiał znieść!

Fajka, dym cygar i butelka,

Churchill, co miał sojusze gdzieś.

Wszakże radziły trzy imperia

Nad granicami, co zatarte:

- W szczegółach zaś już siedział Beria,

I tak rozumieć trzeba Jałtę!

Więc delegacje odleciały,

Ucichł na Krymie carski gród.

Gdy na Zachodzie działa grzmiały

Transporty ludzi szły na Wschód.

Świat wolny święcił potem tryumf,

Opustoszały nagle fronty -

W kwiatach już prezydenta grób,

A tam transporty i transporty.

Czerwony świt się z nocy budzi -

Z woli wyborców odszedł Churchill!

A tam transporty żywych ludzi,

A tam obozy długiej śmierci.

Nie miejcie więc do Trójcy żalu,

Wyrok historii za nią stał

Opracowany w każdym calu -

Każdy z nich chronił, co już miał.

Mógł mylić się zwiedziony chwilą -

Nie był Polakiem ani Bałtem

Tylko ofiary się nie mylą!

I tak rozumieć trzeba Jałtę!

 

Samotny wilk w biegu

6 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. komorowski moskwa dzien zwyciestwa


http://niewolnik.salon24.pl/179840,obrazki-salonowe-79

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. Defilada? Już była! (mithrandir mithrandir)

Maszerowali dwunastkami, równym krokiem, przez podziurawiony
lejami po bombach Londyn. Na honorowym miejscu, na czele prawie
piętnastokilometrowej kolumny, szli Amerykanie, a za nimi – w iście
kalejdoskopowej paradzie mundurów, sztandarów i wojskowej muzyki –
Czesi i Norwegowie, Chińczycy i Holendrzy, Francuzi i Irańczycy,
Belgowie i Australijczycy, Kanadyjczycy i Południowoafrykańczycy. Byli
też Sikhowie w turbanach, wysoko podnoszący nogi greccy gwardziści
evzoni w butach z pomponami i w białych plisowanych spódniczkach,
Arabowie w fezach i kefiach, grenadierzy z Luksemburga i artylerzyści
z Brazylii. A na końcu, wśród aplauzu rozradowanego, wymachującego
flagami narodowymi tłumu, kroczyło co najmniej dziesięć tysięcy kobiet
i mężczyzn z sił zbrojnych i służb cywilnych Jego Wysokości Jerzego VI,
króla Wielkiej Brytanii.

Przed rokiem zakończyła się wreszcie najstraszliwsza wojna
w dziejach ludzkości – sześć lat pożogi, zniszczeń, niewyobrażalnych
cierpień i śmierci. W wielu miastach na świecie powitano to wydarzenie
wybuchem spontanicznej radości. Ale tego szarego, dżdżystego
czerwcowego dnia 1946 roku Wielka Brytania – wraz z zaproszonymi
gośćmi, reprezentującymi ponad trzydzieści narodów sprzymierzonych –
oficjalnie i uroczyście upamiętniała wspólne zwycięstwo i tych
wszystkich, żywych i poległych, którzy się do niego przyczynili. Ponad
dwa miliony wymachujących flagami i dmących w dziecięce trąbki ludzi,
przy wtórze kościelnych dzwonów i przenikliwych dźwięków dud,
wiwatowało na cześć weteranów Tobruku, bitew o Anglię, Guadalcanal,
Midway, Normandię, Ardeny, Monte Cassino, Arnhem i dziesiątków innych,
mniej znanych. Maszerujący salutowali przed trybuną honorową na Mall,
na której stał król z królową i dwiema córkami. Rodzinie królewskiej
towarzyszył Clement Attlee, ale wielu skupiało wzrok na jego
poprzedniku na stanowisku premiera, Winstonie Churchillu, przywódcy
i natchnieniu Wielkiej Brytanii przez pięć wojennych lat.

Kiedy ostatnia uczestnicząca w Defiladzie Zwycięstwa
reprezentacja przemaszerowała przed trybuną honorową, w górze rozległ
się ogłuszający huk. Ludzie zadarli głowy i wpatrzyli się jak
zahipnotyzowani w ołowiane niebo – od wschodu, tuż nad dachami domów,
nadlatywała wielka powietrzna armada bombowców, myśliwców, wodnopłatów,
transportowców. Prowadził ją pojedynczy samolot myśliwski pokryty
kamuflażem, hawker hurricane, na oko mały i nieważny przy lecących za
nim ociężałych olbrzymach. W pełni jednak zasłużył na to honorowe
miejsce. Gdyby nie ten solidny jednomiejscowy myśliwiec i jego
słynniejszy kuzyn, spitfire, mogłoby w ogóle nie dojść do Defilady
Zwycięstwa. Latem i jesienią 1940 roku latający na hurricane’ach
i spitfire’ach piloci RAF-u pokonali w bitwie o Anglię Luftwaffe Adolfa
Hitlera. Wpłynęli tym na bieg wojny i odmienili losy świata.

Przy trasie parady stał tamtego dnia wysoki, szczupły blondyn
o trudnym do wymówienia dla Anglików nazwisku. Kiedy Witold Urbanowicz
przyglądał się przelatującemu myśliwcowi, napłynęła fala wspomnień. On
też latał hurricane’em podczas bitwy o Anglię. Patrzył z góry
na płonące miasto. Jego dywizjon stał się legendą tej bitwy. Pierwszego
dnia bombardowań Londynu – blitzu, który w zamyśle Hitlera miał zmusić
do uległości ludność cywilną – dywizjon Urbanowicza zapisał na swym
koncie zestrzelenie aż czternastu niemieckich samolotów, ustanawiając
rekord Królewskich Sił Powietrznych.

Bicie rekordów stało się chlebem powszednim Dywizjonu 303,
nazywanego Kościuszkowskim. W ciągu pierwszych ośmiu dni walki Dywizjon
Kościuszkowski zniszczył blisko czterdzieści maszyn wroga. To właśnie
jemu, spośród wszystkich dywizjonów myśliwskich w RAF-ie, zatwierdzono
zestrzelenie w bitwie o Anglię największej liczby niemieckich
samolotów. Dziewięciu jego pilotów, w tym Urbanowicza, oficjalnie
uznano za lotniczych asów. „To najlepsi podniebni wojownicy, jakich
znam” – napisał o pilotach z Dywizjonu 303 trzy lata po bitwie (w
tygodniku „Collier’s”) amerykański pilot myśliwski.

A jednak, mimo swych wojennych zasług, żaden z pilotów Dywizjonu
303 nie wziął udziału w uroczystym przelocie. Żaden nie maszerował
na defiladzie. Ponieważ byli Polakami – sojusznikami walczącymi pod
angielskim dowództwem – rząd Wielkiej Brytanii w obawie przed urażeniem
Józefa Stalina rozmyślnie i wyraźnie zabronił im udziału w obchodach.
Tydzień przedtem dziesięciu angielskich parlamentarzystów wystosowało
list protestacyjny przeciw temu zakazowi. „Będą tam Etiopczycy –
napisali. – Będą Meksykanie. Będzie [maszerował] Korpus Medyczny Fidżi,
policja z Labuanu i Korpus Pionierów Seszeli – całkiem słusznie. Ale
nie będzie Polaków. (…)

A jednak w czerwcu 1946 roku, gdy długa kolumna maszerujących
przemierzała Mall, a wiwatujące tłumy radowały się z odrodzenia
wolności w powojennym świecie, dumna Polska pozostała w cieniu. Wbrew
przyrzeczeniu Edena dwaj jej najbliżsi sprzymierzeńcy, Wielka Brytania
i Stany Zjednoczone, porzucili „świętą sprawę”. Po Hitlerze nastał
drugi okupant – Józef Stalin. Tamtego uroczystego dnia polscy
bohaterowie wojenni, tacy jak Urbanowicz i jego koledzy z Dywizjonu 303
– niegdyś nazywani „bożyszczami Anglii” – musieli stać na londyńskim
chodniku w roli widzów.

Młody polski pilot, który patrzył w milczeniu na przesuwającą
się defiladę, odwrócił się, chcąc odejść. Stojąca obok staruszka
spojrzała na niego zdziwiona. „Dlaczego pan płacze, młody człowieku?” –
spytała. 

„Sprawa Honoru” Olson, Cloud AMF 2004

Jeszcze Polska!

http://fronda.pl/mithrandir/blog/defilada_juz_byla

i polecam :

Polityczne i metapolityczne konsekwencje udziału w moskiewskiej paradzie – Jacek Bartyzel

Państwo polskie znalazło się na powrót w ścisłej strefie dominacji rosyjskiej.

http://www.bibula.com/?p=21418

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jacyl

3. Kilka zdjęć z Lublina z cmentarza sowieckich agresorów

Pierwsze: Właścicielom zegarków naszych dziadków.
 Właścicielom zegarków naszych dziadków
 Drugie: Społeczeństwo polskie nieznanym gwałcicielom.

Społeczeństwo polskie nieznanym gwałcicielom

"Jeżeli państwo jest zbudowane na występku i rządzone przez ludzi, depczących sprawiedliwość, niema dlań ocalenia" Platon "Państwo"

avatar użytkownika natenczas

4. Czy w drodze powrotnej,

Komorowski zapyta Jaruzela jak wprowadza się stan wyjątkowo - wojenny ?
Zanosi się na niezłą falę....

Pzdr.

avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

5. Oj zakłamany!

ale zegarków na przegubie czerwonoarmisty już bym się nie czepiał ...

może taki zegarek wymieniony na chleb uratował mu w przyszłości życie w jakimś łagrze?

Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika nurniflowenola

6. Hrabio!

Zdaje się, że mnie źle zrozumiałeś! Nie czepiałem się zegraków, tylko faktu ich wyretuszowania. To duża różnica, bo chciałem się w ten sposób odnieść do komunistycznej propagandy, która choćby w taki sposób zamazywała (i zamazuje nadal!) obraz rzeczywistości.

Pozdrawiam