Osiemnaście dni po katastrofie w Smoleńsku głos zabrał premier rządu. Czego się dowiedzieliśmy? Niewątpliwie najważniejsza informacja to ustąpienie Edmunda Klicha z funkcji przewodniczącego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego powołanej do wyjaśnienia przyczyn katastrofy lotu PLF 101.

Podanie bardziej prawdopodobnej (chodź nadal niepewnej) godziny katastrofy jest sprawą drugorzędną – zupełnie nie rozumiem dlaczego dziennikarze tak się do tej sprawy przyczepili. Początkowe pomyłki rzędu kilkunastu minut są przy badaniu wypadków lotniczych częste. Ustalenie precyzyjnej godziny katastrofy następuje zwykle dopiero po zsynchronizowaniu zapisów wszystkich czarnych skrzynek (rejestratorów parametrów lotu i rejestratora głosowego). Nie jest to dowód na jakiś „spisek” Rosjan, tylko efekt tego, że to oni, a nie my kontrolujemy to śledztwo.

Ustąpienie Edmunda Klicha zamyka okres chaosu panującego w śledztwie po polskiej stronie. Chaosu wynikłego z zaniechań rządu w pierwszych dniach i godzinach po katastrofie. Pisałem o tym dość szeroko, także ze wskazaniem winnych tego stanu rzeczy. Dziś premier przyznał otwarcie, że Polska MOGŁA wystąpić do Rosjan o przejęcie badania przyczyn katastrofy lub co najmniej wnioskować o równoprawny dostęp do tego procesu, w oparciu o międzynarodowe przepisy respektowane przez obie strony: Konwencję o międzynarodowym ruchu lotniczym i jej Aneks 13. Jednak nie zrobiliśmy tego. Dlaczego? Żeby nie drażnić Rosjan.

Donald Tusk powiedział: „Państwo może wystąpić do innego państwa o przejęcie części lub całości śledztwa i prokuratura będzie, jak sądzę, jeszcze analizowała tego typu potrzebę. Chociaż eksperci, w tym także Edmund Klich, przestrzegają przed sytuacją w której kraj występuje, nie otrzymuje, a współpraca już jest gorsza. Ponieważ konwencja chicagowska nie pozostawia tu żadnych złudzeń. Ewentualne decyzje zależą od państwa miejsca zdarzenia. Zbadaliśmy także przypadki w historii, jak działa konwencja chicagowska, i w Europie nie było takiej sytuacji. (…) Uważam, że kluczem do uzyskania pełnej wiedzy, jeśli to będzie możliwe, o okolicznościach katastrofy, kluczem jest dobra współpraca między Polakami a Rosjanami. Jeśli tej dobrej współpracy nie będzie, Rosjanie z racji zapisów konwencji chicagowskiej mają wszystkie atuty w ręku.”

Muszę przyznać, że jest gorzej niż przypuszczałem. Sądziłem bowiem, że premier zwyczajnie nie wiedział o takiej możliwości (poinformowanie go o tym należało do obowiązków ministra Klicha i ministra Grabarczyka, jako właściwego do spraw transportu lotniczego) Premier przyznał, że nie poprosiliśmy o przekazanie nam śledztwa, by nie narazić się na odmowę. Z tego co powiedział Donald Tusk można wywnioskować jeszcze jedno: Edmund Klich PRZESTRZEGAŁ premiera przed sytuacją, w której strona polska ZMIENIA wcześniejsze ustalenia i dochodzi do wniosku, że jednak chce przejąć badanie przyczyn katastrofy. TERAZ faktycznie niewiele już można zrobić, poza liczeniem na dobrą wolę strony rosyjskiej i „osobiste zaangażowanie” premiera Putina. Na marginesie: jak na dłoni widać ile jest warte słynne pojednanie z Rosją, piękne gesty i uścisk Putina… Premier Tusk dał nam do zrozumienia, że bardzo niewiele, jeżeli z góry założył, że Rosjanie odmówiliby tak oczywistej i w dodatku znajdującej oparcie w prawie międzynarodowym prośbie strony polskiej. Pozostaje nam więc liczyć na dobrą wolę władz rosyjskich. Ano, dobre i to. Premier pociesza: „Odpukać, ale do tej pory wszyscy bez wyjątku potwierdzają, że współpraca ze strony Rosjan jest lepsza niż wymaga tego konwencja chicagowska. A więc ponadstandardowa.”

Zaznaczam raz jeszcze: nie chodzi mi o to, że Rosjanie będą chcieli coś ukryć. Z tego co obserwuję, wynika, że raczej ukryć to i owo będzie usiłował nasz MON i ludzie odpowiedzialni za kondycję Sił Powietrznych. Zresztą premier dał wyraz podobnym obawom, odbierając nadzór nad komisją wyjaśniającą przyczyny katastrofy ministrowi Klichowi. Zamiana odbyła się na podstawie rozporządzenia szefa MON z 27 kwietnia 2010 roku. Szef komisji, którym w miejsce Edmunda Klicha został minister Jerzy Miller, podlega bezpośrednio premierowi. Edmund Klich pozostał jako „akredytowany” przy rosyjskiej grupie śledczych Komitetu Awiacji Wspólnoty Niepodległych Państw. Sytuacja jest więc jasna. Chaos został opanowany, jednak pamiętajmy, że mamy już DZIEWIĘTNASTY dzień po katastrofie. Trochę nam to „pozbieranie się” zajęło. Jednak to dobrze, że nadzór nad komisją stracił człowiek, który wbrew przepisom i zdrowemu rozsądkowi zmuszał Edmunda Klicha do współpracy z prokuratorami i nie potrafił zapewnić mu warunków do działania w Rosji.

Tymczasem nasza prokuratura, przy wsparciu dzielnej ABW, będzie nadal mogła zajmować się badaniem filmików z Internetu (które kompletnie nic nie wnoszą do sprawy badania przyczyn katastrofy) i czekać na realizację swoich wniosków o pomoc prawną skierowanych od Rosjan.

Mam nadzieję, że nasi eksperci będą mogli wreszcie spokojnie pracować. Szkoda, że nie mają statusu równego z ekspertami rosyjskimi (o co należało zabiegać OD POCZĄTKU) Jednak to już jest kwestia decyzji politycznej, której nie podjęto z obawy przed „rozdrażnieniem” Rosjan. Cóż…

I na koniec: czego mi zdecydowanie zabrakło na wczorajszej konferencji? Udziału w niej ministra Millera i przedstawienia przez niego aktualnego składu KBWL LP i ludzi, którzy wraz z Edmundem Klichem są akredytowani przy MAK.

Następnym razem PRÓBA odpowiedzi na pytanie: jak to się dzieje, że pilot wojskowy pozwala sobie na przekroczenie minimalnych dopuszczalnych warunków do lądowania, czyli robi coś, czego pilot cywilny, latający w liniach lotniczych, nigdy by nie zrobił?

 

http://jan.pawlicki.salon24.pl/175982,chaos-opanowany