LISTA SĘDZIÓW i PROKURATORÓW SPRZENIEWIERZAJĄCYCH SIĘ ETYCE ZAWODU
1. Krzysztof Serlecki (lub Terlecki), sędzia Sądu Rejonowego w Gdańsku- rozprawa z powództwa Adama Darskiego (Nergala) przeciwko Romualdowi Nowakowi o nazwanie przestępstwem incydentu podarcia bibli przez Nergala podczas publicznego występu zespołu satanistycznego.
Sędzia ukarał pozwanego Nowaka karą pieniężną za mityczną obrazę lidera zespołu.
2. Alina Rychlińska, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie- rozprawa z powództwa Lecha Kaczyńskiego przeciwko Palikotowi o słowną obrazę Prezydenta Polski za określenie go chamem.
Sędzia umorzyła stwierdzając brak przestępstwa stwierdzając, że nazwanie kogoś chamem nie jest obecnie traktowane jako obraza.
3. Paweł Filipiak sędzia Sądu Rejonowego Łódź Śródmieście w procesie z powództwa Stefana Niesiołowskiego przeciw Radiu Maryja.
Sędzia ukarał karą grzywny radio za zdaniem sędziego, podawanie nieprawdziwych faktów, wbrew oczywistym dowodom na sypanie kolegów w tym na byłą narzeczoną, za obietnicę śledczych łagodniejszego wyroku z której potem SB się nie wywiązała. Sędzia tych oczywistych dowodów, nie pasujących do wyroku, nie dopuścił.
4. Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okregowej w Warszawie poinformował o umorzeniu przez prokuraturę, wbrew prawu, sprawy o zniesławienie publiczne Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w programie radiowym, poprzez nazwanie przez Michała Figurskiego:"małym, niedorozwiniętym i głupim człowiekiem" (sic!).
Niestety nie znam nazwiska prokuratora, który podjął tak skandaliczną decyzję.
5. Katarzyna Dobrzańska- szefowa Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa.
-Polska flaga w psiej kupie – za ten czyn w swoim show, Kuba Wojewódzki trafił przed oblicze prokuratury. Ta jednak umorzyła śledztwo twierdząc, że prowadzący nie naruszył prawa, a jego program miał formę happeningu.
Program był rozrywkowy, miał formę happeningu, a osoby w nim występujące nie przejawiały lekceważącego stosunku do flagi(sic!) – tłumaczy szefowa Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa, Katarzyna Dobrzańska.
6. Sędzia Magdalena Roszkowska-Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia, uniewinnieniła K. Wojewódzkiego od odpowiedzialności za huligański czyn wybicia szyby kierowcy samochodu.
- Na wniosek pokrzywdzonego kierowcy, któremu Wojewódzki wybił szybę w samochodzie, stołeczna prokuratura oskarżyła Wojewódzkiego z artykułu kodeksu karnego, który stanowi, że "kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku", a sprawa jest "mniejszej wagi", podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo do roku więzienia. Początkowo prokuratura wniosła o umorzenie sprawy ze względu na znikomą szkodliwość czynu, ale Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia tego nie uznał.
W wydanym 16.11.2009r. wyroku sąd ustami sędziego Magdaleny Roszkowskiej uznał, że nie można przypisać Wojewódzkiemu winy. Sąd powołał się też na opinie biegłego, że szyba mogła mieć wcześniej "mikroskopijne uszkodzenia", a wtedy nawet lekkie uderzenie ręką powoduje jej rozbicie.(sic!)
7. Mateusz Martyniuk rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie
- Prowadząc poranną audycje na antenie radia Eska dziennikarze poinformowali, że Radosław Majdan będzie reklamował prezerwatywy. Następnie zadzwonili do jednej z firm zajmujących się produkcją kondomów z pytaniem, czy w prezerwatywach udałoby się zamontować pozytywkę. Miałaby się włączać przy otwieraniu, zakładaniu lub po zetknięciu się z wilgocią. Zaproponowali by melodią odtwarzana przez pozytywkę był hymn Polski (Majdan był reprezentantem kraju) lub hymn Pogoni Szczecin (klubu w którym kiedyś grał Majdan). Po chwili prowadzący zaczęli nucić Mazurka Dąbrowskiego.
Zachowanie Wojewódzkiego i Figurskiego na tyle zbulwersowało radnych PiS ze Zgierza, że postanowili oni złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. Politycy powołali się na art. 137 kodeksu karnego, który przewiduje odpowiedzialność karną za znieważenie symboli państwowych.
Prokurator uznał, że odtworzenie hymnu nie miało charakteru znieważającego (Sic!)- mówi Mateusz Martyniuk rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Niestety nie znam nazwiska prokuratora, który podjął tak skandaliczną decyzję.
8. Ewa Solecka sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach.
23 września 2009 roku sędzia Solecka wydała – z rażącą obrazą prawa – wyrok w sprawie ks. Marka Gancarczyka i redakcji „Gościa Niedzielnego” z powództwa Alicji Tysiąc.
Zarówno wyrok, jak i jego uzasadnienie podważają wiarygodność funkcjonowania organów wymiaru sprawiedliwości w Polsce, gdyż jest to skazanie ks. Marka Gancarczyka tylko za to, że jest księdzem katolickim i głosi naukę Kościoła. Alicja Tysiąc sama zdecydowała się być osobą publiczną i jako taka, podlega publicznie osądom etycznym.
Sędzia Solecka nadużyła swojej władzy próbując – z powodów pozaprawnych – rozstrzygnąć spór etyczny. Jej działanie mogłoby prowadzić do powstania nowej normy prawnej uznającej, że osób publicznych nie można publicznie oceniać. Sędzia nie ma prawa wprowadzać nowych norm prawnych ograniczających debatę
2007-06-28 14:33 To co dzieje się w Sądzie dla Warszawy Pragi i w Prokuraturze nie ma nic wspólnego z prawem, sprawiedliwościa i godnością. jest to mafia, w której prym wiedzie jeden ze znanych adwokatów w Warszawie. Wystarczy temu panu zapłacić odpowiednią kwotę i można popełnić każde przestępstwo. Sprawy załatwiane są w gabinetach sędziowskich, dokumenty giną na okres rozprawy lub na bardzo długo, żeby opóźnić sprawy. Sedziowie zachowują sie jak pospolici huligani , poniżają, obrażają, i wyzywają pokrzywdzone osoby (używając wugarnych słów), nie pozwalają nic zdementować lub wyjaśnić. Nie zgadzaja sie na obecność na sali obserwatorów.Sędziowie nie biorą pod uwagę żadnych dokumentów, a opieraja się tylko na ustnych kłamstwach i matactwach tego adwokata, dotyczy to również Wydziału do Spraw Rodziny. Gdzie ofiarami są dzieci. 2006-09-01 Prokurator, który po pijanemu spowodował wypadek, może pracować Katowicki sąd uznał, że prokurator Zbigniew T., który jedenaście lat temu po pijanemu spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym, może dalej pracować w zawodzie. - Przez ten czas awansował i dobrze wykonywał swoje obowiązki - argumentowali sędziowie. 09-08-2006 Detektyw Rutkowski obciąża prokuratorów 20 lipca 2006 uwaga.onet.pl 2006-12-19,Katowice sędziowie uniewinnili syna koleżanki W 2008 r. za nazwanie Adama Michnika „obrońcą agentów” Sąd Apelacyjny w Warszawie nakazał Andrzejowi Zybertowiczowi, profesorowi socjologii, publiczne przeprosiny za podanie nieprawdy i obciążył go grzywną w wysokości 10 tysięcy złotych do wpłacenia na cel społeczny. Ale czy profesor Zybertowicz nie użył tu myślowego skrótu i szyderczej przenośni, obejmującej setki wypowiedzi Adama Michnika surowo piętnujące proces lustracji i metody działania Instytutu Pamięci Narodowej? W reakcji na werdykt sądu „Rzeczpospolita” opublikowała list otwarty, podpisany przez ponad 5 tys. osób będący wyrazem solidarności z Andrzejem Zybertowiczem oraz domagający się rozstrzygania spornych kwestii ideowych na drodze publicznej debaty, w miejsce stosowania sądowego straszaka. Podobne werdykty zapadały w innych sprawach. Chodziło o słowa. Publicystyczne sformułowania, które wymagają wyrazistości, a nie obwijania prawdy w bawełnę, były przez sądy z reguły interpretowane dosłownie. Adam Michnik nie występował w sądach jako adwokat funkcjonariuszy SB czy tajnych współpracowników SB. A jednak swoją publicystyką na łamach bardzo wpływowego dziennika o wielkim nakładzie miał wpływ na losy lustracji i świadomość wielu ludzi w Polsce. Tego sądy różnych instancji na ogół uwzględnić nie chciały. W roku 2006 Adam Michnik pozwał Rafała Ziemkiewicza za stwierdzenie, że Adam Michnik “robił wszystko, abyśmy nie poznali nazwisk komunistycznych zbrodniarzy”. I proces wygrał. W roku 2007 Michnik pozywał Jarosława Gowina za słowa: “Pamiętam, jak wiele lat temu za poparcie idei lustracji zostałem przez Michnika nazwany faszystą”. Sąd ustalił, że w tekście, na który powoływał się Jarosław Gowin, Michnik nie użył słowa „faszysta”, lecz postawę Gowina porównał do apartheidu. Werdykt z 2008 roku i tym razem był korzystny dla Michnika (słowo nie to, więc Gowin mówił nieprawdę). W roku 2007 Adam Michnik wytoczył proces Robertowi Krasowskiemu, wówczas redaktorowi naczelnemu „Dziennika” za stwierdzenie, że „poświęcił jedną trzecią życia na obronę byłych ubeków”. Jeszcze w 2007 r. sąd wydaje orzeczenie korzystne dla Michnika. Wyrok nie uprawomocnił się. Innym ciekawym przypadkiem podobnego rodzaju było dwurundowe starcie sądowe publicysty „Polityki” Jacka Żakowskiego z tygodnikiem „Wprost”. W roku 2004 w „Polityce” ukazał się wywiad Jacka Żakowskiego ze Sławomirem Smołokowskim, współwłaścicielem spółki J&S, głównego dostawcy ropy na polski rynek. W mediach firmę tę wymieniano często w kontekście afery paliwowej. Tygodnik “Wprost”, który już wcześniej krytycznie pisał o firmie J&S, opublikował w związku z wywiadem trzy teksty, w których sugerował związki Żakowskiego z J&S i korzyści, jakie mogła z wywiadu odnieść „Polityka”, a także że do wywiadu doszło dzięki znajomości Żakowskiego z Piotrem Najsztubem, który świadczył J&S usługi pijarowskie. We wrześniu 2006 r. warszawski Sąd Okręgowy orzekł, że tygodnik “Wprost” zniesławiał Żakowskiego i „Politykę”. Niezwykle ciekawa i charakterystyczna jest uwaga, jaką podczas odczytywania uzasadnienia wyroku poczyniła sędzia Kuracka. Stwierdziła ona: „Miesza się z błotem autorytety, nie mając dowodów, własne słabości próbuje się nadrobić atakiem, by zwrócić uwagę na siebie”. Tym samym sędzia jednoznacznie poinformowała, kto dla niej jest autorytetem. A autorytety zawsze mówią prawdę. Tygodnikowi „Wprost” rewanż nie udał się. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację „Wprost” od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który w 2007 r. oddalił jego powództwo przeciw redaktorowi naczelnemu “Polityki” Jerzemu Baczyńskiemu. We wspomnianym tekście Żakowskiego znalazło się stwierdzenie, że „Wprost” należy do pism, „które z kłamstwa oraz insynuacji zrobiły biznes i narzędzie załatwiania własnych porachunków”. Sędzia Zofia Markowska stwierdziła w uzasadnieniu wyroku m.in., że słowa Żakowskiego nie stanowią „nieuzasadnionej generalizacji” (co podnosiła strona powodowa), gdyż „Polityka” piórem Żakowskiego odniosła się do konkretnej sprawy. Jak się Państwu podoba takie wyjaśnienie? Wydawało się, że po kieszeni dostanie także Jerzy Robert Nowak, który w październiku 2007 r. na łamach „Naszego Dziennika” opublikował tekst, w którym znalazło się zdanie na temat przeszłości Stefana Niesiołowskiego: „ciągle przedstawia się go jako rzekomego herosa opozycji antykomunistycznej. Jest to w sprzeczności z faktem, że był na liście Milczanowskiego oraz tym, że po uwięzieniu za udział w nielegalnym >>Ruchu<< zaczął na wszystkich sypać zaraz pierwszego dnia po uwięzieniu”. Pozew Niesiołowskiego przeciw autorowi tekstu trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. Pod nieobecność obwinionego (który nie został prawidłowo przez sąd poinformowany o dacie i miejscu rozprawy), sąd uznał racje Niesiołowskiego i wymierzył profesorowi Nowakowi grzywnę w wysokości 3 tys. złotych. Rozprawa jednak została unieważniona z uwagi na wspomniane błędy formalne. Tak czy inaczej werdykt sądu musi budzić głębokie zdumienie. Słusznie czy nie, Stefan Niesiołowski został umieszczony na tzw. liście Milczanowskiego. Aresztowany został w dniu 20 czerwca 1970 roku. Faktem jest, że zeznania obciążające najbliższych współpracowników – w tym własnego brata Marka – złożył dzień później, tj. 21 czerwca. W protokole przesłuchania w KM MO w Łodzi, prowadzonego przez porucznika Dariusza Borowczaka, znajdujemy cytat z zeznań Niesiołowskiego: „Przyznaję się do winy w przedmiocie przedstawionego mi zarzutu i wyjaśniam, co następuje: …” . Następnie w protokole widnieje dopisek następującej treści: „(tu padają nazwiska najbliższych i przyjaciół, brata Marka, Andrzeja i Benedykta Czumów, Andrzeja Woźnickiego)”. Portal Niezalezna.pl jako pierwszy dotarł do protokołów przesłuchań Stefana Niesiołowskiego z 1970 roku. Protokoły można pobrać tutaj: http://www.niezalezna.pl/article/show/id/12385. A zatem Jerzy Robert Nowak pomylił się o 24 godziny. Tylko to wystarczyło sądowi, by uznać go winnym naruszenia dóbr osobistych Stefana Niesiołowskiego. Pro domo sua 15 lipca pobity został rekord w nękaniu „Gazety Polskiej” przez sądy i prokuraturę. W tym dniu Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny tygodnika, odebrał aż trzy wezwania na przesłuchania w prokuraturze. Pierwsze z nich nakazuje naczelnemu „GP” stawienie się na przesłuchanie w tym samym dniu – 15 lipca (przed południem)! Równocześnie wezwanie zawiera groźby – w przypadku niestawienia się – nałożenia kary pieniężnej oraz przymusowego doprowadzenia do prokuratury. Drugie wezwanie wzywa Tomasza Sakiewicza do „podania składu osobowego redakcji” z okresu, gdy w „GP” opublikowany został będący przedmiotem dochodzenia artykuł. Prokuratura żąda ponadto, aby Tomasz Sakiewicz ujawnił autora tej publikacji kryjącego się pod inicjałami „ZP”. Mamy więc tutaj próbę naruszenia tajemnicy dziennikarskiej, zagwarantowaną w Prawie Prasowym (art. 15: „Autorowi materiału prasowego przysługuje prawo zachowania w tajemnicy swego nazwiska”; „Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy: Co z tym wszystkim począć? Co zrobić, aby było sprawiedliwiej, mniej ideologicznie, mniej po PRL-owsku? Po pierwsze, należy jak najszybciej usunąć z wymiaru sprawiedliwości wszystkich sędziów i prokuratorów, którzy nagannie zachowywali się w okresie PRL – w procesach politycznych odgrywali aktywną, zgodną z linią partii komunistycznej rolę. Ich ciągła obecność w sądach i prokuraturze sprzyja przenoszeniu do teraźniejszości starych praktyk. Po drugie, należy wyłączyć odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów (ale także wszystkich innych grup zawodowych) spod jurysdykcji korporacyjnej. Stowarzyszenie Ius et lex proponuje utworzenie instancji dyscyplinarnej złożonej z osób powyżej 50 lat, delegowanych ze wszystkich korporacji. Byliby to sędziowie dożywotni, bez prawa powrotu do własnej korporacji. Po trzecie, przebudować system awansu zawodowego sędziów w taki sposób, aby jak najściślej odzwierciedlał on zasób zgromadzonego przez nich doświadczenia zawodowego i życiowego. W ten sposób wyżyny kariery zawodowej – a tym samym największą władzę w sądownictwie – osiągaliby ludzie doświadczeni i stateczni. Po czwarte, umożliwić opinii publicznej współmodelowanie wymiaru sprawiedliwości. Być może posłużyłyby temu bezpośrednie wybory sędziów sądów niższej instancji albo/i prezesa Sądu Najwyższego. Po piąte - to już zadanie dla polityków, mediów i organizacji społecznych – przeciwdziałać przejawom ideologizacji sądownictwa i procesu kształcenia przyszłych sędziów. Bez tego nawet najsprawniejsze sądy zamiast sprawiedliwie sądzić i karać mogą się z bandytami pieścić, a nami pomiatać. Proszę o następne przykłady podobnych spraw w komentarzach do mojej notki w celu aktualizacji powyższej listy.
almi3@o2.pl
Chodzi o Zbigniewa T. z Bielska-Białej, najbardziej "znanego" prokuratora w regionie. W 1995 r. jadąc samochodem po pijanemu, zabił człowieka. Na miejscu tragedii działy się dziwne rzeczy: policjanci przenieśli ciało ofiary, przestawili auto prokuratora i trzy godziny zwlekali z badaniem alkomatem. Wykazało ono 0,4 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Z powodu wymienionych uchybień proces w tej sprawie trwał prawie dziesięć lat. W końcu rok temu prokurator T. został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Po ogłoszeniu wyroku domagał się jednak wypłacenia przez sąd zadośćuczynienia za... przewlekłość postępowania. Jego roszczenia zostały odrzucone.
Sprawa Zbigniewa T. znowu wróciła na wokandę. Oskarżająca go prokuratura domagała się, aby objęto go zakazem wykonywania zawodu. Sąd Okręgowy w Katowicach jednak odmówił. Uznał, że Zbigniew T. przez jedenaście lat wzorowo wykonywał swoje obowiązki i został nawet awansowany.
- Oprócz tego prawa do wykonywania zawodu mógł go pozbawić prokuratorski sąd dyscyplinarny. Nie skorzystał jednak z tej możliwości i ukarał go tylko naganą - przypomniał nam wczoraj jeden z sędziów.
Decyzja sądu wywołała zdziwienie wśród śląskich prokuratorów. Ich zdaniem po spowodowaniu wypadku T. wcale bowiem nie awansował.
- Z Prokuratury Okręgowej w Bielsku został przeniesiony na szeregowego pracownika Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu - potwierdził nam Michał Szułczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Orzeczenie sądu w sprawie Zbigniewa T. jest prawomocne. Oznacza to, że dalej może pracować w prokuraturze.
Detektyw Krzysztof Rutkowski przyznał, że z katowickiej prokuratury miał otrzymywać poufne informacje o śledztwie prowadzonym przeciwko mafii paliwowej. Śledczy sprawdzają też, czy zorganizował tajną operację, która miała zdyskredytować Zbigniewa Ziobro, ministra sprawiedliwości.
Detektyw Krzysztof Rutkowski jest podejrzany o udział w mafii paliwowej i pranie brudnych pieniędzy. Trafił do aresztu w Bytomiu. Podczas drugiego przesłuchania poszedł na współpracę z katowickimi prokuratorami. Zeznał, że miał otrzymywać poufne informacje na temat śledztwa prowadzonego przeciwko Henrykowi M., śląskiemu baronowi paliwowemu (Rutkowski był u niego zatrudniony jako doradca prawny). Dotarła do niego m.in. lista firm paliwowych, przeciwko którym organa ścigania planowały kontrole, był też informowany o ich wynikach.
Według naszych informacji Rutkowski miał w prokuraturze w Katowicach dwóch informatorów. Jeden w dalszym ciągu tam pracuje, drugi odszedł. Detektyw na razie nie zdradził ich nazwisk. To jego atut w negocjacjach w sprawie obniżenia kary.
Skazany prokurator nie pracuje, ale zarabia W 1998 r. prokurator Maciej S. wykradł z prokuratury rejonowej w Lubartowie akta sprawy dotyczącej brutalnego napadu rabunkowego. Kopie akt trafiły następnie do adwokata, który na ich podstawie poinstruował ofiarę napadu, w jaki sposób ma zeznawać przed sądem.
Maciej S. dostał za kradzież akt 1 tys. zł łapówki. Sprawa wyszła na jaw, a nieuczciwy prokurator, syn znanego profesora prawa z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, trafił przed oblicze sądu. Ten nie miał żadnych wątpliwości, co do winy skorumpowanego prokuratora.
- Maciej S. został skazany na dwa lata pozbawienia wolności i pięcioletni zakaz wykonywania zawodu prokuratora – mówi Barbara du Chateau, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Lublinie.
Skazany odwołał się od wyroku, podobnie jak prokuratura, która uznała, że dla skorumpowanego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości, to zbyt łagodna kara. Do dziś nie zapadł jednak prawomocny wyrok, mimo, że od początku procesu minęło już pięć i pół roku. Bulwersujący jest przy tym fakt, że nieuczciwy prokurator, choć zawieszony w pełnieniu obowiązków, prawie cały czas pobiera pełne 20 lipca 2006 uwaga.onet.pl
Skazany prokurator nie pracuje, ale zarabia W 1998 r. prokurator Maciej S. wykradł z prokuratury rejonowej w Lubartowie akta sprawy dotyczącej brutalnego napadu rabunkowego. Kopie akt trafiły następnie do adwokata, który na ich podstawie poinstruował ofiarę napadu, w jaki sposób ma zeznawać przed sądem.
Maciej S. dostał za kradzież akt 1 tys. zł łapówki. Sprawa wyszła na jaw, a nieuczciwy prokurator, syn znanego profesora prawa z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, trafił przed oblicze sądu. Ten nie miał żadnych wątpliwości, co do winy skorumpowanego prokuratora.
- Maciej S. został skazany na dwa lata pozbawienia wolności i pięcioletni zakaz wykonywania zawodu prokuratora – mówi Barbara du Chateau, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Lublinie.
Skazany odwołał się od wyroku, podobnie jak prokuratura, która uznała, że dla skorumpowanego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości, to zbyt łagodna kara. Do dziś nie zapadł jednak prawomocny wyrok, mimo, że od początku procesu minęło już pięć i pół roku. Bulwersujący jest przy tym fakt, że nieuczciwy prokurator, choć zawieszony w pełnieniu obowiązków, prawie cały czas pobiera pełne wynagrodzenie za świadczoną pracę.wynagrodzenie za świadczoną pracę.
Katowiccy sędziowie uniewinnili syna swojej koleżanki, choć ten przyznał się przed prokuratorem, że pobił sąsiada.
Krzysztof D. ma 21 lat i jest synem znanego śląskiego notariusza oraz sędzi Sądu Okręgowego w Katowicach. Dwa lata temu napił się wódki, a potem wtargnął do mieszkania swoich sąsiadów. - Wykrzykiwał, że pobije mojego męża. To był dla mnie szok, bo znam Krzysia od dziecka - wspomina Janina M.
Kilka dni po tym incydencie ktoś urwał wycieraczkę w samochodzie państwa M. Kiedy mąż pani Janiny wyszedł na parking oszacować straty, został zaatakowany przez Krzysztofa D. Na oczach kilku świadków mężczyzna zaczął okładać go pięściami i kopnął w brzuch. Napastnika powstrzymali dopiero strażnicy miejscy.
Prokuratura oskarżyła 21-latka o zakłócenie miru domowego, groźby karalne i pobicie. Przyznał się do winy. Stwierdził, że działał pod wpływem alkoholu. W kwietniu Sąd Rejonowy w Tychach skazał go na dziesięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Adwokat Krzysztofa D. napisał jednak apelację, która trafiła do Sądu Okręgowego w Katowicach. 1 grudnia D. został uniewinniony. Sąd uznał, że w jego przypadku nie można mówić o zakłóceniu miru domowego, bo nim wtargnął do mieszkania M., zapukał do drzwi. Zdaniem sądu nie doszło także do gróźb karalnych pod adresem sąsiada, bo poszkodowany nie bał się, że zostaną one spełnione. Co prawda sąd zauważył, że chłopak pobił sąsiada, ale ten zarzut został umorzony. Zdaniem sądu sąsiad też wziął udział w bójce, a Krzysztof D. nie był wcześniej karany. Wyrok jest prawomocny i oznacza, że karta karalności Krzysztofa D. pozostanie czysta.
Dlaczego sąd był tak miłosierny dla Krzysztofa D.? Okazuje się, że jego matka Józefa D. jest sędzią i orzeka w wydziale VI odwoławczym, który zajmuje się apelacjami wyroków wydanymi przez sądy rejonowe. Sprawa jej syna trafiła do wydziału VII odwoławczego. W wydziałach VI i VII pracuje raptem kilkunastu sędziów, którzy razem jeżdżą na szkolenia oraz biorą udział w naradach, kolegiach i zgromadzeniach. - Ci ludzie siłą rzeczy się znają - mówi jeden z prokuratorów.
Profesor Zbigniew Hołda, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: - To katastrofa wymiaru sprawiedliwości - mówi. Jego zdaniem katowiccy sędziowie powinni się wyłączyć z orzekania sprawy, której rozstrzygnięciem zainteresowana była ich koleżanka.
Żakowski zareagował na łamach „Polityki” artykułem „Śledztwo we własnej sprawie, czyli jak zostałem agentem”.
1. danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych”). „Ciekawe, co by się działo, gdyby jednego dnia trzy wezwania do prokuratury dostał np. Adam Michnik? Jaką burzę wywołałoby to w największych gazetach, w telewizji i wśród organizacji broniących wolności obywatelskich?” – skomentował tę sytuację Tomasz Sakiewicz.
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. A tu jest lista "niedorozwinietych".... ludzi(?)
Errata
2. Niedorozwinięci - kontynuacja
Są rachunki krzywd, których żadna dłoń nie przekreśli
3. 2. Niedorozwinięci - kontynuacja
Proszę podać czego dotyczyła sprawa , z czyjego powództwa, kto był pozwanym i skróconą treść wyroku oraz ewentualne zastrzeżenia do jego treści.
Na konferencji prasowej Donald Tusk, chwaląc Moskwę, stwierdził, że polska strona jest bardzo zadowolona ze współpracy z rosyjskimi prokuraturami. Dostęp do wszystkich działań i materiałów Rosjanie zapewniają także – według słó
4. Sprawa Stanisława Helskiego
Opis znajdzie Pan na na blogmedia24.pl : Robert Helski, Zuzanna Helska.
Z grubsza sprawa dotyczy działań administracji wobec jednego z najbardziej znaczących i znanych działaczy Solidarności Chłopskiej, któremu w okresie stanu wojennego zagospodarowano zastępczo gospodarstwo, uczyniono je zabytkiem, pozbawiając możliwości gospodarowania i działalności. Gdy chłop dał odpór przeciwstawiając się zajęciu jego pola, zamknięto go w więzieniu, komornik zajął sprzęt, prokurator wytoczył proces karny. Dwa lata procesu karnego i w międzyczasie 7 lat procesu administracyjnego zamknięto amnestią dla więźniów politycznych.
Skargi , artykuły prasowe na blogmedia.
Oryginały dokumentów zaczęły publikować dzieci i wnuki Helskiego:
www.stanislaw.helski.tripod.com
Idzie to mozolnie - około 600 stron dokumentów do selekcji.
Pozdrawiam
Robert Helski
Są rachunki krzywd, których żadna dłoń nie przekreśli