Kampania w cieniu pogardy i strachu (Rafał A. Ziemkiewicz)
Do jakiego stopnia trzeba być wyobcowanym z polskości i jak bardzo jej nienawidzić, aby odczuwać strach na widok, że Polacy odbudowują poczucie wspólnoty – zastanawia się publicysta „Rz"
Jaka będzie zbliżająca się kampania wyborcza? Na to pytanie padają dwie całkowicie sprzeczne odpowiedzi. Jedni twierdzą, że świeżo przeżyta tragedia wpłynie na wyciszenie emocji, stonowanie ataków, słowem, kampania będzie wyjątkowo spokojna i godna. Drudzy, wprost przeciwnie – że rozbuchane emocje muszą się wymknąć spod kontroli i kampania przybierze formę rozszalałej wojny domowej, na miarę sławnej wojny na górze.
Cyrk i histeria
Kto ma rację? Najlepiej przyjrzeć się bliżej temu, co działo się już w trakcie samej żałoby. Przytoczmy kilka charakterystycznych wypowiedzi: "Żałoba narodowa zmienia się w generalną histerię. To (…) sensacja, naśladownictwo, jakiś niezrozumiały dla mnie obowiązek. Media zachowują się moim zdaniem bardzo niedobrze, grają na emocjach" (Izabella Cywińska). (Wątek złego zachowania mediów podjął też publicysta "Gazety Wyborczej" Wojciech Krzyżaniak, narzekając, że go telewizje "molestowały cierpieniem" i że zawiesiły kanały tematyczne, co uniemożliwiało widzowi ucieczkę przed żałobną tematyką w talk-show, serial czy teleturniej).
"Patrząc na ten cyrk, który nazywamy w Polsce żałobą narodową, mam jednoznaczne uczucia. (…) To, co widzę, to absurdalne zachowanie stadne, zbiorowa histeria" (Małgorzata Szumowska), "Mroczne wyziewy polskiego pseudo-mesjanizmu… Tak jak Jezus "udowodnił", że jest Bogiem, umierając na krzyżu, tak Lech Kaczyński "udowodnił", że był opatrznościowym ojcem polskiego narodu, umierając w Smoleńsku" (Agata Bielik-Robson), "Cierpiętniczy, niemal nekrofilski polski nacjonalizm" (Bronisław Łagowski), "Czuję się bezradna wobec tych 96 śmierci, ale jeszcze bardziej czuję się bezradna wobec tego, co się dzieje wokół tej katastrofy… Szczerze mówiąc, przeszedł mnie dreszcz przerażenia i do tej chwili mnie nie opuszcza" (Olga Tokarczuk).
Wszystkie cytaty z jednego tylko portalu Krytykapolityczna.pl, którego stały komentator swe rozważania o pochówkach ofiar katastrofy opatrzył swawolnym tytułem "Gra w chowanego".
Takich wyznań intelektualistów i celebrytów było wiele. Zwięźle podsumował je prof. Paweł Śpiewak w artykule dla "Kultury Liberalnej" pod jednoznacznym tytułem: "Elity patrzą z wyższością na żałobę Polaków", diagnozując w nim swoisty wyścig celebrytów intelektu, "kto szybciej wypowie coś efektowniejszego, zabawniejszego, demaskującego".
Demon patriotyzmu
Ale istotą spojrzenia "elit" na żałobę było nie tylko stwierdzone przez niego poczucie wyższości i pogarda dla "cyrku" i "histerii". Bardziej jeszcze eksponowany był ton – obecny w cytowanej już wypowiedzi Olgi Tokarczuk – przerażenia.
"Boję się takiej żałoby. Boję się rozszlo
Od początku lat 90. nie czytałem tak wielu wyznań panicznego strachu przed Polakami, ale nawet wtedy nikt nie pozwolił sobie wypowiedzieć tak, jak uczynił to przed kamerą TVN 24 Grzegorz Miecugow: "Żałoba może obudzić demona polskiego patriotyzmu. Zacznie się walka na patriotyzmy, na to, kto jest lepszym Polakiem".
Zatrzymajmy się na chwilę nad tą wypowiedzią. Jak można, nawet wskutek lapsusu, mówić o cnocie patriotyzmu jako o "demonie"? Nawet Adam Michnik w najbardziej rozhisteryzowanych tekstach z początków III RP, w których wieszczył w Polsce jakobinizm, wieszanie na latarniach i faszystowską dyktaturę, nie posunął się dalej niż do "demonów nacjonalizmu". Ale słowa opiniotwórczego prezentera TVN 24 nie były pomyłką czy przejęzyczeniem, skoro najwyraźniej za rzecz groźną uważa on "walkę na patriotyzmy".
A czym mają się wykazywać kandydaci do najwyższego urzędu w państwie, uosabiającego majestat Rzeczypospolitej, jeśli nie patriotyzmem? Czyż kampania w USA, Francji, Niemczech czy Anglii nie polega na przekonywaniu przez każdego z kandydatów, że jest lepszym Amerykaninem, Francuzem, Niemcem czy Brytyjczykiem niż jego rywal?
Albo, spytajmy wprost – do jakiego stopnia trzeba się czuć wyobcowanym z polskości i jak bardzo jej nienawidzić, aby czuć strach na widok, że Polacy odbudowują jakiekolwiek poczucie wspólnoty, nawet w tak godny sposób jak żałoba, wspólna modlitwa i zapalanie zniczy?
Źli ludzie
Idę jednak o zakład, że w słowach o "demonie polskiego patriotyzmu" czy potępieniu samego określenia "dobry Polak" wierni widzowie tej stacji nie zauważyli niczego dziwnego. W ich sposobie myślenia, kształtowanym od wielu lat przez autorytety michnikowszczyzny, bycie "dobrym Polakiem" jest bowiem równoznaczne z byciem "złym Europejczykiem", i w ogóle "złym człowiekiem". Czymś złym z natury jest więc dla nich i polskość jako taka – i uważają to za oczywiste.
Przyczyny tych antypolskich fobii tutejszego establishmentu, zwłaszcza intelektualnego, mechanizm uprzedzeń, i w ogóle zjawisko, które pozwalam sobie ujmować jako wyparcie "elity narodu" przez "elitę przeciw narodowi" to temat na osobne dociekania, którymi zajmowałem się wielokrotnie i zapewne będę do nich powracał. Na potrzeby tego tekstu ograniczmy się do konstatacji, iż dni narodowej żałoby sprzyjały szczególnie silnemu artykułowaniu pogardy establishmentu do prostych Polaków, ich obrzędowości, wiary, sposobu myślenia etc.
Można być pewnym, iż ten, by wrócić do rozpoznań Pawła Śpiewaka, "dyskurs wyższościowy" znajdzie kontynuację w kampanii wyborczej. Korelacja jest prosta – im korzystniejsze będą sondaże dla kandydata PiS i bardziej realna "możliwość powrotu IV RP w jeszcze bardziej zradykalizowanej formie", tym łatwiej puszczać będą hamulce brylującym w establishmentowych mediach mędrkom, tym wyraźniej artykułowana będzie ich pogarda dla Polaków i paniczny lęk przed nimi.
Ta pogarda i niechęć do "człowieka prostego" na co dzień jest przez niego słabo odczuwana; nie śledzi on mediów establishmentu i nie wsłuchuje się w profesorskie mędrkowania. Niezwykłość chwili i prawa kampanii wyborczej sprawią jednak, że poczucie obcości i chęć okazania "elitom" wzajemnej pogardy i niechęci znacznie wzrosną.
W ten sposób najbardziej zagorzali zwolennicy PO wpisują ją w podział, który zniszczył niegdyś Unię Demokratyczną i jej polityczne kontynuacje.
Uderzenie rykoszetem?
Sukces Donalda Tuska w poprzednich wyborach był możliwy dzięki temu, że ów podział na "górę" i "dół" zdołał unieważnić. Że w oczach przeciętnego wyborcy nie kojarzył się z establishmentem, który przez większość kampanii jako swój "pierwszy wybór" wskazywał LiD i Aleksandra Kwaśniewskiego, ale z nadzieją na spełnienie aspiracji awansu, zwłaszcza materialnego i cywilizacyjnego.
Sytuacja Bronisława Komorowskiego, ktokolwiek stanie z nim w szranki, jest znacznie trudniejsza. W oczach wyborców będzie on bowiem kandydatem środowisk dawno już przez Polaków odrzuconych i jako taki odpowiadać będzie za każdą medialną hucpę salonu, każde pogardliwe słowo gości wiodących mediów i całą ich obłudę. A te będą się nasilać coraz bardziej.
Poczucia bezpieczeństwa, jakie miał establishment w ostatnich latach, nie odbudują nawet sondaże dające Komorowskiemu bezpieczną przewagę – establishment ma bowiem świadomość, że tak mu nienawistny prosty Polak ukrywa swe przekonania i odmawia ankieterom odpowiedzi na pytania czy dla świętego spokoju deklaruje poparcie dla kandydata przedstawionego przez media jako "słuszny" – by przy urnie skreślić go, mszcząc się w ten sposób na wszystkich salonowych mędrkach z telewizji.
Kandydat PO nie może więc liczyć na stonowanie histerii "elit", która nieuchronnie będzie prowokować niechęć i pogardę skierowane odwrotnie. Nie może się także od swych najgłośniejszych zwolenników odciąć. Cała nienawiść, jaką od dwóch lat sączyła Platforma oraz sprzyjające jej media do polskiego życia publicznego w przekonaniu, że w ten sposób ostatecznie zniszczy i zdelegitymizuje opozycję, w tej sytuacji może nagle uderzyć w niego rykoszetem.
A – jak już mogliśmy się przekonać – raczej brak mu zwinności Donalda Tuska, by w porę uskoczyć.
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz