Elita III RP: intelektualni oszuści w miejsce ciemniaków. (Jurekw)

avatar użytkownika Maryla

Z dedykacją dla Jana Hartmana

 

Patrząc na to z perspektywy czasu, widać że komunizm musiał upaść. Jak zauważył Stefan Kisielewski, mieliśmy wówczas rządy ciemniaków. Takie rządy nie mogą być trwałe. Przede wszystkim dlatego, że nie są w stanie wykształcić elit zdolnych do rządzenia krajem w zmieniających się warunkach. Ludzie światli odmówili współpracy. Zbigniew Herbert w wierszu "Potęga smaku" pisał:

"To wcale nie wymagało wielkiego charakteru

nasza odmowa niezgoda i upór

mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku

Tak smaku

w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia

Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono

[…]

lecz piekło w tym czasie było jakie

mokry dół zaułek morderców barak

nazwany pałacem sprawiedliwości

[…]

Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana

[…]

łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy"

Teraz jest zupełnie inaczej. Przedstawiciele elity III RP są oczytani i elokwentni. Potrafią pięknie mówić (nierzadko w kilku językach), a tajniki retoryki są im aż nadto znane. Nic więc dziwnego, że młodzi, wykształceni z wielkich miast dali się nabrać. Oni chodzą z głową w chmurach i nie mają czasu pochylać się nad mądrościami serwowanymi im jak dawniej mielony w barze dworcowym. Gdy jednak – tak jak w zeszłym tygodniu – czas się zatrzyma, uważny obserwator może dostrzec że te okrągłe zdania skrywają głupotę, która wystaje z potoku słów jak słoma z butów. Co bardziej przenikliwi ostrzegali nas już przed laty. Zbigniew Herbert już dawno uciekał przez okno przed tymi oszustami intelektualnymi. Niektórzy przebudzili się dopiero teraz. Ilu? Czy dość dużo, by pokonać matrix?

 

Polskie piekiełko?

 

W ostatnich dniach ogłoszono konieczność walczenia z naszymi narodowymi wadami, wśród których poczesne miejsce zajmuje pieniactwo. Wada ta przejawia się między innymi w głośnym demonstrowaniu swych postulatów w sytuacji, gdy nie ma żadnej możliwości ich realizacji. Ze zdumieniem stwierdziłem, że do tego typu wystąpień doszło w czasie żałoby narodowej. A co gorsza w tych akcjach uczestniczyły osoby, od których należałoby oczekiwać większej powściągliwości. Wśród nich wyróżniał się prof. Jan Hartman. Rzecz o tyle przykra, że posługując się tym tytułem naukowym Jan Hartman reprezentuje także szacowny Uniwersytetu Jagielloński. Dlatego moim zdaniem, gdy wyraża on swe opinie, powinien przynajmniej jasno zaznaczyć kiedy wypowiada je jako naukowiec: profesor UJ Jan Hartman, a kiedy jako osoba prywatna: Jan Hartman, pieniacz z Krakowa.

Wielokrotnie przysłuchując się opiniom wygłaszanym przez autorytety naukowe zastanawiałem się: skąd on to może wiedzieć? Jakież to metody z arsenału naukowca pozwalają na przykład stwierdzić, że pogrzeb Prezydenta na Wawelu to "ruch polityczny i wizerunkowy" prezesa PiS? Jeszcze więcej wątpliwości wzbudzają proroctwa dotyczące przyszłości popierane naukowym autorytetem (tym bardziej, że nigdy nie widziałem aby któryś z tych autorytetów wyjaśniał później dlaczego się pomylił). Szczególną odrazą napawa, gdy ktoś próbuje dopomóc w spełnieniu się swych przewidywań. Na przykład Jan Hartman twierdzi, że "Dla każdego człowieka było oczywiste, że będzie to kontrowersyjna decyzja i spotka się z wrzeniem społecznym", jednocześnie sam próbując poprzez swoje zaangażowanie takie "wrzenie" wywołać. Pomijam już fakt, że testując na sobie i moich znajomych stwierdziłem, że jednak nie było to oczywiste "dla każdego człowieka". Tak samo niejasna jest różnica między prezentacją przekonań i faktów w dziwnej tezie o "jedności narodowej, której doświadczyliśmy w ciągu ostatnich kilku dni". Skąd to przekonanie o jedności opluwaczy z opluwanymi? Mnie bardziej prawdopodobne wydaje się inne wyjaśnienie. Może ludzie, którzy czuli się poniżani wraz z Prezydentem, potraktowali tragiczne zdarzenia jako okazję do manifestacji swojego istnienia i wytrwałości, swego przywiązania do patriotycznych tradycji. Tu jednak nie będę się spierał – całkiem możliwe że "autorytet" wie lepiej. Komuś może się wydawać że co najwyżej są to dwa równoprawne opisy tego samego zjawiska, z czego jeden jest autorstwa jednego z Wielkich Autorytetów, a drugi pochodzi od nie wiadomo kogo. Proszę jednak zauważyć, że wystarczy jeden jaskrawy przykład, by zburzyć tezę o jedności (a zwolenników mocnego stanowiska Z. Krasnodębskiego wyrażającego pogardę dla opluwaczy jest wielu). A więc teza głoszona przez Hartmana nie ma żadnych podstaw i została przez niego wyssana z palca (albo usłyszał to w tv – pogratulować dociekliwości godnej naukowca).

Mając tak jasny i dogłębnie przeanalizowany obraz sytuacji, Jan Hartman formułuje zapowiedzi (groźby?), że decyzja o pochówku Prezydenta na Wawelu "całkowicie zaburzy […] prawdziwy obraz jego osoby". Cóż – jak to ładnie ujęła Bettina Roehl "Kaczyńskiemu wolno było umrzeć. Ale nie zostać nieśmiertelnym". Ja mogę zrozumieć związaną z tym frustrację pana Hartmana. Jednak chciałbym też wiedzieć, czy to urodziło się w jego głowie z powodu stresu, czy też to ma być wynik wytężonej pracy naukowej wykonywanej na UJ.

Przy okazji chciałbym poruszyć jeszcze jeden problem, bardziej ogólnej natury. Posiadanie tytułu naukowego poświadcza kompetencje w określonej dziedzinie wiedzy. Niestety w społeczeństwie brak świadomości tego faktu. Jest to wielokrotnie wykorzystywane przez naukowców, którzy nie stronią od wypowiadania autorytatywnych sądów w dziedzinach, w których ich kompetencje nie wykraczają poza przeciętność. Nie inaczej było i tym razem, gdy Jan Hartman stwierdził: "niestety, postać prezydenta Kaczyńskiego nie wytrzymuje w porównaniu z marszałkiem [Piłsudskim]". On nie jest historykiem! Zresztą gdyby był, zapewne uznałby konieczność uzyskania większej perspektywy dla oceny zdarzeń. Jeśli na przykład – tak jak przewiduje to na przykład Norman Davis – śmierć Prezydenta stanie się okazją do powstania nowego ruchu na miarę "Solidarności", to Lech Kaczyński godzien jest najwyższych zaszczytów.

 

Czy to jest nauka?

 

Wzburzenie, którego źródłem były wystąpienia wspomnianego wyżej naukowca z Uniwersytetu Jagielońskiego skłoniły mnie do szerszego zainteresowania się tą osobą. Ze zdumieniem stwierdziłem, że to nie był jakiś jednostkowy wybryk. Działalność tego pana generalnie budzi kontrowersje. Jest on bioetykiem. Jestem przerażony tym, jakich to mądrości może on uczyć studentów. Oto trafiłem na tekst, w którym porusza on jedno z zagadnień z dziedziny w której powinien on być fachowcem (a przynajmniej tak stwierdza swym autorytetem Uniwersytet Jagielloński). Chodzi mianowicie o problem eutanazji.

Ktoś może w tym miejscu zaoponować, że ja jako laik w reprezentowanej przez Jana Hartmana dziedzinie nie mam prawa go krytykować. Rzecz w tym, że w jego stanowisku nie ma żadnych odniesień do fachowej wiedzy, a  jego zdumiewające argumenty nie tylko trudno powiązać z postawą naukowca, ale czasem są one nie do zaakceptowania nawet jako racjonalny głos w merytorycznej dyskusji. Poniżej wybrałem przykłady takiej "argumentacji".

 

1. Manipulacje.

Jan Hartman twierdzi: 'Uraziła mnie również wypowiedź o. J. Salija, o „wypaczonych sumieniach, które nie zamierzają się nawracać ze swojej znieczulicy, marzyłyby o tym, żeby ciężko chorzy możliwie jak najliczniej zgłaszali się w kolejce do uśmiercenia”. J. Salij sugeruje wręcz, że kto popiera legalizację eutanazji, ten nie widzi w człowieku osoby; pisze bowiem: „nie widać miejsca dla eutanazji, nawet w samej tylko teorii, tam, gdzie w człowieku widzi się ludzką osobę”. Ja popieram legalizację eutanazji. Czyż jestem więc potworem, który nie widzi w człowieku osoby i marzy o kolejkach chorych zgłaszających się do eutanazji? Mam nadzieję, że nie jestem kimś takim.'

Oczywistym jest, że J. Salij, jako osoba duchowna odnosi się do personalistycznej koncepcji osoby. Uwzględnienie tego faktu sprowadza sprawia, że cytowana wypowiedź zakonnika zawiera trywialną prawdę. Jan Hartman najwyraźniej przyjmuje potoczne rozumienie osoby, jako synonimu człowieczeństwa. Być może nie jest to świadoma manipulacja, ale jedynie brak wiedzy na temat personalizmu (co u naukowca jest równie kompromitujące). Bez wątpienia manipulacją można jednak nazwać zastosowane uogólnienie. Pisząc o wypaczonych sumieniach Jacek Salij odnosi się do konkretnych postaw i przedstawia pewien rodzaj mentalności . Jan Hartman nie mówi, czy akceptuje krytykowany światopogląd, tylko uogólnia krytykę J. Salija tak, aby objęła wszystkich którzy uważają że eutanazja powinna być prawnie dozwolona.

W tekście Jana Hartmana można znaleźć inne (jeszcze bardziej oczywiste) przykłady manipulacji. Twierdzi on na przykład: "zapewne kilka procent populacji świata umiera w wyniku tzw. działań eutanatycznych na terenie szpitala, tzn. przedwczesnego od uśmiercających zastrzyków lub z powodu na przykład zaprzestania intensywnej terapii". Każdy kto interesuje się tym zagadnieniem wie, że zaprzestanie uporczywej terapii nie budzi większych problemów moralnych. Dlatego połączenie tego rodzaju zdarzeń w ogólniejszą kategorię "działania eutanazyjne" nie może służyć niczemu poza manipulacją.

 

2. Argument z "obrażania".

Przytoczona powyżej argumentacja Jana Hartmana odnosi się wprost do osobistych odczuć ("uraziła mnie..."). Jest to często używana przez niego w wystąpieniach publicznych retoryka. Czasem dodaje, że poglądy, które go obrażają są chamskie. W ten sposób dowiedzieliśmy się m.in. że sformułowane przez Jana Pawła II przeciwstawienie cywilizacji życia i cywilizacji śmierci jest chamskie . Obraza to kategoria jak najbardziej subiektywna. Oczywiście każdemu człowiekowi należy się poszanowanie. Jednak nie mamy tu do czynienia z poglądami odnoszącymi się wprost do Jana Hartmana. Nie ma też mowy o jakiejś dyskryminacji lub narzucaniu poglądów. Jeśli pominiemy osobistą obrazę, pozostaje tylko obraza pośrednia, poprzez naruszenie wartości związanych z jakimś kultem (analogicznie do obrazy uczuć religijnych lub bezczeszczenia symboli narodowych). Oczywiście Jan Hartman ma prawo uprawiać kult własnej osoby. Tylko dlaczego robi to pod pozorem nauki reprezentując tak szacowną uczelnię?

 

3. Analogie.

Stosowanie analogii jest w ogóle wielce ryzykowne. A sposób w jaki robi to uczony z UJ jest wręcz kuriozalny. Pisze on: "Tak jak w przypadku wielu negatywnych zjawisk, takich jak aborcja czy prostytucja, bezwarunkowa kryminalizacja eutanazji spycha ją do podziemia i może sprzyjać jej rozprzestrzenieniu. Z tego i kilku innych jeszcze powodów legalizacja eutanazji w wyjątkowych i obłożonych surowymi warunkami przypadkach wydaje się moralną i cywilizacyjną koniecznością. Jako legalna, może ona dotyczyć naprawdę znikomej liczby osób, wielokrotnie mniejszej, niż to faktycznie teraz ma miejsce (choćby ze względu na oczywisty wymóg jasnej świadomości chorego)".

Skąd on to wie? Czy naprawdę ktoś zdrowy na umyśle może twierdzić iż nagle zaczną masowo powstawać prywatne gabinety w których za łapówkę będzie się uśmiercać ludzi?

 

4. Ideologia.

Według Jana Hartmana "Prawo, które nie potrafi wyzbyć się ideologicznej brutalności, nigdy nie uzyska prawdziwego zaufania tych, których dotyczy. Odnosi się to również do eutanazji – jeśli ma się zasklepić szczelina oddzielająca „przepisy sobie” od „życia sobie”, prawo musi być czułe na zupełną wyjątkowość i dramatyzm przypadków, gdy ktoś rozpaczliwie błaga i wszelkimi środkami walczy, by pozwolono mu szybciej umrzeć.". Czy rzetelność naukowca nie powinna skłaniać do zaznaczenia, że jest to prawdą tylko przy przyjęciu pewnej (pozytywistycznej) koncepcji prawa? Albo – że są to osobiste poglądy autora, który wszak nie jest autorytetem w dziedzinie prawa? Prezentując takie poglądy jako bezwzględne twierdzenia wygłaszane ex cathedra uprawia on propagandę a nie naukę. Jest to tym bardziej żenujące, że propagowana ideologia stoi w sprzeczności z linią programową tygodnika "Liberte" ("Głos wolny wolność ubezpieczający"), w którym Jan Hartman jest stałym publicystą. Jak pisał ś.p. Janusz Kochanowski "Nadmiar regulacji prowadzi także do zakłócenia potrzebnej symbiozy, jaka powinna występować pomiędzy prawem państwowym a regulującym rozmaite sfery życia codziennego wspomnianym pierwotnym interactional law, obyczajami czy zwykłą moralnością." Głosząc odmienne poglądy, filozof uważający się za liberała po prostu się ośmiesza. A przy okazji rodzi się obawa, że to odium śmieszności pada na Uniwersytet, który on reprezentuje.

 

Zamiast zakończenia

 

Przy okazji gromadzenia materiałów na temat "uczonego" znalazłem dwie ciekawostki. Nie dotyczą one bezpośrednio jego działalności, ale prowadzą do zadumy nad prestiżem naukowca.

 

1. W swoim życiorysie pisze on:

"W latach 1985-90 studiowałem filozofię na Wydziale Filozoficznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Studia ukończyłem przedstawiając pracę na temat ontologii R. Ingardena (opiekun: prof. Mieczysław A. Krąpiec)."

Poetka Lusia Ogińska, która współpracowała z o. Krąpcem w związku z realizacją filmu biograficznego komentuje to następująco: "Z całości tej wypowiedzi wynika, że J. Hartman skończył studia pod skrzydłami O. Prof. Krąpca… niestety pan Hartman „zapomina” dodać, że jego magisterskiej pracy na KUL-u nie przyjęto, odrzucono ją z powodów merytorycznych, a dopiero prof. Władysław Stróżewski z Uniwersytetu Jagiellońskiego przyjął tę pracę, i z tego co mi wiadomo, do dzisiejszego dnia na UJ-ocie plują sobie w brodę!"

 

2. Jan Hartman rozpętał w swoim czasie burzę wokół doktoratu ks. Rydzyka. Oto komentarz prof. Piotra Jaroszyńskiego dotyczący tej sprawy: kierownikiem Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II:

Odnośnie zarzutu "pisania o sobie":

"To jest zarzut infantylny, który jest wyłącznie wyrazem złej woli. Temat rozprawy doktorskiej nie dotyczył przecież poglądów doktoranta (czyli o. Tadeusza Rydzyka) na własny temat (co ja sobie o czymś myślę), tylko dotyczył działania określonej instytucji, jaką jest Radio Maryja. Działalność ta ma wymiar publiczny, a więc może być poddana badaniom i analizie, jak działalność każdej innej instytucji. Obawiam się, że prof. Jan Hartman nie wie, o czym mówi."

"Jan Hartman to jeszcze młody profesor, który wiele musi się douczyć, gdy chce zabierać głos w sprawach spoza swojej dziedziny. A chce bardzo, zwłaszcza gdy idzie o chrześcijaństwo, którego całym sercem nienawidzi, czemu w różnych miejscach daje wyraz."

(poglądy na religię wyłuszczył J. Hartman w tekście: http://industrial.salon24.pl/98331,jan-hartman-moj-dziwny-kraj-i-jego-dziwna-religia)

http://fronda.pl/jurekw/blog/hartman

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz