Boją się, że Jarosław Kaczyński może zostać prezydentem.

Po pierwsze - odwazyli się przerwać żałobę, żeby zakomunikować światu, że Jarosław Kaczyński umieścił śp. brata na Wawelu, żeby reailzować swoje nikczemne cele. I jakoś tłumów tym nie porwali. Te stały wiernie przy trumnach śp. Prezydenta i Jego Małżonki.

Po drugie - zobaczyli, że tak przez nich wychwalany i zachwalany Bronisław Komorowski kompletnie nie umiał nawiązać konaktu z pogrążonym w żałobie narodem. A byli tacy, kórzy umieli...

Po trzecie - chyba się zorientowali, że naród poczuł, że coś jest "nie tak" i wcale nie postępował tak, jak żegna się zakompleksionego "kartofla", :"borubara" czy "irasiada". Ludzie żegnali swojego Prezydenta i prawdziwą Pierwszą Damę. I nic nie pomogły "przekazy dnia" - one zadziałały tylko na tych, na których nic poza codzienną dawką mądrości z "Gazety Wyborczej" i "Szkiełka" i tak nie działa. Zwłaszcza ten "przekaz dnia", przez który nieudolnie usiłowali wmówić ludziom, że dlatego wcześniej robili z Prezydenta kretyna i pokazywali na zdjęciach jak małpę, a teraz nagle zaczęli opowiadać o tym, jaki to szlachetny człowiek był i pokazywać jego piękne fotografie: bo wtedy "pokazywali go jako polityka, a teraz jako człowieka". Jeszcze próbują innym "przekazem dnia" - takim mianowicie, ze "emocje żałobne" nie powinny się przekładać na "głosy wyborcze" - to ich chyba ostateczny argument.

Po czwarte - zupełnie zbaranieli, gdy zobaczyli, jak ludzie reagują na logo TVN. I to wcale nie te niby niszowe "mohery", które raz do roku (nieważne, ze w liczbie dziesiątek tysięcy) zjeżdżają się na Jasną Górę i tam gonią "walterowców". Ale zwykli ludzie, żałobnicy na krakowskim Rynku. Chyba p. Miszczakowi prezesi powinni postawić dobre pół litra, za decyzję sprzed paru miesięcy, że teraz TVN będzie się zajmował już tylko produkowaniem sfromatowanej kretynady a odpuści sobie politagitki. Teraz mogą umyć ręce i powiedzieć, że oni tylko "dostarczają ludziom rozwywkę". Nawet dziś okazało się, że prymitywny program niejakiego Szymona Majewskiego w tym tygodniu nie ukaże się. Nie dziwię się, że stracili ochotę do żartów. W końcu chyba zrozumieli (albo zaczynają rozumieć), że zarabiają także (a może i przede wszystkim) na tych ludziach, których wkurzyli samą swoją obecnością na telebimach.

Nie wiem, co teraz wymyślą, jeżeli okaże się, że Jarosław Kaczyński, któremu chciałbym tą drogą wyrazić szczere współczucie, ale i niekłamany podziw za to, z jaką godnością znosi te najtragiczniejsze w swoim życiu chwile, jednak znajdzie w sobie tyle siły i wewnętrznego spokoju, żeby podjąć wyzwanie ratowania Polski przed prezydenturą Bronisława Komorowskiego.

Ja w tej sytuacji obawiam się dwóch rzeczy:

Po pierwsze - tego, że po zgłoszeniu kandydatury Jarosława Kaczyńskiego rozgorzeje taka walka o "pojednanie narodowe", że nie pozostanie kamień na kamieniu. Jeżeli nie potrafili uszanować żałoby po Zmarłym, to tym bardziej nie ma co liczyć, że uszanują żyjącego. Obawiam się więc, że to gnojenie Lecha, ale przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego, którego byliśmy świadkami od co najmniej pięciu lat (o latach 90-tych nie wspominając), to tylko delikatny przedsmak tego, co czeka nas teraz. Na refleksję to tym, jak powinny zmienić się media po doświadczeniu z  "masakrowaniem wizerunku" zmarłego Prezydenta stać tylko publicystów o klasie Igora Janke, który zresztą w tym względzie nie powinien mieć sobie niczego do zarzucenia. Cyngle jednak takcih skrupułów nie mają i dziś mogą pisać o "głębokim szacunku", a jutro wrócić do starej śpiewki.

Po drugie - obawiam się trochę pytania "i co dalej" po ewentualnie wygranych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborach. Bo trzeba pamiętać, że jeszcze przez rok rządzić będzie Platforma Obywatelska - Donald Tusk, Bronisław Komorowski, Radosław Sikorski - ci ludzie nie znikną z poltyki i to oni będą nadal wywiarali na nią zdecydowany wpływ. Mam pewną wątpliwość, czy wystawienie teraz Jarosława Kaczyńskiego, nawet po pewną wygraną, nie będzie takim trochę "wystrzelaniem się z amunicii" - bo wtedy bez niekwestionowanego lidera pozostaje PiS, co w perspentywnie równie ważnych jeśli nie ważniejszych wyborów parlamentarnych za półtora roku nie jest wcale takie dobre. Moze nalezałoby postawić jednak na "długi marsz", licząc, że tragedia smoleńska wydawać będzie owoce przebudzenia narodu jeszcze przez długi czas. Zwłaszcza, że PiS poniósł bardzo wielkie straty, w dodatku nie będzie też mógł liczyć na "desant" z Kancelarii Prezydenta, bo i tam śmierć zebrała potężne żniwo.

Co do dwóch rzeczy jednak jestem przekonany: Przede wszystkim trzeba teraz patrzeć na Jarosława Kazyńskiego jak na człowieka. Nie jak na polityka, który już w trzy dni po tragedii zaczął planować kolejne posunięcia polityczne. Do rozumowania w takich kategoriach niech się zniżają zaczadzone marksistowskimi wyziewami umysłowymi "filozofki", "etyczki" i inni im podobni w rozmaitych redakcjach. Ja apeluję, aby przyjąć do wiadomości, że Jarosław Kaczyński jest człowiekiem, że przeżywa teraz cięzkie chwile i nie wymagać od niego czegoś, czego może nie być w stanie udźwignąć ("tak po ludzku" - jakby to powiedział Donald Tusk). Wierzę, że jest "twardym człowiekiem", ale wolałbym, żeby do decyzji, jaką podejmie, był sam w najgłębszym stopniu przekonany.

A poza tym, w tamtą pamiętną sobotę, niedługo po powtierdzeniu tragicznej informacji, pozwoliłem sobie przy domownikach wyrazić nadzieję, że może teraz "naród wreszcie się obudzi". I  patrząc na ten naród, na tych "młodych", "wyksztłaconych", z "dużego miasta" - bo z Warszawy - mogę sądzić, że chyba się nie myliłem. Oby tylko znów nie zasnął kołysany do snu przez Michnika, Żakowskiego, Wajdę, Bortnowską, Kolendę-Zaleską, Lisa. Oby te łzy, które Monika Olejnik "w tym studiu, na tych korytarzach" wylewała okazały się jej najbardziej nietrafioną inwestycją.

 

http://cytadela.salon24.pl/172754,a-jednak-sie-boja-ale-i-jam-mam-pewne-obawy