W sieci krąży LISTA POLSKIEJ HANBY – rosnący wykaz Hien Cmentarnych, którą otwiera nazwisko pani doktor hematologii , dziwnym trafem zastępczyni prezesa IPN Janusza Kurtyki –Marii Dmochowskiej,siostry masona i działacza KOR Jana Józefa Lipskiego.

 Cytat:

 

„Jeszcze nie dogasł samolot w podsmoleńskim lesie, gdy zastępczyni prezesa IPN, Janusza Kurtyki -Maria Dmochowska- weszła do gabinetu szefa i rozpoczęła myszkowanie w biurkach. W dzień śmierci szefa IPN-u Dmochowska rozmyślała nad rotacjami personalnymi w IPN-ie (sic!). Ta pani zasługuje na umieszczenie jej na liście hańby RP. To niebywałe, by w czasie, gdy miliony Polaków czczą pamięć tragicznie zmarłych przedstawicieli naszej ojczyzny, inni jak hieny cmentarne chcą na tym skorzystać. HAŃBA!”

 

Kim jest Maria Dmochowska, jakim prawem reprezentuje środowiska kombatanckie AK  i co robi od lat w Instytucie Pamięci Narodowej? Tygodnik „Nasza Polska” z 25 czerwca 2008 przedstawił tę osobę z powodu jej „trzech groszy” w sporze o „Bolka” bliżej. Oto fragmenty tamtego artykułu:

 Jak Maria Dmochowska daje odpór

Besserwisser w IPN

 Od kilku tygodni w mediach po prostu wrze, wskazując na krytyczny stan ciśnienia. Z jednej strony mamy próbę powrotu do normalności, w której nie powinno być świętych krów i narodowych mitów, tyleż samo zakłamanych, co po prosu groźnych i niezwykle szkodliwych. Z drugiej zaś - rozpaczliwe próby obrony status quo (czyli nienaruszalności statusu owego "Bolka" i związanego z nim otoczenia).

W tej mrocznej i nieuczciwej walce prawda dla ancien regime'u w ogóle się nie liczy. Nie chodzi tu przecież o Lecha Wałęsę i jego status. Dla większości jego obrońców to postać schyłkowa, doszczętnie już wykorzystana i zgrana. Ale jest coś jeszcze, co znacząco wpływa na niespodziewaną skalę i zakres obrony jego postaci. To spór o najnowszą przeszłość Polski, o przeszłość od 1989 roku i kierunek zmian. Nie jest bowiem tak, że Wałęsa zostanie obnażony i na tym możemy poprzestać. Przecież "gruba kreska" w jej wymiarze symbolicznym objęła nie tylko drugą, komunistyczną stronę. Strona nowej władzy firmowana była przez NSZZ "Solidarność". Ale pamiętajmy - z gen. Wojciechem Jaruzelskim jako prezydentem PRL, gen. Czesławem Kiszczakiem jako wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych i gen. Florianem Siwickim jako ministrem obrony narodowej rząd Tadeusza Mazowieckiego był zaledwie atrapą, pod którą "przemiany" przebiegały zgodnie z wcześniejszymi planami najwyższej partyjnej nomenklatury, a "przekształcenia własnościowe" pozwalały jej zachować nie tyle twarz, co uzyskać wysoki status materialny na następne dziesięciolecia.

 

Maria Dmochowska list napisała

 

Medialna pseudodyskusja na temat ksiązki młodych historyków z IPN, dr. Sławomira Cenckiewicza i dr. Piotra Gontarczyka pokazała, że między dawnymi a nowymi laty istnieje bardzo silny związek. Istnieje on również na płaszczyźnie personalnej i na jaw wychodzą niesłychane zależności, kto tak naprawdę jest po której stronie...

Przy tej okazji chciałbym zwrócić uwagę na fakt, jak nierówno rozmieszczone są siły obu stron dyskusji. Skłonił mnie do tego głos, jaki wydała z siebie Maria Dmochowska, piastująca bardzo wysokie i prestiżowe stanowisko zastępcy prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. W liście do Lecha Wałęsy z 16 czerwca ogłosiła światu, że pragnie wyrazić głęboki żal, wstyd i gniew z powodu wydania w Wydawnictwie Instytutu Pamięci Narodowej, pod logo z Orłem Białym, publikacji Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka pt. "SB wobec Lecha Wałęsy". [...]

 

Stanął Pan w latach 80. na pierwszej linii walki o Polskę, z całym bagażem osobistych doświadczeń lat 70., może nawet, podobnie jak wielu innych zasłużonych dla Kraju Polaków, jako bohater ze skazą [podkr. KK]. [...].

 Bardzo trudno w takich warunkach zupełnie się odsłonić, zwłaszcza gdy idzie się po wspólne zwycięstwo, ryzykując wysoką przegraną. Jeszcze trudniej było to zrobić później [podkr. K.K.].

 Zapewne nie wszyscy zwrócili odpowiednią uwagę na te fragmenty listu M. Dmochowskiej, które zostały tu wytłuszczone. Wynika z nich, że autorka tak naprawdę nie kwestionuje podstawowego ustalenia historyków IPN, że TW "Bolek" to bez wątpienia Lech Wałęsa, późniejszy przywódca "S" i pierwszy prezydent RP. Ona po prostu wpisuje się w ten nurt dyskutantów, którzy wprawdzie ostrożnie, oszczędnie cedząc słowa, wiedzieli i wiedzą, co było i jest grane. Celem ich nie jest obrona Wałęsy przed postawieniem takich zarzutów tylko dlatego, że są one ich zdaniem nieprawdziwe. To jest obrona Wałęsy dlatego, że ma on być spiżowym pomnikiem, symbolem transformacji i układu "okrągłego stołu", który nadal uważają za dobry (przede wszystkim dla siebie). I tylko dlatego cały ten zgiełk mamy w mediach. Linia obrony, że wszystko na jego temat od początku do końca to "fałszywki" SB, będzie teraz zanikać.

 

Zastanawia jedno - Maria Dmochowska nie jest historykiem, publicystą, znawcą archiwów, nie potrafi przeprowadzić rzetelnej krytyki źródeł. Ale występuje z pozycji wyższości i besserwisserstwa. Cały jej gniew o wydanie wyjątkowo rzetelnie udokumentowanej książki na temat Wałęsy wygląda na dziewczęce fochy, a nie na krytyczne stanowisko wysokiego urzędnika państwowego.

 Walczyła w AK, walczy w IPN

 Maria Dmochowska szczyci się, że działała podczas wojny w Armii Krajowej. Urodzona 18 lipca 1930 r., musiała być żołnierzem bardzo młodocianym. Wikipedia podaje, że uczestniczyła w walkach w Puszczy Kampinoskiej latem 1944 r. Pojęcie walki jest bardzo konkretne, czyżby więc była aż tak młodą partyzantką? Wzmiankę o niej znalazłem w książce: Jan Koźniewski, Marek Tadeusz Nowakowski "Lawiacy". (Wydawnictwo ASKON, Warszawa 2002). W rozdziale napisanym przez Jana Koźniewskiego "W Zgrupowaniu Kampinos. Bitwy i potyczki" czytamy:

 10 września [1944] żołnierzom na naszej kwaterze dopisywał humor. Resztki zdobytego wina zostały starannie ukryte przed okiem dowództwa. W południe zjawiła się u nas Maria Lipska, dziewczyna, której podczas ataku na Pilaszków udało się umknąć z obleganego pałacu. Po przesłuchaniu jej przez naszą żandarmerię jako sanitariuszka "Maja" została przydzielona do oddziału "Lawy"(s. 85).

 

Ot, jak łatwo to poszło. Lawiacy to Kompania Lotnicza, elitarna jednostka AK, która faktycznie walczyła w Kampinosie. Ale opis przyjęcia młodziutkiej, zaledwie 14-letniej dziewczynki w szeregi AK jest cokolwiek cudaczny. Jak to, a gdzie przysięga, żołnierze wprowadzający oraz szczególne uzasadnienie, albowiem dzieci do AK w zasadzie przyjmować nie było wolno. Nie należy zapominać o fakcie, że AK to nie była jakaś cywilbanda, tylko po prostu Wojsko Polskie w Kraju, w którym obowiązywały określone, hierarchiczne reguły i nie było tak, że każdy mógł sobie dowolnie przyjąć każdego. W każdym razie wprost trudno sobie wyobrazić, żeby przypadkowa dziewczynka, przyjęta do ekskluzywnej jednostki AK, natychmiast wzięła udział w jakichkolwiek walkach. Zatem zwrot „uczestniczyła w walkach”  z jej oficjalnego życiorysu potraktujmy jako literacką przenośnię. Ale, co ciekawe, nie ma też mowy o jakichkolwiek kursach czy choćby przyzwoitym przeszkoleniu do służby jako sanitariuszka. A przecież wojna to nie zwyczajna wycieczka do Kampinosu, gdzie grozi co najwyżej otarcie stopy i wystarczy plasterek przykleić.

 

Czytelnicy powyżej sześćdziesiątki bez trudności spostrzegą, że osoby na zdjęciu nie mają  oznak AK, a "dzielna sanitariuszka" Maria Lipska (vel Dmochowska) nosi wręcz mundur paramilitarnej PRL-owskiej organizacji "Służba Polsce" założonej w lutym 1948 roku. O samej organizacji więcejtutaj. Maria Lipska-Dmochowska nie wygląda tez na zdjęciu na 14-letnie dziewczątko. Na jakiej więc podstawie korzysta z przywilejów kombatanckich AK? Co na to niekoniecznie IPN-owski prokurator?

Na jakiej podstawie emerytowany lekarz hematolog zajmuje tak wysokie, intratne, a przede wszytkim POLITYCZNIE WAZNE stanowisko? Co na to Rada IPN?


Dalej fragment artykułu: 

Na stronie internetowej Instytutu Pamięci Narodowej znaleźć można fotografię ponoć sprzed kwatery dowództwa Kompanii Lotniczej, wykonaną około 15 września 1944 r. Jakiś jej gorliwy obrońca, zapewne w szlachetnym odruchu "obrony krzywdzonej" wpisał się następująco w internetowym komentarzu: Maria Lipska (Dmochowska) jako 14-letnia dziewczyna była żołnierzem Kompanii Specjalnej AK dowodzonej przez por. Tadeusza Gaworskiego "Lawę" (cichociemny). Uczestniczyła w walkach Grupy "Kampinos" w lecie i na jesieni 1944. Czyli legenda młodziutkiej, walecznej Marysi, zwanej w Kampinosie "Mają", zaczyna żyć własnym życiem?

 

Siostra swojego brata

 Wróćmy jednak do Marii Dmochowskiej, bo jej pusty gest (tak, to list bez praktycznego znaczenia, wprowadzający jedynie moralny i formalny zamęt) świadczy, z kim mamy do czynienia na szczytach elit władzy. Dmochowska to rodzona siostra Jana Józefa Lipskiego, działacza KOR, wcześniej jednego z przywódców Klubu Krzywego Koła. Jan Józef Lipski w latach 1961-1982 był pracownikiem Instytutu Badań Literackich PAN. Doktorat w 1965, dziesięć lat później habilitacja... O wielkich represjach z tamtego okresu nawet nie ma co mówić, tym bardziej że nawet własne środowisko czasami wypominało mu "kombatanckie" wycieczki z gen. Mieczysławem Moczarem w lasy Kielecczyzny i spożywanie suto zakrapianych, pieczonych wspólnie kiełbasek.

Najważniejszy bodajże fakt z jego życiorysu, to przewodniczenie wolnomularskiej loży "Kopernik" (w latach 1962-1981 oraz 1986-1988, później był jej sekretarzem). W okresie działania "demokratycznej" opozycji uczestniczył m.in. w demonstracji w Krakowie w maju 1977 r., po zabójstwie Stanisława Pyjasa i został tam zatrzymany. Wkrótce jednak został zwolniony z powodu "złego stanu zdrowia". 13-14 grudnia 1981 r., jako członek Zarządu Regionu Mazowsze "S" brał udział w strajku w ZM Ursus. Po zatrzymaniu trafił jakoby do aresztu, a następnie został internowany. Mówi o tym popularna encyklopedia internetowa, czyli Wikipedia: W 1980 przystąpił do "Solidarności", uczestniczył w I Krajowym Zjeździe Delegatów. Po wprowadzeniu stanu wojennego został aresztowany i oskarżony o kierowanie protestem, internowano go od grudnia 1981 do grudnia 1982. Po zwolnieniu działał w podziemnej "Solidarności". (http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_J%C3%B3zef_Lipski).

Coś mnie jednak tknęło i sięgnąłem pamięcią daleko wstecz, aż do tamtych lat. Przecież głośna była wówczas, w mrocznym stanie wojennym, sprawa jego wyjazdu... do Londynu! O jakim więc internowaniu możemy tu mówić? Szukam więc dalej. Oto internetowa encyklopedia-solidarności.pl przedstawia ten okres jego życia zupełnie inaczej: 13-14 grudnia 1981 uczestnik strajku w ZM "Ursus", spacyfikowanego przez ZOMO. Aresztowany, z powodu choroby serca wyłączony z procesu uczestników strajku, osadzony w szpitalu pod nadzorem SB, zwolniony warunkowo w maju 1982. (Encyklopedia Solidarności, http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Jan_J%C3%B3zef_Lipski)

A więc, albo internowany, albo pacjent szpitala? Nic z tego! Prawda jest (tym razem) w... mojej ulubionej "Gazecie Wyborczej": Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego pojechał do Ursusa, żeby towarzyszyć strajkującym. Był z nimi do pacyfikacji. W areszcie przeszedł zawał. Pozwolono mu wyjechać na leczenie do Londynu (Magdalena Grochowska, "Jan Józef Lipski (1926-91)", "Gazeta Wyborcza" 3 lutego 2002 r.).

Nie internowanie, nie esbecki szpital, ale Londyn... Swoją drogą, kto redaguje takie "encyklopedie", które są - zamiast zbiorem wiadomości - zbiorem pobożnych życzeń?

 

Wspólny narodowy interes - nie lustrować!

 Maria Dmochowska po 1989 r. czynnie zaangażowana była w politykę, jako posłanka (dwóch kadencji) z ramienia Unii Demokratycznej (Unii Wolności). W 1997 r., gdy do Sejmu już nie weszła, partia desygnowała ją do Urzędu do spraw Kombatantów, na stanowisko doradcy ówczesnego kierownika, mec. Jacka Taylora. Stamtąd w 2001 r. odeszła do IPN na stanowisko doradcy prezesa Leona Kieresa. Po objęciu tej instytucji przez dr. hab. Janusza Kurtykę, zachowała tę funkcję, już wkrótce jednak awansowała bardzo wysoko - została jedynym zastępcą prezesa IPN. Jakie ma do tego kwalifikacje? Z wykształcenia jest lekarzem, z działalności publicznej i politycznej - zdeklarowanym przeciwnikiem jakiejkolwiek lustracji. Świadczy o tym jej pełne pasji i emocji przemówienie w Sejmie 5 września 1992 r., gdy rozpatrywane były projekty ustawy lustracyjnej (które ostatecznie i tak w całości upadły). Oto fragmenty jej wystąpienia:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

[...] Każdy dzień, każdy rok realizowania programu lustracji będzie niósł ze sobą realną groźbę destabilizacji i narastania antagonizmów w społeczeństwie, widzimy to zresztą już teraz. Linia podziału nie będzie jednak przebiegała między białymi a czarnymi, w tym wypadku raczej czerwonymi, ale między myśleniem obywatelskim, opartym na szacunku dla norm prawnych i demokratycznych, a przeciwnym sposobem myślenia, opartym przede wszystkim na złych emocjach.

Nietrudno przewidzieć nasilenie się pomówień i donosów między obywatelami, niszczenie delikatnej tkanki solidaryzmu społecznego. Ten cały mechanizm dobrze jest znany z niedawnej przeszłości. Bywaliśmy już agentami światowego imperializmu, pozostając najczęściej na żołdzie CIA, zdradzaliśmy notorycznie ludową ojczyznę i klasę robotniczą, osłabialiśmy obronność kraju i dowody zawsze się znalazły. Znajdą się i teraz, mimo że obiektywni znawcy zagadnienia mają największe wątpliwości co do ich wiarygodności. W razie potrzeby sprawy sporne rozstrzygną świadkowie, czyli kadrowi pracownicy bezpieki.

Wszystko to, jeśli oczywiście Wysoka Izba raczy uchwalić omówioną ustawę, zostanie niebawem zaoferowane krajowi, który jak wiele innych w świecie pozostaje w stanie recesji, krajowi, który nie zdążył jeszcze zbudować prawnych podstaw nowego ustroju, krajowi, w którym politycy o nienagannej przeszłości też już zdążyli popełnić niejeden błąd.

Tymczasem całe społeczeństwo, bez wyjątków, zostało wezwane przez rząd do wspólnego wysiłku, do paktu nie tylko na rzecz przedsiębiorstwa, ale przede wszystkim i nade wszystko na rzecz Polski. Jest to nakaz chwili, wspólny narodowy interes, mniej więcej coś takiego, jak było z pożarem lasów pod Koźlem. Jak to wezwanie będzie się miało do ustaw lustracyjnych, zupełnie nie wiem [...].

W tym miejscu chcę powrócić do historycznego już cytatu, ponieważ mamy dzisiaj dzień cytatów, który podobnie jak wiele innych wypowiedzi mądrych ludzi został świadomie przekręcony lub może tylko źle zrozumiany, powinniśmy więc jeszcze raz do tego wrócić. Cytat ten brzmi: "Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co czyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania".

To oznacza, że nie my, przejmująca władzę dawna opozycja, a także nie to całe nasze, zniewolone różnymi metodami, społeczeństwo ma odpowiadać moralnie i politycznie za ten zakłamany system, który doprowadził kraj i poszczególnych ludzi do stanu załamania. Odpowiadać będziemy natomiast za teraźniejszość, którą obecnie tworzymy, a więc działajmy z rozwagą i odwagą, bo rozwaga też jej wymaga. Odgrodziliśmy się nie żadną śmieszną kreską, lecz najgrubszą linią prawa od tamtego systemu opartego na donosach, konfidentach, łamaniu sumień, tworzeniu specyficznej nomenklatury, od walki klas, pseudofilozofii materializmu dialektycznego, od tych wszystkich bytów określających świadomość, od całego realnego socjalizmu z jego złudnym urokiem bezpieczeństwa socjalnego. To była właśnie ta gruba linia, żebyśmy się do tego psychicznie, politycznie, gospodarczo i pod każdym innym względem odwrócili plecami.

Niestety, gruba linia, która raz na zawsze miała oddzielić nas od totalitarnego sposobu myślenia, od zniewolenia umysłów, stępienia wrażliwości moralnej, w niektórych miejscach okazała się cienką, przerywaną, żałosną kreską. Świadczą o tym niektóre przynajmniej z przedstawionych ustaw lustracyjnych, których cały rodowód, cała filozofia, tkwi głęboko w tamtej epoce, którą rzekomo te ustawy mają rozliczyć.

Mnie nie obowiązuje dyscyplina partyjna i za żadną z ustaw lustracyjnych głosować nie będę. (Oklaski).

 Czyż to nie było urocze? Zrównywanie (w iście michnikowskim stylu) zwolenników lustracji do ciemnej bolszewii o stępionej wrażliwości moralnej. Jakże dziś się czyta, po prawie 16 latach od tamtych wydarzeń, słowa wypowiedziane przez obecną zastępczynię Janusza Kurtyki, prezesa IPN, instytucji powołanej głównie dla oczyszczenia naszej zbiorowej pamięci...

 W chwili nominacji na to stanowisko Maria Dmochowska miała już 76 lat. Formalnie rzecz biorąc, od 16. lat mogła być na lekarskiej, spokojnej emeryturze. Trudno dociec, jakież to jej specjalne, wyjątkowe kwalifikacje zawodowe zdecydowały, że dziś może zabierać głos nie jako emerytka, lecz jako jedna z najbardziej (formalnie rzecz biorąc) znaczących osób w strukturach ustawowej lustracji?            

 Nasza Polska (.06.2008)R 26 (647)     25 czerwca 2008   

 

http://trzyskowronki.salon24.pl/170832,ipn-sobotni-pucz-marii-lipskiej-dmochowskiej