O przewartościowaniach, czyli mentalność kolaboranta

avatar użytkownika Foxx
W ostatnim "Najwyższym Czasie!" możemy trafić na opus magnum twórczości A. Wielomskiego, którego z powodu wielkiego profetycznego talentu w zakresie polityki okreśilłem kiedyś mianem Nostradamo. W tekście pod ciekawym tytułem "PO i PAX" pisze on wprost:

(...) żadna z partii opozycyjnych nie stanowi alternatywy dla PO. Nie tylko programowej, ale i politycznej, gdyż żadna z nich przez najbliższe lata nie ma szans dojść do władzy. Być może więc warto się zastanowić nad wariantem Bolesława Piaseckiego? Może należy wejść w struktury partii hegemonicznej i znaleźć tam dla siebie pewną przestrzeń, pozwalającą przetrwać środowiskom, strukturom, ludziom i ideom? Jest to opcja testowana w tej chwili przez (...) Romana Giertycha, który stał się "ustami PO" i popiera Radosława Sikorskiego w wewnętrznych "prawyborach". Ku zaskoczeniu wielu, PO przyjmuje w swoje szeregi byłych polityków LPR, gdyż Platforma przyjmuje dosłownie wszystkich. Giertych oczywiście bardzo musiał przemodelować swój swój dyskurs polityczny, a MW "spontanicznie" zaangażowała się w walkę o "demokrację" i "prawa człowieka" na Białorusi. Nic w tym dziwnego; przecież kolaborując z władzą ludową, Bolesław Piasecki musiał odłożyć na bok hasła nacjonalistyczne i antysemickie - zmiana miejsca na scenie politycznej wymaga przewartościowania programowego.

Będę z dużą ciekawością obserwował ten eksperyment Giertycha z Tuskiem. Nie wykluczam, że to dziś jedyna realistyczna droga polityczna.

("Najwyższy Czas!" nr 12 [1035], 20 marca 2010, s. XLVI)

Czy należy się dziwić, że ludzie podobnej prowieniencji ze "zrozumieniem" podchodzą do Jaruzelskiego, pułkownika Kuklińskiego traktując jako zdrajcę oraz bez odrobiny wyczucia skaczą po pamięci Powstańców Warszawskich uzasadniając te chore tendencje krytycznym podejściem do decyzji dowództwa AK, czy też polskiej tradycji romantycznej jako takiej?

Bardzo się cieszę, że ten tekst powstał. Jest on żywym potwierdzeniem wielu opinii nie pozostawiających suchej nitki na środowiskach post-PAX-owskich i ich epigonach. Tym razem mamy jasną deklarację: żadnych wartości, żadnych pryncypiów, żadnej wierności zasadom. "Przemodelujmy", "przewartościujmy", "spontanicznie" róbmy rzeczy przeciwne do tego, co składało się na całe nasze dotychczasowe działanie... byle być w obozie silniejszych. Ze "swoimi" ludźmi oczywiście.

Pamiętajmy o tej deklaracji - oraz o kolejnych ruchach tej części polskiej "prawicy". Tylko niech przy następnej okazji do krytyki "Traktatu Lizbońskiego" lepiej zamilczą. Ich odrodzona władza ludowa optuje za ratyfikacją Karty Praw Podstawowych bez protokołu brytyjskiego. Przypomnę:

Artykuł 1

1. Karta nie rozszerza zdolności Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej ani żadnego sądu lub trybunału Polski lub Zjednoczonego Królestwa do uznania, że przepisy ustawowe, wykonawcze lub administracyjne, praktyki lub działania administracyjne Polski lub Zjednoczonego Królestwa są niezgodne z podstawowymi prawami, wolnościami i zasadami, które są w niej potwierdzone.

2. W szczególności i w celu uniknięcia wszelkich wątpliwości nic, co zawarte jest w tytule IV Karty nie tworzy praw, które mogą być dochodzone na drodze sądowej, mających zastosowanie do Polski lub Zjednoczonego Królestwa, z wyjątkiem przypadków gdy Polska lub Zjednoczone Królestwo przewidziały takie prawa w swoim prawie krajowym.

Artykuł 2

Jeżeli dane postanowienie Karty odnosi się do ustawodawstw i praktyk krajowych, ma ono zastosowanie do Polski lub Zjednoczonego Królestwa wyłącznie w zakresie, w jakim prawa i zasady zawarte w tym postanowieniu są uznane przez ustawodawstwo lub praktyki Polski lub Zjednoczonego Królestwa.".

(źródło)

Przypominam, to są zapisy, o których Stefan Niesiołowski mówił w sposób następujący: Ja bym wolał odejść od protokołu brytyjskiego szybciej, ale trzeba płacić cenę kompromisu i nie zaostrzać sytuacji (...) to nie są tablice, które Mojżesz dostał na górze Synaj (...)

(źródło)


Promotorów takiej postawy nasi niedawni czołowi "eurosceptycy" traktują dzisiaj jako "jedyną realistyczną drogę polityczną". Wszystkie kwestie związane choćby z tym, że ta sama gazeta ("N.Cz.!") jeszcze niedawno pisała o wspólnej z byłymi funkcjonariuszami WSI akcji B. Komorowskiego prowadzonej przeciwko Komisji Weryfikacyjnej WSI. Te kwestie, podobnie jak Piaseckiemu wchodzącemu w układ z Sierowem mimo wiedzy o tym, co NKWD serwuje jego niedawnym towarzyszom broni - w niczym nie przeszkadzają. Tyle, że Piasecki miał za sobą kartę bojową... a jego obecni apologeci mogą się pochwalić co najwyżej poparciem dla "politycznego projektu" o nazwie Liga i Samoobrona. Tyż piknie.

Kolejny przykład skali skarlenia polskiej polityki.

12 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Liga i Samoobrona

ciekawe, kto pamięta tę "piękną" inicjatywę z Januszem Kaczmarkiem na sztandarze? Wielomski i Giertych po jednych pieniądzach. Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. nożyce sie odezwały ;)

http://wierzejski.salon24.pl/164629,jaruzelski-i-stan-wojenny-wg-m-giertycha

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika nurni

3. Foxx

Bardzo się cieszę, że ten tekst powstał. Jest on żywym potwierdzeniem wielu opinii nie pozostawiających suchej nitki na środowiskach post-PAX-owskich i ich epigonach. == No nie sadze by to była jakas immanentna cecha środowisk bylego Paxu. Zasade dosc czesto spotykana w dzisiejszej polityce obrazowo sformulował kiedys Bolek, jeszcze w czasach gdy był prezydentem. "Jesli na Belweder ruszy pochód to stane na jego czele". Bolek lubi chlapac ozorem, zdradzil tu kuchnie nie tyle jakis srodowisk paxu czy śmaksu. Jesli nie mozesz czemus sie przeciwstawic - włącz sie. Wartosci? Bez żartów. TW Bolek wlaczył sie i został szefem Solidarnosci, jakis pomniejszy delator ktorego nazwiska nie chcialo mi sie zapamietac został szefem Federacji Rodzin Katynskich, mozna dlugo wyliczac. Niemal w kazdej dziedzinie ta taktyka owocuje sukcesem. Bezradni jestesmy wylacznie my. Zapisac sie do PRONu? Do PZPR? Do tych petaków z "nigdy wiecej", do Peło? Szukac przestrzeni w smrodzie w ktorym nie da sie oddychac?
avatar użytkownika nurni

4. aha

Nie dziwie sie ze taki tekst popuszczono w pismie byłego dzialacza SD.
avatar użytkownika nielubiegazety2

5. Pan Wielomski

oraz pan Korwin - Mikke są baardzo pożytecznymi idiotami. Z mojego punktu widzenia. Pewnie zdarzy mi się to jeszcze nie raz ale głośno i wyraźnie napiszę: Jest niewiele osób które są dla mnie autorytetami. Znacznie więcej osób szanuję, podziwiam lub jestem pełen uznania dla ich postawy. Autorytet to coś więcej. Autorytetem jest dla mnie pan prof. Jacek Bartyzel. Skoro piszę w wątku wielomskim pozwolę sobie zacytować dwa wyjątki z Wpisu Jacka Bartyzela do sztambucha dra Wielomskiego "Ton, który brzmi w felietonach dr. Wielomskiego słyszałem natomiast, niestety, zupełnie gdzie indziej, w miejscach najbardziej odległych od konserwatyzmu. Podobieństwo to jest zapewne przypadkowe, zważywszy wiek Autora, ale uderzająco przykre. Taki obraz romantyka – ściślej: Polaka-romantyka – imbecyla i kabotyna, kreowała ongiś, zwłaszcza w pierwszej połowie lat 60. ubiegłego wieku, tzw. szkoła szyderców. Jego wielorakie przykłady można łatwo odnaleźć w pożółkłych dziś rocznikach Przeglądu Kulturalnego, Polityki czy Przekroju, w publicystyce KTT, Daniela Passenta czy Zygmunta Kałużyńskiego, w groteskowych sztukach Mrożka, jak Indyk („rzecz dzieje się w romantyzmie, na obszarze księstwa” – czytamy już w didaskaliach) czy Śmierć porucznika, w filmach „szkoły polskiej” – a częstokroć raczej antypolskiej – Wajdy, Munka czy Kutza. Nawet obrazy czy figury retoryczne, które bezwiednie powiela dr Wielomski, na czele z osławionym „rzucaniem się z szablami na czołgi” (zob. tekst Kontrrewolucja i romantyzm), pochodzą z repertuaru wymysłów tejże szkoły szyderców. Jej twórcy nie byli zresztą (albo jeśli byli to krótko) komunistami sensu proprio. Uważali się nawet za dość „opozycyjnych”, zwłaszcza w stosunku do „purytańskiego” i „siermiężnego” socjalizmu Gomułki, i tak też bywali przez prymitywnego „Gnoma” traktowani. Byli typowymi przedstawicielami postpozytywistycznej „inteligencji postępowej” – dumnej ze swego „racjonalizmu” i nade wszystko pogardzającej „polskim kołtunem”, kojarzącym im się właśnie jednocześnie z katolicką pobożnością i romantyzmem. Prawdopodobnie byli szczerze przekonani o tym, że wyszydzając bezsensowną polską bohaterszczyznę, dają dowód swojej „niezależności”. W istocie, wykonywali dla komunistów bezcenną pracę: traktowani przez społeczeństwo z sympatią i jako naturalni przewodnicy, odbierali mu resztki dumy narodowej i nadziei na odmianę położenia Polski, ponieważ z ich szyderstw wynikała zawsze ta sama „historiozofia” – że polska historia to ciąg bezsensownych bijatyk, wszczynanych przez pijanych durniów i rezonerów lub naiwnych, egzaltowanych czytelników zatrutej romantyzmem literatury, którzy zawsze muszą skończyć – jak Maciek Chełmicki – na śmietniku, a jedynym wybawieniem od tej romantycznej spirali nieszczęść i absurdu jest Polska Ludowa, której pierwsi w historii oświeceni – „naukowym socjalizmem” – władcy dokonali jedynie racjonalnego wyboru politycznego, jakim jest wieczysta przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Dla tych „antyromantyków” przykrym może, jak każde lekarstwo, ale też jak każde lekarstwo zbawiennym, było uczenie ludzi „w tym kraju” myślenia racjonalnego przy pomocy kolb sowieckich karabinów – według sławnej frazy „Tygrysa” Krońskiego. Jeszcze w latach 80. tę samą „historiozofię” – i to na czysto „patriotyczną” nutę, już prawie bez żadnego „ideolo-” – wykładał w fikcyjnych gawędach z synem, zaprawiony w pracy operacyjnej Ryszard Wojna. Do dzisiaj jeszcze nieźle zabalsamowane mumie tego „racjonalizmu”, jak pp. Olga Lipińska, Janina Paradowska czy WDost. senator Kutz, straszą po telewizorach, lecz chyba w najbardziej różowych snach nie marzyły one, że obraz romantyzmu stworzony przez lewicowo-libertyńską szkołę szyderców pracowicie i z zapałem będzie powielał lider i czołowy teoretyk polskich konserwatystów ultra. Na marginesie musimy natomiast zauważyć, że akurat w tamtej „wojnie o kulturę” publicyści PAX-u byli po dobrej stronie i z „szydercami” – na ile to było możliwe pod komunistyczną cenzurą – polemizowali, broniąc sensowności polskiego czynu zbrojnego." (...) "Znam i cenię sobie bardzo wielonurtowe bogactwo odmian tradycji konserwatywnej ostatnich stuleci. Ta różnorodność najzwyczajniej mnie cieszy, zwłaszcza jako badacza tej tradycji (nie ukrywającego związku z nią), zyskującego w ten sposób wiele podniet umysłowych. Pozostawiając oczywiście na boku odmiany poboczne, nazbyt partykularne, tym bardziej zaś tchnące fałszem podróbki (jak tzw. neokonserwatyzm, będący faktycznie kwintesencją demoliberalizmu z domieszką neojakobińskiego imperializmu), podziwiam dorobek takich szkół, jak tradycjonalizm („De Maistre’owsko-Bonaldowski”) i neotradycjonalizm (Action Française) francuski, „organiczny” i kulturowy konserwatyzm anglosaski od Burke’a po Kirka, niemiecka „rewolucja konserwatywna” czy decyzjonizm Schmitta. Lecz dorobku żadnej z tych szkół czy żadnego z tych autorów nie potrafiłbym właśnie odnieść wprost do okoliczności wyznaczających ramy polskiego doświadczenia zbiorowego. Myśl tych – częstokroć – gigantów filozofii politycznej zrodzona została w tak odmiennych od polskich warunkach i okolicznościach socjologicznych, instytucjonalnych, politycznych etc., że może ona właśnie dla polskiego konserwatyzmu być jedynie (i aż!) inspiracją intelektualną, jako idea ogólna. Wystarczy przypomnieć czym kończyły się próby bezpośredniej, polityczno-praktycznej translacji. Czołowego polskiego „demestrystę” – Henryka hr. Rzewuskiego – doprowadziło to do skrajnego lojalizmu wobec caratu. Zwolennikom anglosaskiego ewolucjonizmu za to, wyrastały nazbyt często „liberalne ośle uszy” – zwłaszcza, jeżeli za bardzo absorbowała ich uwagę gospodarka i fetysz „modernizacji”. Nietrudno też wskazać i w naszych czasach takich wyznawców Burke’owskiej filozofii zmiany jak najbardziej podobnej do stanu poprzedniego, których doprowadziło to do wychwalania polskiej „transformacji” wedle modelu Okrągłego Stołu i do równie logicznej konkluzji, że najbardziej konserwatywnym czynnikiem w polskim życiu politycznym jest SLD." Dodam tylko, że prof. Bartyzel usilnie nalegał by jego teksty więcej nie pojawiały się na portalu konserwatyzm.pl. zezwalając na publikację ich w internecie. Adres domowej strony Jacka Bartyzela: http://haggard.w.interia.pl/jb.html Polecam wszystkim, nie tylko konserwatystom.
nielubiegazety2
avatar użytkownika Foxx

6. Marylko

No, ja LiS-a i motyw z Kaczmarkiem podlinkowałem na końcu notki. Wierzejski - w dziesiątkę :) Pzdr.
avatar użytkownika Foxx

7. Nurni

Moim zdaniem jedną z kilku immanentnych cech ludzi z byłego PAX-u jest np. postawa, którą prezentuje Wierzejski pod linkiem, który wrzuciła Maryla. A że to "next generation"? Widocznie "genetyczny PAXiota" ;) Pzdr.
avatar użytkownika Foxx

8. NG2

No, ja czytam w miarę na bieżąco. Z konfliktem z konserwatyzm.pl - zupełnie na bieżąco. Pzdr.
avatar użytkownika Unicorn

9. No co chcecie, latka lecą a

No co chcecie, latka lecą a tu dupa, więc kombinują ludziska jak by tu coś uszczknąć z tortu. Tradycja ZSL i SD zobowiązuje :>

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika nielubiegazety2

10. Foxx

Jacek Bartyzel to jest mistrzowska klasa. Poza zasięgiem polityki.
nielubiegazety2
avatar użytkownika Maryla

11. jeszcze jeden z objawieniami - ten z kolei od Wielomskiego

http://ludwikskurzak.salon24.pl/164673,poza-granica-smiesznosci Aktywność na portalach prawicowych szczególnie na prawica.net ostatnio z desantem lewaków na S24.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

12. Foxx

Dobrze, że to opisałeś. Objawy nasilania się choroby trzeba odnotowywać. Oni chorują od dawna. To jest megalomiania. To jest ścisk w żoładku. Wielki, dojmujący głód władzy. Żeby wreszcie porządzić, pojśc do telewizji, unieść władczo brwi i poczuć na sobie spojrzenia widzów. Podnieśc wysoko podbródek, pomaszerować dumnie korytarzem. Z aktówką w ręku. Już czas, już pora. Wystarczy coś-tam "przemodelować", zastosować jakiś-tam "wariant". W gruncie rzeczy to są nic nie warte szczegóły. Już czas, już pora.

Najwyższy czas!

Ostatnio zmieniony przez kazef o ndz., 21/03/2010 - 20:25.