REMEMBER: Kuffel Boys ze WSI

avatar użytkownika nissan

T Y G O D N I K

N A S Z A P O L S K A

ISSN 1425-1914 Indeks 332453 NR 06 (577) 6 lutego 2007

 

 

RAPORT "NASZEJ POLSKI": Od GZI do WSI, czyli 62 lata wojskowych służb specjalnych PRL i PRL-bis


Dzieci i wnuki "Smiersza"
 

Zapewne jeszcze w lutym poznamy treść raportu Komisji Weryfikacyjnej, która pod kierownictwem Antoniego Macierewicza przeprowadziła likwidację Wojskowych Służb Informacyjnych i utworzenie w ich miejsce nowych służb wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Raport ten z pewnością poszerzy naszą wiedzę o kulisach funkcjonowania nie tylko III RP, ale także PRL, bo w przypadku tych służb trudno mówić o jakiejś wyraźnej cezurze oddzielającej dawny ustrój od nowego. Zanim jednak raport zostanie opublikowany, warto przypomnieć dzieje WSI oraz ich poprzedników, a zwłaszcza ludzi, którzy stali na czele tych formacji.


 

Sowiecka Informacja

Początki wojskowego kontrwywiadu w powojennej Polsce sięgają maja 1943 r., kiedy to w strukturze utworzonej na terenie Związku Sowieckiego 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki znalazł się - wzorem jednostek Armii Czerwonej - Oddział Informacji. Na czele pierwszego, 20-osobowego składu stanął mjr Piotr Kożuszko. Z czasem Oddział przekształcił się w Wydział Informacji Armii Polskiej, osiągając coraz większy stan liczebny. Jednak do sierpnia 1944 r. 100 proc. oficerów kontrwywiadu armii gen. Berlinga stanowili oficerowie "Smierszy", czyli kontrwywiadu Armii Czerwonej. Później zaczęto wyznaczać do tego pionu pierwszych Polaków, jednak liczby mówią same za siebie: w 1944 r. mianowano ich 17, a w następnym roku - 318, podczas gdy w latach 1943-1945 w organach informacji Wojska Polskiego pełniło służbę łącznie 750 oficerów Smierszy. Żaden inny pion polskiej armii na Wschodzie nie był w takim stopniu podporządkowany Sowietom.

0706sie1.jpg

Zakończenie wojny niewiele tu zresztą zmieniło. Pod koniec 1945 r. nowo utworzony Główny Zarząd Informacji WP liczył 186 osób na stanowiskach kierowniczych, z czego 167 pochodziło ze Smierszy, oraz 692 osoby na stanowiskach operacyjnych, w tym 376 ze Smierszy. Jedynie na stanowiskach technicznych, a więc najmniej istotnych, większość stanowili Polacy. Dopiero na koniec 1947 r. odnotowano początek odwracania się tych proporcji: spośród 157 stanowisk kierowniczych już 97 zajmowali oficerowie polscy, a 60 - sowieccy.

Nie wolno jednak zapominać, że pod ogólnym określeniem oficerowie polscy kryją się głównie polskojęzyczni komuniści. Zdarzali się wśród nich oficerowie narodowości polskiej, tacy jak płk Jan Rutkowski (1900-1984), wieloletni działacz Francuskiej Partii Komunistycznej i "dąbrowszczak" z wojny domowej w Hiszpanii, który po powrocie do kraju został szefem GZI (od grudnia 1945 do maja 1947 r.), czy ppłk Wincenty Klupiński (1905-1983), przed wojną szef Wydziału Wojskowego łódzkiej KPP (czyli faktycznej rezydentury wywiadu sowieckiego), później politruk w 1. Dywizji, a po wojnie szef Wydziału Tajnego GZI zajmującego się inwigilacją i aresztowaniami.

Znacznie częściej jednak kariery w wojskowym kontrwywiadzie robili komuniści pochodzenia żydowskiego, by wymienić choćby szefa GZI w latach 1947-1950 płk. Stefana Kuhla (ur. 1917), wcześniej wiceszefa Departamentu Kadr MON, jego zastępcę płk Anatola Fejgina (1909-2002), szefa najważniejszego Oddziału II GZI płk. Ignacego Krzemienia, szefa Oddziału III (kontrolującego agenturę GZI) płk. Jerzego Fonkowicza, wiceszefa Oddziału Śledczego mjr. Mateusza Frydmana, szefa Wydziału Szyfrowego ppłk. Issera Rabinowicza czy szefa Wydziału Ewidencji Operacyjnej, następnie Biura Studiów, a w końcu komendanta Oficerskiej Szkoły Informacji płk. Władysława Halbersztadta.


Dwaj wielkorządcy z Moskwy

Ową częściową polonizację - a w dużej części także judaizację - Informacji Wojskowej przerwał rok 1950, w którym nastąpiły bardzo charakterystyczne przetasowania kadrowe w jej kierownictwie. Fejgin przeszedł do cywilnej bezpieki, zostając szefem X Departamentu MBP, niedługo potem Kuhl został wiceministrem - najpierw rolnictwa, potem kontroli państwowej, zaś ich stanowiska w GZI zajęli dwaj obywatele sowieccy. Szefem tej formacji został płk Dymitr Wozniesienski, zaś jego zastępcą - płk Antoni Skulbaszewski. Ten pierwszy, Rosjanin, w aparacie terroru ZSRR służył od 1921 r., w czasie wojny w "Smierszy", jesienią 1944 r. oddelegowany do Armii Polskiej, od 1946 r. - wiceszef GZI (prywatnie zaś zięć gen. Karola Świerczewskiego). Z kolei Skulbaszewski (ur. 1915), urodzony na Kijowszczyźnie w rodzinie polsko-ukraińskiej, od 1935 r. służył w Armii Czerwonej, szybko przeszedł kurs dla oficerów NKWD, już w lutym 1944 r. trafił do armii Berlinga jako prokurator wojskowy i w tym pionie robił karierę także po wojnie, dochodząc do funkcji Naczelnego Prokuratora Wojskowego (w latach 1948-1950).

0706sie2.jpg

Formalne przejęcie przez nich Informacji Wojskowej miało bez wątpienia związek z przyspieszeniem sowietyzacji Ludowego Wojska Polskiego, której symbolem stało się przejęcie resortu obrony przez marszałka Konstantego Rokossowskiego. Nowi szefowie GZI najwyraźniej jednak czuli się ważniejsi nawet od samego ministra, o czym świadczy historia opisana m.in. przez gen. Tadeusza Pióro: Działo się to jesienią 1953 roku, przyjechał do marszałka wszechwładny szef Informacji, Dmitrij Wozniesienski; po zreferowaniu spraw bieżących wszczął "przyjacielską rozmowę", pytał Rokossowskiego, co myśli o procesach przedwojennych oficerów, o wyrokach na nich, jak ocenia działalność kierownictwa kontrwywiadu. Rokossowski nie był jednak nowicjuszem w tego rodzaju indagacjach, stał się czujny, a w pewnym momencie wzrok jego padł na rękę Wozniesienskiego z zegarkiem dużego rozmiaru, cyferblatem skierowanym w jego stronę. Olśnienie spowodowało reakcję - marszałek chwycił za zegarek, odruch zaś był tak nieoczekiwany, że Wozniesienski stracił rezon, zaczął tłumaczyć się wykrętnie, że owszem, w zegarku ma mikrofonik, ale tylko "tak sobie", chciał właśnie pokazać ministrowi, jak działa niedawno nabyty mechanizm. Tego samego dnia Rokossowski dzwonił do Moskwy, opisując całe zdarzenie Żukowowi, ten interweniował natychmiast i ostro u władz politycznych, a że zdarzyło się to po śmierci Stalina i tuż- tuż przed aresztowaniem Berii, kilka dni później Wozniesienskiego w Polsce już nie było [T. Pióro, "Armia ze skazą. W Wojsku Polskim 1945-1968 (wspomnienia i refleksje)", Warszawa 1994, s. 136].

Nieco inną wersję usunięcia sowieckich wielkorządców GZI przedstawił Edward Ochab, ówczesny sekretarz KC PZPR. Ponieważ wśród oficerów aresztowanych i więzionych przez Informację była także grupa komunistów (m.in. Michał Rola-Żymierski), niedługo po śmierci Stalina powołano specjalną komisję Biura Politycznego, która miała wyjaśnić zarzuty przeciwko nim. Kierujący komisją Ochab wspomniał później: Kiedy zacząłem wnikać w szczegóły, doszedłem do wniosku, że nie jesteśmy w stanie dojść prawdy, dopóki będzie Wozniesienski i Skulbaszewski. (...) Postawiłem wniosek o odwołanie Wozniesienskiego i Skulbaszewskiego. Doszło do ciężkiej awantury z Bierutem i Rokossowskim, bo chodziło nie tylko o odwołanie wspomnianych oficerów ze Związku Radzieckiego, ale również trzeba było usunąć wielu oficerów śledczych z aparatu bezpieczeństwa, którzy brali taki czy inny udział w stosowaniu niedozwolonych metod śledczych. Niektórzy oficerowie śledczy zaczęli płakać, prosić (Teresa Torańska, "Oni", Warszawa 1997, s. 79-80).


 

Rewolucja bez rewolucji

Jakiekolwiek byłyby kulisy odwołania dwóch sowieckich szefów GZI, najistotniejsze jest to, że już w grudniu 1953 r. kierownictwo wojskowego kontrwywiadu zostało spolonizowane - rzecz jasna, w takiej skali, jak było to możliwe. Nowym szefem Informacji został płk Karol Bąkowski (1912-1960), przedwojenny działacz komunistyczny z warszawskiej Pragi, w czasie wojny politruk w 1. Armii WP, później partyjny aparatczyk szczebla wojewódzkiego. Pod jego kierownictwem GZI nie miał już tak krwawego charakteru, jak w ciągu poprzedniej dekady, ale z drugiej strony nie zrobiono niczego, by osądzić winnych przestępczej działalności pod szyldem kontrwywiadu.

Jedyną próbą takiego osądu był raport Komisji dla zbadania odpowiedzialności byłych pracowników Głównego Zarządu Informacji, Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Najwyższego Sądu Wojskowego, kierowanej przez zastępcę prokuratora generalnego Mariana Mazura, sporządzony na fali popaździernikowej odwilży w 1957 r. W raporcie jednak postawiono szczegółowe zarzuty tylko kilku oficerów GZI, którzy dopuścili się łamania praworządności: Kuhla, Fejgina, Frydmana, płk. Władysława Kochana i ppłk. Mieczysława Notkowskiego. Kilkudziesięciu dalszych, w tym Wozniesienskiego i Skulbaszewskiego, jedynie wymieniono z nazwiska. Z tej listy tylko Kochan i Notkowski spędzili w więzieniu niespełna rok. Fejgin co prawda siedział aż 8 lat, ale za to, co robił w MBP, a nie w Informacji. Natomiast taki np. Kuhl, zwany krwawym Kuhlem, nie tylko nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie, bo w 1958 r. postępowanie przygotowawcze przeciwko niemu zostało umorzone, ale 2 lata później ponownie został wiceministrem rolnictwa i dopiero marcowa czystka 1968 r. pozbawiła go tego stanowiska!

O ile w wymiarze personalnym Październik '56 nie stanowił żadnej rewolucji (nie tylko zresztą w służbach wojskowych), to doszło wówczas do zasadniczych przemian strukturalnych. W styczniu 1957 r. rozwiązano GZI, tworząc w jego miejsce Wojskową Służbę Wewnętrzną. Jej szefem został pułkownik, później generał Aleksander Kokoszyn (1904-1979), z pochodzenia Białorusin, przed wojną łódzki działacz KPP, w 1942 r. szef redakcji i drukarni "Gwardzisty" (organu GL), wkrótce jednak aresztowany i uwięziony w niemieckich obozach koncentracyjnych. Już w maju 1945 r. rozpoczął służbę w GZI, gdzie został szefem Oddziału I, zajmującego się ochroną kontrwywiadowczą Naczelnego Dowództwa WP i MON. W Informacji pracowała również jego żona, mjr Stanisława Sowińska (właściwie Chana Zalcman, 1912-2005), kierująca do 1948 r. Biurem Studiów GZI, rok później zaś aresztowana wraz z wieloma innymi działaczami podziemnej PPR i GL. Sowińska była bowiem w czasie wojny najbliższą współpracowniczką Mariana Spychalskiego, który w końcu lat 40. również trafił do więzienia, zaś jesienią 1956 r. zastąpił Rokossowskiego na fotelu ministra obrony.

Kokoszyn był więc niewątpliwie człowiekiem marszałka Spychalskiego. Gen. Pióro tak go charakteryzował: Ten dobroduszny raczej człowiek, nieporadny w kierowaniu przerastającym go mechanizmem, jakim był kontrwywiad, stanowił skrajne przeciwieństwo swego poprzednika, pułkownika Wozniesienskiego, mistrza w wynajdywaniu "wrogów narodu". Za Kokoszyna Informacja, oczyszczona ze śledczych wykształconych na metodach "błędów i wypaczeń", szybko traciła budzącą grozę pozycję, o co zresztą po Październiku chodziło. Dopiero Teodor Kufel, przydany Kokoszynowi na zastępcę w 1959 roku, absolwent szkoły KGB, przywrócił jej częściowo dawny "blask", gdy w 1965 roku przejął po Kokoszynie funkcję szefa ("Armia ze skazą...", s. 268-269).


 

Kufel i jego koledzy

Rzeczywiście, pułkownik Teodor Kufel (ur. 1920), również z czasem awansowany na generała, był postacią zupełnie różną od nieporadnego Kokoszyna. Przed wojną jako nastolatek otarł się jeszcze o KPP-owską młodzieżówkę, należał jednak już do następnego pokolenia komunistów, które pierwsze kroki stawiało w czasie wojny, w szeregach PPR i GL. Na początku 1944 r. został oficerem łącznikowym w Sztabie Głównym Armii Ludowej, walczył w Powstaniu Warszawskim, zaraz po wojnie został zaś oficerem MO, WP, a wreszcie MBP. W 1954 r. był słuchaczem szkoły KGB w Moskwie, co zapewne mocno przyczyniło się do jego awansu na wiceszefa, a następnie szefa WSW.

Miał jednak możnych protektorów także i w kraju - nieformalną grupę "partyzantów", skupioną wokół gen. Mieczysława Moczara. Od połowy lat 60. Kufel należał do ścisłego sztabu "partyzantów", obok takich generałów, jak Grzegorz Korczyński, Franciszek Szlachcic, Tadeusz Pietrzak, Marian Janic i - last but not least - Wojciech Jaruzelski. Kierowane przez Kufla WSW stały się więc bardzo ważnym narzędziem walki politycznej w rękach ambitnej frakcji partyjno-mundurowej. Głównym celem wojskowego kontrwywiadu stało się w tym czasie skompromitowanie i wyeliminowanie oficerów związanych z konkurencyjną grupą "puławską", często żydowskiego pochodzenia, którzy objęli ważne stanowiska w armii po 1956 r., ciesząc się przychylnością Spychalskiego. Kulminacją procesu stopniowego przejmowania kontroli nad wojskiem przez "partyzantów" były lata 1967-1968, gdy - wykorzystując jako pretekst wojnę Izraela z państwami arabskimi, a później wydarzenia marcowe - przeprowadzono w szeregach LWP ostateczną czystkę, której ofiarą padł także sam Spychalski.

Nowy minister obrony, gen. Jaruzelski, musiał Kuflowi niemało zawdzięczać, skoro utrzymywał go na stanowisku szefa WSW aż do 1979 r. Jego odwołanie nastąpiło w dość tajemniczych okolicznościach (gen. Pióro wspomina tylko, iż wybuchło z Kuflem jakieś "nieporozumienie"), po czym został wysłany jako attache wojskowy do Berlina Zachodniego, gdzie przebywał 2 lata, zaś w 1983 r. przeszedł na emeryturę.

Następcą Kufla w WSW został gen. Czesław Kiszczak (ur. 1925), który od dwudziestego roku życia pracował w Informacji Wojskowej, a w pierwszej połowie lat 60. kierował oddziałem WSW Marynarki Wojennej w Gdyni. Później krótko był szefem Zarządu WSW Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu, by w pamiętnym roku 1967 awansować na zastępcę gen. Kufla. Był nim przez 5 lat, w tym także w grudniu 1970 r., kiedy on sam i podległe mu służby odegrały pewną rolę w krwawej wymianie ekipy rządzącej, choć pełnej prawdy o tych wydarzeniach nadal nie znamy. Niewątpliwie Kiszczak był już wówczas zaufanym człowiekiem Jaruzelskiego, który w 1972 r. mianował go szefem wywiadu, a 7 lat później - kontrwywiadu wojskowego. Gdy w 1981 r. dotychczasowy minister obrony został premierem i I sekretarzem partii, Kiszczak został pierwszym wywodzącym się z wojska ministrem spraw wewnętrznych.

Szefostwo WSW przejął po nim gen. Edward Poradko (1924-1997), w młodości partyzant AL na Lubelszczyźnie, od 1945 r. oficer Informacji w różnych jednostkach wojskowych, a w połowie lat 50. wiceszef Zarządu Informacji Marynarki Wojennej. Po ukończeniu w 1956 r. kursu kontrwywiadu i wywiadu w ZSRR został wiceszefem WSW w Śląskim Okręgu Wojskowym, później zaś w Wojskach Lotniczych w Poznaniu i w Wojskach Obrony Powietrznej Kraju. W latach 1969-1973 był zastępcą gen. Kufla, potem zaś - zastępcą i następcą gen. Kiszczaka w wywiadzie wojskowym. Poradko kierował WSW przez cały okres stanu wojennego, aż do 1986 r., kiedy wysłano go na ambasadora do Afganistanu.

Kolejnym - i, jak się miało okazać, ostatnim - szefem WSW był gen. Edmund Buła (ur. 1926). Także i on zaraz po wojnie rozpoczął służbę w Informacji, m.in. na terenie Marynarki Wojennej, miał za sobą też kurs w ZSRR, a w 1968 r. brał udział w operacji "Dunaj", czyli inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Wojskowym kontrwywiadem przyszło mu kierować aż do jego rozwiązania w sierpniu 1990 r. Ostatnią zasługą gen. Buły dla służby, w której spędził całe życie, było niszczenie akt GZI i WSW w pierwszych miesiącach transformacji ustrojowej. W 1996 r. generał został za to skazany na 2 lata więzienia, ale w zawieszeniu. Dzisiaj wiedzie spokojny żywot emeryta, umilając sobie czas jako łowczy Polskiego Związku Łowieckiego.


 

Burzliwe losy ludzi wywiadu

Rok po rozwiązaniu WSW, jesienią 1991 r., powstały Wojskowe Służby Informacyjne. Po raz pierwszy w dziejach polskiej armii połączono w jedną formację wojskowy kontrwywiad z wywiadem. WSI przejęły bowiem także funkcje Zarządu II Sztabu Generalnego, którego historia sięga lipca 1945 r., gdy powołano do życia Oddział II Wywiadowczy SG. Jego pierwszym szefem był sowiecki pułkownik Gieorgij Domeradzki, ale już w grudniu tegoż roku zastąpił go gen. Wacław Komar (1909-1972), przedwojenny komunista pochodzenia żydowskiego (właściwe nazwisko Kossoj), który w latach 1927-1928 przeszedł kursy dowódcze Sztabu Armii Czerwonej w Moskwie. W końcu lat 30. był oficerem wywiadu sztabu Brygady Międzynarodowej im. J. Dąbrowskiego w Hiszpanii i właśnie na swoich kolegach z tej formacji oparł budowę wojskowego wywiadu w komunistycznej Polsce. Co ciekawe, od 1947 r. Komar łączył funkcje szefów wywiadu wojskowego i cywilnego (MBP), co było wypadkiem bez precedensu w całym okresie PRL.

W pierwszych latach po wojnie Oddział II zajmował się m.in. przerzutem broni dla greckiej partyzantki komunistycznej, a także szkoleniem wojskowym partyzantów greckich w Polsce. Ale jesienią 1950 r. gen. Komar został odsunięty od kierowania wywiadem, zaś 2 lata później aresztowany i osadzony w warszawskim areszcie Informacji Wojskowej przy ul. Chałubińskiego (do niedawna siedziba WSI). Wraz z nim aresztowano jego najbliższych współpracowników, w tym dwóch zastępców - pułkowników Stanisława Flato (1910-1972) i Witolda Ledera (ur. 1913). Jak zauważył po latach Edward Ochab, większość oskarżonych nie miała katolickiej metryki (T. Torańska, "Oni"..., s. 79).

Szefowie wywiadu odzyskali wolność już po 2 latach, a więc szybciej niż przetrzymywani wówczas w więzieniach żołnierze AK czy przedwojenni oficerowie. W tym czasie jednak pełną kontrolę nad Oddziałem II - podobnie jak w przypadku GZI - przejęli oficerowie sowieccy. Kolejnymi szefami tej jednostki, jesienią 1951 r. przekształconej w Zarząd Wywiadowczy SG, byli: gen. Konstantin Kasznikow (1950-1951), płk Igor Suchacki (1951-1953) i płk Fiodor Wiedmied (1953-1956). W tym okresie polski wywiad wojskowy był więc faktycznie przybudówką GRU.

Październikowe zmiany sprawiły, że także i tu nastąpiła pewna polonizacja. W listopadzie 1956 r. nowym szefem Zarządu Wywiadowczego został gen. Grzegorz Korczyński (właściwie Stefan Kilanowicz, 1915-1971), również dawny "dąbrowszczak", tyle że narodowości polskiej, a nawet znany z antyżydowskiego podejścia, czemu dał wyraz w czasie wojny jako dowódca oddziałów GL na Lubelszczyźnie, które miały na sumieniu m.in. mordowanie ukrywających się Żydów. Jako człowiek blisko związany z Gomułką, w latach 50. został uwięziony i skazany na dożywocie, co dało mu dobry punkt startu po Październiku. Kierował wywiadem do 1965 r., kiedy awansował na wiceministra obrony. Był już wtedy najbliższym współpracownikiem gen. Moczara.

Kolejny szef Zarządu Wywiadowczego, gen. Włodzimierz Oliwa (1924-1989), był pierwszym na tej funkcji zawodowym żołnierzem, choć jego dotychczasowa kariera była raczej karierą politruka niż żołnierza liniowego. Z punktu widzenia władz PRL miał jednak znakomite referencje: w 1955 r. ukończył Kurs Doskonalenia Oficerów przy Akademii Wojskowo-Politycznej ZSRR, a 10 lat później - Akademię Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR. O jego następcach, generałach Kiszczaku (1971-1979) i Poradce (1979-1981), już pisaliśmy. Wymieńmy więc jeszcze ostatnich szefów wojskowego wywiadu. Gen. Roman Misztal (ur. 1932) służbę w Zarządzie II rozpoczął w 1957 r. i przeszedł wszystkie szczeble służbowe (pracował m.in. w ataszatach wojskowych PRL w USA i Kanadzie), by stanąć na jego czele w latach 80., natomiast gen. Stanisław Żak (ur. 1930), w młodości słuchacz Wyższego Akademickiego Kursu przy Artyleryjskiej Akademii Dowódczej ZSRR, przez całe życie związany był z artylerią i wojskami rakietowymi, toteż kierowanie przez niego wywiadem (w latach 1990-1991) było raczej epizodem.


Od Wawrzyniaka do Żukowskiego

Stosunkowo świeża historia WSI - formacji istniejącej od jesieni 1991 r. do jesieni 2006 r., czyli równe 15 lat - zapewne zostanie dokładnie opisana w raporcie ministra Macierewicza. Dla porządku przypomnijmy więc tylko polityczne perturbacje wokół stanowiska szefa tych służb. Pierwszym, który sprawował tę funkcję, był kontradmirał Czesław Wawrzyniak, oficer II Zarządu SG w latach 1965-1987, blisko związany z ministrem Mieczysławem Wachowskim, któremu zawdzięczał awans. W kwietniu 1992 r. Jan Parys, minister obrony w rządzie Jana Olszewskiego, podjął próbę odsunięcia Wawrzyniaka i zastąpienia go niezwiązanym z PRL-owskimi służbami gen. Marianem Sobolewskim. Parys zapłacił za to utratą stanowiska, a Sobolewskiego i tak zastąpił niebawem kolejny weteran II Zarządu (od 1978 r.), gen. Bolesław Izydorczyk. Ponieważ i on jednak okazał się zbyt mało dyspozycyjny wobec Belwederu i ministra Wachowskiego - zwłaszcza po zdobyciu władzy przez SLD - już w 1994 r. WSI miały nowego szefa, gen. Konstantego Malejczyka, służącego w wywiadzie od 1970 r.

Po przegranej Lecha Wałęsy i aferze "Olina" na początku 1996 r. postkomuniści zastąpili Malejczyka kontradmirałem Kazimierzem Głowackim, który karierę wywiadowczą rozpoczął jeszcze wcześniej, bo aż w 1968 r. Nie minęły jednak 2 lata, gdy kierownictwo WSI objął gen. Tadeusz Rusak - wojskowy, który od 7 lat kierował krakowską delegaturą UOP jako zaufany człowiek Jana Rokity. Po kolejnym zaś zwycięstwie SLD w 2001 r. na czele WSI stanął gen. Marek Dukaczewski, który z wywiadem związany był od 1976 r., a ostatnie lata spędził jako wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Ostatnim wreszcie szefem tych służb (od jesieni 2005 r.) był gen. Jan Żukowski, zwolniony wcześniej przez Dukaczewskiego, co skłoniło go do współpracy z politykami PiS i aktywnego udziału w likwidacji WSI. Jego nazwisko zamyka poczet ludzi, którzy przez 62 lata kierowali wojskowymi służbami naszego kraju, choć rzadko temu krajowi służącymi.


Paweł Siergiejczyk

kraj@naszapolska.pl

 

 

 

 

 

 

[ Powrot do strony glownej | Prenumerata | Spis artykułów

 

Copyright © 1997-2007 Wydawnictwo Szaniec

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz