Bajka pani Łosiewicz (KLOSS)
To był słoneczny, choć nie ciepły dzień. Król Donaldus I siedział na swoim tronie i ze spokojem oczekiwał na to, co miało się wydarzyć. To był wtorek. Od dziś wszystko miało być inaczej, lepiej, mądrzej. A to za sprawą Rady Mędrców, którą powołał król, by pomagała mu rządzić królestwem. Tego dnia na królewski dwór sprowadzić się miał siwy mędrzec Bieleckus. Miał on pokierować Radą i pomóc w kierowaniu królestwem.
Bieleckusa znał Donaldus od lat wielu. Nieraz mu już ten człowiek z siwą głową i rozbieganymi oczami pomógł, z niejednej opresji wybawił. Jak choćby wtedy, gdy okazało się, że część ludzi z dworu uwikłana jest w podejrzane konszachty z jednorękimi czarodziejami. Wtedy Bieleckus poradził, żeby wszystkich się pozbyć i tak uratować królestwo przed siłami ciemności. Donaldus posłuchał i odprawił ze swego dworu nawet księcia Schetynusa.
Król się zamyślił i sposępniał, przypominając sobie teraz biesiady ze Schetynusem i wspólne turnieje rycerskie. To już nie wróci. Król tłumaczył sobie, że musiał ratować tron i królestwo, ale coś nieprzyjemnie zaczęło go wiercić w klatce piersiowej, coś uciskało. Czyżby to było sumienie? zastanawiał się Donaldus.
W końcu to nie pierwszy raz pozbywam się bliskich ludzi z pałacu. Co będzie, jak lud zacznie we mnie widzieć bezwzględnego tyrana? - przemknęło przez myśl władcy. Pamięć spłatała królowi figla. Nagle z mroków przeszłości zaczęły się wyłaniać nieprzyjemne obrazy. Książe Olechus I, książe Płażys II, dworzanin Piskorkus, wierny przyjaciel Janus Rokitus, była też potężna księżna Zytencja III Wielka. Król zaczął sam siebie uspokajać.
Musiałem się ich pozbyć. Chcieli być samodzielni, niezależni. Dobro królestwa tego wymagało. Jak ja nie lubię być sam - pomyślał Donaldus I. I wtedy w jego uszach zaczęły złowrogo pobrzmiewać słowa przepowiedni, wypowiedziane przez nadwornego błazna. Ten fikając koziołki i rechocząc przeraźliwe pokrzykiwał jakiś czas temu na dziedzińcu zamku: Wasza Królewska Mość, mówią, że Schetynus nie zapomina, ma pamięć świetną, a charakter twardy. Długo potrafi nosić w sobie zadrę, aż w końcu przyjdzie dzień zadośćuczynienia. Jeśli nie jutro i nie za miesiąc, to za 10 lat. Trzeba się go całkiem pozbyć z królestwa, zamknąć daleko na wieży.
Ale te złe myśli przerwał mędrzec Bieleckus, który właśnie wkroczył pewnym krokiem do komnaty. Gdy król go zobaczył, na jego zatroskanym obliczu znów pojawił się dobrotliwy uśmiech, a w duszy zapanował spokój. Zaiste nadciągały nowe czasy, zaczynała się nowa epoka....
Tyle mówią bajki a jak jest w rzeczywistości?
Wiadomo że Donaldus Schetynus i Bieleckus to piłkarze.
Po wypadnięciu z gry Schetynusa cały dwór szukał
zawodnika który podobnie jak on wystawiałby piłki Donaldusowi by ten bez problemu umieszczał je w bramce
doznając orgazmu zwycięstwa.
A co z Księciem Pawlakusem?
Jest bezużyteczny.
Nie gra w piłkę tylko gasi ogień
Kiedyś ramię w ramię poszukiwali nowych krain do zdobycia....
.... ale trafili tu, właśnie tu,dokładnie tu.
- Pelargonia - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz