Kilkanaście miesięcy temu, na pewnej imprezie rodzinnej moja kuzynka - reporterka radiowa zwróciła się do mnie z pewnym pytaniem:

- Znasz się na prawie pracy? Bo moja bezpośrednia szefowa i koleżanka potrzebuje pomocy.

- Tak - odpowiedziałem - znam się, rozumiem, że sprawa poważna, referuj.

I tak oto, poprzez tzw osobę trzecią, stałem się de facto społecznym konsultantem prawnym pewnej szykanowanej redaktorki Polskiego Radia.

Porad udzieliłem od kilku do kilkunastu. Do pewnego momentu nie padały nazwiska, potem się okazało, że chodzi o Magdę Jethon.

Nagle fortuna wywinęła orła i pokazała swoją podeszwę. Osoba, której pomagałem stała się nagle sławna z tego, że zastapiła w Trójce niezmiernie cenionego przeze mnie Krzysztofa Skowrońskiego, co z kolei doprowadziło do autoeksmisji z Trójki kilku kapitalmnych redaktowów.

Co za szok! Nieukrywam, że poczułem się w pierwszej chwili nie halo. W końcu pomagając w utrzymaniu się jednej babki być może w konsekwencji przyczyniłem się do wykopsania innych ludzi.

Potem zastanowiłem się, przeczytałem jakiś tekst FYMa i powiedziałem DOSYĆ!

A co mnie k... to obchodzi? Każdy tam toczy jakąś swoją prywatną grę, o której guzik wiemy. Gdybym miał tak zawsze dzielić włos na czworo to musiałbym w ogóle zrezygnować ze swojego zawodu, ba - przestać pomagać komukolwiek i w czymkolwiek. Bo kto wie, potem może się umocni, ześwini lub podejmie jakąś szkodliwą decyzję.

Tego przecież nigdy nie można przewidzieć.

A juz najmniej postanowiłem sie przejmować ludziami mediów. Redaktorzy, redaktorkowie, dziennikarze lub prezenterzy - a co wy mnie wszyscy mozecie obchodzić, kiedy sami świecicie nierzetelnością, koniunkturalnością, debilizmem politycznym, pychą, brakiem poczucia przyzwoitości a nawet instynktu samozachowawczego. Nie jestem przekonany czy Wy dziennikarze jesteście tak bardzo godni by sie wami przejmować, gotowi do pomocy, etyczni i kierujący debatę publiczną na tory rzeczowej dyskusji oraz argumentów.

Przykład 1.

Pewien znany redaktor Reczpospolitej opluł wielokrotnie pewna blogerkę, która znalazła się w kłopotach twierdząc, że wiele lat badał sprawę, i że kobieta jest zwykła mitomanką oraz pieniaczką. Uwierzyła mu masa osób. Gdy dotarłem do oficjalnych dokumentów opisujacych faktyczny przebieg sprawy, absolutnie odmienny od tego o czym trąbił ten redaktor-badacz, dziennikarz zamiast huknać się w pierś i przeprosić wpadł w szał, wyzwał mnie od paszkwilantów bez zdolności honorowej i się obraził. Żadnego odniesienia sie do faktów, żadnego zmierzenia się z problemem czy choćby innej próby zachowania twarzy godnej profesjonalisty nie zaobserwowałem.

Przykład 2

Znana mi osobiście redaktorka Prokramu 1 Polskiego Radia jest na wszystkich imprezach najwiekszą zwolenniczką i obrończynią pięknoduchów z PO. Nie przeszkadza to jej zupełnie skarżyć się na brak zleceń, brak możliwości awansu i marne wynagrodzenie, gdyż Polskie Radio nie ma pieniędzy. Gdy zwróciłem uwagę medialnemu głuptaskowi, że zawdzięcza to swojej ulubionej formacji politycznej i Tuskowi, którzy przez pół roku próbowali przeforsować polityczną ustawę medialną i nawoływali powszechnie do niepłacenia abonamentu - dowiedziałem się, że ja za to jestem pisowcem popierającym ludzi bez kultury i klasy. Ups.

Przykład 3

Zwróciłem sie do jednej dziennikarki TV o pomoc w promocji serwisu dla szukających pracy www.hey-ho.pl . Dostałem cennik taki, że aż usiadłem. Było to pół roku temu. Posłuchaj - powiedziałem - ten projekt realizuje grupa ludzi zupełnie non profit, w ramach własnej fundacji, za swoje własne pieniądze, przy pomocy wolontariuszy i kilku innych organizacji, oraz pozyskanego sponsora. Oni nie mają tyle kasy, liczyłem raczej na Twoją życzliwość, bo projekt pomaga wielu potrzebującym pracy ludziom. "Dziennikarz to nie altruista" - dowiedziałem się - "nawet to co nie wygląda na zamówienie jest zazwyczaj na zamówienie" - dodała. Cóż było robić, Łazarz ani pisnął, wrócił do siebie i czapkę nacisnął.

6 miesięcy później, z tej samej TV i programu, w którym udzielała się rzeczona dziennikarka zadzwonił ktoś inny płacząc do słuchawki, by chociaż za niewielką (wzglednie) kasę pozwolić im zrobić materiał o hey-ho.pl, bo z powodu cięć spadają z anteny.

Epilog

Wiec teraz, gdy słyszę, że na bruk wylatuje jakikolwiek dziennikarz, lub inne zwierze medialne, choćby o najlepszym piórze lub talencie - mówię sobie w duchu: A co mnie to obchodzi? Nie mam sie czym/kim przejmować? Na pewno jakoś sobie poradzi. Tylu zna i tylu juz obrońców ma. Jak nikt z nas.

I idę do swoich zajeć.

http://antydziad.salon24.pl/159232,rozterki-prawnika-o-zwalnianiu-dziennikarzy