Jazgot porcelanowych piesków (Witold Gadowski)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Im dłużej żyje tym mniej uwagi zwracam na to co mówią „znani” dziennikarze.

Dzieje się tak dlatego, że życie dobitnie przekonuje mnie o tym, iż sądy medialnej „warszawki” nijak mają się do codzienności mojego kraju.

Ostatnio jednak zadałem sobie bolesną torturę i poczytałem felietony „gwiazd” polskiej żurnalistyki. Czym owe tuzy się zajmują?

Ano, jak można było przewidzieć, ...sobą.

 A to pan Bogdan gani pana Tomka co powoduje, że i pan Tomek ma temat do swojego utworu, a to pani Monika kokieteryjnie zżyma się na pana Jacka i tak w kółko Macieju.

W przypadku pani Moniki łapię się na tym, że z napięciem obserwuje czy nabotoksowane wargi wytrzymają sztuczne uśmieszki i ostentacyjne grymasy. Obiektywna pani redaktor ma ich bowiem cały zestaw na podorędziu: dla swoich i dla ciemnoty.

Niedawno z rozbawieniem obserwowałem jak relatywnie młodsza pani Moniczka brała udział w akademii ku czci „wielkiej polskiej poetki”...Olgi Jackowskiej, dla wtajemniczonych „Kory”. (Stara relacja, jeszcze z lat PRL - u)

Samouwielbienie naszych „celebrities (tu wole słowo „krzyczące gęby”)” zaczyna przypominać teatrzyk cieni, w którym tylko zainteresowani wiedzą o co chodzi, a cała reszta przygląda się temu z rosnącą obojętnością.

Dla „światłych komentatorów” istnieje tylko „warszawka”, a w niej okolice „spiżarni z konfiturami”, czyli miejsce gdzie dzielone są przywileje.

Tak się u nas utarło, że jeśli ktoś często zjawia się przed telewizyjną kamerą to natychmiast doznaje swoistej iluminacji i zaczyna także, niestety, pisać.

Światle, autorytatywnie, pouczając innych. I choćby plótł największe smalone duby to cały „dziennikarski Olimp” czyta te brednie i z zainteresowaniem cmoka.

Nikt takiej telewizyjnej kukiełce nie szepnie na ucho: „przestań się wydurniać”, nikt nie doradzi, że aby pisać felietony to należy posiadać jakiekolwiek poglądy, myśli, o przemyśleniach w tym wypadku trudno już mówić.

Jest nawet taki „tuz”, który się wziął za pisanie książek i powoli zbliża się do dalekowschodniego ideału ZEN– na przestrzeni kilkudziesięciu stron zawrzeć idealne nic.

Co więcej owo nic rozpisane jest na cudowny język nowomowy, składający się z kilkudziesięciu kluczowych zwrotów i bon motów. W PRL mieliśmy „rośnięcie w siłę”, „pojednanie”, „odrodzenie”. Teraz mamy „normalność”, „walkę z agresją”, „pełne zadumy konfirmowanie miłości”, „odpowiedzialną troskę”, „potępienie konfrontacyjności”.

Leje się więc z łamów rozlicznych pism beznadziejna breja pustosłowia, banału i jedynieszłuszniactwa. Nikt ze „światłych komentatorów”: panów Tomusiów, Andrzejków, poważnie wąsatych Jacków, Piotrusiów i całej reszty ich „naśladowców” nie narusza mdłych kanonów poprawności.

Nudne to i żałosne.

A przecież bywało inaczej. Działo się to niestety w czasach gdy prowadzenie jarmarcznego telewizyjnego show nie było przepustką na najbardziej liczące się łamy. W tej, słodko dziś wspominanej (w konspiracyjnych gronach intelektualnych dysydentów) epoce, zachowania dzisiejszych gwiazd kwitowane byłyby przez rasowych publicystów beznamiętnym wzruszeniem ramion, bowiem nie nadawałyby się nawet na minifeletoniki, no chyba, że wskrzesilibyśmy Wiecha.

Były to jednak czasy żubrów: – złośliwego Kisiela, wspaniałego Wańkowicza, upartego Cata Mackiewicza, chadzającego własnymi ścieżkami Kąkolewskiego, niezależnego Piotra Wierzbickiego, z epoki przed nudzeniem o muzyce w „Gazecie Wyborczej”.

Tak, tak , kiedyś droga młodzieży w gazetach pisali dżentelmeni, których nie tylko wyedukowano w sztuce pisania ale i … myślenia, o dobrych manierach nie wspominając..

Logika, niezależność i trzeźwy osąd w tym gronie uznawane były za kindersztubę publicysty.

Dziś publicystyka myli się naszym gwiazdom z pup – listystyką. Wazeliniarskim ślinieniem się do liderów „oświeconej i jedynej drogi”.

Sami siebie wytresowali tak, że na widok człowieka z powagą wypowiadającego słowo: „Polska” - warczą i szczerzą wypielęgnowane przez chirurgów plastycznych kły.

Utyskuje więc i narzekam, ale tak nie powinien kończyć się żaden felietonik.

Potrzebna jest jednak „łyżeczka miodziku”, światełko.

 Znalazłem je w czasie wizyty u starszego ode mnie o wiele lat dżentelmena w pokolenia owych żubrów właśnie.

Stateczny znajomy, słysząc kolejną moją jeremiadę nad zdurnieniem „naszych elit żurnalistycznych” (lubię to słowo bowiem blisko mu fonetycznie do słowa „żul”), wskazał na swój kredens i kolekcje ustawionych tam porcelanowych figurek piesków.

- Widzisz drogi Witoldzie, pieski jak wiesz często szczekają, ale spójrz na nie: czy słyszysz ich jazgot? –

Jegomość ów od wielu lat znany jest z olimpijskiego spokoju.

Porcelanowe pieski w swoim świecie też czynią jazgot. Sztuka polega jednak na tym, aby w świecie ich „ważnych spraw” nie przebywać.

Jeśli zrozumiemy, że życie jest gdzie indziej, wtedy do naszych uszu dojdą pierwsze odgłosy budzącej się wiosny czego Państwu serdecznie życzę…

http://wgadowski.salon24.pl/158771,jazgot-porcelanowych-pieskow
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz