Pudrowanie syfa. (Wojciech Sokołowski)

avatar użytkownika Redakcja BM24

Jak słusznie zauważył wczoraj, ktoś z Szanownych blogerów Salonu24, dziś na pewno PO wyskoczy z czymś co mogłoby przykryć zeznania Sobiesiaka.

Wprawdzie nie wybuchła prawdziwa petarda, w stylu ogłoszenia prawyborów w PO, albo ogłoszenie kandydata PO, na stanowisko prezydenta, a mieliśmy  - użyję tutaj określenia Jarosława Kaczyńskiego - zmokniętego kapiszona.
Oto bowiem Słońce Peru i Miszcz Bajeru, Genialny Szachista, wymyślił ogłoszenie na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych proponowane przez PO zmiany konstytucyjne. Dlaczego własnie na giełdzie zachodzą w głowę najwięksi znawcy. Wtrące swoje trzy grosze i o tym, ale troszeczkę później. Na chwilę obecną przyjżyjmy się proponowanym przez Donka et consores zmianom w konstytucji.

Zmiana pierwsza. z 460 do 300

Zwolennikiem marnowania publicznych pieniędzy nie jestem, i właściwie trudno mi wymienić Sejm którejś kadencji który moim zdaniem zasługiwałby na swoje zarobki, zawsze i zdecydowanie sprzeciwiam się podnoszeniu diet poselskich, które to nie idą zazwyczaj na pracę biura sejmowego danego posła czy senatora, a są bezmyślnie konsumowane. Jestem w stanie zgodzić się nawet tutaj z posłem Palikotem, który zauważał że brakuje pieniążków właśnie na specjalistyczne analizy.

Jakkolwiek pomysł zmniejszenia liczby posłów do 300 - skąd swoją drogą ta liczba? -

uznaję za populistyczny i głupi stanowiony w oparciu nie o rzetelną analizę a o słupki sondażowe.

Gdyby premier w rzeczywistości chciał przeprowadzić reformę parlamentu jesli chodzi o wybieralność, usiadłby do rozmów z bratnimi towarzyszami z PiS, i debatował o mieszanym systemie wyborczym. Gdyby zaś faktycznie chciał pojechać po bandzie, powinien wprowadzić system większościowy. Ale na jechanie po bandzie premier nie ma głosów, zaś system mieszany jest zdecydowanie lepszy od obecnego, bo daje możliwość wyborów większościowych, i większej kontroli tego co wybrani przez nas parlamentarzyści robią w wyższej czy niższej Izbie.

"Reforma" a jakże nie ominęła także Senatu. Ze stu senatorów ostać ma się 49. I kolejne zdumienie. Bo Senat mimo wszystko gdyby obywateli popytać kojarzy się obywatelom zdecydowanie bardziej pozytywnie niż Sejm.
I dalej. Chcąc prawdziwie reformować drugą izbę premier zaczerpnąłby z dobrego wzorca zagranicznego. I Izbę wyższą uczynił Izbą Województw, można wtedy dyskutować o zmniejszeniu liczby przedstawicieli, ale samo odejmowanie dla odejmowania, i twierdzenie że dzięki temu poprawi się jakość pracy. Bzdura.

Kolejną zmianą cyferkową, jakże fundamentalną i ważna dla obecnego funkcjonowania państwa polskiego jest podniesienie liczby wymaganych podpisów, ze 100 tys, do 300 tys. Istotnie, wpłynie to znakomicie na poziom funkcjonowania polityki w tym kraju.

Tyle o zmianach cyferkowych. Obiecałem wrócić do tego dlaczego te zmiany premier oznajmia właśnie na giełdzie. Widuje się różne konferencje różnych prezydentów, ale jak żyję nie widziałem żeby zmiany konstytucyjne ogłaszali oni w miejscu które jeśli ma coś wspólnego z polityką to tyle, że może być barometrem jej prowadzenia. Ale ogólnie liczą się tam procenty cyfry plusy minusy mnożniki dzielniki pochodne fixingi, akcje i reakcje, indeksy i można by tak jeszcze długo.

Dochodzę więc do prostego wniosku że obecnie urzędujący premier lubi cyfrerki, najbardziej oczywiście te sondażowe dla niego samego później te najbardziej sondażowe dla PO, a później pewnie są w kolejności też jakieś sondaże, jakie trudno mi powiedzieć. Ilekroć słyszę o sondażach wyborczych, przypomina mi się znakomita uwaga, Jay'a Leno - amerykańskiego humorysty, gospodoarza programu Tonight Show with Jay Leno. Stwierdził kiedyś " Że gdyby wybory odbywały się dziś, poszedłby do nich tylko ten idiota przeprowadzający sondaże"

Wracając do cyferek, giełda znakomicie się do tego nadaje, tam same cyfry, z plusem, lub minusem, doprawione odpowiednimi kolorami, tu zielone - dobre, tam czerwone - złe. Prosty przekaz. Wczoraj dzięki obradom komisji hazardowej można się było przekonać jak prostych znajomych mają politycy PO. Żeby wręcz nie użyć innego słowa.....

Pora na zaproponowane zmiany nie cyferkowe.
Na pierwszy ogień poszły uprawnienia prezydenta, i sławne VETO, które zapewne dręczy tak w koszmarach samego premiera a wyborców PO doprowadza do białej gorączki, jak to ten Lechu z pałacu wetując nie pozwala nam rządzić.
Pisałem kiedyś i o tym udowadniając jednej z tutejszych blogerek jak wielką bzdurę popiera, kto wie może dotarło. Tusk veta znieść nie chcę, natomiast chcę dać parlamentowi oręż w walce z prezydentem, odpowiednio wzmacniając parlament, poprzez obniżenie wymaganej przez Konstytucję większości, która jest potrzebna do odrzucenia prezydenckiego veta.
Pomysł idealny. Skoro nie umiem prezydenta - obojętnie jakiej opcji będzie to prezydent  - bo kadencja Lecha Kaczyńskiego skończy się teraz albo później, w zależności od wyniku wyborów. To pozbawię tegoż prezydenta możliwości nie zgadzania się ze mną i blokowania być może niedobrego prawa.

Istotnie zmiany godne męża stanu.

Osłabienie veta po drugie ma charakter czysto polityczny i przypomina mi kombinacje z projektem konstytucji za czasów prezydentury Wałęsy, a jeszcze przed prezydenturą Kwaśniewskiego. Grano na maxymalne osłabienie możliwości Wałęsy. Przez 10 lat później zapewne Aleksander Kwaśniewski, miał się nad czym zastanawiać.

Istotnie zmiany godne męża stanu.

Kolejna zmiana dotyczy poselskiego immunitetu. Znając jego charakter i zakres obowiązywania jestem jego zagorzałym krytykiem. Natomiast próba tego co chce z nim wyczyniać PO jest zupełnie idiotyczna. Zamiast skutecznie go ograniczyć do spraw związanych z działalnością poselską. A więc na pewno nie będzie taką działalnością zatrzymanie jednego czy drugiego posła jadących po kielichu na dwóch gazach, awanturujących się w dyskotekach, czy też wciągających gdzieś nosem ścieżki białego proszku. Tego immunitet i legitymacja poselska nie powinna obejmować, i wystarczyłoby to tylko odpowiednio zapisać. W zamian proponuje się jakąś kompletnie poronioną procedurę, nadawania immunitetu. Nie wiem w jakim Bantustanie obowiązuje takie prawo, może gdzieś w okolicach Jamajki, o czym doniosła prasa Bronkowi Komorowskiemu i ten poleciał z tym do premiera.

Na koniec łyżka miodu w beczce dziegciu.

Trybunał Konstytucyjny miałby 3 miesiące na rozpatrywanie projektów ustaw skierowanych do TK przez prezydenta. Pomysł z ograniczeniem tego terminu jest znakomity, pytanie tylko czy terminu nie powinno się jednak odrobinę wydłużyć. Za to można jednak przyznać plusa.

Najważniejsze jednak, żeby plusy nie przesloniły nam minusów.

Wojciech Sokołowski

http://sokolowski.salon24.pl/156595,pudrowanie-syfa

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz