Świadek na ślubie Moczara przyjaciel tow. Jaruzelski (rekontra)

avatar użytkownika Maryla
Monika Olejnik: Niechlubną kartą w pana historii było to, co zostało pokazane w tym filmie – czystki oficerów pochodzenia żydowskiego, lub też oficerów, których żony były niedobrego pochodzenia.
Wojciech Jaruzelski: No znów, jest mi bardzo przykro, że muszę właściwie zacząć od abecadła, chociaż czas nie pozwoli, aby to rozwinąć, ja...
(…)
Monika Olejnik: A przeciwstawił się pan temu, kiedy wydalano ludzi pochodzenia żydowskiego.
Wojciech Jaruzelski: Przede wszystkim to nie była sprawa tak wyrazista i tak oczywista w każdym przypadku. Ja już wielokrotnie, przyznam się, że już w dużym stopniu zmęczenia mówię - niezwykle żałuję, ubolewam, wstydzę się nawet, że nie potrafiłem, mimo, że nie byłem ministrem jeszcze wtedy - huknąć pięścią w stół nie pozwalam, nie zgadzam się, tym bardziej, że przecież byli wśród tych, którzy opuścili kraj ludzie mi bliscy, przyjaźni, po dzień dzisiejszy niektórzy są moimi przyjaciółmi.
 
Generał Tadeusz Pióro w swoich wspomnieniach „Armia ze skazą” pisze o Jaruzelskim (s.388-389).
„Po nagłym skoku z dywizji na zarząd polityczny woj­ska jego podwładnymi stali się pośrednio ludzie, którym niedawno on sam podlegał, a że słabością każdego szefa jest pragnienie, aby niżej stojący jemu właśnie zawdzięczał swoje awanse, miast trakto­wać go jak równego, to każda okazja pozbycia się niegdysiejszych przełożonych mimo woli jest traktowana jako sprzyjająca zmianie pożądanej. Niemniej pierwsza połowa lat sześćdziesiątych była dla Jaruzelskiego okresem nabywania umiejętności poruszania się w nie znanym mu, drapieżnym środowisku władzy, a równocześnie umacniania się na zajmowanej pozycji. Doskonalił się w tym, w czym doszedł do perfekcji: w kunktatorstwie, w umiejętności wy­powiadania zdań, które poza stylistycznym efektem nie zawierały konkretów, każdy mógł je interpretować na swój sposób.
Ale w roku 1967 ten okres miał już za sobą i od jego postawy zależało wiele. Nie sądzę, by sprzyjał inwigilacji i fabrykowaniu fałszywych oskarżeń, znam go wystarczająco dobrze, by odrzucić takie przypuszczenie. Bezsporna jest natomiast jego aprobata dla dokonywanych czystek, bezpośrednie, aktywne w nich uczestnicze­nie. W rozmowach z niektórymi „ubolewał" nad niesprawiedliwo­ścią kierowanych przeciw nim zarzutów, więcej jednak było w tym obłudy niż żalu. Wielu też miało do niego pretensje, niektórzy uwa­żali go wręcz za jedną z sił napędowych zwolnień, i taką ich opinię wzmocniły degradacje wszystkich oficerów pochodzenia żydo­wskiego, którzy nie wytrzymując szykan decydowali się na wyjazd do Izraela. Degradacje nastąpiły dopiero w 1972 roku, a ponieważ byli to oficerowie w stopniach nie wyższych od pułkownika - de­cyzje pozostawały w gestii Jaruzelskiego, wówczas ministra obrony narodowej; generałów musiałaby degradować Rada Państwa, roz­głos zaś nie był tu wskazany.
Okazując chłodną obojętność wobec bliskich mu nawet ludzi, Jaruzelski niewątpliwie orientował się, że ma do czynienia z kłam­stwem i bezprawiem - słuchał jednak bardziej Kufla niż swojego sumienia. Widocznie ważniejszy był cel, do którego zdążał po dro­dze pełnej wybojów i skrętów, nie troszcząc się o powalonych na jej poboczach. Istnieje tu zresztą sporo niewiadomych, których nie wy­jaśnią pozostawione dokumenty ani relacje poszkodowanych.
Jaką rolę na przykład odgrywały rutynowe przyjęcia w mieszkaniu mini­stra Moczara dla osób dysponujących w owym czasie najwyższym chyba zakresem władzy? Nie wymienię wszystkich nazwisk, mógł­bym bowiem kogoś pominąć, a to byłoby niesprawiedliwe. W każ­dym razie do stałych gości należeli Ryszard Strzelecki, Grzegorz Korczyński, Franciszek Szlachcic, no i Jaruzelski. Niełatwo było zapewne temu mało komunikatywnemu, zamkniętemu w sobie człowiekowi, niezbyt jeszcze pewnie czującemu się na obcym mu politycznie gruncie, pełnemu kompleksów, udręczonemu nieustają­cą samokontrolą i w dodatku nie pijącemu alkoholu (wyjątek chyba w tym towarzystwie) - dostosowywać się do obcych mu duchowo i kulturowo osobników, udawać jednego z nich z tego tylko powo­du, że od nich zależało więcej niż od innych. Porzucił też ich naty­chmiast, gdy przestali być tym, czym byli. Ale wtedy, w owym gro­nie (a bywał tam również Gomułka), w atmosferze intymności, nie­wątpliwie omawiano kwestie personalne wojska, padały nazwiska, nadawano bieg sprawom.”
 
Zajrzyjmy do pracy Krzysztofa Lesiakowskiego  „Mieczysła Moczar” (Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 1998), żeby upewnić się – jaki był charakter związków  Jaruzelskiego z Moczarem.
 
Zestaw ludzi, którzy przewinęli się w okresie lat sześćdziesiątych przez dom Moczara (willa przy ul. Karwińskiej, później mieszkanie przy ul. Frascati):
„Wiceminister Franciszek Szlachcic w swoich wspomnieniach pisząc o tym, jak wkrótce po objęciu funkcji w MSW został włączony do grona przyjaciół Moczara, przytoczył szereg nazwisk ludzi, którzy spotykali się w domu „Mietka". „Franek" określił to mianem „czwartków u Mieczysława". Spotkania te dość po­wszechnie wiązano z działalnością grupową czy frakcyjną „par­tyzantów". Pamiętać jednak trzeba, że nie wszyscy tak sądzą. Dla J. Ptasińskiego były one jedynie wyrazem normalnych, ludzkich kontaktów. Przywoływany już F. Szlachcic odnotował, iż na kolacjach z dobrą kawą i winem bywali u Moczara: Gomułka, Z. Kliszko, I. Loga-Sowiński, G. Korczyński, W. Jaruzelski, W. Namiotkiewicz, M. Swiostek-„Róg", K. Sidor, Jan Szczepański.” (s.343)
 
Z relacji Alfredy Moczar – żony Mieczysława Moczara:
„Do kręgu bliskich przyjaciół Moczara w tym okresie można zaliczyć jedynie G. Korczyńskiego, L Logę-Sowińskiego, M. Świostka-„Roga", W. Jaruzelskiego, F. Szlachcica, Jana Wasilewskiego i Jerzego Kilianowicza (brat G. Korczyńskiego) oraz marszałka M. Żymierskiego-„Rolę" . (s.350)”
 
Jaka jest wiarygodność słów Jaruzelskiego, który jakoby chciał huknąć w stół, skoro dowiadujemy się, że w następnym roku po wydarzeniach marcowych Jaruzelski był świadkiem na ślubie swojego przyjaciela Mieczysława Moczara:
 
(Mieczysław Moczar) … Związał się z młodszą o 17 lat sekretarką, pracującą razem z nim w MSW od 1956 roku. Niewiemy, kiedy został nawiązany romans między „Mietkiem" i jego przyszłą żoną Alfreda, czy było to jeszcze przed, czy też dopiero porozwodzie? Faktem pozostaje, że 24 lipca 1969 roku w Warszawiewzięli ślub. Rzeczą ciekawą, szczególnie w kontekście późniejszychzmian, jest to, że świadkami na ślubie byli: żona wieloletniego przyjaciela Moczara — I. Logi-Sowińskiego i gen. W. Jaruzelski, w tym czasie bardzo blisko związany z „Mietkiem".
 
 
Ciekawe zatem, w który stół chciał huknąć pięścią towarzysz Jaruzelski ? W stół Mieczysława Moczara?
Na koniec – sięgnę do pracy historyka doktora Lecha Kowalskiego „Generał ze skazą” zacytuję fragmenty wystąpienia towarzysza Jaruzelskiego: (Protokół z zebrania sprawozdawczo-wyborczego POP pionu operacyjnego SztabuGeneralnego 3.04.1968 r. CAW, sygn. nr 1595 / 6, t. 5.)
 
"W Sztabie Generalnym WP wydarzenia marcowe podsumowano w wio­dących POP. W przypadku pionu operacyjnego doszło do tego 3.04.1968 r., kiedy po referacie sprawozdawczo-wyborczym, który wygłosił płk Jarczyński, rozgorzała dyskusja.
Zabierając głos, Jaruzelski wówczas stwierdził m.in.:
 „Bardzo niebezpieczne dla nas są liczne wewnętrzne i zewnętrzne powiązania syjonistyczne i prosyjonistyczne występujące w postaciach mafij­nych i indywidualnych.... Milczenie i brak ustosunkowania się wysoko posta­wionych towarzyszy pochodzenia żydowskiego stanowi pożywkę dla naszych wrogów z zagranicy - dla propagandy zewnętrznej. Przyczyny tego stanu rze­czy są pierworodne - narastały przez wiele lat... . W KPP towarzysze pocho­dzenia żydowskiego stanowili dużą część aktywu; z tytułu tej działalności za zasługi dano im rekompensatę. To nie było działanie celowe, tak się złożyło na skutek posunięć w kierunku faszyzacji Polski - i wtedy KPP była dla wielu schronieniem przed faszyzmem. Obok tego szczególnie po wojnie występuje inne zjawisko - mianowicie celowa dążność do usadowienia ludzi pochodze­nia żydowskiego na wielu wysokich stanowiskach - w czym celował szczególnie tow. Zambrowski.
Taki stan rzeczy trwał długo, rozrastał się, powsta­wał tzw. rak kadrowy; przy tej okazji także różne parasole i tarcze ochronne, które to sankcjonowały. Dlaczego nie było przeciwdziałania w tej dziedzinie, co byłoby korzystne nawet dla samych towarzyszy pochodzenia żydowskie­go.... Jak wykazało doświadczenie, problemy syjonizmu tkwiły podskórnie u większości towarzyszy pochodzenia żydowskiego, jednak nie mieliśmy takie­go rozeznania. Nowe jakości, które odsłoniły ten stan rzeczy, zaczęły się kształtować po ukształtowaniu się państwa Izrael w 1948 r., a potem wystąpiły znacznie jaskrawiej po agresji Izraela w roku 1956. Jednak w tamtym czasie inne ważne problemy naszego państwa nie pozwoliły nam na bliższe zajmo­wanie się tymi sprawami. Dopiero agresja izraelska w 1967 r. spolaryzowała istniejące ukryte siły - co było zaskoczeniem nawet dla kierownictwa naszej Partii".
 
W dalszej części wystąpienia Jaruzelski ganił Polaków pochodzenia ży­dowskiego za zbyt spóźnione odcinanie się od syjonizmu - jego zdaniem -„skromne i nieliczne". Marcowy pogrom nazwał dużą porażką wychowawczą na odcinku studenckim. Zapowiadał wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do winnych. Jaruzelski nie pochwalił się, że wcześniej zdecydował o utworze­niu trzech obozów zsyłkowych dla niepokornych studentów w oddalonych garnizonach wojskowych. Skrytykował Kościół (właściwie ciesząc się), że: „Kler się spóźnił, działania nie były zgrane, ale mogą to jeszcze naprawić" -konkludował. Jednocześnie wziął w obronę milicję, uważając, iż właściwie „rozwiązywała" wiece studenckie na uczelniach. Pochwalił tzw. aktyw robot­niczy, który wspólnie z MO rzekomo bił studentów pałkami. Wyraził oddzielne słowa uznania przedstawicielom LWP, którzy w cywilnym przebraniu, uzbroje­ni w pałki milicyjne, bili studentów na dziedzińcach warszawskich wyższych uczelni. W tej sprawie Jaruzelski był bardziej konkretny:
„Nasza kadra wystę­powała z pałkami jako aktyw partyjny - dobrze że nie z bronią czego wróg bar­dzo pragnął. Poszukiwano trupa, wywieszano fałszywe klepsydry - na szczęście trupów nie było. Wystąpiliśmy bez mundurów jako pierwszy rzut Partii wspólnie z robotnikami".
Według Jaruzelskiego wojsko wykonało swoje zadanie z honorem.Wojsku nakazał dużą czujność i odporność, jednocześnie wyczulał na perfidne hasła: „Wysuwano - stwierdził - postulat drugiego śnia­dania dla wojska", co uznał za ingerencję w wewnętrzne sprawy armii. Za to też obwiniał syjonistów. W wystąpieniu swoim zawarł jeszcze więcej inwek­tyw, mających wrogo ustosunkować zebranych do Polaków narodowości ży­dowskiej. Z odczuciami Jaruzelskiego sympatyzowało wielu członków tej POP, którzy następnie zabierali głos w dyskusji ..... " (s. 308-309)
 
Dlaczego milczą historycy? Czy tak zostali sterroryzowani przez dziennikarskich (medialnych) pałkarzy? Dziennikarskich cyngli?
 
Napisałem ten tekst tylko dlatego, że jestem po lekturze ataku giewu na profesora Jasiewicza. Ale o jego doskonale udokumentowanej pracy (jestem świeżo po lekturze) o rzeczywistości sowieckiej 1939 - 1941 innym razem. Te wszystkie niepokojące wydarzenia się ściśle ze sobą łączą.
ps. sorki za literówki i ewentualne przeskoki i błędy ale kwestia czasu :)
http://rekontra.salon24.pl/155570,swiadek-na-slubie-moczara-przyjaciel-tow-jaruzelski
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz