65 lat temu Armia Czerwona na własne oczy ujrzała los, jaki ludzie ludziom zgotowali w Auschwitz. Zapewne niejednemu z żołnierzy nogi zadrżały, pewnie też chęć odwetu spowodowała większą tym zaciekłość, im bliżej byli Berlina. Kilka miesięcy później drżenie jednak ustało, bo trudno byłoby w takim stanie przygotowywać transporty ludzi do gułagów.

"Historia magistra vitae est" to jedno z największych kłamstw naszej (i nie tylko) epoki. Obóz Auschwitz - Birkenau, Katyń, Jedwabne wzbudzają w nas odrazę. Robią to jednak tylko dlatego, że są nadal namacalnym zagrożeniem naszej egzystencji. Pokolenie lat osiemdziesiątych, czyli moje pokolenie, jeszcze od własnych dziadków może usłyszeć nie historię, ale wspomnienia. To dlatego czujemy gniew i niechęć, bo są to opowiadania o ludziach, którzy skrzywdzili naszych najbliższych, którzy mogli pośrednio nas skrzywdzić. Nie oszukujmy się, że taki sposób myślenia o II wojnie światowej stanie się udziałem naszych wnuków. Tak samo, jak dla nas rewolucja francuska czy I wojna światowa. Ta pierwsza jest dla nas symbolem oświecenia, druga to fakt historyczny, w którym podane na kartach książek liczby ofiar mają jedynie wartość statystyczną. 

Żądzą nami emocje i troska tylko o swój spokój. Tak samo, jak niegdyś mocarstwa ignorowały zagrożenie związane z dojściem Hitlera do władzy, tak my ignorujemy sytuację w Afryce. Europę nieraz wyniszczały wojny i epidemie. Wydaje się nam, że sobie z tym poradziliśmy i możemy żyć bezpiecznie ignorując sytuację na Czarnym Lądzie. Nawet AIDS, które przedostało się do świata zachodniego nie zapaliło w nas kontrolnej lampki. Ucywilizowaliśmy tę chorobę, stała się niejako elegancka. W dodatku mówi się nam, że prezerwatywa załatwi sprawę. To, że na południu masowo umierają na nią ludzie, nikogo nie niepokoi.

Czujemy się bezpiecznie w naszym gniazdku, bo wydaje się nam nierealne, by ktoś mógł zakłócić ten spokój. Jeden z najmniejszych kontynentów na świecie uznał, że emocjonalny stosunek do niedawnej przeszłości połączony z dogadaniem się między sobą załatwi sprawę i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Chyba warto wziąć pod uwagę to, że wojny światowe wcale nie muszą zaczynać się w Europie. Najwyższy czas uświadomić sobie, że nie jesteśmy już centrum świata. Już dziś staliśmy się biernym uczestnikiem starcia Stanów Zjednoczonych ze światem muzułmańskim. Niewiele mamy do powiedzenia w tym konflikcie, naszym głównym zadaniem jest dostarczanie ludzi dla US Army. 

Historia niczego nas nie nauczyła. Zazwyczaj i tak nie zareagujemy, dopóki krzywda nie dotknie nas bezpośrednio. Cały czas żyjemy tym, co dzieje się dzisiaj. A czasem wystarczyłoby tylko otworzyć oczy, wyostrzyć słuch i zapytać: "quo vadis?"