Transportując wieprzki z kąta w kąt

avatar użytkownika FreeYourMind

Wywiad z S. Latkowskim zawiera wiele ciekawych spostrzeżeń, które właściwie mają charakter alarmujący, nie widzę jednak, by wywołały one burzę w mediach. Powiedziane jest jasno, że w środkach przekazu III RP działa agentura („dziennikarze nadal są werbowani. Ale powiem panu coś więcej – otóż w połowie lat 90. w polskich mediach funkcjonowali oficerowie pod przykryciem, czyli nie żadni dziennikarze – agenci, ale wręcz kadrowi oficerowie Urzędu Ochrony Państwa!”) oraz, że tak naprawdę, weryfikacja esbeków na początku lat 90. była czystą fikcją. Niby są to rzeczy, o których każdy rozgarnięty obserwator „sceny politycznej” wie od 20 lat, ale miło, gdy ktoś oficjalnie potwierdza tę wiedzę.

Zwykły człowiek bowiem pewne rzeczy musi odkrywać, analizując pracę funkcjonariuszy medialnych, dostrzegając ich ewidentną stronniczość, przeinaczanie czyichś wypowiedzi, deformowanie faktów, dobieranie do rozmów specyficznych gości (im więcej przedstawicieli czerwonej lub różowej nomenklatury, tym większa pewność, że mamy do czynienia z pracownikiem Ministerstwa Prawdy) czy po prostu suflowanie odbiorcom przekazu medialnego pseudotematów, czyli kierowanie debaty publiczne na ślepe tory – no ale zwykły człowiek nie dysponuje możliwościami sprawdzenia danych werbunkowych ani listy płac w Bezpiece. Na szczęście w Polsce ludzie z Bezpieczeństwa (gdziekolwiek są – w jakiejkolwiek dziedzinie, czy to w mediach, czy „na odcinku kultury”, czy w rozrywce, czy w gospodarce, czy w polityce po prostu), czują się tak pewnie, czują, że nikt ich „nie ruszy” (całkiem słusznie, skoro nie ruszono ich od 1989 r.), iż nawet specjalnie się nie kryją z tym, że tworzą wspólnie „państwo w państwie” czy też, mówiąc językiem Orwella, „partię wewnętrzną”.

W Polsce mamy więc w większości media ręcznie sterowane i nic nie wskazuje na to, by sytuacja w najbliższym czasie miała ulec zmianie. Z tego też powodu Latkowski wzdraga się przed podaniem nazwisk tych osób „na odcinku dziennikarstwa”, które uważa za współpracowników służb.

„U nas nie ma nowych służb specjalnych, to mit. One tylko pozornie były tworzone przez ludzi, którzy nie mieli nic wspólnego z SB. Rozumiem, że potrzebni byli fachowcy, ale dlaczego aż tylu esbeków przeszło weryfikację?! Znalazłem oficera, który nawet formalnie nie powinien jej przejść, bo jeszcze za Kiszczaka powinien mieć wszczęte postępowanie karne, ale nic mu się nie stało, bo był synkiem szefa ZOMO. I co się z nim dzieje? Zostaje przyjęty do UOP i trafia do grupy Lesiaka!”

Tak to mniej więcej wygląda i nie pozostaje nic innego, jak tylko te wszystkie ciemne sprawy ujawniać, a ludzi z cienia oświetlać. No ale kto to zrobi? Może i sam Latkowski, skoro szykuje książkę o mafii rządzącej Polską i daj mu, Panie Boże, zdrowie, by przypadkiem nie stało się z Latkowskim to, co z W. Sumlińskim.

Jedna rzecz wyjątkowo zwróciła moją uwagę. Latkowski w pewnym momencie wspomina pewien intrygujący epizod z lat 80.:

„W ramach gospodarskiej wizyty generał zwiedzał PGR, więc żeby mu pokazać, że chlewnie są pełne, PGR wypożyczały sobie świnie, a wojsko je transportowało. W ten sposób Jaruzelskiemu dwa razy pokazywano te same wieprzki.”

I pomyślałem sobie, że to kapitalny obraz polskiego „dziennikarstwa” na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Wprawdzie oprócz tych samych wieprzków, które znakomicie sobie żyły w poprzednim pegeerze (peerelowskim Ministerstwie Prawdy), pojawiły się nowe, młodsze wieprzki w nowym pegeerze (Ministerstwo Prawdy III RP), ale mechanizm służalczości wobec Bezpieki i osłaniania polityczno-biznesowego establishmentu funkcjonuje bez zmian. Transportowani z kąta w kąt spełniają te same zadania, tzn. udają przed „Władzą”, iż istnieją środki przekazu, które stanowią „pas transmisyjny” między politbiurem a „masami”. Zastanawiam się, ilu z nich doskonale się przy tym bawi, choćby na głośnym, corocznym balu charytatywnym, na którym w pięknym stylu mieszają się wszyscy w chocholim tańcu i „cały wiruje ten świat”. Ich świat.


http://www.rp.pl/artykul/61991,420323_Mam__na_pienku__z_kazda_ekipa.html
http://www.efakt.pl/Zobacz-kto-bawil-sie-na-Charytatywnym-Balu-Dziennikarzy,galeria,1210,1.html

4 komentarze

avatar użytkownika Panna Wodzianna

1. Służalczość

Konformizm wobec władzy jest powszechny - to cecha ponadustrojowa. Występuje równie dobrze w państwach, jak i małych firmach czy rodzinach. Jest kwestia "tylko": 1/ jak wielkiej części społeczności dotyczy konformizm, 2/ na ile jest intensywny (czy przybiera formę służalczości), 3/ jakie grupy / osoby są szczególnie zarażone, 4/ czy władza lubi pławić się w cudzym poddaństwie,
avatar użytkownika nielubiegazety2

2. Witaj Panno

Nie przypuszczałem, że przyjdzie mi kiedyś ze spokojnym sumieniem napisać po Panny politycznym głosie AMEN. Może wbrew intencji, ale jednak :) Chodzi o to co wczoraj pisalem w innej sprawie. O proporcje. O to czy jkakieś działanie jest skierowane tylko w celu wyeliminowania zła przy jak najmniejszych stratach atakującego dobra, czy jest działanie zła, choćby z takimi intencjami co do strat własnych. Oczywiście można w suchych liczbach porównać niemieckie bombardowanie Coventry z alianckimi nalotami dywanowymi na przemysłowe miasta w Zagłębiu Ruhry, bombardowaniem Drezna i zrzuceniem bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Sam dołożę do tego nalot na Tokio. Nie chodzi o symboliczny rajd płk. Doolitle z XI 1942, lecz nalot dywanowy z lutego 1945 r. w którym zginęło, w zależności od źródeł od 150.000 do ćwierć miliona Japończyków (ofiar głównie burzy ogniowej, w mieście zbudowanym nie z cegieł tylko drewna i papieru). Czy ja alianckie naloty usprawiedliwiam. Tak, i nie tylko usprawiedliwiam. Nie dopatruję się nich niczego złego. Zło wydało totalną wojnę i spotkało się z odpowiedzią zaatakowanego. Ginący w nalotach cywile, to społeczeństwo, które kilka lat wcześniej masowo i spontanicznie wiwatowało na cześć tego, ktory nie tylko przywrócił "godną" pozycję narodowi niemieckiemu lecz obiecał powiększenie koniecznego ponoć dla przetrwania narodu lebensraum. Społeczeństwa, które dla chwały Cesarza i Cesarstwa nie podjęło się przepłynąć wpław Pacyfiku tylko go podbić. Ukazały się niedawno dokumentalne serie filmowe dotyczące III Rzeszy. Nie piszę o norymberskich Parteitagach, tylko o gospodarskich wizytach Hitlera. To nie są ludzie wygnani z zakładów pracy i ustawieni pod sznurek na placu. To są ludzie wiwatujący z okazji kolejnych podbojów Austrii, Czechosłowacji, Polski, Europy Zachodniej, Sowietów. Powiększanie terytorium Tysiącletniej Rzeszy wzbudzało autentyczny entuzjazm. Widzę nie kibiców cieszących się ze zwycięstwa niemieckiego sportowca na olimpiadzie. Ekstazę wywoływał podbój i upodlenie innych narodów. Miara, skala, proporcje. Nawet w sprawach absolutnie mniejszej rangi nie można pomylić konkursu na blogera roku oraz nagrody w postaci laptopa i uścisku dłoni Żakowskiego z konlawe i wręczeniem kluczy do Stolicy Piotrowej. Trzeba się trochę ogarnąć i nie wyzywać innych od ubeków. Nawet nie o to chodzi, że oskarżonym o stosowanie ubeckich praktyk jest znany publicysta o ogromnej wiedzy i erudycji. AMEN :)
nielubiegazety2
avatar użytkownika Panna Wodzianna

3. >> NG2

Mój komentarz klasyfikuje na zimno, Twój wartościuje. A blog roku jest przedsięwzięciem komercyjnym (nisko koszt, wysoka marża, niezły image). Przy okazji: wczoraj onet doniósł, że w 1974 Papa Doc skasował kontytucyjny zapis, na mocy którego od czasów postNapoleońskich Haiti z automatu przyznawało obywatelstwo chętnym Polakom. Przyczyna: wynik meczu w piłkę kopaną na jakichś mistrzostwach.
avatar użytkownika nielubiegazety2

4. Polska Haiti 7:0

Jw.
nielubiegazety2